Reklama

Wszyscy się pytają o alternatywę ostatnio.

A to “skowronkiem” przełamania monopolu Tuska, miałaby być Jolanta znana z tego, że się nazywa Kwaśniewska i ma jakąś fundację.

Reklama


Wszyscy się pytają o alternatywę ostatnio.

A to “skowronkiem” przełamania monopolu Tuska, miałaby być Jolanta znana z tego, że się nazywa Kwaśniewska i ma jakąś fundację.

W sejmie zaczyna brylować na razie kółeczko parlamentarne Piskorskiego, pod jakże wdzięczną nazwą SD. Gdybym nie miał już pomysłu, jak nazwać jakąś partię-kanapę, to z pewnością wskrzesiłbym takiego trupa, jak Stronnictwo Demokratyczne.

Andrzej Olechowski chce wbić klin w nierozerwalny od 2005 tandem Kaczyński-Tusk, ale się jeszcze do jesieni zastanowi, czy mu “społeczeństwo da zielone światło”, czytaj czy mu organ prasowo-polityczny Wyborcza & koledzy da odpowiednie poparcie sondażowe. Bo w Polsce ostatnio, kto nie ma dobrych wyników sondaży, ten nie ma władzy.

I pośród tej szaleńczo-straceńczej już potrzeby wynalezienia alternatywy dla PO, gdzie w dodatku PiS nie zyskuje na kryzysie, Donald Tusk zaczyna mieć podatkowy nóż na gardle.

A może sam go sobie zafundował?

Wszystko można powiedzieć o tym rządzie i jemu zarzucić. Ale jednej rzeczy nie sposób zrobić. Stwierdzić, że potrafi sprzedać ludziom złe informacje. Informacje, które mogłyby wywołać nawet szok i drastyczny spadek poparcia dla sprzedających te informacje, ale w perspektywie przynajmniej zapobiec czemuś znacznie gorszemu.
Oficjalna linia jest taka: Nie ma powodów do niepokoju o stan finansów państwa, jak zacznie się dać naprawdę źle, to wielkodusznie damy wam o tym znać i ewentualnie zastanowimy się co dalej.
W kuluarach wygląda to z pewnością nieco inaczej: Donald, kurwa, siedzimy gołą dupą na rozgrzanych węglach, ale zaciśniemy zęby i postaramy się Ciebie dowieść do jesieni 2010, może się nie połapią.

Donald więc dalej zza parasola wychyla beztrosko ręce, badając czy przypadkiem nie pada. Rozdaje autografy i rzuca anegdotkami o tym, że się z Prezydentem tym razem nie potarmoszą. Czyli ten facet jest ku osłupieniu dociekliwych zazwyczaj dziennikarzy, wyłączony spod tej całej odpowiedzialności, jaka spada na rządzących, gdy nie podejmują na czas odpowiednich decyzji.

Wczoraj w swoim jakże uzasadnionym poczuciu medialnej bezkarności, poleciał tekstem, jakiego nie powstydziłby się Lepper za swoich najlepszych solaryjnych czasów.
Dziś jego, jak się wydaje, najbliższy współpracownik-Nowak, jeszcze wzmocnił wczorajszy przekaz szefa o oddaniu zysku NBP-u na poczet budżetu 2010.

W sondażach zawsze wyjdzie, że się ludziom podwyżka podatków nie spodoba.
Donald Tusk przywiązuje uwagę do sondaży.
Wniosek z tego może być taki, że podwyżki podatków w roku wyborczym nie będzie.

Ale co zrobić ze stale rosnącą dziurą budżetową, i nieustanną potrzebą rządu do sprzedawania tylko dobrych informacji?

Chyba trzeba wciąż kłamać. W polityce niby nic wielkiego.
Zwłaszcza po zwycięstwie, kłamstwa łatwiej przechodzą przez gardło.

Ale co jeśli się kłamstwo wykaże się jeszcze przed faktem zwycięskiej kampanii Tuska w 2010? I będą to robić zamiast zawsze niezadowolonych Kaczyńskich z Napieralskim np. TVN24 i “GW”?

Polskie media mają tą jedną wadę, że zawsze na końcu musi się liczyć czyjś partykularny interes.

Jestem więc sobie w stanie wyobrazić taką sytuację:

Po co mamy grzebać Tuska, jak na jego plecach może wypłynąć znów Kaczyński, którego przecież nie lubimy? Zainwestujemy w Piskorskiego, a on się podzieli sympatiami z Tuskiem, pokawałeczkują się wzajemnie i znów na fali niezadowolenia do sejmu wejdzie jakaś ekstrema.

Gdyby to kunktatorstwo medialne przełamać, Donald Tusk i jego dobre sondażowe samopoczucie pryskają jak bańka mydlana.

To rzeczywiście jest trochę śmieszne i zastanawiające jednocześnie, że o tym kto będzie rządził Polską po 2010, tak jak w 2007 w dużym stopniu zdecydują nie wysiłki polityków tej czy innej opcji lecz to, kogo media wskażą jako winnego wszystkich naszych nieszczęść.

W 2007 w dużym stopniu wskazanie na Kaczyńskich, jako winnych, było słuszne.
Gdyby w 2010 media skończyły kopać leżącego Kaczyńskiego, a zajęły się Tuskiem, to także dobrze spełniłyby swoją rolę.

Niby w imię jakiej wyższej racji, mamy bronić Donalda Tuska przed słuszną karą, jaka mogłaby go spotkać za to, że:
-zamiast reformować i modernizować, wolał badać nieustannie poziom nastrojów społecznych pod własnym, egoistycznym kątem
-miast podejmować trudne decyzje, wolał zawsze profilaktycznie zasłonić się oporem opozycji i Prezydenta.

Bo jeśli ktoś przez już prawie dwa lata, bawi się naszym kosztem w serial pt. A ja wam i tak udowodnię, że zostanę prezydentem, to należy zrobić tyle ile potrzeba, aby nim jednak nie został.
Nie głosując na niego.

Reklama

2 KOMENTARZE