Reklama

          Była piękna. Niebieskie, skrywające głębie oczy, z tajemniczym spojrzeniem urzekającym każdego, który weń spojrzał; doskonale komponujące się, nie całkowicie płaskie czoło, z niewyraźna zmarszczką, dodającą tylko uroku; nos symetryczny, trochę podniesiony, dla patrzącego wyraz nieśmiałej zadziorności; policzki gładkie, różowe, nieskalane kosmetykami; usta pełne, kształtne, z łączącą obie części charakterystyczną pionową linią, zauważalną na podbródku, gdzie kończy swój byt w zaokrąglonym rowku; łabędzia, delikatna szyja, przedłużona aż do uszu, spiralnych, uważnie zbierające wszelkie dźwięki. Całość okraszona falującymi, jasnymi włosami, luźno opadającymi na ramiona, pojedyncze pasemka, odłączone od reszty, zasłaniały część twarzy – potęgowały aurę tajemniczości, dopełnioną przez uwodzicielski uśmiech, odsłaniający białe i równe zęby.
Przyglądała się w jednym z wielu luster, świadoma swojej wartości, słusznie, a jednakże narcystycznie z siebie zadowolona. Wszyscy ją chcieli właśnie taką widzieć. Wzbudzała podziw o jednych, zmieszanie, a zwłaszcza zazdrość u drugich. Miłe słowa przelewały się nieustannie, z ust do ust, z uszu do uszu, z oczu do oczu. Zapadały w serce, docierały głęboko w duszę, napełniały naczynie realizacji i spełnienia. Odbicie mówiło to samo, nic nie zmieniaj, pokazuj się tak, jak teraz.

          Czas stał w miejscu, synonim ruchu, obiekt nienawiści, niedookreślone pojęcie, kruszec pewności, nie wpływał na jej wygląd, nie istniał. Piękno przejawiało się w swojej stałości, jak nienaruszalny monolit.
Czyżby?
Owalne zwierciadło odbijało teraz, zdaje się, odmiennie. Dalej ponętne wargi, błękitne źrenice, włosy puszyste. Ten sam uśmiech, takie samo spojrzenie, taki sam ruch krtani przy oddychaniu. W spotkaniach towarzyskich, w miejscu publicznym, dalej peany zachwytu, zazdrosne, ukradkowe spoglądania zza pleców, kątem oka, lecz chyba cichsze, od niektórych mechaniczne. Stała jeszcze nie  zdziwiona, podświadomie jednak wyczuwając coś niepokojącego.
          Nie zmienia się drużyny, która wygrywa i osiąga sukces, również nie zmienia się wyglądu, które jest cudowne i nieskazitelne. Powtarzalność to droga, która prowadzi do opanowania i zrozumienia gustów.
Czyżby?
Obojętność, to czego najbardziej doskwiera duszy, przyzwyczajonej do roli jądra atomu z obiegającymi wokół elektronami. Doświadczyła tego na ostatnim spotkaniu, kiedy nie ona najczęściej stała na linii wzroku, twarz, piersi, talia, nie czuły na sobie ogólnego zainteresowania, zostalo tylko paru apologetów jej urody. Dźwięki do uszy dochodziły beznamiętne, często apatyczne, prawdziwy podziw przeobraził się w grzecznościowe wyrachowanie. Postanowiła coś w tym kierunku zdziałać. W lustrze odbijały się purpurowe wargi, mocno podkreślone tuszem rzęsy, jaskrawe, rzucające się w oczy cienie do powiek. Nałożyła dość pokaźną warstwę pudru, spięła włosy, przefarbowane na czarno, pozostawiła tylko jasne pasemka dla kontrastu.
          Każde lustro odbija tak samo i to samo. Jest tylko narzędziem, przedmiotem, który obiektywnie pokazuje rzeczywistość.
Czyżby?
Nie potrafiła określić, czy była z retuszu zadowolona. Zostało to oczywiście dostrzeżone, nawet pozytywnie przyjęte, pomijając prześmiewcze docinki, dyskretnie serwowane przez niektórych. Z niesprecyzowaną myślą patrzyła na swoje odbicie w garderobianym lustrze. A nie tak dawno, na ulicy, w puzderku widziała inną osobę, wtedy, kiedy jakiś kierowca zapatrzył się i podarował jej pożądliwy uśmiech. Zgasiła światło. Zmierzając do salonu zatrzymała się chwilę na przed lustrem w przedpokoju, z rysą przebiegającą poniżej środka, który zdawał się jakby przecinała jej szyję, co świetnie komponowało się ze zrezygnowanym wyrazem twarzy.
          Najistotniejsze by podobać się samemu sobie. Opinia świata zewnętrznego nie wpływa nijak na samoocenę.
Czyżby?
Nienawidziła tego, co miała przed sobą. Gdzie się pojawiły, piękne, krągłe piersi? Gdzie te ujmujące spojrzenie? Aby go doświadczyć, niejeden dałby rzucić się w ogień. Gdzie skłaniający do największego zachwytu uśmiech? Gdzie te długie, jedwabiste włosy? Gdzie ta cudownie proporcjonalna figura? Pozostała mara, cień przeszłej postaci. Mało się nią ktoś teraz interesuje.

Reklama

          Patrząc teraz w swoje odbicie, doznała najpierw niejasnego uścisku w żołądku, rozprzestrzeniło się dalej, dotarło do wszystkich członków, do stóp, rąk, palców, doszło do gardła wstrzymując pospiesznie tłoczony do płuc tlen, skóra doznała drżenia, które opanowało szyję. Mocniej ścisnęła zęby. Zamknęła oczy, a rozmazany obraz pod powiekami jeszcze migotał. Mięśnie się napięły. Odchyliła do tyłu głowę.
          Dźwięk tłuczonego szkła wyostrzył zmysły. Krew z rozciętego czoła przebrnęła przez brwi i zaczęła kapać na policzki, brodę i język dając słodki smak. O dziwo lustro nie rozbiło się całkowicie. Przemieniło się w mozaikowy taniec światłocieni. Przyjrzała się odbiciu uważniej. Zniekształcone oczy raz to łączyły się z nosem, raz ze sobą, nos, raz pojawiał się, raz znikał, zakrzywione linie tworzyły coraz to nowy obraz, w zależności od kąta widzenia, barwy mieniły się różnorako, szczególnie czerwień, kolor krwi. Nie wiedziała, że była piękniejsza niż kiedykolwiek.

Reklama

12 KOMENTARZE