24.2 C
Biskupin
środa, 18 czerwca, 2025
Strona główna Blog Strona 1096

Poplątane przemyślenia na temat wiary.

38

To nie będzie tekst o polityce. Takich rzeczy nie próbuję. Nie jestem dobre w te klocki. A wychodzę z założenia, że jeśli już coś robić to dobrze.

Pozbądźmy się złudzeń i stwórzmy byłą partię z Napieralskim, Błochowiak, Gosiewskim i Kempą

11

Uprzedzam już na wstępnie, że będę marudził, ale to tylko po to, żeby na koniec powiedzieć coś realnie optymistycznego ? cierpliwości.

Spieprzaj dziadu

4

Wschodnia ściana, czyli zadupie RP to regiony uwielbiające i kochające szczerze Lecha Aleksandra i jego klona.

Tuwim wiecznie zywy

0

Dostalem od znajomego, przeklejam…

Minął rok. Wspomnień czar

2

Tak mnie naszło, coby powspominać. 21 października 2007 pożegnaliśmy IV RP. Pisałam wtedy na blogu:

Prawo Panocku – Prawo i Sprawiedliwość

20

Miałem dzisiaj pisać o czymś lekkim i sympatycznym, przyszła mi więc na myśl nasza służba zdrowia, w której wszak nieciężko znaleźć powód do szerokiego uśmiechu. Ale przeszkodziła mi przesympatyczna Pani (Gardas, bodajże zwąca się), która pogardłowała sobie na temat zabierania pielęgniarkom należnych im jak psu zupa wszelkiego autoramentu wypłat, których nazewnictwo pielęgnowane latami teraz prezentuje się dość humorystycznie. W trakcie tego słuchowiska uśmiech sam wypełzł mi na twarz, uznałem jednocześnie, że sam nic lepszego dzisiaj już nie wymyślę. Może mógłbym jeszcze w całości przytoczyć listę zawodów uprawnionych do wcześniejszej emerytury(żongler, trębacz, czy haha pracownik NIK), ale nie – nie, dziś nie będę odbierał sławy pielęgniarkom. Dziś opowiem to i owo o znienawidzonych przez dużą część Polaków słowach – o Prawie mianowicie, o Prawie i o Sprawiedliwości.

W rozumieniu prostego człowieka, takiego jak nie szukając daleko – ja, Prawo służy do tego, by jego (znaczy mnie – prostego człowieka znaczy się) chronić przed złym, a także co przyznaję skromnie, aby chronić innych, cobym w przypływie nagłego zaślepienia ja komuś zła nie wyrządził. Prawo ma po prostu tak regulować życie moje i moich współobywateli, by zachowywali oni uznawane przez wszystkich normy. Są oczywiście nieszczęśnicy, którzy mimo to nadużywają społecznej umowy, i prawo to łamią, czy też gwałcą (kto co woli). Tych należy karać, adekwatnie oczywiście do popełnionych przez nich przewin, nie będziem wszak ucinać języka za obrazę matki, wystarczy może nawiązka pieniężna. Sprawiedliwie musi być, każdemu wedle przewin, każdemu podle zasług. Różne mądre ludzie zbierają się więc razem, coby takie zasady ustalić, zapisać i podać maluczkim do wiadomości. I ten proces mamy już za sobą wiele lat temu.

Teraz pozostaje nam już tylko działalność reformatorska. Ktoś kiedyś spisał nasze prawa, więc teraz obecnie żyjące mądre ludziska zbierają się, i poczynają reformować aż furczy. To zreformują, tamto zreformują. A jeszcze wszak pozostało tyle rzeczy do uregulowania, co nasze ojce przecież przewidzieć nie mogli. Skond wszak miał wiedzieć dziadziuś mój i Twój, że tera trzeba będzie ludziskom zasady połowu dorsza kodyfikować. Czy tam dopuszczalną gramaturę kobiałki z grzybami. No skond, pytam się ja? No nie mógł, bo przecie dziadzio żadnym wróżem nie był, o komórkach nie słyszał, o komputrach też, trza nam więc i teraz radzić, co począć. Siada więc taki jeden z drugim mądry i nowe mądre prawa uchwala, ku pomyślności ludu całego (miast i wsi zresztą). I tak to trwa latami, trwa, ciągle nowe regulacje powstają, coraz większe księgi idą do publikacji, drukarnie drukują aż im się druk całkiem rozdrukuje.

No, ale przecie jakby my z sąsiadem sami się dogadać mogli, który w prawie jest, to całe to prawo by było niepotrzebne. Prawo panocku, wtedy właśnie potrzebne jest, kiedy my z sąsiadem w spór wchodzą. Coby ciupagi w ruch iść nie musiały, to my panocku potrzebujemy rozjemcy, sędziego, który rozsądzi, czy moje, czy sąsiada na wierzchu. W dawniejszych czasach, za generała Huzio, to panie, starosta wystarczał, on prawo znał, to i rozsądzić potrafił. Ale przecie od tamtych czasów to długie kilometry kolejnych paragrafów popisali mądre ludzie, to starosta już się nie bardzo wyznaje. Zresztą nawet jakby się wyznawał, to nie za to mu płacą, coby się kodeksów różnistych na pamięć uczył, jeno by starostował. Od prawa panie, to są tera prawnicy. Sędziowie są, to elita prawdziwa, poza tym różniste asesory, radce prawne, adwokaty, prokuratory i takie tam różne.

Sędziowie sądzą, biorą te swoje paragrafy, sprawdzają, może wcześniej w takiej sprawie jak my z sąsiadem już jakiś znaczniejszy sędzia sądził, i zasądził. Potem se duma, duma i w końcu wyrok Ci sprawiedliwy wydaje. I już wiadomo kto ma rację – sąsiad czy ja z moją żoną (Zofią).

Tak to jest na zdrowy rozum. A w praktyce? Może znów opowiem maleńką dykteryjkę, nieco odbiegnę od tematu, ale obiecuję że niewiele. Mieszkam Ci ja na pewnym osiedlu. Osiedle jak osiedle, nowe bloczki, nieco z dala od centrum, ludzie młodzi dokoła. W sumie domy jak domy, od zwyczajnych różni je generalnie niewiele, z wyjątkiem tego że jak pada to przeciekają sufity na ostatnim piętrze, i ściany w piwnicy. Tak więc bloczki okresowo zamieniają się w parki wodne, niestety zwykle w terminach które nie sprzyjają wodnej kanikule – mianowicie jesienią, zimą, wczesną wiosną. I okresowo w czas letnich burz. Stan ten spowodowany jest tym, iż firma która bloczki te zbudowała (dalej zwana Developerem) zapomniała dokonać zewnętrznego uszczelnienia owych bloczków. Cóż, nikt nie jest idealny, człowiek czasem też czegoś zapomina. Mieszkańcy tych przemiłych bloczków zgłaszają więc Developerowi usterkę, polegającą na laniu się wody w ilościach ponadstandardowych. Developer, powodowany zapewne miłością bliźniego i motywowany przez siebie posiadanym certyfikatem jakości, przystępuje niezwłocznie do naprawy. Naprawa przebiega w lecie, z grubsza rzecz biorą polegając na skuciu mokrych tynków wewnątrz pomieszczeń, i zastąpieniu go tynkiem nieco bardziej suchym. Pech chce jednak, że już kilka dni po tak dokonanej naprawie w okolicy przechodzi burza – powoduje to niestety ponowne utworzenie parku rozrywki w piwnicach i salonach mieszkańców. Sytuacja więc się powtarza – zgłoszenie, naprawa, burza itp. W końcu mieszkańcom pęka żyłka, i zachowywany dotąd spokój zamienia się w lekkie poddenerwowanie. Objawia się ono decyzją podjętą przez Wspólnotę (kto nie wie co to – polecam się zapoznać – generalnie kto wie czy nie jedyny prawdziwy samorząd w tym kraju), decyzją o wniesieniu do sądu pozwu przeciwko Developerowi. Pozew ma na celu uzyskanie od Developera odszkodowania za źle wykonaną pracę, z którego to odszkodowania sfinansowana będzie naprawa usterki przez inną firmę (najlepiej jednak z użyciem nieco trwalszych technologii). Ponieważ powoli zbliża się termin gwarancji (właściwie rękojmi, ale mniejsza o to) na owe bloczki, sprawa staje się poniekąd dość pilna – po tym terminie ciężko będzie od Developera cokolwiek uzyskać (poza zapewne kolejnymi warstwami tynku oczywiście).

I tu zaczyna się właściwa dykteryjka. Otóż szczęściem jakowymś, w bloczkach tych oprócz informatyków (ciężko mi w to było uwierzyć, przez kilka pierwszych miesięcy mojego tam pomieszkiwania znałem kilkunastu sąsiadów – wszyscy byli, jak się to mówi – z branży) pomieszkiwali także – prawnicy. Ależ się sąsiedzi ucieszyli, wszak nie ma to jak prawnik we własnych szeregach, pewnie nie podejmie się pracy przy sprawie, ale przynajmniej doradzi. Sędzia, adwokat i radca prawny. Komplecik cały (zwany dalej Czeredką). Ale jakież było zdziwienie mieszkańców, gdy uzyskali na specjalnie zwołanym zebraniu poradę od współsąsiadów – prawników. Otóż słowa tych mieszkańców objawiły naszej społeczności trudną prawdę – “nie ma sensu iść do sądu, bo sąd to loteria, a ja nie lubię grać na loterii”. Opinia ta była opinią wyrażającą zgodnie zdanie całej tej czeredki, która doradzała od razu wyjąć z kieszeni kilkadziesiąt tysięcy złotych od mieszkania i samemu naprawić usterki, niż wyjąć kilkaset i w sądzie dochodzić praw swoich. Sąd to bowiem nie tylko loteria, ale także droga przez mękę, kosztowna i na dodatek długotrwała. Przecie rozprawy w najlepszym przypadku będą organizowane co kilka miesięcy, nie ma co liczyć na zakończenie sprawy w tej pięciolatce.

Delikatna konsternacja na sali, pytanie o jakiś argumenty, jakieś paragrafy, czemu nie iść do sądu, wszak sytuacja jest oczywista, wystarczy wejść w piwnicę i pobrodzić chwilę. Na co czeredka prawna używa naprawdę porażającego argumentu – “co z tego, sąd przecież nie zajmuje się stanem faktycznym, tylko opiera się na opinii biegłych, a biegłych to zna Developer, więc szans nie mamy”. Hmm, dla zdrowo myślącego człowieka to trochę niezrozumiałe, więc generalnie mieszkańcy w głosowaniu jak jeden mąż głosują za wniesieniem sprawy do sądu. Znaczy jak jeden mąż, z wyjątkiem członków czeredki, którzy konsekwentnie przy swoim zdaniu obstają. A ponieważ sprawa sądowa kosztuje, rozpoczyna się zbiórka kaski na przyszłą sprawę.

I to już jest za wiele dla członków czeredki. Co prawda gdyby sobie mieszkańcy bloczków poszli do sądu, to ich sprawa (każdy lubi grać w co lubi, nawet w loterię zwaną sądem), ale jeżeli kasę na to mają wyłożyć solidarnie wszyscy mieszkańcy, jako właściciele zalewanych fundamentów – o co, to to nie. Wszak czeredka nie ma zamiaru brać w tym udziału. Jako odpowiedzialni obywatele, pragnący uratować współmieszkańców przed niepotrzebnymi wydatkami, robią to co normalny obywatel powinien zrobić w takiej sytuacji. Czyli – wnoszą sprawę do sądu. Wnoszą, gdyż wydedukowali, iż zmuszanie ich do uczestniczenia w takiej hucpie jak sprawa sądowa narusza ich konstytucyjne prawa (serio, jak bum cyk cyk). Ktoś mógłby powiedzieć, że to przecie koszmarna wręcz niekonsekwencja! Ale nieprawda, nieprawda. Oni po prostu używają takich narzędzi jakie znają i mają. Otóż ich wpis prywatny obciąża ich kwotą dużo niższą – kilkusetzłotową. A nie muszą i nie będą musieli płacić kwoty wyższej, przeznaczonej na pokrycie kosztów sprawy przeciw Developerowi. A czemu nie będą musieli? Ano temu, że przecie rozprawa w tej sprawie będzie miała miejsce za kilka miesięcy, Sąd na ten czas zawiesi wykonywanie przedmiotowej uchwały, więc jak bardzo durny zarzut tam by się nie znalazł, i tak termin ten będzie przypadał już po wygaśnięciu gwarancji na budynki – sprawa więc nie będzie miała sensu – wtedy możemy Developerowi co najwyżej … (miałem napisać skoczyć, ale to teraz znaczy chyba “Dzień dobry” dla dużej części Europejczyków). Zresztą minął już prawie miesiąc, a do Wspólnoty nie wpłynęło jeszcze nawet zawiadomienie o wniesieniu pozwu :). Tak więc działanie całkowicie racjonalne, jeżeli ktoś za wszelką cenę uniknąć loteryjnych kosztów.

Ale, ale – jak się szybko okazało, ta broń ma jednak dwa ostrza. Otóż jak poradził wynajęty w tym celu przez Wspólnotę prawnik, mieszkańcy mogą wszak wezwać Developera do przeprowadzenia rozprawy polubownej! Taki ruch powoduje, że na czas do wyznaczenia terminu takiej rozprawy polubownej zawiesza się termin obowiązywania roszczenia – czyli przedłuża się gwarancja. Na pytanie przedstawicieli Wspólnoty, jak wiele takich wezwań można przedsięwziąć, prawnik odpowiada – spokojnie, to trwa tyle, że wystarczy jedna. I nawet nie trzeba się na niej pojawiać.

Tylko że okoliczne sklepy dalej notują okresowe wzrosty sprzedaży wiaderek i cebrzyków, a woda w piwnicy jak stała, tak stoi.

Ok, ok, dykteryjka dykteryjką. Ale co z tym zrobić? Dlaczego to tyle trwa? Noo, słyszałem już całe mnóstwo powodów. A że sądy niedoinwestowane. A że sędziowie to agenci Układu, którzy działają tylko gdy Układ ma w tym interes. A że niskie morale. A że korporacje prawnicze. A że sprawy dotyczą tylu dziedzin życia, że sędzia nie może być alfą i omegą. Ja bym to zdefiniował jednak nieco inaczej, choć podobnie.

Moim skromnym zdaniem prawa jest po prostu za dużo . Gdzie człowiek nie spojrzy, wszędzie prawo się kłania. Wszędzie regulacja. Jestem człowiekiem uzależnionym od czytania – czytam zawsze i wszędzie. Jak nie mam pod ręką kompa lub gazety, czytam napisy na ścianach. Jak nie ma ich na ścianach, czytam cokolwiek innego co wpadnie w rękę. Zabawkę czytam, dezodorant czytam, mydło Ci ja czytam nawet. Co? Zabawkę czytasz? Jakim że to rad sposobem? Ano takim, że teraz na każdej pierdole znaleźć można cały katalog aktów prawnych, regulacji, norm itp. z którymi dowolna rzecz jest lub nie jest zgodna. No cóż, takie czasy. Może tak. Ale w tym ferworze regulowania prawa umknęła nam sprawa zasadnicza. mianowicie nasze prawo jest już w wielu obszarach całkowicie oderwane od życia. Życie sobie, prawo sobie – człek, nawet cnotliwy sam nie wie kiedy prawo łamie. Tyle tego jest, i takie bezsensy w środku.

Jakoś tak przyjęło się patrzyć, czy kolejno rządząca ekipa uchwala odpowiednia ilość ustaw. Wszak co to za partia, która nie uchwali rocznie ileśtamset ustaw, oczywiście regulujących coraz to nowe elementy życia. W tym całym zalewie ustaw jakąś wysepką rozsądku jest słynna komisja pod przewodnictwem posła Palikota (ale podobnież bardzo aktywny jest tam też jakowyś Poncyliusz z drugiego bieguna), która zajmuje się wszak usuwaniem niepotrzebnych przepisów (podobno, po owocach ich poznacie). Ale ile by rocznie komisja nie miała posiedzeń, pewnie i tak nie wyrobi – nowe przepisy będą przyrastać szybciej niż ona je będzie usuwać. A koszty tej kazuistyki są coraz większe. Rzeczywiście sędziowie (i sędziny oczywiście) nie bardzo mogą znać te wszystkie przepisy. Mogą, jak są hobbystami i lubią swoją pracę, śledzić kolejne dzienniki ustaw. Jednak nie oszukujmy się, większość sięga do konkretnych przepisów tylko w razie konkretnej sprawy. I często się myli. Natłok spraw powoduje ogromne przestoje w procesowaniu, sędzia nie bardzo może się opierać na zdrowym rozsądku – przepisy są od tego pojęcia bardzo dalekie. Musi się stosować literą prawa, dochodzić intencji prawodawcy (tak jakby coś takiego w ogóle istniało), zamiast po prostu rozsądzić sprawę. Do tego dochodzi praktycznie uzależnienie sądów od biegłych, którzy wydają opinie, na których podstawie opiera się sąd w wyrokowaniu. Nie jest więc ważne, że sąsiad zwalił mi wycinane drzewo na ogrodzenie – sąd musi zbadać, zali sąsiad miał odpowiednie narzędzia, wykwalifikowaną ekipę, czy BHP było zachowane, czy mógł na podstawie obiektywnych przesłanek spodziewać się upadku w tym właśnie kierunku (oczywiście prawa fizyki nie będą tu jakąś szczególnie uprzywilejowaną przesłanką, wręcz przeciwnie). A przecie sam nie będzie tego dociekał – zapyta biegłego. Biegły pojedzie, popatrzy powącha, i wpisze w opinię co tam zechce. A fakt, ze sąsiad zniszczył sąsiadowi ogrodzenie jest jakby z boku. Przykłady można by mnożyć, sam kiedyś byłem biegłym (sprawa była tak niekonwencjonalna, że sąd musiał powołać biegłego spoza listy, to osobna historia), i do dziś jestem pod wrażeniem mocy sprawczej mojej opinii. Ponieważ był to tylko incydent, to się przyłożyłem. Ale gdybym to robił zawodowo, co miesiąc wydawał opinię – kto wie czy bym dla jaj nie wpisał w raporcik, że drzewo powinno było polecieć w górę, ale jakoś poleciało w bok. Specjalnie piszę tu głównie o prawie cywilnym czy gospodarczym ? w normalnym kraju stosowanie tych kodeksów to podstawa diety prawników. Kodeks karny dotyczy marginesu życia prawnego, gro spraw dotyczyć musi gospodarki i życia społecznego.

PS. Zanim zaczniecie wyrzucać mi nie wzięcie pod rozwagę w tak ważkim temacie sprawy dostępu do zawodów prawniczych, od razu powiem, że jak najbardziej jestem za 😀 i kibicuję tej sprawie.

PS2. Cały dzień kleiłem ten tekścik po kawałku, i właśnie okazało się że można jeszcze śmieszniejsze rzeczy gadać, niż poruszałem na początku. A jednak, właśnie oglądam program Lisa, i produkującego się Kowala 😀 (?w sprawie konstytucji nie jest ważne co jest napisane, ważny jest zdrowy rozsądek i rozeznanie? :D).

kontrowersje

16

Tydzień temu przyszedł na świat w Hiszpanii , chłopiec imieniem Javier. Nie byłoby w tym nic nowego lub kontrowersyjnego , szczególnie dla kościoła gdyby nie fakt , że chłopiec ten ma być lekarstwem dla swojego brata.
Dziecko urodziło się w wyniku starannej selekcji embrionów. Przeprowadzono ją, by wykluczyć niebezpieczeństwo choroby, na którą cierpi starszy brat. A jego starszy brat cierpi na na beta-talasemię, ostrą formę anemii, która wymaga nieustannego przetaczania krwi.Jedyną szansą na jego wyleczenie jest materiał genetyczny pobrany z pępowiny Javiera.

Ja osobiście nie widzę tu nic kontrowersyjnego. W końcu na świat przyszedł nowy obywatel a na dodatek jest on w stanie wyleczyć swojego do tej pory nie uleczalnie chorego brata. Jest to wręcz wspaniała wiadomość i nadzieja dla innych nie uleczalnie chorych dzieci.
Ale KK jest zbulwersowane, nie tyle tym , że niemowlak może ocalić życie brata co metodą jaką został poczęty . Szczególnie płaczą wszyscy pro-liferzy po zarodkach, które w trakcie zapłodnienia in vitro… wyparowały. A przecież mogłyby z nich powstać np. chore osobniki, na które utrzymanie łożyłoby państwo. Ale kogo to obchodzi, liczy się embrion.
Taki Terlikowski np. roztrząsa się nad tym i biadoli, tyle embrionów, zarodów, potencjalnych istot, ola boga. Ciekawe czy Terlikowski roztrząsa się nad każdym swoim plemnikiem, który gdzieś tam powędrował , gdzie nie trzeba , przecież w zasadzie mógłby stworzyć nową istotę.
No cóż, głupota ludzka nie zna granic , a szkoda.
Ciekawe jest , że robieniu biznesu na pochówku nie budzi żadnej kontrowersji . Kościół zdziera z żałobników ostatnie ” wdowie grosze” i jakoś nie ma wyrzutów sumienia. Sumienie ich rusza gdy chodzi o zarodki i to nie ich własne.
Jak podaje “Dziennik Łódzki” miejsce na cmentarzu komunalnym w Łodzi kosztuje 492 złote, pod Kutnem – 321. Za to na cmentarzach zarządzanych przez Kurię Archidiezezji Łódzkiej w Łodzi miejsce przy głównej alejce kosztuje 750 złotych, w głębi cmentarza – 600.
W miejscowości Doły nekropolia ma część miejską i kościelną. Miasto kopie grób za 567 złotych, Kościół za 183 złote drożej. Również za wstawienie trumny do kaplicy kuria liczy więcej o 380 złotych. Na cmentarzu komunalnym w Pabianicach zapłacimy 160 za wystawienie trumny. Łączny koszt pochówku w miejscowości Doły to na cmentarzu komunalnym 1219 złotych. Na kościelnym – 1730.
Podobno średnio ksiądz za pogrzeb bierze 800 zł. Nie ma to jak biznes, a że na czyjejś śmierci można zarobić najlepiej to klechy wiedzą nie od dziś i korzystają jak mogą.

Nie mam pojęcia co wybrać? Państwowe czy prywatne szpitale? Chce wiedzieć, która opcja przewiduje konkurencję?

24

Reporterzy jednej z bojkotowanych stacji mieli na tyle odwagi, a raczej bezczelności, aby wejść do szpitala i zrobić sondę w sprawie referendum przygotowanego przez Piotra Kownackiego, bo przecież nie

Krótka lista prezydenta

2

Komunikat Kancelarii Prezydenta:

Palikot moim bohaterem, prezydent Polski pijakiem i chamem. Przyczynek do zagrożeń demokracji.

54

Przeprosić Palikota, natychmiast przeprosić Palikota, kto jeszcze tego nie zrobił niech spływa, rumieńcem, a najlepiej w ogóle. Mówienie prawdy jest zawsze bardziej ryzykowne od kłamania.