Reklama

Zacznijmy od końca. Kilka lat temu sprzedano polską firmę  zagranicznemu  inwestorowi. Zatrudniono  Prezesa,  managera – specjalistę  od restrukturyzacji (nota bene  Polaka). Operacja  się  udała – część załogi odeszła (uczciwie  mówiąc,  na godziwych warunkach – odprawy były więcej niż  przyzwoite), reszta zgodziła się na zamrożenie płac ( i tak niezbyt satysfakcjonujących), bo miasto nie oferowało zbyt wielu możliwości zatrudnienia.

Zapytacie, dlaczego o tym piszę – historia jakich wiele. Otóż w tej historii pojawił się  bardzo interesujący szczegół „komunikacyjny”.

Reklama

Firma wydawała cykliczny biuletyn (tzw. Newsletter) do załogi. I w kolejnym numerze znalazł się wywiad z Prezesem. Opowiedział on o planach, strategii i celach firmy. Został też zapytany o życie prywatne, m. in. o jego pasje. I Prezes odpowiedział, że jego pasją są …trufle.
Otóż  Prezes raz do roku, we wrześniu – w sezonie truflowym, leci do Paryża do ulubionej knajpy, na wykwitną potrawę  z trufli. Koszt ok. 5000 Euro (przelot, hotel ,knajpa). Nie  trzeba pewnie dodawać, że ta historia stała się  w środowisku przykładem adekwatnej komunikacji i szczytem empatii managerskiej J. Odbiorcy tego komunikatu też dobrze znali grzyby – lecz najczęściej był to grzyb na ich własnej ścianie.

Gdyby przyjrzeć się bliżej postawie  Prezesa, to  jego zachowanie  można by pewnie określić  jako nierozumne i nieprofesjonalne. Tak je postrzega nasza kultura. Patrząc z innej strony, to zachowanie można też ocenić jako skrajnie uczciwe – Prezes wykonał swoje zadanie, najlepiej jak umiał, zarobił na tym kupę  kasy i wydał ją , tak jak chciał. Prezes, mimo iż Polak, został zawodowo wychowany w innej kulturze, gdzie ceni się  profesjonalizm i nikt nikomu w kieszeń nie zagląda.  

Pozwolę  sobie tu na krótką dygresję – historię, której byłem naocznym świadkiem i która jest nie do pomyślenia w RP (którejkolwiek – III, IV, V , VI itd.)W czasie studiów pracowałem w wakacje w Szwecji, w wielkim kompleksie  szklarni. Pracowało tam ok. 10 Polaków. Zarabiało się w koronach, które każdy w dogodnym momencie  zamierzał  wymienić na $. Jeden z kolegów poszedł do pobliskiego miasteczka, do lokalnego banku. Chciał dokonać 2 operacji – wymienić SEK na $, a następnie założyć konto w $. O ile pierwsza operacja przebiegła bez zastrzeżeń (oczywiście pobrano prowizję  transferową), to co do konta, okazało się, że bank jest za mały i nie prowadzi kont w obcych walutach. Wobec  tego zamienił odwrotnie $ na SEK, płacąc kolejną prowizję. Od tego momentu, miał ksywę  „makler”, bo udało mu się stracić 50 $ w 10 minut, w czasach, gdy było to naprawdę  kupą kasy J. Ale najlepsze  dopiero nastąpiło … po 2 dniach, bank przesłał mu list, w którym najmocniej przepraszając, że się wtrącają  do jego decyzji, proponują mu anulowanie obu transferów waluty i przyjęcie pierwotnej kwoty SEK na konto !!!????!!! Żyjąc w kraju, gdzie każdy chce cię zrobić w chuja, wspomnienie  te, przywraca mi wiarę w ludzi (a bardziej zbudowane ich systemy wartości)

Wracając do Prezesa, oczywiście nie dziwię  się  ostracyzmowi, który go spotkał  , bo w naszej ukochanej ojczyźnie, pogląd, że jak ktoś  coś  ma, bo ukradł… niestety często znajduje uzasadnienie w faktach. Dlatego też pytanie, czy Prezes mógłby być autorytetem w Polsce, wydaje się na ten moment niedorzeczne. Autorytety są tworzone poprzez mity, a te  jak wiadomo, źle się czują w obecności faktów. Mity wymagają wiary i emocji, a fakty są domeną procesów poznawczych. To tłumaczy zachowanie podmiotów publicznych (partie polityczne, media, instytucje), które  wykorzystują prawie wyłącznie emocje i „przekazy”. W kraju, gdzie średnie czytelnictwo to 0,5 książki/osobę/rok a 50% absolwentów wyższych uczelni, nie przeczytało w ciągu roku …żadnej książki, tylko idiota interesuje się „czystymi” faktami, a pewna grupa sięga po nie tylko wtedy, gdy może nimi dowalić przeciwnikom politycznym.

I tu na scenę wkracza WOŚP – instytucja o niejednoznacznym obliczu. Wydaje  się, że jej największym grzechem jest typowo „polski” wybór pomiędzy postawami :

a/ „Prezesa od trufli – profesjonalizm za kasę” . Robię mnóstwo dobrych rzeczy, angażuję w pomaganie innym – rzesze rodaków, uczulam na potrzeby innych, buduję  kapitał społeczny (ostatnie miejsce w UE) , wspomagam niewydolny system Health Service (bo pierdolenie o tzw. Służbie zdrowia są podobne do opowieści o junakach z OHP). Jednak jako profesjonalista, nie robię  tego za darmo. Jasno mówię, że to kosztuje. I to nie mało. Nie będę udawać altruisty, bo to co robię  ma w sobie ogromną wartość i za organizację tego oczekuję określonych profitów. Rozliczam swoje działania z otwartą przyłbicą, nie bojąc się ujawnienia swojego przychodu, w ramach jednej spółki. Nie używam spółek- słupów, do zamazania przepływów finansowych, bo nie jestem tandetnym przemytnikiem nielegalnego alkoholu.

b/ „Matki Polki – zawsze dziewicy”. Czynię samo dobro. Na imię  mi Altruizm. Jestem transparentny do bólu we wszystkim co robię. Jak ktoś o mnie mówi – autorytet moralny, to powieka mi nie drgnie – jestem zawsze czystego serca i intencji. Gdy ktoś mnie zaatakuje – jestem bezwzględny, nikt nie ma prawa (moralnego ? medialnego ?) podważać mitu.

Różne dane z ostatnich dni, pokazują, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z pomieszaniem obu postaw – z jednej strony ogromna wartość społeczna WOŚP – budzenie altruizmu, pomoc innym, tworzenie więzi społecznych a z drugiej brak odwagi w komunikowaniu faktów, nieprzejrzystość finansowa, ukrywanie własnych korzyści materialnych, pycha i buta.
Widać też, że i w ocenie tego zjawiska (WOŚP) nastąpiła społeczna polaryzacja –generalizacja. Albo samo zło, oszustwo i manipulacja, albo peany i nienawiść do krytykantów. Często osią sporu jest „przynależność” emocjonalna do danego obozu politycznego. Dlatego tak cenny jest głos Tomka Lipińskiego, którego ciężko jest podejrzewać o sympatie z „obozem” krytyków WOŚP:

"Chodzi mi o to, że ktoś, kto dysponuje takim kapitałem społecznego zaufania, przekładającym się na realny kapitał finansowy, nie powinien mijać się z prawdą nawet o milimetr. Bo co to jest??? Kłamstwa usprawiedliwione słuszną sprawą?"

"Uważam, że Owsiak ma prawo do zatrudnienia żony i całej rodziny, jeśli pomaga mu to w osiąganiu celu WOŚP; nie uważam natomiast, że osiągnięcie tego celu stawia Owsiaka w takiej pozycji, w której nie wolno wobec niego wyrażać jakichkolwiek zastrzeżeń. "
     
 Tomek jako altruista (są tacy !) wspomagał WOŚP kilkukrotnie. Przestał, gdy dowiedział się, że dla „dobra imprezy” można zorganizować kasę  „za występ” i część artystów ochoczo z tego korzysta. A jednocześnie JO idzie w zaparte, że za to nikomu nie płacą.

Podsumowując, mój stosunek do WOŚP był od lat niejednoznaczny. Jak 10 letnia córka wróciła pewnego stycznia z „puchy” sina od mrozu, ale cała szczęśliwa, to wiedziałem, że coś ważnego się dla niej (społecznie) wydarzyło. Ani ona, ani ja, nie myśleliśmy, ile ktoś na tym ewentualnie przytula (to , że przytula jest normalne dla RP, tylko często nawet tych emocji społecznych nie ma). Ale coraz więcej faktów –  Absolutnie  benedyktyńska robota MK – która przyniosła więcej korzyści niż  mogłoby się wydawać – ilość rzetelnej dokumentacji, którą nawet sąd był zdziwiony, oraz MK jako rzetelny dokumentalista, zamiast zawziętego polemisty 🙂
. Wśród polemistów MK wiódł prym bogactwem pióra, wśród dokumentalistów zdaje się być… jedyny na tym poziomie 🙂

Konkludując –  stanowczo nie uznaję zasady – cel uświęca środki-. Doceniam wartości, które niosła WOŚP. Jednak wobec aktualnie dostępnych danych, wartość społeczna całego projektu, poprzez zachowania biznesowe jego kierownictwa, ulega całkowitej dewaluacji. Ocena może ulec zmianie pod wpływem pojawienia się  nowych, wiarygodnych danych.

Nigdy nie zbudujesz dobra, opierając się na nikczemnych zachowaniach. Howgh

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Groźna choroba – demoralizacja
    Dziecko zmarznięte, lecz szczęśliwe.  Dawno to było (tak? ) więc już nie jest dzieckiem i informacja, że gdy ona marzła dla ratowania życia a wysiłek poszedł na premię prezesa, (który przysięgał, iż „z puchy” nic nie bierze), więc obecnie już na tyle okrzepła, że jej to nie zdemoralizuje. Natomiast nowych może załamać, i to tym bardziej im bardziej wierzą.

    Co do trufli to trzeba by znać milion niuansów, żeby rzecz ocenić, ale nie tylko w Polsce, uważa, że epatowanie drogimi i wysublimowanymi upodobaniami wobec biedoty jest mało eleganckie.   Oczywiście należy się też liczyć ze złymi emocjami, jak niejaka  Maria Antonina, co to zalecała jeść ciastka jak się nie ma chleba (podobno zresztą nieprawda, że tak się była łaskawa wyrazić, ale i tak ją zgilotynowano). I tu wracamy do demoralizacji. Załoga, która widziała redukcję a teraz za nędzne grosze walczy o lepsze jutro może nabrać podejrzeń, że szef ma wszystko gdzieś i może sobie w każdej chwili pójść na inną posadę, a ich praca nie jest pewna, więc trzeba myśleć o sobie i może coś dokradać.
     
     

  2. Groźna choroba – demoralizacja
    Dziecko zmarznięte, lecz szczęśliwe.  Dawno to było (tak? ) więc już nie jest dzieckiem i informacja, że gdy ona marzła dla ratowania życia a wysiłek poszedł na premię prezesa, (który przysięgał, iż „z puchy” nic nie bierze), więc obecnie już na tyle okrzepła, że jej to nie zdemoralizuje. Natomiast nowych może załamać, i to tym bardziej im bardziej wierzą.

    Co do trufli to trzeba by znać milion niuansów, żeby rzecz ocenić, ale nie tylko w Polsce, uważa, że epatowanie drogimi i wysublimowanymi upodobaniami wobec biedoty jest mało eleganckie.   Oczywiście należy się też liczyć ze złymi emocjami, jak niejaka  Maria Antonina, co to zalecała jeść ciastka jak się nie ma chleba (podobno zresztą nieprawda, że tak się była łaskawa wyrazić, ale i tak ją zgilotynowano). I tu wracamy do demoralizacji. Załoga, która widziała redukcję a teraz za nędzne grosze walczy o lepsze jutro może nabrać podejrzeń, że szef ma wszystko gdzieś i może sobie w każdej chwili pójść na inną posadę, a ich praca nie jest pewna, więc trzeba myśleć o sobie i może coś dokradać.