Reklama

 Ponieważ powstało ryzyko, że odpisując Doroli na tekst o prasowaniu w kontekście religii (a może o religii w kontekście prasowania) stworzę wpis pod wpisem, zamiast tego uzewnętrznię się u si

 Ponieważ powstało ryzyko, że odpisując Doroli na tekst o prasowaniu w kontekście religii (a może o religii w kontekście prasowania) stworzę wpis pod wpisem, zamiast tego uzewnętrznię się u siebie, co daje szansę że adresatka czy nikt inny tego nie przeczyta i będę mieć moralną przewagę, jako to co powiedziało ostatnie i Howg!

Reklama

Najpierw o prasowaniu, bo to najkrótsze. Prasowania nie lubię. Mam jednak komfort mieszkania z kimś, kto jak tylko wpadnie w gorszy nastrój, bierze się za prasowanie. Jakby powiedział dr. House – "głupotą byłoby nie skorzystać". Na usprawiedliwienie dodam, że lubię zmywać naczynia, co z resztą sprawiło że jest to moja fucha od jakiegoś 13 roku życia bo jako żywo żadne z moich rodziców tej czynności nie znosiło. Zmywarki jak dotąd nie mam i jej brak mi nie doskwiera. Prędzej kupię magiel.

Co do myśli przy prasowaniu, to rozumiem że przy wkurzających czynnościach ma się wkurzające pomysły, ale musisz przyznać że twoje myśli są conajmniej sprzeczne. Myślisz jaka ty jesteś udręczona przez tych samców i że to wszystko wina facetów, łącznie z galową koszulką dla dziecka. Chyba jednak feminizm to nie ideologia, tylko stan umysłu, coś jak erotomania. Erotomanowi wszystko kojarzy się z d… a feministce wszystko kojarzy się z tymi wrednymi opresywnymi facetami. Tak na marginesie, ja bawełniane koszulki prasuję. Ale co kraj to obyczaj. Moja Najważniejsza Osoba w Życiu prasuje również majtki i skarpetki, ale to akurat przesadna ostrożność po wyjątkowo paskudnej chorobie skóry (do dzisiaj nie wiemy co to było) z której leczyliśmy się oboje przez ponad miesiąc jakieś 8 lat temu. Ja jestem mniej paranoiczne i uważam, że cokolwiek to było, raczej na bieliźnie się nie zachowało (o ile mamy w ogóle jakąś z tamtych lat), ale jak jużem mówiło, co kraj to obyczaj.


Co do myśli o religii, bo to najważniejszy temat, to ja jestem zdziwione że ty jesteś zbulwersowana. Otóż, wiadomość z ostatniej chwili, szanowna Pani: religie, podobnie jak inne ideologie, służą do kontrolowania swoich wyznawców. Oprócz tego służą do podziału rzeczywistości na "mych" i "onych", co umacnia kontrolę. Religie zaczęły się bo szaman powiedział, że jak ktoś nie będzie słuchał wielkiego Mzimu to piorun mu chatę spali, lub mamut dziecko stratuje. Zwykle mowił to po tym, jak rzeczywiście komuś mamut chatę stratował lub piorun dziecko spalił, co jak wiemy zdarza się i bez pomocy wielkiego Mzimu. Szaman musiał używać takich brudnych sztuczek, ponieważ zwykle nie był to wielki i silny facet, który nieposłusznym mógł wp.. bez pomocy Wielkiego Mzimu, lecz słabszy osobnik, za to obdarzony wyższym intelektem – czasem wręcz była to baba, co ze względu na seksistowską naturę Natury (w 99% przypadków różnice płci są wyraźne, w większości przypadków dominujące pod względem siły są samce, jednak jest sporo gatunków w wypadku których jest na odwrót, na przykład u pajęczaków) wykluczało niemal zawsze wp… osobisty.

Z czasem brudne sztuczki urosły do miana świętych ksiąg i tradycji (wcześniej jakieś mądralińskie jeszcze musiało wymyśleć pismo). Tradycje te głosiły zawsze, że trzeba słuchać się Wielkiego Mzimu, bo inaczej piorun i mamut gwarantowane. Później świat się stał nieco bardziej wyrafinowany, więc zaczęto rozważać o tym co po śmierci i tutaj dopiero Wielkie Mzimu mogło zabłysnąć. Dobrzy mieli dobrze i co ciekawe, większość religii nad tym tematem się nie rozwodzi, poza może islamem, który szczegółowo opisuje rajskie rozkosze. Większość religii jednak bardzo szczegółowo opisuje co Wielkie Mzimu robi tym nieposłusznym, z reguły za przykład biorąc to, co pomysłowi ludzie robili sobie nawzajem jak im się nudziło i znaleźli kogoś kogo nie lubili.

Oczywiście, święte księgi z reguły spisywali faceci, więc oprócz całej dozy rzeczy których zakazywali wszystkim, dodawali parę uwag odnośnie kobiet, tak by baba w domu nie pyskowała. Prawdę mówiąc jednak, to co na ten temat piszą święte księgi, to na ogół pikuś (Pan Pikuś!) przy tym, co mówi na ten temat Tradycja.

Z resztą, jak łatwo zauważyć, judaizm jest na tle pozostałych opisanych przez Dorolę religii całkiem pragmatyczny. Łatwo też wykazać, że bardziej godzi w facetów niż kobiety, bo skoro każda zabawa w łóżku grozi zajściem, to po osiągnięciu przychówkowej masy krytycznej z seksu należy zrezygnować. Obserwując zaś zachowania gatunku Homo Sapiens, wnioskuję, że łatwiej z nich zrezygnować kobiecie niż facetowi, zwłaszcza młodemu. Warto też zauważyć, że wylewanie nasienia na ziemię też jest grzeszne (efekt totalnie źle zinterpretowanej opowieści), co wyklucza zarówno Panią Rączkowską, jak i "nieuczciwe" i niezbyt skuteczne techniki antykoncepcyjne pod tytułem stosunek przerywany.

Oznacza to, że sprytni rabini wcale nie chcieli aż tak bardzo walnąć w baby jak twierdzi Dorola. Oni w ogóle chcieli mieć swój lud w garści – prawdę mówiąc, żadna religia nie zakłada tak mocno, że wyznawcy to stado półgłówków niż judaizm. Przepisy BHP, zabezpieczenia przed rozmyciem tożsamości kultrowej, dbałość o przyrost naturalny – wszystko wpisano w prikazy boskie, jakby bóg nie miał nic lepszego do roboty niż chronić swych wyznawców przed biegunką. Co więcej, sporo owych tradycji albo ma głębszy sens (dbanie o przyrost naturalny wbrew pozorom też ma, z punktu widzenia społeczności jako całości, nawet jeśli jednostkom takim jak Dorola czy moja nieskromna osoba to się nie podoba) albo miało głęboki sens kiedyś i zostało jako artefakt przeszłości. Co więcej, wielu tym ludziom podoba się tak jak jest, o czym dalej.

Zupełnie inny obraz prezentuje chrześcijaństwo i tu niestety muszę się w pełni zgodzić – ta religia jest mocno mizogynistyczna. Może nie była taka kiedyś, może Jezus z Nazaretu miał w tej materii zdrowsze podejście, jednak tzw. Ojcowie Kościoła wyrazili się w tej sprawie jasno – kobieta jest z natury grzeszna i zła i to wszystko jej wina. Ile w tym religii, a ile przeniesienia zwyczajów plemiennych germanów – tego nie wiem, pytanie do antropologa. Tak czy inaczej, chrześcijaństwo, a zwłaszcza katolicyzm, jasno wyznaczył kobiecie miejsce i długość łańcucha.

O islamie wypowiadać się nie będę. Nie dlatego, że się boję czy coś. Ale raz, zdaję sobię sprawę, że nie licząc egipskiego krewniaka którego raz żem na oczy widziało i pewnej przesympatycznej tatarskiej szlachcianki z dziada pradziada, mój kontakt z mułzułmanami jest praktycznie zerowy. Dwa, o samym islamie można pisać długo i namiętnie, bo religia ta wypączkowała tyle tradycji, odłamów i filozofii, że chyba tylko specjalista jest w stanie wyliczyć wszystkie. Na to nakłada się tradycja ludowa i plemienna, którą często podciąga się pod religię, a która pierwotnie nie miała z nią nic wspólnego. W skrocie – to temat na conajmniej osobny post. Jak uda mi się spotkać ze znajomym islamistą (badacz islamu, nie mylić z mułzułmaninem!) może uda mi się zebrać dość informacji by taki post smarnąć. Ale kontakt z nim mam słaby, więc szanse niewielkie.

Wróćmy jednak do katolicyzmu, jako tematu najlepiej znanego, bo widocznego na codzień, czasem bardziej niż by się chciało. Chcę bowiem wskazać pewien paradoks, który pokazuje, że to nie do końca jest takie proste, jakby chciały feministki. Chodzi mi o to, że owszem, katolicyzm jest tradycją gnojenia, jednak nie jest to proste gnojenie bab przez facetów. Kto bowiem jest w Polsze "ostoją religii" że tak to ujmę? Mówię o większości, księża to margines, z resztą księża są różni.

Ostoją religii w Polsze są tzw. "moherowe berety", czy w bardziej ogólnej, mniej patologicznej wersji, tzw. baby kościelne. To z resztą dzięki nim w naszym kraju kwitnie kult Marii, która w zasadzie jest dla prostego luda ważniejsza od samego boga, bo bóg jest wysoko i bardzo zajęty, a ta nasza bozia to blisko, nasza matka i w ogóle. Warto zauważyć, że prosta kobieta, o której w zasadzie święte księgi milczą po tym jak już odwaliła swoje i dzieciaka wychowała, jest dla luda ważniejsza od uczniów, którym Jezus przekazał całą swoją filozofię (a przynajmniej oni tak twierdzili). Z resztą ujawnia się tu taki specyficzny ludowy pragmatyzm – uczniem mógł się głosić każdy, ale matka jest jedna.

Ta (radio)maryjna wersja katolicyzmu w Polsze gryzie się z ową opresyjnością facetów wobec kobiet. Z resztą, faceci są religijni mniej i na swój spokojniejszy na ogół sposób. Podczas mszy jak żem zauważyło jeszcze jako dziecko, mama i babcia klepie modlitwy, a tata wstaje i składa ręce jak trzeba, ale ust nie otwiera. Z nauczaniem jest podobnie – najpierw paciorków uczy mamusia albo i babcia, potem mamy religię, a na niej na ogół zakonnicę, albo katechetkę. Ksiądz jest rzadziej i na ogół na "wyższych stopniach wtajemniczenia" (w podstawówce nie miało żem żadnego księdza, dopiero w liceum). Zakonnik to rzadkość, chyba że jakiś zakon jest w pobliżu, albo mamy szkołę prowadzoną przez zakonników.

Poza tym główna opresyjność religii w życiu wiejskim lub małomiasteczkowym (ew. osiedlowym) również ma postać bab (bo na miano kobiet nie zasługują), które zamiast zająć się czymś pożytecznym, mielą ozorami na temat sąsiadek – a tamta jest k.wa bo z chłopem bez ślubu mieszka, a ta nie wzięła kościelnego, a ta pewnie jest w ciąży bo tak jej się spieszy. Z resztą 70% tematów dotyczy d.y lub tematów pokrewnych jak ciąża i przyspieszony ślub. A to podobno faceci cały czas myślą o d.e. Baby te tworzą coś w rodzaju "fali" w wojsku, na zasadzie, mnie też cały czas obserwowały, zwyzywały od k.wy bo chłopakowi na zabawie buzi dałam, to teraz ja pokażę następnemu pokoleniu. Co ciekawe, faceci są o wiele bardziej tolerancyjni w tej kwestii. No, chyba że chodzi o ich córki…

Tak więc cały model do wymiany, nie tylko faceci. To baby pierwsze będą wiedziały że Kowalski spod lasu po pijaku zgwałcił córkę. I to one nawet pary z gęby nie puszczą, a pierwsze nasiądą na każdego kto w obronie córki stanie. Córkę zaś tradycyjnie, od k.wy wyzwą. Owszem, szanowne koleżanki feministki, da się udowodnić, że kiedyś na początku tego patologicznego układu był jakiś facet. Pytanie, co z tego? On już dawno nie żyje i wypominanie mu stworzenia sekty wiejskich matron niczego nie zmieni.

Pytanie, co można zmienić? O, tu mamy problem nie z tej ziemii, bo zmiany kulturowe to nie przelewki i łatwo zamiast otwartości i tolerancji wyhodować taką ekstremę, że Radio Maryja będzie przed nimi ostrzegać. Nie wiem jak zmienić ludzką mentalność, chyba jakimiś środkami farmakologicznymi, przypominam o mojej socjopatii – w skrócie, nie znam się. Wiem tylko, że żadne prawo, nie ważne jak sensownie napisane (w sensownie napisane prawo w obecnym układzie politycznym też wątpię) nic tu nie zmieni. Z resztą co? Zakazać plotkowania pod karą procesu o pomówienie? Pozwolić na zaskarżanie wiejskich bab o mobbing (tak by się to nazywało jakby miało miejsce w zakładzie pracy)? Zdelegalizować kościół katolicki jako ostoję tej patologii? Zwłaszcza to ostatnie widzę jako idealny sposób na zwiększenie liczebności Rodziny Radia Maryja i pchnięcie jej w kierunku, w którym Al-kaida będzie do Rydzyka ludzi na szkolenia przysyłać…

Skoro nie prawo i póki co nie tabletka (bo nie dość że trzeba ją wynaleźć i wyprodukować, to jeszcze nie wyobrażam sobie jak zmusić do jej zjedzenia), to co?

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. Prasowania nienawidzę więc sie
    nie wypowiem. Na temat religii też. Natomiast twoje spostrzeżenia na temat klimatów małomiasteczkowych są bardzo celne, ale to temat rzeka. Rozumie ,że w jednym wpisie trudno wykazać wszystkie strony medalu. Jak kiedyś najdzie mnie wena dorzucę swoje 5 groszy

    • Tak w zasadzie
      to klimaty żem miało na myśli raczej swojskie wiejskie, samo żem przećwiczyło na sobie i Najdroższej Osobie i k.we (za to, że szliśmy sobie w grupie 4 facetow + 1 kobieta na autobus, ot, znajomi wpadli z wizytą) i inne podejrzane sprawki (bulwersujące było zarówno urodzenie dziecka – wcześniaka, jak i ślub w klasztorze w Łagiewnikach, przerobiony przez wiejskie baby na ślub w katedrze łódzkiej). Ale wiem z drugiej ręki, że w małych miasteczkach też nie jest najlepiej…

  2. Prasowania nienawidzę więc sie
    nie wypowiem. Na temat religii też. Natomiast twoje spostrzeżenia na temat klimatów małomiasteczkowych są bardzo celne, ale to temat rzeka. Rozumie ,że w jednym wpisie trudno wykazać wszystkie strony medalu. Jak kiedyś najdzie mnie wena dorzucę swoje 5 groszy

    • Tak w zasadzie
      to klimaty żem miało na myśli raczej swojskie wiejskie, samo żem przećwiczyło na sobie i Najdroższej Osobie i k.we (za to, że szliśmy sobie w grupie 4 facetow + 1 kobieta na autobus, ot, znajomi wpadli z wizytą) i inne podejrzane sprawki (bulwersujące było zarówno urodzenie dziecka – wcześniaka, jak i ślub w klasztorze w Łagiewnikach, przerobiony przez wiejskie baby na ślub w katedrze łódzkiej). Ale wiem z drugiej ręki, że w małych miasteczkach też nie jest najlepiej…

  3. To nie rób czarnej roboty chyba że Kuraka celowo wkurzasz
    A co do baranów… nie trzeba szukać kontekstu kobiet ani facetów by dostrzec jakim syfem są zinstytucjonalizowane religie.
    Oczywiste że boga nie ma? Nie tak bardzo. Tak bóg został zdefiniowany, że za cholerę nie da się udowodnić że go nie ma, ani że jest. Napis też jak dla mnie nie był prowokacyjny. Na każdym kościele napisane jest “Bóg jest”, a zdanie to jest tak samo weryfikowalne.
    Zinstytucjonalizowany ateizm też jest irytujący. Nie tak bardzo jak niektóre religie, bardziej jak świadkowie Jehowy – ot, szkody nikomu (w odróżnieniu od wielkich religii) nie wyrządzają, ale wnerwiają. Podobnie jak świadkowie, muszą ewangelizować, w ich wypadku de-ewangelizować i “otwierać oczy” wszystkim tym, którzy myślą inaczej. To, że w wielu przypadkach mają rację, nie usprawiedliwia ich fanatyzmu. Kurak też w wielu wypadkach ma racje, ale czasem sos w którym on to podaje jest dla wielu niestrawny…

    Nadal nie mam odpowiedzi na podstawowe pytanie – co dalej? Bo że problem jest, widzę i bez posłanki Senszyn. Pytanie jak to zmienić, tylko proszę bez parytetów i prawnych zakazów, bo naprawdę nie tędy droga.

    Tak na marginesie prawa i lewa, był sobie taki system RPG o nazwie “Paranoja”. W tym systemie ludzkość żyła w podziemnych bazach którymi zarządzały sztuczne inteligencje. W jednym, w którym toczy się akcja, komputer doznał awarii. Ponieważ jego imperatyw brzmiał “zapewnić, by wszyscy mieszkańcy byli szczęśliwi”, wadliwa maszyna poszła po najmniejszej linii oporu i nakazała bycie szczęśliwym pod groźbą kary śmierci… Zawsze przypomina mi się to gdy słyszę o nowych prawach mających dać nam szczęście.

  4. To nie rób czarnej roboty chyba że Kuraka celowo wkurzasz
    A co do baranów… nie trzeba szukać kontekstu kobiet ani facetów by dostrzec jakim syfem są zinstytucjonalizowane religie.
    Oczywiste że boga nie ma? Nie tak bardzo. Tak bóg został zdefiniowany, że za cholerę nie da się udowodnić że go nie ma, ani że jest. Napis też jak dla mnie nie był prowokacyjny. Na każdym kościele napisane jest “Bóg jest”, a zdanie to jest tak samo weryfikowalne.
    Zinstytucjonalizowany ateizm też jest irytujący. Nie tak bardzo jak niektóre religie, bardziej jak świadkowie Jehowy – ot, szkody nikomu (w odróżnieniu od wielkich religii) nie wyrządzają, ale wnerwiają. Podobnie jak świadkowie, muszą ewangelizować, w ich wypadku de-ewangelizować i “otwierać oczy” wszystkim tym, którzy myślą inaczej. To, że w wielu przypadkach mają rację, nie usprawiedliwia ich fanatyzmu. Kurak też w wielu wypadkach ma racje, ale czasem sos w którym on to podaje jest dla wielu niestrawny…

    Nadal nie mam odpowiedzi na podstawowe pytanie – co dalej? Bo że problem jest, widzę i bez posłanki Senszyn. Pytanie jak to zmienić, tylko proszę bez parytetów i prawnych zakazów, bo naprawdę nie tędy droga.

    Tak na marginesie prawa i lewa, był sobie taki system RPG o nazwie “Paranoja”. W tym systemie ludzkość żyła w podziemnych bazach którymi zarządzały sztuczne inteligencje. W jednym, w którym toczy się akcja, komputer doznał awarii. Ponieważ jego imperatyw brzmiał “zapewnić, by wszyscy mieszkańcy byli szczęśliwi”, wadliwa maszyna poszła po najmniejszej linii oporu i nakazała bycie szczęśliwym pod groźbą kary śmierci… Zawsze przypomina mi się to gdy słyszę o nowych prawach mających dać nam szczęście.

  5. “Pytanie, co można zmienić?”
    To się już zmienia, ale bardzo powoli. Na zmianę mentalności trzeba pokoleń. Im więcej ludzi wyjeżdża w świat, gdzie mogą pracując i ucząc się poznawać różne kolorowe ludki, różnorakie religie i obyczaje, tym lepiej dla naszego lekko zatęchłego zakwasu. Z czasem okazuje się, że “diabeł nie taki straszny jak go malują”, a może nawet całkiem, całkiem.

    Z tym zakwasem walczyć nie warto, bo jedynie go rozgrzewa. Nie trzeba mu ulegać, ale przyjąć do wiadomości. Tolerancja musi funkcjonować w obie strony.

  6. “Pytanie, co można zmienić?”
    To się już zmienia, ale bardzo powoli. Na zmianę mentalności trzeba pokoleń. Im więcej ludzi wyjeżdża w świat, gdzie mogą pracując i ucząc się poznawać różne kolorowe ludki, różnorakie religie i obyczaje, tym lepiej dla naszego lekko zatęchłego zakwasu. Z czasem okazuje się, że “diabeł nie taki straszny jak go malują”, a może nawet całkiem, całkiem.

    Z tym zakwasem walczyć nie warto, bo jedynie go rozgrzewa. Nie trzeba mu ulegać, ale przyjąć do wiadomości. Tolerancja musi funkcjonować w obie strony.

  7. Onych jest cała czwórka panie paragraf
    Z tym że dwoje potrafi pisać conajwyżej fw888wfuidsuu i w ten deseń, co nie znaczy że nie próbuje jak tata i mama nie patrzą.
    Wyobraź sobie jak to wygląda na jabberze – siedzę sobie i grzecznie pracuję, a tu wyskakuje okienko z nieartykułowaną wypowiedzią. Po chwili olśnienie – wiadomość od niemowlaka co się do klawiatury dorwał…

  8. Onych jest cała czwórka panie paragraf
    Z tym że dwoje potrafi pisać conajwyżej fw888wfuidsuu i w ten deseń, co nie znaczy że nie próbuje jak tata i mama nie patrzą.
    Wyobraź sobie jak to wygląda na jabberze – siedzę sobie i grzecznie pracuję, a tu wyskakuje okienko z nieartykułowaną wypowiedzią. Po chwili olśnienie – wiadomość od niemowlaka co się do klawiatury dorwał…

  9. tak, jiima nie jest oną :-)))
    ubawiłam się setnie jak sobie pomyślałam co opowiadały o nas owe sąsiadki jak odwiedzaliśmy ich większą grupą – nie dość że mieszaną to jeszcze impreza z noclegiem, uuuu…, chyba po tym co wymyśliły nie mogły spać całą noc a rano musiały polecieć do spowiedzi :PPP

  10. tak, jiima nie jest oną :-)))
    ubawiłam się setnie jak sobie pomyślałam co opowiadały o nas owe sąsiadki jak odwiedzaliśmy ich większą grupą – nie dość że mieszaną to jeszcze impreza z noclegiem, uuuu…, chyba po tym co wymyśliły nie mogły spać całą noc a rano musiały polecieć do spowiedzi :PPP

  11. Nie, nie muszę
    A potrzebę pisania o religii mam trochę jak Shrek – nie ja się czepiam świata, tylko z jakiś powodów świat nie potrafi nie włazić mi z butami. Jak jużem wspomniało wcześniej, mnie to rybka, takie mam mikrouszkodzenie mózgu czy jak to się nazywa. Ale niestety i na szczęście jednocześnie – od jakiegoś czasu nie jestem samo więc nie mogę jak kiedyś wzruszyć ramionami i iść dalej. Bo wprawdzie mnie dotknąć nie można (można mnie za to wkurzyć i nie jest to trudne, ale wkurzenie przechodzi po 15 minutach max) ale już Najważniejszą Osobę dość łatwo, taką ma naturę że się przejmuje co o nas mówią. Jakoś się w ten sposób uzupełniamy.

    A co do gugla – nie chcę cię martwić, ale z żelazka religia to mały pikuś (Pan Pikuś!) w stosunku do innych skojarzeń.

  12. Nie, nie muszę
    A potrzebę pisania o religii mam trochę jak Shrek – nie ja się czepiam świata, tylko z jakiś powodów świat nie potrafi nie włazić mi z butami. Jak jużem wspomniało wcześniej, mnie to rybka, takie mam mikrouszkodzenie mózgu czy jak to się nazywa. Ale niestety i na szczęście jednocześnie – od jakiegoś czasu nie jestem samo więc nie mogę jak kiedyś wzruszyć ramionami i iść dalej. Bo wprawdzie mnie dotknąć nie można (można mnie za to wkurzyć i nie jest to trudne, ale wkurzenie przechodzi po 15 minutach max) ale już Najważniejszą Osobę dość łatwo, taką ma naturę że się przejmuje co o nas mówią. Jakoś się w ten sposób uzupełniamy.

    A co do gugla – nie chcę cię martwić, ale z żelazka religia to mały pikuś (Pan Pikuś!) w stosunku do innych skojarzeń.

  13. Z moich obserwacji wynika
    Że Biblię czytają:
    – mutanty takie jak ja
    – językoznawcy
    – wojujący ateiści by mieć cytaty wyrwane z mięsem do przytaczania
    – świadkowie Jehowy.
    – niektórzy protestanci
    – księża (brak dowodów, ale chyba jakieś egzaminy z tego zdają).

    Katechizm kościoła katolickiego, książkę ważniejszą w katolicyźmie od Biblii, czyta chyba jeszcze mniej osób
    – wojujący ateiści (z przyczyn podanych wyżej)
    – księża (tak samo)
    – fanatycy religijni (ale nie wszyscy)
    – Jiima (z nudów)

  14. Z moich obserwacji wynika
    Że Biblię czytają:
    – mutanty takie jak ja
    – językoznawcy
    – wojujący ateiści by mieć cytaty wyrwane z mięsem do przytaczania
    – świadkowie Jehowy.
    – niektórzy protestanci
    – księża (brak dowodów, ale chyba jakieś egzaminy z tego zdają).

    Katechizm kościoła katolickiego, książkę ważniejszą w katolicyźmie od Biblii, czyta chyba jeszcze mniej osób
    – wojujący ateiści (z przyczyn podanych wyżej)
    – księża (tak samo)
    – fanatycy religijni (ale nie wszyscy)
    – Jiima (z nudów)

  15. Kilka sprostowań

    Pierwsze. Wtedy jeszcze żem było… no, może nie katolikiem na 100%, ale chrześcijaninem.

    Drugie. Ślubu kościelnego chciała Najważniejsza dla mnie Osoba. W/w jest do tej pory przypadkiem wierzącym, choć po swojemu.

    Trzecie. Łagiewniki podało żem w kontekście katedry w Łodzi, ponieważ chodzi o łódzki Las Łagiewnicki i znajdujący się tam gotycki klasztor Franciszkanów, a nie sanktuarium pod Krakowem. Gdzie Rzym, gdzie Krym.

    A do łódzkich Franciszkanów mam słabość nawet pomimo zdecydowanej niechęci do "mainstreamu" katolickiego, między innymi dlatego że nie mają nic przeciwko ślubom mieszanym. No i dlatego, że jak doszło do omawiania kosztów ceremonii, to szanowny przeor rzekł "co łaska". Nie "co łaska ale nie mniej niż…", tylko "co łaska", bo tak ma być. Ponieważ powiedzieliśmy że nie wiemy ile jest stosownie, to on odpowiedział, że może nam powiedzieć ile inni dają, ale nie mamy czuć się zobligowani.

    Czwarte. Co do bycia ateistą – nigdy żem nie twierdziło że jestem. Antyklerykałem… może. Z chrześcijaństwem drogi mi się rozeszły w ogóle, ale uwież mi, religijność traktuję bardzo poważnie, o ile mam do czynienia z ludźmi którzy traktują ją poważnie. O tym co rozumiem jako "poważne" traktowanie religii może kiedyś napiszę, ale to dłuższy temat.

    Co do młodych ludzi z dziećmi na rękach, owszem, widziałomże ich. W miastach. Głównie w trakcie świąt i innych okazji w które wypada bywać w kościele. No i w paru BARDZO specyficznych parafiach. A co do moherowych katolików, nie warunkuje ich wiek, tylko mentalność. Popatrz na forum "Frondy", nawet jeśli założymy że 60% wpisów tam to trolle nakręcające pozostałe 40% fanatyków "dla jaj", to jest to niepokojące. A te 40% też żem spotkało w kilku przypadkach, więc wiem że istnieją i nie są wytworem medialnym.

    Co do wsi, nikt nie zamierał w bezruchu, a ja sąsiadów olewam. Ale mam dobre źródła informujące "życzliwie" co kto i kiedy – to jeszcze jedna cecha takich miejsc, "życzliwość" specyficznie pojmowana. Przytaczam jako przykład, bo jak jużem wspomniało, socjopaty raczej nie da się "oparzyć" plotkami.

    Czy jeszcze coś mam sprostować, poza spekulacjami odnośnie płci mojej i tej drugiej osoby?

  16. Kilka sprostowań

    Pierwsze. Wtedy jeszcze żem było… no, może nie katolikiem na 100%, ale chrześcijaninem.

    Drugie. Ślubu kościelnego chciała Najważniejsza dla mnie Osoba. W/w jest do tej pory przypadkiem wierzącym, choć po swojemu.

    Trzecie. Łagiewniki podało żem w kontekście katedry w Łodzi, ponieważ chodzi o łódzki Las Łagiewnicki i znajdujący się tam gotycki klasztor Franciszkanów, a nie sanktuarium pod Krakowem. Gdzie Rzym, gdzie Krym.

    A do łódzkich Franciszkanów mam słabość nawet pomimo zdecydowanej niechęci do "mainstreamu" katolickiego, między innymi dlatego że nie mają nic przeciwko ślubom mieszanym. No i dlatego, że jak doszło do omawiania kosztów ceremonii, to szanowny przeor rzekł "co łaska". Nie "co łaska ale nie mniej niż…", tylko "co łaska", bo tak ma być. Ponieważ powiedzieliśmy że nie wiemy ile jest stosownie, to on odpowiedział, że może nam powiedzieć ile inni dają, ale nie mamy czuć się zobligowani.

    Czwarte. Co do bycia ateistą – nigdy żem nie twierdziło że jestem. Antyklerykałem… może. Z chrześcijaństwem drogi mi się rozeszły w ogóle, ale uwież mi, religijność traktuję bardzo poważnie, o ile mam do czynienia z ludźmi którzy traktują ją poważnie. O tym co rozumiem jako "poważne" traktowanie religii może kiedyś napiszę, ale to dłuższy temat.

    Co do młodych ludzi z dziećmi na rękach, owszem, widziałomże ich. W miastach. Głównie w trakcie świąt i innych okazji w które wypada bywać w kościele. No i w paru BARDZO specyficznych parafiach. A co do moherowych katolików, nie warunkuje ich wiek, tylko mentalność. Popatrz na forum "Frondy", nawet jeśli założymy że 60% wpisów tam to trolle nakręcające pozostałe 40% fanatyków "dla jaj", to jest to niepokojące. A te 40% też żem spotkało w kilku przypadkach, więc wiem że istnieją i nie są wytworem medialnym.

    Co do wsi, nikt nie zamierał w bezruchu, a ja sąsiadów olewam. Ale mam dobre źródła informujące "życzliwie" co kto i kiedy – to jeszcze jedna cecha takich miejsc, "życzliwość" specyficznie pojmowana. Przytaczam jako przykład, bo jak jużem wspomniało, socjopaty raczej nie da się "oparzyć" plotkami.

    Czy jeszcze coś mam sprostować, poza spekulacjami odnośnie płci mojej i tej drugiej osoby?