Reklama

O PKB słów kilka…
Od kiedy mieszkam w Polsce zadaję sobie pytanie: czy aby na pewno Polacy chcą być bogaci? Zaskakuje mnie brak jakiegokolwiek rozsądku ekonomicznego, czy chociażby instynktu samozachowawczego i to już na najwyższych szczytach władzy…
Ekonomia jest prosta:
PKB = wydatki prywatne + inwestycje przedsiębiorstw + wydatki budżetowe + eksport netto
Eksport netto to kwota nadwyżki handlowej (różnica pomiędzy wartością produktów kupowanych przez Polskę, a sprzedawanych za granicę). Jeżeli ten bilans handlowy jest ujemny, to kwota ta nie znajduje odzwierciedlenia w PKB.
Co jeszcze nie wlicza się do PKB? Wszelkie transakcje bez faktury – praca „na czarno”.
Oczywiście, jeżeli ten pracownik za otrzymane pieniądze zrobi zakupy, to wówczas pojawiają się one rynku i w rozliczeniu PKB państwa.
Wszelkie inwestycje publiczne (budowa dróg, mostów itd.) zwiększają dochód narodowy. Członkostwo w Unii Europejskiej narzuca konieczność otwarcia swojego rynku dla zagranicznych firm i uwzględnienie ich oferty w przetargach na wykonanie tzw. Inwestycji publicznych. (Osobiście uważam, że w zadaniach finansowanych przez budżet Polski, a więc podatki samych Polaków, poza najprostszym kryterium ostatecznej ceny, powinny być również uwzględnione ewentualne korzyści jakie odniesie budżet, w przypadku zatrudnienia polskiej firmy i wykorzystania polskich dostawców. Bogate kraje, np. Niemcy dbają przede wszystkim o swoich przedsiębiorców i dobrze na tym wychodzą.)
Dlaczego inwestycje publiczne, opłacone z pieniędzy budżetowych powinny realizować polskie firmy?
– po pierwsze, z ekonomicznego punktu widzenia, zlecenie realizacji tych inwestycji firmom zagranicznym automatycznie powoduje, że pieniądze zabrane od polskich podatników stają się dochodem innego kraju.
– po drugie, z punktu widzenia bezpieczeństwa danego kraju, delegowanie pewnych gałęzi przemysłu (budownictwo, obronność , energetyka, rolnictwo) i obszarów funkcjonowania państwa (zdrowie, edukacja) na rzecz firm zagranicznych jest groźne dla suwerenności tego narodu i jego bezpieczeństwa. Przykładem jest chociażby polityczne wykorzystywanie przez Rosję monopolu na surowce energetyczne.
Wolny rynek sam w sobie nie jest ani dobry ani zły. Nie jest powodem wszystkich nieszczęść tego świata, ale też nie jest cudownym panaceum na wszystkie bolączki. Dlatego decyzja, na ile w danym momencie otwieramy krajowy rynek, powinna każdorazowo zależeć od sytuacji politycznej, ekonomicznej i kondycji rodzimych przedsiębiorstw.
Jednak jestem bezwzględnie przeciwny postulatom bezwarunkowego zniesienia wszystkich taryf, ujednolicenia warunków handlowych w każdym kraju, radykalnego otwarcia rynku krajowego i wprowadzenia wspólnej waluty. W takim państwie możemy pożegnać się z gospodarka narodową (Oikos Nomos).
Zanim otworzy się własny rynek, przemysł krajowy powinien przejść okres intensywnej wewnętrznej konkurencji. Te doświadczenia pozwoliłyby rodzimym przedsiębiorcom poprawić jakość, produktywność, obniżyć cenę. Kraj, który otwiera rynek, mając własny przemysł jeszcze niedojrzały, z góry skazuje go na przegraną, a swoich obywateli na rolę biednych „wyrobników Europy”.
Uczciwy wolny handel powinien odbywać się w warunkach wzajemnego poszanowania przez kraje członkowskie, suwerennego prawa danego państwa do ochrony pewnych gałęzi swojego przemysłu. Dlatego idea Unii Europejskiej, która wmówiła społeczeństwu, że cała Europa jest jednym krajem i dlatego należy natychmiast i bezwarunkowo otworzyć swoje rynki – jest oszustwem! Czy sprawiedliwa byłaby walka na pięści zawodowego boksera z małym dzieckiem? To dlaczego wierzymy w teorie neoliberałów o korzystnej i sprawiedliwej konkurencji pomiędzy przemysłem niedojrzałym a wysokowydajnym? Sama konstrukcja tej teorii ma równie silne podstawy ekonomiczne jak wcześniejsza idea socjalizmu. A efekty jej realizacji już są oczywiste. Chociaż media cały czas lansują tezę, że kraje w kryzysie są sobie same winne. A my po kolei dowiadujemy się, jak to leniwi i nieuczciwi są: Grecy, Hiszpanie, Włosi, Portugalczycy, Irlandczycy, a ostatnio obywatele Cypru… kto następny? …podobno Słoweńcy? Kto jeszcze?…
Widzę, że bardzo wielu Polaków chce całkowitej deregulacji, wolnego handlu i przyjęcia wspólnej waluty. I szanuję tę opinię, ponieważ Polska jest suwerennym krajem i jej obywatele mają prawo do takiej decyzji. (Chociaż mam nadzieję, ze ostatecznie nie zrealizują w pełni tych postulatów.) Aby naród mógł się rozwijać, a nie zniknąć z mapy Europy, powinien myśleć i dbać o gospodarkę narodową. Czy jest to możliwe w globalizmie?
Produkt Krajowy Brutto = dochód narodowy brutto = wydatki krajowe brutto
Jeżeli wzrośnie PKB, to bez zwiększania obciążeń podatkowych w Polsce wzrośnie automatycznie dochód budżetu. Budżet potrzebuje pieniędzy m. in. na edukację, ochronę zdrowia i emerytury. Polacy chcą dobrze kształcić swoje dzieci, w przypadku choroby mieć zapewnione jak najlepsze leczenie, a na emeryturze móc z godnością przeżywać starość. Skąd rząd ma wziąć te pieniądze? Pożyczać od krajów bogatszych? Zwiększyć podatki swoim obywatelom? To są ślepe uliczki, wcześniej czy później prowadzące do katastrofy gospodarczej. Jest wyjście – Gospodarka Narodowa! Jest oczywiste, że aby dochody budżetowe mogły rosnąć, społeczeństwo musi mieć pracę i produkować (dobra i usługi). Więc rząd zamiast nakładać nowe daniny, czy też podgrzewać problemy różnic światopoglądowych w społeczeństwie, powinien przede wszystkim opracować taktykę rozwoju gospodarczego swojego kraju. Przed wojną rząd Polski nie unikał tej pracy – m. in. realizował strategię ówczesnego Wicepremiera i Ministra Skarbu Eugeniusza Kwiatkowskiego budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego, czy rozwój Gdyni. Jakże blado przy nim wypadają osiągnięcia współczesnych polityków! Czy Polacy nie chcą być bogaci?…
Obserwując ruchy społeczne na arenie międzynarodowej widzę, że coraz więcej ludzi dostrzega znaczenie gospodarki narodowej i coraz bardziej krytycznie podchodzi do haseł globalistów i neoliberałów. I dzieje się to zarówno w Japonii jak i w Stanach Zjednoczonych. To swoista walka „patrioci kontra zdrajcy”, a czasem po prostu „uczciwi ludzie kontra oszuści”.
A zwolennicy całkowitego wycofania się państwa z zarządzania krajem… powinni najpierw zakosztować tego dobrobytu w państwach afrykańskich.
 

Reklama