Reklama

  

Reklama

 

Jak Polska długa i szeroka, lęgną się a rozlegają pieśni, hymny, pienia anielskie i słodkie pomruki. Osrebrzył Adaśko naród nadwiślański i w srebrnej glorii kroczy teraz naród. Przyświeca srebrna aureola Zbyszkowi co na tramwaju do fabryki jedzie, Kryśce z delikatesów, tuptającej po lodowym chodniku, w srebrnym blasku posuwa dziatwa do szkół i przedszkól, w blasku srebrzystym psy podlewają latarnie.

Złości mnie to.

Złości okrutnie mnie to, bo jakże ma nie złościć? Wszak drugie miejsce oświetla to srebro. Drugie. DRUGIE! Nie pierwsze. A w sporcie… W sporcie jak wiadomo liczy się tylko jedno, i nie jest to, jak to dziad jeden niegdyś wypierdział ustami, ach nie jest to wcale uczestnictwo. Wygrana się liczy. Zwycięstwo. Miejsce pierwsze, lub żadne. Po to się sportem człowiek para, by wyższość swą nad drugim okazać. By łapy w górę wznosić i patrzeć z podium wysokości, na tych nieudaczników poniżej, co w sztucznych uśmiechów fałszywości ściskają krążki z marniejszych kruszców, krążki niegodne, krążki sercu wstrętne, krążki co by je najchętniej na ziemię cisnęli i obcasem w nią wgnietli. Nie wgniotą i nie cisną, bo uśmiechać się muszą i patrzeć na blask tryumfu tego, co złotem udekorowany razi ich zazdrosne ślepia. Ha! To jest smak sukcesu, tu jest duch rywalizacji, na tym, ach na tym polega sport. Nie będą mi srebrem oczu mydlili, ci, co nagrody pocieszenia oklaskami witają. Nie będę na lotnisku Adasia oczekiwał, na rękach go nosił, gratulacji wysyłał. Dla plebsu, motłochu zostawiam tę tanią uciechę. Bo dla mnie i dla każdego rozumnego, myślącego, PRAWDZIWEGO fana sportu, liczy się tylko jedno: nie wygrał! Nie wygrał więc przegrał, drugie miejsce zajął i zaprawdę powiadam wam, lepiej wcale na olimpiady nie jeździć, niż poślednie, drugie miejsca zajmować. Lepiej z domu nie wychodzić, niż srebrnym medalem się splamić. Lepiej doprawdy, wcale się nie narodzić, niż być sportowcem, co drugie miejsca zajmuje.

Inaczej jeszcze można to określić, ściślej i precyzyjniej, bo mitów zbyt wiele narosło w temacie. Bo wypaczają różnej maści miernoty, sportu najczystszą ideę. Bo drugie, trzecie, czwarte miejsca powymyślali, srebrne, brązowe medale, błyskotki dla naiwnych, pociechę dla marnych. A słowa są to jeno, słowa tylko, puste jak bęben słowa. Kto o drugich, trzecich miejscach gada, w bęben jedynie wali, a ten kto w bęben walenia słucha, sam jak ten bęben pusty. Dwa w sporcie są tylko miejsca, dwa moi drodzy, i żadnych więcej. Pierwsze jest miejsce i miejsce niepierwsze. Aż dwa i tylko dwa. Gdy sport był sportem prawdziwym, nie z nazwy tylko, a z całokształtu bytu i idei, zwycięzcy wieniec laurowy przypadał, reszcie zaś zazdrość, gorycz, sromota. Tak było na początku i tak po wieki być winno. Tylko że… Właśnie, co? Można zapytać, komu to przeszkadzało? Można pomstować na Cubertina, niech imię jego przeklętym będzie, na popleczników jego wrzeszczeć i spluwać. Wyć można i ryć twarz pazurami, krzyczeć i tarzać się w pyle, z tęsknoty za sportem prawdziwym i prawdziwą ideą jego. Można, lecz na nic to. Wszystko jest marność, a sport dzisiejszy, marność największa. Zmiękczenie materiału, zdziadzienie i słabość. Gdzie ci mężczyźni, chce się zapytać, lecz nie ma kogo, bo mężczyzn już nie ma. Technika miast sportowca, technologia miast wyników. Wyścig zbrojeń XXI wieku, reklama dźwignią handlu i TV szoł:”Jak oni biegają”. Ja się na to nie piszę. Ja się na to nie łapię. Oglądam czasem, a owszem, bo wyboru nie ma. Szczęście całe jeszcze, że na tych nartach ze stopów przecudnych, na tych ringach Nokia/Nike i Snikersem poganianych, obklejonych, w tych kombinezonach kosmicznych, siedzą jednak ludzie, co swoje wypocić muszą, by wynik jakiś osiągnąć. Choć sport jest obecnie parodią, to został mu chociaż cień tego, czym dawniej był, a w przyszłości już nigdy nie będzie. Rywalizacja człowieka z człowiekiem. Rywalizacji, w której zwycięstwo jest celem, nie uczestnictwo (tfu!), nie pokazanie naklejki sponsora (tfu!) i nie żałosny, srebrno-brązowy krążek (tfu, tfu, po trzykroć tfu!). Nie zejdzie do końca sport na dziady, póki jest ktoś to pamięta, o co w sporcie chodzi. Są tacy i jest nas wielu. My, co się nagrodą pocieszenia podniecać nie będziemy. Nas srebro niegodne w oczy razi. My wiemy. My pamiętamy. A dla was, co srebrem się radujecie, jedną mam radę. Nie wiem czy jest dla was jeszcze nadzieja, lecz jeśli jest dla nadziei takiej szansa, to tyle wam rzeknę. Ze sreber się nie cieszcie. Srebrem się mamić nie dajcie. Nie wygrał wam Adam srebra, gdyż nie wygrał. Nie wygrał, a przegrał i taka prawda. Co z tym zrobicie, wasza wola. Wasza sprawa. Wasz wybór.

Reklama

64 KOMENTARZE

  1. Coś mi to przypomina
    Przypomniało mi się hasło kampanii reklamowej Nike przed igrzyskami w Atlancie w 1996 r.: “You don’t win silver, you lose gold”. Jest tylko jeden problem – nie można stracić czegoś (złotego medalu), czego się nie miało. Mnie też nie cieszy, że sport wyczynowy jedzie na zaawansowanych technologiach, w tym również “koksowniczych”, że z igrzysk wypadają dyscypliny niemedialne, a pozostałe dostosowuje się do wymagań transmisji na żywo (np. wyprowadzenie biegów narciarskich z lasu). Bardzo nad tym ubolewam, tyle że nie wiedzę też njamniejszych szans na powrót do sportu czysto amatorskiego, że o starożytnych igrzyskach nie wspomnę. Można się z nimi zgadzać lub nie, ale reguły są takie, że na igrzyskach przyznaje się trzy medale i nie byłabym taka skora do deprecjonowania osiągnięć Małysza.
    Pozdrawiam

    • Deprecjonowanie to mój żart.
      “Natchły” mnie wypowiedzi na różnych forach, gdzie, o dziwo, całkiem sporo tego typu marudzenia.
      Serio serio, to Małysz jest szatanem, w tym wieku i bez sukcesów ostatnio, a wyskakał dwa srebra.
      To jest wyczyn.
      Co do techniki, to akurat prawda (moja). Na szczęście w moim ulubionym MMA nie ma to jeszcze wielkiego znaczenia, choć pewnie wszystko przyjdzie z czasem.
      Buźka

      • To się cieszę,
        bo już myślałam, że coś się z Tobą porobiło. Moje ulubione łyżwiarstwo figurowe też człowiekiem (treningiem i talentem) stoi – przynajmniej teraz tak jest, bo kiedyś stało nazwiskami radzieckiech trenerek w futrach.
        Wiosenney bukiecik tulipanów i buźka

        • I w tym miejscu się z Tobą
          I w tym miejscu się z Tobą nie zgodzę Graz. Niesmakiem pozostanie we mnie werdykt jury oceniającego solistów. To nie taniec moim zdaniem powinien wygrać, nie tylko moim zdaniem, ale technika, z dodatkiem tak zwanych wrażeń artystycznych. Wróble ćwierkają, że ocenianie elementów podporządkowano Amerykanom, którzy wyżej tyłka nie podskoczą. Co innego w tańcach, które praktycznie nijak mają się do sportu, choć pozostają i tam jazdy na krawędziach i inne obowiązkowe elementy mające określony poziom trudności. Bardziej wymierne pozostają już tylko pary sportowe. Do tej pory byli to też soliści i solistki.

          PS: Sprawdź kto trenuje, albo przynajmniej pomaga w treningu najlepszych łyżwiarzy figurowych na świecie. Jakoś dziwnie z rosyjska brzmią te nazwiska.

          • Twoje prawo
            Uprawiałam kiedyś tę dyscyplinę i od tamtych czasów nie wynaleziono łyżew jumbo, które same skaczą, teńczą i stepują, a i o koksowaniu w światku łyżwiarskim figurowym się nie słyszy. Co do werdyku, to moim zdaniem był prawidłowy. Pluszczenko zachwiał jeden skok, miał dużo gorsze kroki od Lysczka. Gdyby pojechał tak, jak na tegorcznych Mistorzstwach Europy w Tallinie, miałby złoto na bank. Jazda figurowa to nie tylko skoki, zresztą kiedyś szło w tym kierunku i zabrnęło w ślepą uliczkę. Był taki mistrz Elvis Stojko z Kanady, który poza poczwórnymi i potrójnym akslem nic nie prezentował, bo i wdzięku nie miał za grosz i słoń mu na ucho nadepnął. A wygrywał. W sumie powtórzyłaś argumenty rozżalonego Pluszczenki, to ja powtórzę argument Lysaczka: gdyby łyżwiarstwo sprowadzało się do skoków, należałoby dać każdemu 10 sekund na program i po herbacie, a program dowolny trwa pięć minut i trzeba ten czas czymś wypełnić. Pluszczenkę obserwuję od początków jego kariery, po wspaniałym występie w Tallinie kibicowałam właśnie jemu, ale muszę obiektywnie przyznać, że tamtego dnia Lysaczek był lepszy, mimi braku quada.
            Pozdrawiam

          • Do PS
            Wiem, że najlepszych łyżwiarzy trenuje grupa rosyjskich trenerek i trenerów – byłych mistrzów notabene: Liniczuk z Karponosowem, Gorszkow, Płatow, Żulin, Zujewa, Kryłowa. Ale ja miałam na myśli nie ich, tylko radzieckie caryce łyżew, madame Czajkowską i madame Tarasową, które w czasach dominacji ZSRR na taflach trzęsły składami sędziowskimi jak chciały i załatwiały medale swoim pupilom. Rozłożyste, dumne madamy to były, zawsze w bajeczne futra i czapy przyodziane.

          • Płatowa nie kojarzę. Karponosowa trochę. Za to Żulina
            …. czekaj, czy to nie jest czasem syn Żula? Mojego najlepszego przyjaciela? Który za młodu łapał się zimą ciężarówek i ślizgał po ulicy?

  2. Coś mi to przypomina
    Przypomniało mi się hasło kampanii reklamowej Nike przed igrzyskami w Atlancie w 1996 r.: “You don’t win silver, you lose gold”. Jest tylko jeden problem – nie można stracić czegoś (złotego medalu), czego się nie miało. Mnie też nie cieszy, że sport wyczynowy jedzie na zaawansowanych technologiach, w tym również “koksowniczych”, że z igrzysk wypadają dyscypliny niemedialne, a pozostałe dostosowuje się do wymagań transmisji na żywo (np. wyprowadzenie biegów narciarskich z lasu). Bardzo nad tym ubolewam, tyle że nie wiedzę też njamniejszych szans na powrót do sportu czysto amatorskiego, że o starożytnych igrzyskach nie wspomnę. Można się z nimi zgadzać lub nie, ale reguły są takie, że na igrzyskach przyznaje się trzy medale i nie byłabym taka skora do deprecjonowania osiągnięć Małysza.
    Pozdrawiam

    • Deprecjonowanie to mój żart.
      “Natchły” mnie wypowiedzi na różnych forach, gdzie, o dziwo, całkiem sporo tego typu marudzenia.
      Serio serio, to Małysz jest szatanem, w tym wieku i bez sukcesów ostatnio, a wyskakał dwa srebra.
      To jest wyczyn.
      Co do techniki, to akurat prawda (moja). Na szczęście w moim ulubionym MMA nie ma to jeszcze wielkiego znaczenia, choć pewnie wszystko przyjdzie z czasem.
      Buźka

      • To się cieszę,
        bo już myślałam, że coś się z Tobą porobiło. Moje ulubione łyżwiarstwo figurowe też człowiekiem (treningiem i talentem) stoi – przynajmniej teraz tak jest, bo kiedyś stało nazwiskami radzieckiech trenerek w futrach.
        Wiosenney bukiecik tulipanów i buźka

        • I w tym miejscu się z Tobą
          I w tym miejscu się z Tobą nie zgodzę Graz. Niesmakiem pozostanie we mnie werdykt jury oceniającego solistów. To nie taniec moim zdaniem powinien wygrać, nie tylko moim zdaniem, ale technika, z dodatkiem tak zwanych wrażeń artystycznych. Wróble ćwierkają, że ocenianie elementów podporządkowano Amerykanom, którzy wyżej tyłka nie podskoczą. Co innego w tańcach, które praktycznie nijak mają się do sportu, choć pozostają i tam jazdy na krawędziach i inne obowiązkowe elementy mające określony poziom trudności. Bardziej wymierne pozostają już tylko pary sportowe. Do tej pory byli to też soliści i solistki.

          PS: Sprawdź kto trenuje, albo przynajmniej pomaga w treningu najlepszych łyżwiarzy figurowych na świecie. Jakoś dziwnie z rosyjska brzmią te nazwiska.

          • Twoje prawo
            Uprawiałam kiedyś tę dyscyplinę i od tamtych czasów nie wynaleziono łyżew jumbo, które same skaczą, teńczą i stepują, a i o koksowaniu w światku łyżwiarskim figurowym się nie słyszy. Co do werdyku, to moim zdaniem był prawidłowy. Pluszczenko zachwiał jeden skok, miał dużo gorsze kroki od Lysczka. Gdyby pojechał tak, jak na tegorcznych Mistorzstwach Europy w Tallinie, miałby złoto na bank. Jazda figurowa to nie tylko skoki, zresztą kiedyś szło w tym kierunku i zabrnęło w ślepą uliczkę. Był taki mistrz Elvis Stojko z Kanady, który poza poczwórnymi i potrójnym akslem nic nie prezentował, bo i wdzięku nie miał za grosz i słoń mu na ucho nadepnął. A wygrywał. W sumie powtórzyłaś argumenty rozżalonego Pluszczenki, to ja powtórzę argument Lysaczka: gdyby łyżwiarstwo sprowadzało się do skoków, należałoby dać każdemu 10 sekund na program i po herbacie, a program dowolny trwa pięć minut i trzeba ten czas czymś wypełnić. Pluszczenkę obserwuję od początków jego kariery, po wspaniałym występie w Tallinie kibicowałam właśnie jemu, ale muszę obiektywnie przyznać, że tamtego dnia Lysaczek był lepszy, mimi braku quada.
            Pozdrawiam

          • Do PS
            Wiem, że najlepszych łyżwiarzy trenuje grupa rosyjskich trenerek i trenerów – byłych mistrzów notabene: Liniczuk z Karponosowem, Gorszkow, Płatow, Żulin, Zujewa, Kryłowa. Ale ja miałam na myśli nie ich, tylko radzieckie caryce łyżew, madame Czajkowską i madame Tarasową, które w czasach dominacji ZSRR na taflach trzęsły składami sędziowskimi jak chciały i załatwiały medale swoim pupilom. Rozłożyste, dumne madamy to były, zawsze w bajeczne futra i czapy przyodziane.

          • Płatowa nie kojarzę. Karponosowa trochę. Za to Żulina
            …. czekaj, czy to nie jest czasem syn Żula? Mojego najlepszego przyjaciela? Który za młodu łapał się zimą ciężarówek i ślizgał po ulicy?

  3. Coś mi to przypomina
    Przypomniało mi się hasło kampanii reklamowej Nike przed igrzyskami w Atlancie w 1996 r.: “You don’t win silver, you lose gold”. Jest tylko jeden problem – nie można stracić czegoś (złotego medalu), czego się nie miało. Mnie też nie cieszy, że sport wyczynowy jedzie na zaawansowanych technologiach, w tym również “koksowniczych”, że z igrzysk wypadają dyscypliny niemedialne, a pozostałe dostosowuje się do wymagań transmisji na żywo (np. wyprowadzenie biegów narciarskich z lasu). Bardzo nad tym ubolewam, tyle że nie wiedzę też njamniejszych szans na powrót do sportu czysto amatorskiego, że o starożytnych igrzyskach nie wspomnę. Można się z nimi zgadzać lub nie, ale reguły są takie, że na igrzyskach przyznaje się trzy medale i nie byłabym taka skora do deprecjonowania osiągnięć Małysza.
    Pozdrawiam

    • Deprecjonowanie to mój żart.
      “Natchły” mnie wypowiedzi na różnych forach, gdzie, o dziwo, całkiem sporo tego typu marudzenia.
      Serio serio, to Małysz jest szatanem, w tym wieku i bez sukcesów ostatnio, a wyskakał dwa srebra.
      To jest wyczyn.
      Co do techniki, to akurat prawda (moja). Na szczęście w moim ulubionym MMA nie ma to jeszcze wielkiego znaczenia, choć pewnie wszystko przyjdzie z czasem.
      Buźka

      • To się cieszę,
        bo już myślałam, że coś się z Tobą porobiło. Moje ulubione łyżwiarstwo figurowe też człowiekiem (treningiem i talentem) stoi – przynajmniej teraz tak jest, bo kiedyś stało nazwiskami radzieckiech trenerek w futrach.
        Wiosenney bukiecik tulipanów i buźka

        • I w tym miejscu się z Tobą
          I w tym miejscu się z Tobą nie zgodzę Graz. Niesmakiem pozostanie we mnie werdykt jury oceniającego solistów. To nie taniec moim zdaniem powinien wygrać, nie tylko moim zdaniem, ale technika, z dodatkiem tak zwanych wrażeń artystycznych. Wróble ćwierkają, że ocenianie elementów podporządkowano Amerykanom, którzy wyżej tyłka nie podskoczą. Co innego w tańcach, które praktycznie nijak mają się do sportu, choć pozostają i tam jazdy na krawędziach i inne obowiązkowe elementy mające określony poziom trudności. Bardziej wymierne pozostają już tylko pary sportowe. Do tej pory byli to też soliści i solistki.

          PS: Sprawdź kto trenuje, albo przynajmniej pomaga w treningu najlepszych łyżwiarzy figurowych na świecie. Jakoś dziwnie z rosyjska brzmią te nazwiska.

          • Twoje prawo
            Uprawiałam kiedyś tę dyscyplinę i od tamtych czasów nie wynaleziono łyżew jumbo, które same skaczą, teńczą i stepują, a i o koksowaniu w światku łyżwiarskim figurowym się nie słyszy. Co do werdyku, to moim zdaniem był prawidłowy. Pluszczenko zachwiał jeden skok, miał dużo gorsze kroki od Lysczka. Gdyby pojechał tak, jak na tegorcznych Mistorzstwach Europy w Tallinie, miałby złoto na bank. Jazda figurowa to nie tylko skoki, zresztą kiedyś szło w tym kierunku i zabrnęło w ślepą uliczkę. Był taki mistrz Elvis Stojko z Kanady, który poza poczwórnymi i potrójnym akslem nic nie prezentował, bo i wdzięku nie miał za grosz i słoń mu na ucho nadepnął. A wygrywał. W sumie powtórzyłaś argumenty rozżalonego Pluszczenki, to ja powtórzę argument Lysaczka: gdyby łyżwiarstwo sprowadzało się do skoków, należałoby dać każdemu 10 sekund na program i po herbacie, a program dowolny trwa pięć minut i trzeba ten czas czymś wypełnić. Pluszczenkę obserwuję od początków jego kariery, po wspaniałym występie w Tallinie kibicowałam właśnie jemu, ale muszę obiektywnie przyznać, że tamtego dnia Lysaczek był lepszy, mimi braku quada.
            Pozdrawiam

          • Do PS
            Wiem, że najlepszych łyżwiarzy trenuje grupa rosyjskich trenerek i trenerów – byłych mistrzów notabene: Liniczuk z Karponosowem, Gorszkow, Płatow, Żulin, Zujewa, Kryłowa. Ale ja miałam na myśli nie ich, tylko radzieckie caryce łyżew, madame Czajkowską i madame Tarasową, które w czasach dominacji ZSRR na taflach trzęsły składami sędziowskimi jak chciały i załatwiały medale swoim pupilom. Rozłożyste, dumne madamy to były, zawsze w bajeczne futra i czapy przyodziane.

          • Płatowa nie kojarzę. Karponosowa trochę. Za to Żulina
            …. czekaj, czy to nie jest czasem syn Żula? Mojego najlepszego przyjaciela? Który za młodu łapał się zimą ciężarówek i ślizgał po ulicy?

  4. Coś mi to przypomina
    Przypomniało mi się hasło kampanii reklamowej Nike przed igrzyskami w Atlancie w 1996 r.: “You don’t win silver, you lose gold”. Jest tylko jeden problem – nie można stracić czegoś (złotego medalu), czego się nie miało. Mnie też nie cieszy, że sport wyczynowy jedzie na zaawansowanych technologiach, w tym również “koksowniczych”, że z igrzysk wypadają dyscypliny niemedialne, a pozostałe dostosowuje się do wymagań transmisji na żywo (np. wyprowadzenie biegów narciarskich z lasu). Bardzo nad tym ubolewam, tyle że nie wiedzę też njamniejszych szans na powrót do sportu czysto amatorskiego, że o starożytnych igrzyskach nie wspomnę. Można się z nimi zgadzać lub nie, ale reguły są takie, że na igrzyskach przyznaje się trzy medale i nie byłabym taka skora do deprecjonowania osiągnięć Małysza.
    Pozdrawiam

    • Deprecjonowanie to mój żart.
      “Natchły” mnie wypowiedzi na różnych forach, gdzie, o dziwo, całkiem sporo tego typu marudzenia.
      Serio serio, to Małysz jest szatanem, w tym wieku i bez sukcesów ostatnio, a wyskakał dwa srebra.
      To jest wyczyn.
      Co do techniki, to akurat prawda (moja). Na szczęście w moim ulubionym MMA nie ma to jeszcze wielkiego znaczenia, choć pewnie wszystko przyjdzie z czasem.
      Buźka

      • To się cieszę,
        bo już myślałam, że coś się z Tobą porobiło. Moje ulubione łyżwiarstwo figurowe też człowiekiem (treningiem i talentem) stoi – przynajmniej teraz tak jest, bo kiedyś stało nazwiskami radzieckiech trenerek w futrach.
        Wiosenney bukiecik tulipanów i buźka

        • I w tym miejscu się z Tobą
          I w tym miejscu się z Tobą nie zgodzę Graz. Niesmakiem pozostanie we mnie werdykt jury oceniającego solistów. To nie taniec moim zdaniem powinien wygrać, nie tylko moim zdaniem, ale technika, z dodatkiem tak zwanych wrażeń artystycznych. Wróble ćwierkają, że ocenianie elementów podporządkowano Amerykanom, którzy wyżej tyłka nie podskoczą. Co innego w tańcach, które praktycznie nijak mają się do sportu, choć pozostają i tam jazdy na krawędziach i inne obowiązkowe elementy mające określony poziom trudności. Bardziej wymierne pozostają już tylko pary sportowe. Do tej pory byli to też soliści i solistki.

          PS: Sprawdź kto trenuje, albo przynajmniej pomaga w treningu najlepszych łyżwiarzy figurowych na świecie. Jakoś dziwnie z rosyjska brzmią te nazwiska.

          • Twoje prawo
            Uprawiałam kiedyś tę dyscyplinę i od tamtych czasów nie wynaleziono łyżew jumbo, które same skaczą, teńczą i stepują, a i o koksowaniu w światku łyżwiarskim figurowym się nie słyszy. Co do werdyku, to moim zdaniem był prawidłowy. Pluszczenko zachwiał jeden skok, miał dużo gorsze kroki od Lysczka. Gdyby pojechał tak, jak na tegorcznych Mistorzstwach Europy w Tallinie, miałby złoto na bank. Jazda figurowa to nie tylko skoki, zresztą kiedyś szło w tym kierunku i zabrnęło w ślepą uliczkę. Był taki mistrz Elvis Stojko z Kanady, który poza poczwórnymi i potrójnym akslem nic nie prezentował, bo i wdzięku nie miał za grosz i słoń mu na ucho nadepnął. A wygrywał. W sumie powtórzyłaś argumenty rozżalonego Pluszczenki, to ja powtórzę argument Lysaczka: gdyby łyżwiarstwo sprowadzało się do skoków, należałoby dać każdemu 10 sekund na program i po herbacie, a program dowolny trwa pięć minut i trzeba ten czas czymś wypełnić. Pluszczenkę obserwuję od początków jego kariery, po wspaniałym występie w Tallinie kibicowałam właśnie jemu, ale muszę obiektywnie przyznać, że tamtego dnia Lysaczek był lepszy, mimi braku quada.
            Pozdrawiam

          • Do PS
            Wiem, że najlepszych łyżwiarzy trenuje grupa rosyjskich trenerek i trenerów – byłych mistrzów notabene: Liniczuk z Karponosowem, Gorszkow, Płatow, Żulin, Zujewa, Kryłowa. Ale ja miałam na myśli nie ich, tylko radzieckie caryce łyżew, madame Czajkowską i madame Tarasową, które w czasach dominacji ZSRR na taflach trzęsły składami sędziowskimi jak chciały i załatwiały medale swoim pupilom. Rozłożyste, dumne madamy to były, zawsze w bajeczne futra i czapy przyodziane.

          • Płatowa nie kojarzę. Karponosowa trochę. Za to Żulina
            …. czekaj, czy to nie jest czasem syn Żula? Mojego najlepszego przyjaciela? Który za młodu łapał się zimą ciężarówek i ślizgał po ulicy?

  5. Jako,że nie ma dla mnie
    Jako,że nie ma dla mnie nadziei, to gwiazdki nie wiem za co. Nie nagradza się się deprecjonujących, ale podnoszących ducha w narodzie, czyli działaczy. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej! I tego się trzymam. Sam prezes miłościwie premie za osiągi przyjmujący, to rzekł!

  6. Jako,że nie ma dla mnie
    Jako,że nie ma dla mnie nadziei, to gwiazdki nie wiem za co. Nie nagradza się się deprecjonujących, ale podnoszących ducha w narodzie, czyli działaczy. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej! I tego się trzymam. Sam prezes miłościwie premie za osiągi przyjmujący, to rzekł!

  7. Jako,że nie ma dla mnie
    Jako,że nie ma dla mnie nadziei, to gwiazdki nie wiem za co. Nie nagradza się się deprecjonujących, ale podnoszących ducha w narodzie, czyli działaczy. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej! I tego się trzymam. Sam prezes miłościwie premie za osiągi przyjmujący, to rzekł!

  8. Jako,że nie ma dla mnie
    Jako,że nie ma dla mnie nadziei, to gwiazdki nie wiem za co. Nie nagradza się się deprecjonujących, ale podnoszących ducha w narodzie, czyli działaczy. Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej! I tego się trzymam. Sam prezes miłościwie premie za osiągi przyjmujący, to rzekł!