Reklama

Po tym jak Donald Tusk i jego partia zatrudniła, czy raczej zaprzęgła do partyjnych l

Po tym jak Donald Tusk i jego partia zatrudniła, czy raczej zaprzęgła do partyjnych list wyborczych: jedną bokserkę, dwóch piłkarzy, w tym bramkarza Dody, pozostałe partie rozglądają się nerwowo i polują na „nazwiska”.

Reklama

Branża sportowa została opanowana przez napastnika Tuska, dlatego polityczna konkurencja szuka alternatywy. Na dość oryginalny pomysł wpadła partia SDPL, która przypuściła zmasowany atak na estradę, pieśń biesiadną i szeroko pojęty przemysł muzyczny. Politycy zwrócili się najpierw do Maryli Rodowicz, aby zechciała zostać deputowaną Marylą, ale ta odmówiła zaszczytu.

Drugiego kosza i jeszcze bardziej bolesnego SDPL dostała od Kasi Klich, która uznała partię za kiepski model i na dodatek oświadczyła, że zaśpiewa tylko tak jak jej Donald Tusk zagra. Artystka dość niecodziennie wytłumaczyła się ze swojej decyzji, takiej argumentacji w sejmie się nie uświadczy, kompletnie nieparlamentarny język, warto zatem przytoczyć niebywałe słowa:

„Nie chcę znaleźć się na liście kandydatów do Parlamentu Europejskiego ze względu na nazwisko i zajmować miejsce ludziom, którzy od dawna na to pracują. Zdaje sobie sprawę, że ugrupowaniom politycznym zależy na nazwiskach, które obiły się o uszy, jednak robienie PR partii niekoniecznie korzystnie odbija się na tym, kto daje twarz.”

Dzień, w którym polityk dowolnej partii wypowie podobne słowa, albo się chociaż podpisze pod istniejącymi, będzie dniem ostatnim.

Reklama