Reklama

Myślałem, że zwariowałem, tak daleko jednak nie doszedłem. Coś nie dawało mi spokoju, NIE OD DZISIAJ ZRESZTĄ. Jak udowodnić jutro?

Myślałem, że zwariowałem, tak daleko jednak nie doszedłem. Coś nie dawało mi spokoju, NIE OD DZISIAJ ZRESZTĄ. Jak udowodnić jutro? Nie, że jutro będzie, to jest łatwe, wystarczy się w odpowiednim czasie jutro obudzić. Jak udowodnić, że jutro JEST? Każde jutro z chwilą ziszczenia staje się dziś, i tak było wczoraj, tak jest dziś i tak też będzie jutro. Jutro będzie i tak.

Właśnie. Będzie, ale czy jest? Dlaczego wszelki dowód zastyga w teraźniejszości? Dlaczego jutro, tak przecież krótkie i ani o sekundę dłuższe od wiecznie odczuwanego dziś może zmielić to dziś na pyłek, alergii na który nie będą cierpieć wyłącznie głupcy i niedoinformowani? Dlaczego dzisiejszy dowód, dzisiejszy fakt niezbity jutro stanie się wczorajszy i trzeba będzie zacząć całe myślenie od nowa? Albo zapomnieć. To w końcu również jest sposób na poszerzanie wiedzy – zapomnieć o wszystkim, co nie jest prawdą.

Reklama

Dobrze chociaż, że pewne rzeczy są stałe i łatwo nie podlegają zmianom, na przykład to, że tu i tu od urodzenia mnie swędzi, a z czasem pokrywa się kremowymi krostkami. Choroba daje mi – po samych kościach – bezpieczne poczucie ciągłości. Ach, ta swojska przytulność cierpienia! Ale wystarczy już o Bogu. Zaraz tam wracam. A tam zaraz. Wpierw zarastam.

Jak zwykle zwlekanie zabrało mi trochę czasu. Nie umiałem się zdecydować: zwlekać czy nie zwlekać? Na szczęście – oto jest odpowiedź – to, na co tak zwlekałem, szybko mi przeszło albo przeszło mi koło nosa, mogłem się zająć kręceniem i kołem. Dokładniej, kołem wokół mnie. Mówiąc ściślej – sobą. Bo nie radzę sobie i wam też sobie nie radzę. Z koła wokół mnie wyciąłem świat i została mi zakała. Zakała za karę.

Wróciłem. Pomyślałem. Ze świata wokół mnie tym razem wyciąłem koło i zostałem ze światem bez pośredników. Zlałem się ze światem albo świat mnie się zlał. Nic nie poczułem, byliśmy jednością. Szybko zatęskniłem za utraconą odrębnością. Nie wiedziałem jak bezszelestnie wyciąć z siebie świat, więc rozpędziłem się głową i walnąłem nią z całych sił w chorą rękę, CELEM zaskoczenia przeciwnika. Zamiast jednak oddzielić świat od siebie, stworzyłem dwa światy, oba bliźniacze przed oczami. Szczęście mnie jednak nie opuszczało, było to tylko chwilowe złudzenie. Naprawdę bowiem oślepłem oczami na dobre dwie godziny, w bardzo dobrym momencie dla wrogów. Ale się udało, świat znowu nie był mną, a ja znowu dla siebie byłem całym światem. Kijowo jak z kilo gwoździ w kiju z Kijowa.

Ze wszystkich dostępnych możliwości pozostała mi jeszcze ostatnia, chociaż tutaj akurat mogłem się pomylić: wyciąć siebie i świat, zostawić samo koło. Już nawet nie koło siebie czy koło świata, lecz samo koło sobie. Byłbym w ten sposób pierwszą osobą na świecie (unicestwionym jednakże przeze mnie), która wymyśliła koło zanim (po nim?) powstałby Nowy już chyba wtedy Świat, bo ten stary i bury nie nadawał się już przecież do niczego. Pasowałoby mi to. Nieobecny stwórca pierwszego koła na świecie, którego (już? jeszcze?) nie ma. Poza tym, raczej nie mówi się NIE MA, tylko NIE JEST. Nie wiem, czy w każdym kontekście, ale w jakimś na pewno. Mnie to na pewno Z PEWNOŚCIĄ tu wystarcza. Słowo było pierwsze i trzeba o nie dbać, nawet jeśli wokół słowa zupełna wieje pustka. Oraz moje koło.

To takie proste, dlaczego nikt tego nie widzi? Najprostsza odpowiedź – bo nikogo już nie ma, ale ja unikam najprostszych odpowiedzi, kojarzą mi się obrzydliwie z niewyszukaną głupotą, a na głupotę nie mam żadnej odpowiedzi, mam tylko złotą paremię, którą dla łatwości zapamiętania wyśpiewam teraz człowieczeństwu na chwytliwą melodię:
Głupota wszystko odziera z kontekstu,
to jej nieuświadomione hobby.
Glupota wszystko pojmuje rączkami,
na ich ledwie wyciągnięcie,
podnosi głośno w górę,
by zaraz potem opadły na miejsce,
nie może go sobie znaleźć,
więc wszędzie się czuje u siebie.

Poznaje tymi rączkami świat po omacku,
kategorycznie stwierdzając,
że TRAFIA JĄ zawsze mur ludzkiej niegodziwości,
podczas gdy zupełnie nie zdaje sobie sprawy,
że to całym ciałem,
a nie tylko rękami,
w rzeczywistości LEŻY na moście.

Dlatego w życiu trzeba ostrożnie. (Na przyklad teraz, a ściślej rzecz biorąc – ponieważ to szalenie ważne; nie chciałbym, żeby ktokolwiek myślał, że nie przestałem śpiewać – nie teraz, a dopiero co, śpiewałem tę melodię bez jakiegoś buńczucznego przekonania o wyższości mego głosu. Głos zawiesiłem skromnie tak nisko, jak tylko pozwoliła na to nieskromność). Osobiście zapuszczam się poza ściśle ustaloną ścieżkę wyłącznie wtedy, gdy się poślizgnę. Chadzać też trzeba umieć. Nierzadko nauka trwa całe życie, przysparzając po drodze przeszkód nawet najzdolniejszym swym adeptom. Poślizg, jako sytuacja skrajna i wymagająca natychmiastowego podjęcia najbardziej wymyślnych przedsięwzięć, stanowi nie lada gratkę dla odpowiednio przygotowanego, przewidującego owo nieregularne a statystycznie niemożliwe do uniknięcia – oraz ogarnięcia – przykre wybicie z dobrowolnie przyjętego wcześniej rytmu dnia. Niezdarne kroki mogą człowiekowi poważnie w życiu zaszkodzić – wygląd się liczy, ale ile razy? Raz, dwa – i na trzy przestaje.

Dzięki gwałtownemu pocieszeniu ostrożności postanowiłem na jakiś czas zamknąć się w przeżytym do tej pory czasie, oczywiście nie przeżytym przez ludzkość, a tylko przeze mnie, ale wystarczy jak na jedno życie. Nie zawsze byłem taki roztropny. Kiedyś, gdy stanowczo wyprzedzałem swój czas, zderzyłem się czołowo ze świetlaną przyszłością i w schedzie po spadku dostałem po zadku. W spadku po schedzie dostałem po wzroście. Takie jest mniej więcej i co więcej – dotychczas tajemne, źródło mojej przemiany z szalonego, niezważającego na kroki i chody gagadka w niezmiernie rozważnego ptaszka. My tu bowiem gadu gadu, a ptaku znowu uszło płazem – tej myśli, która spadła na mnie jak olśnienie w bardzo ważnym momencie a w konsekwencji uratowała mnie od zguby dla potomnosci, nie zapomnę nigdy, mimo że po wcale nie dłuższej refleksji doszedłem jednak do wniosku, że to raczej gadom uchodzi płazem. Może nie będzie to rewelacją dla każdego, ale moim skromnym zdaniem stworzyłem tym samym przynajmniej zaawansowaną teorię myślenia dla intenyswnie początkujących.

W żadnym razie to niejedyna myśl, która od tamtego czasu mnie naszła. Nie wszystkie są wszak tak udane, niektóre budzą wręcz grozę, np., że ” świat jest zadufany w sobie: istniał beze mnie i będzie istnieć!”. Pomyślałby kto?! Prawda, myślałem tu kategoriami stricte postfeministycznymi w świecie i okolicznościach, które dopiero niemrawo próbują się babrać w feminizmie i śmiało można by starania te porównać do przedwcześnie zaaplikowanego schyłku nieukształtowanej w pełni ideii, ale na nic więcej stać mnie wówczas nie było, jeśli nie brać pod uwagę dość szybko przykrzącej się zabawy w niebiosa.

Wiem, niejeden bez specjalnego wysiłku wyłapie w tym rozumowaniu każde a nieuchwytne dla mojego wzburzenia niedociągnięcie i z łatwością uśmieszku wskaże na ”odkryte” przeze mnie ”nowości”, będące niczym innym niż nędznie zwulgaryzowanymi kopiami z przeszłości, osadzonymi na kucaka w brodziku mojego doświadczenia, ale na każdorazowe zawołanie w stylu ”nie ucz ojca dzieci robić” bezczelnie odpowiadam: Nie ucz dzieci robić ojca w konia! Takim zawołaniem, w towarzystwie odpowiednio i dyskretnie dobranego światła, niejednokrotnie już zgasiłem błysk w oku z trudem gromadzonego z wiekiem spokoju, chociaż mnie samemu niestety spokoju nie dało to do dziś.

Dałoby coś zupełnie innego – myśl kolejna, tym razem w formie prawidłowej odpowiedzi, gdyby udolnie wprowadzić ją w życie: Jak zamienić dużo, od razu, ale zaczynamy od jutra na trochę, powoli, za to zacznijmy od dziś?

PS Tekst napisany pod wpływem lektury przedwczorajszego Lajkonika, za co Autorowi bardzo dziękuję i szczerze Go przepraszam.

Reklama

18 KOMENTARZE

  1. nauka w czas wolny
    Tutejszych tekstów oczekuję ze strachem, czy aby zrozumiem wszystko co do przecinka?
    A jeśli nie, to co dobrego mam o sobie myśleć?
    Zamiast myśleć mogę podeprzeć się Mickiewiczem który drążył podobny temat pisząc: “Takie widzi świata KOŁO jakie tępymi zakreśla oczy”.
    A zatem zakreślajmy koło.
    Do roboty!
    Rzecz jasna nie dzisiaj, ale jutro.

    • Tutejszych, ale chyba nie moich?
      Przecież nie można bać się śmiać, a o to się prawda w końcu chodzi. No chyba że Chlor uważa, że śmieszne wcale nie było, wtedy faktycznie trzeba uważać, bo skoro nie jest wesoło, to i nie będzie.

      Postulat, aby zawsze i wszystko od jutra przychodzi mi z wrodzoną łatwością, podpisuję się pod petycją w tej sprawie już dzisiaj. Tym bardziej Bóg zapłać.

  2. nauka w czas wolny
    Tutejszych tekstów oczekuję ze strachem, czy aby zrozumiem wszystko co do przecinka?
    A jeśli nie, to co dobrego mam o sobie myśleć?
    Zamiast myśleć mogę podeprzeć się Mickiewiczem który drążył podobny temat pisząc: “Takie widzi świata KOŁO jakie tępymi zakreśla oczy”.
    A zatem zakreślajmy koło.
    Do roboty!
    Rzecz jasna nie dzisiaj, ale jutro.

    • Tutejszych, ale chyba nie moich?
      Przecież nie można bać się śmiać, a o to się prawda w końcu chodzi. No chyba że Chlor uważa, że śmieszne wcale nie było, wtedy faktycznie trzeba uważać, bo skoro nie jest wesoło, to i nie będzie.

      Postulat, aby zawsze i wszystko od jutra przychodzi mi z wrodzoną łatwością, podpisuję się pod petycją w tej sprawie już dzisiaj. Tym bardziej Bóg zapłać.

  3. nauka w czas wolny
    Tutejszych tekstów oczekuję ze strachem, czy aby zrozumiem wszystko co do przecinka?
    A jeśli nie, to co dobrego mam o sobie myśleć?
    Zamiast myśleć mogę podeprzeć się Mickiewiczem który drążył podobny temat pisząc: “Takie widzi świata KOŁO jakie tępymi zakreśla oczy”.
    A zatem zakreślajmy koło.
    Do roboty!
    Rzecz jasna nie dzisiaj, ale jutro.

    • Tutejszych, ale chyba nie moich?
      Przecież nie można bać się śmiać, a o to się prawda w końcu chodzi. No chyba że Chlor uważa, że śmieszne wcale nie było, wtedy faktycznie trzeba uważać, bo skoro nie jest wesoło, to i nie będzie.

      Postulat, aby zawsze i wszystko od jutra przychodzi mi z wrodzoną łatwością, podpisuję się pod petycją w tej sprawie już dzisiaj. Tym bardziej Bóg zapłać.

  4. Dzień dobry!
    Jak zwykle z przyjemnością zastałem Pana tekst, ale i z opóźnieniem, za które pardon. Jednak koniec tekstu sprawił, że przeczytałem go jeszcze raz, od początku, z grzesznym zadowoleniem szukając wpływów i kontekstów lajkonikowych. Otóż nie, tak nie można. Przeczytałem zatem jeszcze raz, starannie zapominając o Pana zakończeniu, i teraz jest zdecydowanie lepiej.

    Początek Pana tekstu przejął mnie atawistyczną trwogą, która zawsze się pojawia, kiedy czytam rozważania na temat istoty i materii samego czasu; tu skojarzył mi się film wg prozy bodaj S. Kinga, w którym to filmie grupa ludzi zapodziewa się we “wczoraj” i są świadkami nalotu stworów, niszczących owo “wczoraj”, które ludzkości żyjącej w “dzisiaj” nie jest już potrzebne. Brr.

    Natomiast usiłowanie odcięcia się od świata, względnie odcięcia świata od siebie, zakończone ucieczką w abstrakcję, jaką jest idealny okrąg (po tym, jak Pan wyciął wszystko z jego środka i z zewnętrza, pozostał właśnie taki, matematyczny abstrakt!), jest niepokojące, jeżeli chodzi o Pana osobę, personalnie.

    Z radością natomiast witam inicjatywę “Jak zamienić dużo, od razu, ale zaczynamy od jutra na trochę, powoli, za to zacznijmy od dziś”. Podpisuję się pod nią obiema rękami i rękoma (wychodzi w sumie 4 sztuki) i już od dziś zaczynam trochę i powoli, za co Panu dziękuję!

    Pański sługa uniżony
    Q.

    • Dzień dobry!
      Poczułem ulgę, że nie pogniewał się Pan za podpinanie pod Lajkonika, po prostu naszło mnie po lekturze i na bardzo gorąco spisałem swoje myśli na medal. Wie Pan przecież, że mam słabość do wymiarów Lajkonika, a ten ostatni trafił mnie szczególnie mocno i niewątpliwie jest wśród the very best ulubionych; myślę, że spokojnie kręci się wokół podium, co, biorąc pod uwagę liczbę napisanych przez Pana odcinków, a także ich poziom, jest czymś więcej niż tylko trzymaniem wyśmienitej formy. Ale wiadomo – Olimpiada, w dodatku mniej więcej w miejscu jej nowożytnego odrodzenia.

      Natomiast zmarwtił mnie Pan niemiłosiernie, że wziął sobie do serca jakże pochopne z mojej strony zawołanie, ażeby mało, ale za to od dzisiaj, ponieważ po krótkim zaćmieniu i zachłyśnięciu się tą niespodziewaną nowością, wzmocniony cennym wsparciem Chlora, postanowiłem wrócić do wcześniejszego stylu życia, czego najlepszym przykladem niech będzie przykład, że od jutra zaczynam się ostro uczyć. Wybór padł jeszcze nie wiem na co, ale na pewno na coś wartościowego, na przykład jak historia Polski, oczywiście bez uwzględniania państw ościennych.

      Proszę więc nie kusić sukcesem dojrzałych społeczeństw, bom ja raczej nietutejszy.

      Kłaniam się Panu – i dziękuję – w sposób, w jaki bym chciał się Panu kłaniać: wytwornie, pogodnie, serdecznie i po męsku – jak Włosi (oni to potrafią chyba jeszcze lepiej niż Anglicy, również nie popadając przy tym w nuty rozmiękczonego nadgarstka).

      Bóg Panu zapłać i jeszcze cała rzesza ateistów. Ciao!

  5. Dzień dobry!
    Jak zwykle z przyjemnością zastałem Pana tekst, ale i z opóźnieniem, za które pardon. Jednak koniec tekstu sprawił, że przeczytałem go jeszcze raz, od początku, z grzesznym zadowoleniem szukając wpływów i kontekstów lajkonikowych. Otóż nie, tak nie można. Przeczytałem zatem jeszcze raz, starannie zapominając o Pana zakończeniu, i teraz jest zdecydowanie lepiej.

    Początek Pana tekstu przejął mnie atawistyczną trwogą, która zawsze się pojawia, kiedy czytam rozważania na temat istoty i materii samego czasu; tu skojarzył mi się film wg prozy bodaj S. Kinga, w którym to filmie grupa ludzi zapodziewa się we “wczoraj” i są świadkami nalotu stworów, niszczących owo “wczoraj”, które ludzkości żyjącej w “dzisiaj” nie jest już potrzebne. Brr.

    Natomiast usiłowanie odcięcia się od świata, względnie odcięcia świata od siebie, zakończone ucieczką w abstrakcję, jaką jest idealny okrąg (po tym, jak Pan wyciął wszystko z jego środka i z zewnętrza, pozostał właśnie taki, matematyczny abstrakt!), jest niepokojące, jeżeli chodzi o Pana osobę, personalnie.

    Z radością natomiast witam inicjatywę “Jak zamienić dużo, od razu, ale zaczynamy od jutra na trochę, powoli, za to zacznijmy od dziś”. Podpisuję się pod nią obiema rękami i rękoma (wychodzi w sumie 4 sztuki) i już od dziś zaczynam trochę i powoli, za co Panu dziękuję!

    Pański sługa uniżony
    Q.

    • Dzień dobry!
      Poczułem ulgę, że nie pogniewał się Pan za podpinanie pod Lajkonika, po prostu naszło mnie po lekturze i na bardzo gorąco spisałem swoje myśli na medal. Wie Pan przecież, że mam słabość do wymiarów Lajkonika, a ten ostatni trafił mnie szczególnie mocno i niewątpliwie jest wśród the very best ulubionych; myślę, że spokojnie kręci się wokół podium, co, biorąc pod uwagę liczbę napisanych przez Pana odcinków, a także ich poziom, jest czymś więcej niż tylko trzymaniem wyśmienitej formy. Ale wiadomo – Olimpiada, w dodatku mniej więcej w miejscu jej nowożytnego odrodzenia.

      Natomiast zmarwtił mnie Pan niemiłosiernie, że wziął sobie do serca jakże pochopne z mojej strony zawołanie, ażeby mało, ale za to od dzisiaj, ponieważ po krótkim zaćmieniu i zachłyśnięciu się tą niespodziewaną nowością, wzmocniony cennym wsparciem Chlora, postanowiłem wrócić do wcześniejszego stylu życia, czego najlepszym przykladem niech będzie przykład, że od jutra zaczynam się ostro uczyć. Wybór padł jeszcze nie wiem na co, ale na pewno na coś wartościowego, na przykład jak historia Polski, oczywiście bez uwzględniania państw ościennych.

      Proszę więc nie kusić sukcesem dojrzałych społeczeństw, bom ja raczej nietutejszy.

      Kłaniam się Panu – i dziękuję – w sposób, w jaki bym chciał się Panu kłaniać: wytwornie, pogodnie, serdecznie i po męsku – jak Włosi (oni to potrafią chyba jeszcze lepiej niż Anglicy, również nie popadając przy tym w nuty rozmiękczonego nadgarstka).

      Bóg Panu zapłać i jeszcze cała rzesza ateistów. Ciao!

  6. Dzień dobry!
    Jak zwykle z przyjemnością zastałem Pana tekst, ale i z opóźnieniem, za które pardon. Jednak koniec tekstu sprawił, że przeczytałem go jeszcze raz, od początku, z grzesznym zadowoleniem szukając wpływów i kontekstów lajkonikowych. Otóż nie, tak nie można. Przeczytałem zatem jeszcze raz, starannie zapominając o Pana zakończeniu, i teraz jest zdecydowanie lepiej.

    Początek Pana tekstu przejął mnie atawistyczną trwogą, która zawsze się pojawia, kiedy czytam rozważania na temat istoty i materii samego czasu; tu skojarzył mi się film wg prozy bodaj S. Kinga, w którym to filmie grupa ludzi zapodziewa się we “wczoraj” i są świadkami nalotu stworów, niszczących owo “wczoraj”, które ludzkości żyjącej w “dzisiaj” nie jest już potrzebne. Brr.

    Natomiast usiłowanie odcięcia się od świata, względnie odcięcia świata od siebie, zakończone ucieczką w abstrakcję, jaką jest idealny okrąg (po tym, jak Pan wyciął wszystko z jego środka i z zewnętrza, pozostał właśnie taki, matematyczny abstrakt!), jest niepokojące, jeżeli chodzi o Pana osobę, personalnie.

    Z radością natomiast witam inicjatywę “Jak zamienić dużo, od razu, ale zaczynamy od jutra na trochę, powoli, za to zacznijmy od dziś”. Podpisuję się pod nią obiema rękami i rękoma (wychodzi w sumie 4 sztuki) i już od dziś zaczynam trochę i powoli, za co Panu dziękuję!

    Pański sługa uniżony
    Q.

    • Dzień dobry!
      Poczułem ulgę, że nie pogniewał się Pan za podpinanie pod Lajkonika, po prostu naszło mnie po lekturze i na bardzo gorąco spisałem swoje myśli na medal. Wie Pan przecież, że mam słabość do wymiarów Lajkonika, a ten ostatni trafił mnie szczególnie mocno i niewątpliwie jest wśród the very best ulubionych; myślę, że spokojnie kręci się wokół podium, co, biorąc pod uwagę liczbę napisanych przez Pana odcinków, a także ich poziom, jest czymś więcej niż tylko trzymaniem wyśmienitej formy. Ale wiadomo – Olimpiada, w dodatku mniej więcej w miejscu jej nowożytnego odrodzenia.

      Natomiast zmarwtił mnie Pan niemiłosiernie, że wziął sobie do serca jakże pochopne z mojej strony zawołanie, ażeby mało, ale za to od dzisiaj, ponieważ po krótkim zaćmieniu i zachłyśnięciu się tą niespodziewaną nowością, wzmocniony cennym wsparciem Chlora, postanowiłem wrócić do wcześniejszego stylu życia, czego najlepszym przykladem niech będzie przykład, że od jutra zaczynam się ostro uczyć. Wybór padł jeszcze nie wiem na co, ale na pewno na coś wartościowego, na przykład jak historia Polski, oczywiście bez uwzględniania państw ościennych.

      Proszę więc nie kusić sukcesem dojrzałych społeczeństw, bom ja raczej nietutejszy.

      Kłaniam się Panu – i dziękuję – w sposób, w jaki bym chciał się Panu kłaniać: wytwornie, pogodnie, serdecznie i po męsku – jak Włosi (oni to potrafią chyba jeszcze lepiej niż Anglicy, również nie popadając przy tym w nuty rozmiękczonego nadgarstka).

      Bóg Panu zapłać i jeszcze cała rzesza ateistów. Ciao!