Reklama

Państwa  Unii Europejskiej pod dyktando Komisji Europejskiej oraz Europejskiego Banku Centralnego i Niemiec, zobowiązane są do przestrzegania limitów wielkości zadłużenia publicznego i prowadzenia oszczędnej polityki fiskalnej. Dzieje się tak przy poparciu opinii publicznej „edukowanej” dwoma kłamstwami:
– podawaniem analogii finansów państwowych do finansów domowych. A tymczasem makroekonomia, to nie budżet domowy, czy nawet budżet przedsiębiorstwa! W makroekonomii obowiązują inne prawa. Ta wiedza jest dostępna w każdym podręczniku.
– szerząc informacje jakoby przekroczenie 90% wielkości zadłużenia publicznego w relacji do PKB, powodowałoby upadek gospodarki państwa. Tymczasem sami autorzy tych wyliczeń (Prof. Rogoff i Reinhart) przyznali się do błędu, o czym pisałem w poprzedniej notatce. Fakty są takie, że średnie realne tempo wzrostu gospodarki państwa, w którym dług publiczny przekracza 90% Produktu Krajowego Brutto, wynosi 2,2%, a nie jest ujemne jak straszono.
Niestety media i część „ekspertów” nadal promują tę fałszywą strategię.
Czy naprawdę redukcja wydatków budżetowych oraz poziomu zadłużenia publicznego mogą wpłynąć ożywczo na gospodarkę w kryzysie? A może przeciwnie – czy taka strategii może być czynnikiem nasilającym recesję? Życie dało odpowiedź:
– W kryzysie spowodowanym luką podażową (zbyt mało produktów na rynku), gdy panuje wysoka inflacja – działania zmierzające do zredukowania wydatków , obniżenia stóp procentowych i liberalizacji handlu są skuteczną receptą na ożywienie gospodarki.
– W kryzysie spowodowanym luką popytową (zbyt dużo produktów na rynku), gdy inflacja gwałtownie spada – pojawia się tendencja w kierunku deflacji – ruchy rządu obniżające stopy procentowe nie przyniosą ożywienia gospodarczego. Bo przedsiębiorcy nie chcą inwestować, gdyż nie mają komu sprzedać swoich produktów. Liberalizacja handlu – nasili konkurencję rodzimych wytwórców z wysokowydajnymi przedsiębiorcami zagranicznymi i spowoduje upadek przemysłu krajowego, wzrost bezrobocia. A oszczędności wydatków publicznych tylko jeszcze zredukują malejąca konsumpcję.
Dlatego działania „zbawcze” w okresie wysokiej inflacji, w obecnym kryzysie – z tendencją do deflacji – tylko nasilą recesję. Innymi słowy, lekarstwo na jedną chorobę, może być zabójcze w innej przypadłości. Deflacja i inflacja to dwa różne stany! Działania korzystne w czasie szalejącej inflacji – szkodzą w stanie deflacji i odwrotnie: to co dobre w walce z deflacją, będzie szkodzić w czasie inflacji.
Luka popytowa i inflacyjna to stan, w którym realny popyt jest większy od możliwości dostaw na rynek. Taka sytuacja zwykle panowała w krajach socjalistycznych. W tych państwach panował nadmierny popyt, w porównaniu do drastycznie małej podaży. Nominalny Produkt Krajowy Brutto (popyt realny) był wtedy wyższy niż Potencjalny PKB (realna podaż). Dlatego oczywistym rozwiązaniem problemów gospodarczych takiego kraju jest strategia która stłumiłaby wydatki rządowe i jednocześnie promowałaby inwestycje przedsiębiorstw, aby podnieść poziom produkcji (podaż). Realizując te zadania rząd redukuje poziom zadłużenia publicznego i tłumi emisję swoich obligacji – przez co redukuje nadmierny popyt. Decydując jednocześnie o spadku stóp procentowych pozwala firmom na zaciąganie tańszych kredytów, co ułatwia inwestycje przedsiębiorców. Ponad to działania takie jak: wzrost podatków – skutkują stłumieniem popytu, a deregulacja i uwolnienie handlu – zwiększeniem podaży. Strategię taką (neoliberalną) z powodzeniem zrealizowano pod nazwą „Reaganomics” w USA. Niemniej co ważne – to była polityka walki z inflacją!
Natomiast to co obserwujemy obecnie, to  luka podażowa czyli sytuacja, kiedy rynek w kraju wręcz zalany jest mnogością różnych produktów, których nikt nie kupuje. Ceny stoją w miejscu lub wręcz spadają – przedsiębiorcy rozpaczliwie chcą pozbyć się produkcji. Mamy na rynku zjawisko luki popytowej i deflacyjnej, czyli realny popyt jest znacznie mniejszy od możliwości dostaw na rynek. Sytuacja odwrotna niż poprzednio. Dlatego recepta na ożywienie gospodarcze w kresie deflacji z pewnością nie jest taka sama! Dlatego też wszelkie działania, których celem jest zmniejszanie długu publicznego w żaden sposób nie będą stymulować tempa wzrostu gospodarczego. W kraju z ekonomią o tendencji deflacyjnej potencjalny PKB (podaż) jest większy niż nominalny PKB (popyt). Zdolności produkcyjnych jest w nadmiarze. Wszystko czego potrzebuje gospodarka kraju w deflacji to ekspansja popytu, konsumpcji (nominalny PKB), a nie wzrost podaży, bo ta i tak jest już zbyt wielka. A wszelkie działania zmierzające do redukcji inwestycji publicznych, jeszcze bardziej zmniejszają ten już zbyt mały popyt.
Podsumowując: nie rozwiąże się w Polsce ani w innych krajach Unii Europejskiej, obecnego problemu gospodarczego, powielając rozwiązania stosowane w zupełnie odwrotnych warunkach rynkowych.
 

Reklama