Reklama

Tematyka cmentarna w ostatnich dniach w spos&

Tematyka cmentarna w ostatnich dniach w sposób naturalny, ponieważ ściśle związany z kalendarzem obchodów rozmaitych, bryluje wszędzie tam gdzie się czyta, słucha, ogląda.  Nie mam szczęścia do tej problematyki, co się odezwę w dopowiedzi słyszę, żem profan albo zabobon chodzący. Nie podoba mi się świat ponowoczesny, dziadziejący na chińską plastikową modłę, nie uważam aby o zmarłych należało mówić li tylko dobrze, co siłą rzeczy musi się przekładać na fałszywe i jakby tego wszystkiego było mało, nie podoba mi się trendy. Pojęcia nie mam co się w tym sezonie nosi, czyta, słucha i co powinno się obejrzeć. Za Boga nie orientuje się w kierunkach, co mocą ignorancji przekłada się na moje zacofanie i dobrze mi z tym, że mi tak dobrze. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że we mnie tkwi konserwatysta i to taki skostniały, jakiego można się wstydzić. Przejawia mi się konserwatyzm w wielu aspektach życia na przykład kulinarnych. Zjeść, zjem, żur instant, ale czuję się tak jakbym zgwałcił sam siebie i to nie w tym bliblijnym przyjemnym znaczeniu lecz kryminogennym.

Reklama

Patrząc na bryły współczesnych samochodów widzę kicz i powtarzalność, tęsknie za tymi czasami kiedy Mercedesa rozpoznać można było z kilometra, dziś z metra Mercedes przypomina koreańskie półprodukty. Takie obśmiane na 1000 nowoczesnych sposobów i dowcipów małżeństwo, to dla mnie jeden z ostatnich bastionów świętych reguł jakie powinny obowiązywać między partnerami. Gdzie słowa banalne na dobre i na złe, przekładają się na życie z sensem i pożytkiem i chociaż wiem, że konkubinat nonkonformizmem nakrywa czapką staroświeckie formy małżeńskie, chciałbym ten bastion ocalić. Razi mnie po oczach poniewieranie tego do czego można się odwołać, wtedy gdy już nie ma się gdzie zwrócić. Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz prawdę, jak nie wiesz jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie, gdy nie wiesz co modne, bądź klasyczny i nigdy się nie pomylisz. Klasyki i tradycji mi brakuje, pianina August Förster, przenoszenia panny młodej przez próg, karmienia piersią, niedzielnego obiadu z rosołem. Chyba będą mieli rację ci co zarzucą starzenie się, w najlepszym razie kryzys wieku średniego, ale chciałbym się wytłumaczyć skąd się to bierze. Z obserwacji się bierze. Mnie się kryzys bierze z obserwacji dziadziejącej rzeczywistości.

Co i rusz potykam się o tandetę nowoczesności, tudzież ponowoczesności. Moim wyznacznikiem i wskaźnikiem nędzy naszych czasów nieustająco jest chiński czosnek w dotyku przypominający gumę arabską pokrytą kredowaną tekturą. Polędwica sopocka wielkości udźca wołu o smaku aluminiowej puszki i to są takie proste wskaźniki, ponieważ zjawiska plastikowe już mnie autentycznie przerażają. Tych zjawisk jest niemało, jest ich coraz więcej i nie widać granicy, gdzie chciałoby się powiedzieć stop. Każdą nową tandetę daje się wytłumaczyć wzniosłością i wartością, Na przykład coś tak koszmarnie prymitywnego i merkantylnego jak „Walentynki”, tłumaczy się okazją do wyrażania uczuć, a tego przecież nigdy dość. Żywcem wyrwane Helloveen z odległej o lata świetlne kultury amerykańskiej, tłumaczy się łamaniem płaczliwej konwencji słowiańskich zaduszek. Każdy nowoczesny żałobnik może sobie kliknąć w internecie świeczkę, zaliczając wizytę na grobach bliskich, a potem zerknąć nieco bardziej na prawo i odpalić baner z pokerem online. Mnie to wszystko mierzi, mnie to wszystko martwi, ponieważ we wszechogarniającej tandecie nie znajduje odpowiedzi na pytanie: „co po nas zostanie?”.

Złom krzemowy, sterty plastikowych opakowań, Mercedes podobny do Fiata? Po raz kolejny mnie naszło gdy wyszedłem z domu, w dniu wydawałby się wyjątkowym. Trwają nieustające spory, czy to dzień zmarłych, czy wszystkich świętych, a ja pamiętam jak to było naprawdę. Parafiną pachniało w całym domu, kiedy babcia odlewała do szklanych pojemników świąteczne znicze. Tydzień wcześniej trzeba było zaliczyć wizytę u badylarza i chuchać na chryzantemy złociste, aby przetrwały mrozy. Modły składano, aby w nocy nie padało, bo przecież pękną szklane pojemniki i wosk na płyty nagrobkowe się rozleje. Z rozrywek dla dzieci największą było lepienie woskowej łapy i odpalanie gasnących zniczy. Wieczorem można było zerknąć na łunę z cmentarza i wyglądało to jak polskie Las Vegas. Wczoraj poszedłem na ten sam cmentarz, który już nie był tradycyjny, ale ponowoczesny. U progu cmentarza nie przywitały mnie stoiska z chryzantemami i zniczami, ale straganiarze z kapiszonami, ba, żeby chociaż z tym, ale to była plastikowa promocja wyprzedaży hipermarketowego chińskiego plastiku, obwieszona na sznurkach. Być może dałbym radę, zamknąłbym oczy i poszedł dalej, co zresztą uczyniłem, ale zaraz potem musiałbym uszy zamykać, aby nie słyszeć tej „nowej tradycji". „Cukierek, albo psikus” krzyczały ubawione dzieciaki, przebrane za amerykańskie święto duchów. Zdębiałem, od ponowoczesności.

Zamknięte oczy zamknięte uszy i prawie szczęśliwy, gdyby nie nozdrza. Co to za „aromat”? Tak nie pachnie parafina, tak nie pachnie dopalający się znicz? Młodzież mi przyszłą z odsieczą, ja ślepy i głuchy na ponowoczesność dosłyszałem w tłumie: „ale tu daje popcornem”. Dawało na cmentarzu popcornem, plastikiem na sznurkach, tandetą i ponowoczesnością. Musiałem się przed tym ratować i uratowały mnie wspomnienia. Przypomniało mi się, że Cyganie od wieków przychodzą na groby i rozpijają flaszkę. Przypomniało mi się, że starocerkiewni rozścielają prześcieradło na grobie i jedzą i piją za „zdrowie zmarłych”. Barbarzyństwo i zabobon, mogłoby się wydawać, ale mnie to życie ratuje, ostatnie konserwatywne i tradycyjne zachowania na cmentarzu, odpowiedź Chinom, hipermarketom i popcornowi. Starzeje się, przechodzę kryzys wieku średniego i stąd moja tęsknota za tradycyjnym. Tradycyjne miało swój smak, kształt, zapach, wartość, odmienność, w ponowoczesnym śmierdzi, świeci się ortalionem, wisi plastikiem, smakuje instant. Wszystko się zmienia i nie da się zatrzymać postępu, ale kiedy się zmienia na gorsze, to galopuje uwstecznienie. Popcorn i plastikowy karabin na cmentarzu to uwstecznienie, smród palonej kukurydzy i nędza plastikowej oferty dla ducha i ciała. Umiera to co tradycyjne i wymagające inwencji, wysiłku, pomysłu, wrażliwości, rodzi się na kamieniu powszechne zacofanie, dla niepoznaki zwane ponowoczesnością.

 

Reklama

20 KOMENTARZE

  1. Profanacja
    Tradycja słowiańska wcale nie jest płaczliwa. To ma być moment zadumy nad przemijalnością i wspomnienie osób kochanych, których już nie ma. Tylko, że to jest rzecz osobista i nie przynosząca dochodów. Ja tam jestem za rozwojem gospodarczym i zwiększaniem dochodów i jeszcze żeby się ludziska bawili. Ale nie wszystko na sprzedaż. W tym dniu chciałabym do cholery mieć spokój.

  2. Profanacja
    Tradycja słowiańska wcale nie jest płaczliwa. To ma być moment zadumy nad przemijalnością i wspomnienie osób kochanych, których już nie ma. Tylko, że to jest rzecz osobista i nie przynosząca dochodów. Ja tam jestem za rozwojem gospodarczym i zwiększaniem dochodów i jeszcze żeby się ludziska bawili. Ale nie wszystko na sprzedaż. W tym dniu chciałabym do cholery mieć spokój.

  3. hmmm
    to nie żaden kryzys wieku średniego, to jedynie powrót do normalnego świata.
    Z metroseksualnego niebytu do świata kobiet i mężczyzn, gdzie wszystko idzie utartymi torami i bardzo dobrze.

    mnie po wczorajszym na cmentarzu pobycie naszła inna refleksja, a może rzuciła mi się w oczy obserwacja, jeśli obserwacja może się w oczy rzucać.
    mamy groby na starym, parafialnym cmentarzu i to co na nim jest z roku na rok coraz silnie widoczne to pustka, na grobach są kwiaty, świeczki ale coraz mniej ludzi, a jak są to starsi, tacy jak ja to młodzieniaszkowie

  4. hmmm
    to nie żaden kryzys wieku średniego, to jedynie powrót do normalnego świata.
    Z metroseksualnego niebytu do świata kobiet i mężczyzn, gdzie wszystko idzie utartymi torami i bardzo dobrze.

    mnie po wczorajszym na cmentarzu pobycie naszła inna refleksja, a może rzuciła mi się w oczy obserwacja, jeśli obserwacja może się w oczy rzucać.
    mamy groby na starym, parafialnym cmentarzu i to co na nim jest z roku na rok coraz silnie widoczne to pustka, na grobach są kwiaty, świeczki ale coraz mniej ludzi, a jak są to starsi, tacy jak ja to młodzieniaszkowie

  5. O, miło że wspomniałeś….
    Znaczy się o miłej tradycji zjedzenia posiłku z tymi co odeszli…

    A tak poważnie, to twój opis też niestety wieje tandetą, bardziej ekologiczną, bo szklaną, ale zawsze. Jiima pamięta dyskusje na cmentarzu, obgadywanki rodzinne, szaleństwo kwiatów, wieńców, zniczy… Własne znicze robił tylko dziadek-pszczelarz, bardziej z faktu że lubił się woskiem i blachą pobawić i miał trochę drygu do tego, niż z potrzeby chwili. Za to ciotki, matki i inne czciły pamięć zmarłych obgadując żywych, najpierw na samym smętarzu, a potem już w cieple mieszkania jednej czy drugiej babci… dzisiaj zobaczone demoty (jeden wklejony tutaj) można by przenieść do tamtych czasów i też nikt by nie był zdziwiony.

    All Hallows Eve w Polsze przypomina mi nieco tych partyjnych dzielących się jajkiem na wigilię w “Rozmowach Kontrolowanych” – niby coś tam załapali z tym “trick or treat”, ale nie do końca, bo raz 1 listopada to już dawno po ptokach, a dwa nie po smętarzach latamy, tylko po okolicznych domach… o ile jakiekolwiek domy w okolicy są, blokowiska i domofony mocno utrudniają zabawę.

    Plastikowe znicze… praktyczne. Wiem, To Nie To Samo, jak mawiał kapitan Marchewa, ale przynajmniej zapalenie tego w listopadowy wietrzny dzień nie jest sztuką niemal ezoteryczną (którą Jiima jako osoba o skłonnościach piromańskich posiadło, ale wie że nie każdy jest taki “pyrofor”).

    Co do Chin, proszę się od nich odtentegować, bo jeśli chodzi o tradycję i w ogóle, to nasze nowoczesne pokolenia mogłbyby się od nich uczyć (podobnie jak zdolności przeżycia za pół minimalnej racji pokarmowej). Oczywiście nie dosłownie, nikt nie oczekuje palenia papierowych modeli na pogrzebie, raczej chodzi o to gdzie przeciętny Chińczyk ma tradycję – mogę zaręczyć, że o wiele wyżej niż przeciętny Polak i nieco bardziej z przodu.

    Polacy jakoś zawsze tradycje pojmowali nieco tandetnie, kiedyś była to tandeta przaśna, teraz plastikowa. Mnie nie pasuje jedna ani druga, wypiłobym za zdrowie zmarłych jak mi pochodzenie nakazuje, ale boję się że mnie za profanację grobów by zwinęli, dorzucili obrazę uczuć religijnych i Papieża.

    • ad ciotka. Ciotka to jest
      ad ciotka. Ciotka to jest kategoria molierowska, jest świętoszek, jest skąpiec, jest ciotka. Ciotka nadal trajkocze do plastikowego znicza i ciotki nie mieszałbym do kultury i tradycji, gdyż ta czymś więcej niż indywidualna cecha charakteru opiewana i przed Molierem, w czasach antycznych, biblijnych itd. Nie zniknęła ciotka wraz z plastikiem i przy kosmicznej technologii będzie się miała doskonale.
      ad. plastik. Plastik jest symbolem, nie zgłaszam pretensji do praktyczności, ale powszechności. Za dużo i wszędzie plastiku.
      ad Chiny. Znam ten argument o dawnej wielkości, ale co to za argument? To argument trup. Nawet wielki Rzym upadł i Francja najwierniejsza córa kościoła zdradziła. Nic w miejscu nie stoi, co kiedyś wielkie dziś zdziadziałe. Nie widzę żadnej adekwatności między dawniejszą chwałą i obecnym tandetnym upadkiem chińskim, poza przymiotnikiem “chiński”.

      • ad ad
        Ad ad ciotka
        Jiima najwyraźniej wbrew prawom biologii ma same ciotki.

        Ad ad chiny ludowe
        Czy przeczytałeś to co żem napisało, czy zauważyłeś, ale ja nie bronie dawnej potęgi Chin. Jeśli już czegoś, to obecnej potęgi Chin, która ma spore szanse zjeść resztę świata, co nie udało się ich przodkom mimo świetności.
        Moja jedynie wspominać, że kto jak kto, ale żółtki traktują tradycję poważnie i to zarówno ci których indoktrynowano komunistyczną ideologią, jak i tych których indoktrynowano hamburgerami i amerykańskim snem. Nie ma to żadnego związku z potęgą. A plastikowy szajs to produkują, owszem, żeby te głupie białe murzyny z zachodu im swoje pieniążki oddawali za świecidełka…

        Ad ad plastik
        Niedługo będzie wszędzie plastik. A potem skończy się ropa i plastik będzie towarem luksusowym. Póki co cieszę się z aluminiowo – szklanego laptopa, z plastikiem jedynie na klawiaturze.

        Ad ad zdziadzienia
        Zdziadzienie to stan umysłu. Trzeba się mu opierać, bo to pierwszy krok do tego, bym i za ciebie musiało pić pierwszego listopada. Więc się nie daj, bo wolę cię czytać niż za ciebie pić.

  6. O, miło że wspomniałeś….
    Znaczy się o miłej tradycji zjedzenia posiłku z tymi co odeszli…

    A tak poważnie, to twój opis też niestety wieje tandetą, bardziej ekologiczną, bo szklaną, ale zawsze. Jiima pamięta dyskusje na cmentarzu, obgadywanki rodzinne, szaleństwo kwiatów, wieńców, zniczy… Własne znicze robił tylko dziadek-pszczelarz, bardziej z faktu że lubił się woskiem i blachą pobawić i miał trochę drygu do tego, niż z potrzeby chwili. Za to ciotki, matki i inne czciły pamięć zmarłych obgadując żywych, najpierw na samym smętarzu, a potem już w cieple mieszkania jednej czy drugiej babci… dzisiaj zobaczone demoty (jeden wklejony tutaj) można by przenieść do tamtych czasów i też nikt by nie był zdziwiony.

    All Hallows Eve w Polsze przypomina mi nieco tych partyjnych dzielących się jajkiem na wigilię w “Rozmowach Kontrolowanych” – niby coś tam załapali z tym “trick or treat”, ale nie do końca, bo raz 1 listopada to już dawno po ptokach, a dwa nie po smętarzach latamy, tylko po okolicznych domach… o ile jakiekolwiek domy w okolicy są, blokowiska i domofony mocno utrudniają zabawę.

    Plastikowe znicze… praktyczne. Wiem, To Nie To Samo, jak mawiał kapitan Marchewa, ale przynajmniej zapalenie tego w listopadowy wietrzny dzień nie jest sztuką niemal ezoteryczną (którą Jiima jako osoba o skłonnościach piromańskich posiadło, ale wie że nie każdy jest taki “pyrofor”).

    Co do Chin, proszę się od nich odtentegować, bo jeśli chodzi o tradycję i w ogóle, to nasze nowoczesne pokolenia mogłbyby się od nich uczyć (podobnie jak zdolności przeżycia za pół minimalnej racji pokarmowej). Oczywiście nie dosłownie, nikt nie oczekuje palenia papierowych modeli na pogrzebie, raczej chodzi o to gdzie przeciętny Chińczyk ma tradycję – mogę zaręczyć, że o wiele wyżej niż przeciętny Polak i nieco bardziej z przodu.

    Polacy jakoś zawsze tradycje pojmowali nieco tandetnie, kiedyś była to tandeta przaśna, teraz plastikowa. Mnie nie pasuje jedna ani druga, wypiłobym za zdrowie zmarłych jak mi pochodzenie nakazuje, ale boję się że mnie za profanację grobów by zwinęli, dorzucili obrazę uczuć religijnych i Papieża.

    • ad ciotka. Ciotka to jest
      ad ciotka. Ciotka to jest kategoria molierowska, jest świętoszek, jest skąpiec, jest ciotka. Ciotka nadal trajkocze do plastikowego znicza i ciotki nie mieszałbym do kultury i tradycji, gdyż ta czymś więcej niż indywidualna cecha charakteru opiewana i przed Molierem, w czasach antycznych, biblijnych itd. Nie zniknęła ciotka wraz z plastikiem i przy kosmicznej technologii będzie się miała doskonale.
      ad. plastik. Plastik jest symbolem, nie zgłaszam pretensji do praktyczności, ale powszechności. Za dużo i wszędzie plastiku.
      ad Chiny. Znam ten argument o dawnej wielkości, ale co to za argument? To argument trup. Nawet wielki Rzym upadł i Francja najwierniejsza córa kościoła zdradziła. Nic w miejscu nie stoi, co kiedyś wielkie dziś zdziadziałe. Nie widzę żadnej adekwatności między dawniejszą chwałą i obecnym tandetnym upadkiem chińskim, poza przymiotnikiem “chiński”.

      • ad ad
        Ad ad ciotka
        Jiima najwyraźniej wbrew prawom biologii ma same ciotki.

        Ad ad chiny ludowe
        Czy przeczytałeś to co żem napisało, czy zauważyłeś, ale ja nie bronie dawnej potęgi Chin. Jeśli już czegoś, to obecnej potęgi Chin, która ma spore szanse zjeść resztę świata, co nie udało się ich przodkom mimo świetności.
        Moja jedynie wspominać, że kto jak kto, ale żółtki traktują tradycję poważnie i to zarówno ci których indoktrynowano komunistyczną ideologią, jak i tych których indoktrynowano hamburgerami i amerykańskim snem. Nie ma to żadnego związku z potęgą. A plastikowy szajs to produkują, owszem, żeby te głupie białe murzyny z zachodu im swoje pieniążki oddawali za świecidełka…

        Ad ad plastik
        Niedługo będzie wszędzie plastik. A potem skończy się ropa i plastik będzie towarem luksusowym. Póki co cieszę się z aluminiowo – szklanego laptopa, z plastikiem jedynie na klawiaturze.

        Ad ad zdziadzienia
        Zdziadzienie to stan umysłu. Trzeba się mu opierać, bo to pierwszy krok do tego, bym i za ciebie musiało pić pierwszego listopada. Więc się nie daj, bo wolę cię czytać niż za ciebie pić.

  7. plastik wypiera heban i marmur, to smutne
    Współczesnej tandecie trudno zaradzić, ponieważ teoretycznie odwracalna tandeta mentalna wiąże się ściśle z bylejakością tworów materialnych.
    Na całym świecie jest zbyt mało solidnych, pięknych materiałów (dobrych książek, filmów i obrazów również).
    Piękne drewno, szlachetne stopy metali, marmur, skóra, kamienie budowlane itd. będą stale drożały, gdyż tego dobra jest po prostu za mało jak na kilka miliardów miłośników solidnych wyrobów. Również produkcja prawdziwego mięsa i nietrujących warzyw jest słabo wydajna i zbyt droga by zaspokoić apetyty całej ludzkości.
    W każdej dziedzinie, nie tylko materialnej, trzeba niestety iść w ilość, stąd jakość pozostanie przywilejem najbogatszych. Miliardy ludzi potrzebują wszystkiego dużo i szybko, więc wszystko musi być zrobione byle jak i z byle czego, nie widzę tu żadnej nadziei na zmianę.
    Pojedyncze jednostki jeszcze mogą oderwać się od badziewia kupując las, kawałek ziemi, a potem żyć po swojemu, wcinając wędzonkę z własnej zwierzyny, oczywiście dopóki taki aspołeczny tryb życia będzie dozwolony.
    Mieszczuchom też na razie wolno hodować warzywa w ogródku, cebulę na parapecie i trunki rożne, ale już niedługo. Unia szykuje szlaban na tego typu sabotaż gospodarczy.
    Masowość oraz nieodwołalnie związana z nią tandeta wszelkiej materii muszą zatem paść na sferę duchową. Życie nowoczesne ma być wesołe, pstrokate, łatwe i nie męczące, ale coś nie po temu idzie. Przyszłość nie jawi mi się w postaci 15 miliardów ludzi pławiących się w dobrobycie na łonie natury. Tak się nie da.

  8. plastik wypiera heban i marmur, to smutne
    Współczesnej tandecie trudno zaradzić, ponieważ teoretycznie odwracalna tandeta mentalna wiąże się ściśle z bylejakością tworów materialnych.
    Na całym świecie jest zbyt mało solidnych, pięknych materiałów (dobrych książek, filmów i obrazów również).
    Piękne drewno, szlachetne stopy metali, marmur, skóra, kamienie budowlane itd. będą stale drożały, gdyż tego dobra jest po prostu za mało jak na kilka miliardów miłośników solidnych wyrobów. Również produkcja prawdziwego mięsa i nietrujących warzyw jest słabo wydajna i zbyt droga by zaspokoić apetyty całej ludzkości.
    W każdej dziedzinie, nie tylko materialnej, trzeba niestety iść w ilość, stąd jakość pozostanie przywilejem najbogatszych. Miliardy ludzi potrzebują wszystkiego dużo i szybko, więc wszystko musi być zrobione byle jak i z byle czego, nie widzę tu żadnej nadziei na zmianę.
    Pojedyncze jednostki jeszcze mogą oderwać się od badziewia kupując las, kawałek ziemi, a potem żyć po swojemu, wcinając wędzonkę z własnej zwierzyny, oczywiście dopóki taki aspołeczny tryb życia będzie dozwolony.
    Mieszczuchom też na razie wolno hodować warzywa w ogródku, cebulę na parapecie i trunki rożne, ale już niedługo. Unia szykuje szlaban na tego typu sabotaż gospodarczy.
    Masowość oraz nieodwołalnie związana z nią tandeta wszelkiej materii muszą zatem paść na sferę duchową. Życie nowoczesne ma być wesołe, pstrokate, łatwe i nie męczące, ale coś nie po temu idzie. Przyszłość nie jawi mi się w postaci 15 miliardów ludzi pławiących się w dobrobycie na łonie natury. Tak się nie da.