Reklama

On i ona w wieku dojrzałego wina. Idą ulicą przestrzenną po gładkich jezdni kamieniach. Ktoś mógłby rzec, że panorama szeroka lecz perspektyw raczej żadnych gdyż starość przysiadała na karku.

On i ona w wieku dojrzałego wina. Idą ulicą przestrzenną po gładkich jezdni kamieniach. Ktoś mógłby rzec, że panorama szeroka lecz perspektyw raczej żadnych gdyż starość przysiadała na karku.
A jaka to starość skoro do 70 jeszcze prawie pełne dwie dziesiątki – i nie koniecznie im pacierz w głowie, a w kościach nie tylko lumbago łupie.

Tadeusz Kotarbiński onegdaj określił, kiedy tak naprawdę przychodzi do nas starość. Zobrazował to siedemdziesiątymi urodzinami swego przyjaciela.
Trawestując czas doszedł do wniosku, że skoro on ma już siedemdziesiąt lat , to dla solenizanta to przykry fakt, chociażby dlatego, że chciałby on mieć przynajmniej troszkę mniej lat, np. 30, a tymczasem z latami rzecz ma się inaczej niż z posiadanymi rzeczami. Kto bowiem ma 70 książek, ten ma też z pewnością 30, kto ma 70 lat, ten właśnie – rzecz jasna – nie ma lat 30.

Reklama

Autor pisze dalej, że uświadomiwszy sobie to początkujący starzec wybiega myślami w przyszłość własną licząc na palcach lata, które mu jeszcze do życia zostały. Wie jakie są zamierzania Natury. Zdaje sobie jasno sprawę, jak nigdy wcześniej, że coraz więcej wysiłku będzie go kosztować podtrzymywania maszynerii własnej osoby. Tak obrazowo przedstawił temat przemijania, Tadeusz Kotarbiński w książce „Sprawność i błąd”, w rozdziale zatytułowanym „ Nauczyciele sztuki nauczania”.

Trudno określić dystans czasu, jaki dzieli 50 latka do wieku początkującego starca. Na pewno nie jest to półmetek, nie jest to tez prawie finisz, choć akurat dla uważnego pesymisty takie sformułowanie byłoby adekwatne a na poparcie przywołaliby ilość finiszy na klepsydrach. 

Jednak póki co, póki jeszcze można; trzeba łapać powietrze spokojnie, aby się przypadkiem nie zachłysnąć, nie popaść w dziwną przypadłość karpia, aby sił starczyło na starość by sobie to i owo przypominać. Zapewne nie będą to tylko same błędy natury, pewnie znajdzie się coś optymistycznego. Optymisty oczy zmrużone, a w ich kącikach ledwo zauważalny pojawi się ognik nieodgadnionej tajemnicy, której nawet matka ziemia nie zdoła wyciągnąć z wnętrza nieotwartej duszy…

Póki pamięć w miarę jeszcze i póki nie czas na odchodzenie (bo cóż innego jak życie tu w piekle na ziemi może być piękniejsze?) trzeba ze spokojem wspomnieć takie chwile choćby jak ta ukazana w tym tekście:

  

Reklama