Reklama


Na drugiej debacie, w sali wobec 82 niezdecydowanych wyborców, w HEMPSTEAD, N.Y., którą oglądało 65,6 mln telewidzów, Romney miał przeciwnika, na ring powrócił agresywny Obama. Walka była ostra i wyrównana, republikanów nie zawiódł Romney, miłą niespodziankę dla demokratów był występ prezydenta Obamy.  Wydaje się, że odzyskał swoją formę i głód zwycięstwa. Chwilami można było mieć wrażenie, że ogląda się debatę w tajwańskim parlamencie…

Romney szedł również ostro, może nie zawsze wykorzystując nadarzającą się okazję na nokaut. Taką okazję powalenia Obamę na deski zniwelowała moderatorka Candy Crowley, podając pomocną dłoń Obamie.  Wyprowadzony przez Romneya cios dotyczył skandalicznego wycofania dwóch zespołów ochroniarskich z libijskiego Benghazi, okoliczności zamordowania ambasadora Stevensa i próba mydlenia oczu Amerykanom przez administrację Obamy.

Reklama

Jak się póżniej moderatorka (po debacie) przyznała, jednak prawda była po stronie Romneya. Staropolskie  przysłowie mówi jednak: „Co się odwlecze, to nie uciecze…”. Następna ostatnia debata prezydencka, która będzie właśnie poświęcona sprawom międzynarodowym, już w poniedziałek. Cierpliwości.

Ludzie z Sali (niezdecydowani) zadawali kandydatom pytania, odpowiedzi były ograniczone do 2 minut.  Pytania dotyczyły trudnej sytuacji absolwentów nie mogących po studiach  znaleźć pracy (aż 50%!), sytuacji energetycznej kraju, rosnących cen benzyny (w ciągu 4 lat cena wzrosła więcej niż dwukrotnie). Inne pytania dotyczyły bezrobocia, po 4 latach i zapożyczeniu się (40% z wydawanego przez rząd dolara jest pożyczone) i wpompowaniu bilionów w gospodarkę, bezrobocie staneło na wyjściowym 7.8% (tak naprawdę to 11%).  Romney zaatakował Obamę, że jego nowe regulacje duszą przemysł energetyczny, podając, że wydobycie ropy za Obamy na terenach federalnych spadło o 14%, zaś gazu o 9%. Dodając, że Obama obciął o 62% ilość wydanych pozwoleń na odwierty w poszukiwaniu ropy i gazu.

Interesujące było pytanie dla Romneya: czym się właściwie różni od b. prezydenta Busha?  Kandydat bronił się jak mógł podkreślając, że on nie popiera wielkiego biznesu, tylko mały, że zamierza przycisnąć oszukujące (obniżana wartość ich waluty) Chiny, które też bezczelnie kradną amerykańską technologię.  Podkreślił, że zamierza zbalansować budżet i że jego celem jest głównie rozruszanie ekonomii przez stworzenie nowych miejsc pracy, na czy właśnie się zna.

Obama atakował ostro mówiąc po proletariacku, że 5 – cio punktowy plan rozwoju przeciwnika ma w zasadzie jeden punkt: „jak pomóc bogatym…”, zarzucając Romneyowi, że jest bogaty. W „ostatnim słowie” Obama ponownie jak w 2008 roku piał wprost nadzieją, zwracając się niejako po gierkowsku        „ pomożecie?…”, prosząc o następne 4 lata.

Romney na zakończenie przepuścił rekord dokonań Obamy przez niszczarkę faktów, występując z listą zestawień złamanych obietnic wyborczych Obamy z 2008 r. pytając wyborców czy są w stanie przyjąć więcej obietnic od Obamy…

Według punktujących debatę, moderatorka przerwała Romneyowi aż 28 razy, a Obamie tylko 9 razy. Czas jaki moderatorka dała na wypowiedzi Obamie obliczono na 43 min. i 57 sek., zaś dla Romney tylko 40 min.58 sek.

Szybki sondaż stacji CNN wykazał przewagę Romneya w sprawach ekonomicznych (58%), do 40% Obamy, podobnie zdecydowali respondenci CBS: 65% dla Romney i 34% dla Obamy.  Według sondażu CBS to Obama wygrał starcie z 37%, do 30% Romneya, 33% respondentów wskazało na remis.  Jeden z komentantorów uważa, że Obama wygrał 6 rund tematycznych, do 4 – ch Romneya i 5 zremisowanych.  Problem jest w tym, że niektóre „prawdy” gładko wygłoszone przez Obamę, komentatorzy zaczynają następnego dnia odkręcać…

Następnego dnia Gallup ogłosił wyniki sondażu: Romney  51%, Obama 45%,   Strateg Romneya, Stuart Stevens ocenił występ I zachowanie Obamy jako:  „Joe Biden bez wdzięku”, nawiązując do debaty wiceprezydenckiej i obsesyjnie uśmiechającego się wiceprezydenta Bidena.

Przez 90 minut w pełnych emocji i energii wystąpieniach obaj kandydaci na urząd prezydenta grali ostro, ofensywnie i często agresywnie, niestety podobno odrzucając nieco tym stylem kobiety, a rozgrzewając męskich telewidzów.

Demokraci i lewacy w main stream mediach odzyskali już równowagę psychiczną i pieją z zachwytu nad Obamą. Jak będzie w rzeczywistości?  Który z kandydatów zwycięży miejsce w Białym Domu?
Jeśli miałbym bawić się w przepowiednie to zwycięzcę widziałbym w Romneym. Wyborcy widzieli już w pierwszej debacie znokautowanego Obamę, takich scen się nie zapomina. Zmarł król, niech żyje król!  Ludzie na własne oczy zobaczyli, że Romney oczerniany i malowany na potwora przez setki milionów $ politycznych reklam, nie jest potworem, ale w sumie równym, ciepłym facetem z bardzo poważnym doświadczeniem biznesowym, a tu mamy ekonomię w poważnych kłopotach i facet co przy niej kombinuje (Obama) jest raczej dyletantem i nie wie co robi…

Wygląda na to, że demokratyczni stratedzy zapomnieli, że podobny chwyt oczerniający kandydata Ronalda Reagana w 1980 roku również nie zapewnił drugiej kadencji Jimmi Carterowi. Zamiast pochwalić się swoim dorobkiem, można niszczyć wizerunek przeciwnika.  Ale zasłona kłamstwa czasem opadnie i sytuacja się zmienia…  Hiszpański historiozof George Santayana pisał, że kto nie zna historii, będzie zmuszony ją powtórzyć…

Wielu oglądającym utkwiło zdanie, apel Romneya skierowane do pogrążonych w kryzysie ekonomicznym wyborców:  „Nie musimy tak żyć…”.

Jacek K. Matysiak

Reklama