Reklama

Obejrzałem "Zeitgeista", zrobił na mnie raczej średnie wrażenie. Pierwsza część, ta o kreacji pieniądza, to oczywiście same fakty.

Obejrzałem "Zeitgeista", zrobił na mnie raczej średnie wrażenie. Pierwsza część, ta o kreacji pieniądza, to oczywiście same fakty. Dalej z faktami było już trochę gorzej, zrobiła się z tego socjalistyczna gadka – szmatka i utopijna wizja szczęśliwego społeczeństwa, gdzie dzięki postępowi technicznemu pracuje kto chce, a dostęp do podstawowych dóbr mają zapewniony wszyscy. Potem wróciłem na "Kontrowersje", przeczytałem tekst Doroli, bajkę Duralexa, napiłem się taniego wina i pomyślałem.

Z myślenia wyszedł mi banał: żyjemy w Matrixie, w systemie, gdzie pierdoły typu "nowa kochanka byłego posła" podnosi się do rangi jeśli nie racji stanu, to w najlepszym wypadku sensacji, a absurd jakim jest tworzenie pieniedzy z długu jest traktowany jak coś oczywistego i całkowicie normalnego. W systemie, w którym trąbi się o postępie, buduje coraz doskonalsze rodzaje broni, wysyła ludzi w kosmos, a jednocześnie ludzie nie mają jedzenia i to pomimo nadwyżki żywności. Mówiąc krótko system jest do dupy, kolejny banał, ale warto takie banały powtarzać, być może powtarzanie ich coś zmieni. Żeby jednak zmieniać nie wystarczy mówić, trzeba działać, trzeba mieć pomysł na to co będziemy robić po wyjściu z dupy i to pomysł realny, opierający się na stopniowych zmianach, a nie na jakiejś rewolucji, która sprawi, że nagle wszyscy ludzie staną się bogaci i szczęśliwi. Co trzeba zmienić? Wiele rzeczy, weźmy pierwszą lepszą z brzegu:

Reklama

Głód.
Pomimo tego, że po raz pierwszy w historii mamy nadwyżkę żywności, nadwyżkę wynikającą z tego, że jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej i z tego, że w rolnictwie wdrażane są ciągle nowe technologie, niemal cała Afryka, kawał Azji i lokalnie Ameryka Łacińska zdychają. Oczywiście z głodu. Dzieje się tak pomimo tego, że bogate kraje masowo eksportują żywność i leki do biednych regionów świata, że ciągle są organizowane nowe akcje charytatywne, wielkie koncerty, wystawne bale, masowe zbiórki żywności i innych podstawowych artykułów dla biednych Murzynów. Skąd więc ten głód? Z przejedzenia. Trzeci Świat przejada w miesiąc, góra dwa całą paczkę żywnościową od bogatych wujków z Europy i z Ameryki, a gdy paczka się kończy, głód zaczyna się od nowa. Poza tym nie wszyscy mają udział w przejadaniu, o tym kto się nażre, a kto zdechnie, decydują często lokalni kacykowie, a czasem po prostu nie starcza dla wszystkich. Jakie jest rozwiązanie? Rozwiązanie jest jedno, trzeba skończyć z charytatywnym rzucaniem ochłapów i pomóc Afryce w budowie własnego rolnictwa. Wśród wszystkich zbiórek na Afrykę, przeprowadzonych w ostatnich latach, zauważyłem jedną rozsądną: była to zbiórka na wiercenie studzień w suchych rejonach. Tak właśnie trzeba robić, pomóc im wywiercić studnie na pustyni, nawodnić ją, tworząc nowoczesne systemy irygacyjne, osuszyć bagna, wysłać im maszyny rolnicze i nauczyć ich jak korzysta się z tych maszyn. To są rozsądne działania, które sprawiłyby, że po kilku latach Afryka nadal byłaby biedna, ale miałaby co jeść i co najważniejsze: sama potrafiłaby jedzenie wytworzyć.

Dlaczego nie stosuje się więc tak prostych i oczywistych rozwiązań? Z powodu kolonializmu. Dziś Trzeci Świat wciąż jest kolonią tego pierwszego, wciąż jest od niego zależny. Oni biorą od nas żywność, którą przejadają, my od nich surowce, które inwestujemy, biznes się kręci i nie jest to biznes z nimi, tylko na nich. Nie widać nikogo, kto chciałby, albo potrafiłby to zmienić, a naprawdę nie trzeba wiele. Poza tym, jeśli obecny system nadal będzie się utrzymywał, to w końcu przestanie im się to podobać. Mamy do wyboru: albo zaczniemy traktować ich po partnersku i pomagać im w rozsądny sposób, szanując ich godność, albo dobrowolnie oddadzą się w strefę wpływów Chin, wzmacniając je kosztem Ameryki i Europy. Gra się skończy.

Pieniądz.
Pieniądz fiducjarny to genialny wynalazek: nie dość, że powstaje z długu, to w dodatku nie ma oparcia w niczym, poza innym pieniądzem. Na początek warto zerwać z głupim mitem, z mitem wartości pieniądza. Ludzie myślą, że pieniądz jest wartością samą w sobie, a guzik prawda, pieniądz jest jedynie miernikiem wartości. Jest tyle wart, co towary i usługi, które można za niego kupić. Wartość towarów i usług zmienia się tylko wtedy, gdy rośnie ich liczba ( wtedy wartość spada ) i jakość ( wtedy wartość rośnie ). Zmienia się też, gdy liczba i jakość maleje, co się rozumie samo przez się. A pieniądz? Pieniądz bez pokrycia nie byłby nic wart. Pytanie tylko w czym powinien mieć to pokrycie? W złocie, w srebrze? A może w ogóle w towarach i usługach? Odpowiedź brzmi: nieważne w czym, ważne, by to coś miało wymierną wartość i było komuś do czegoś potrzebe i przez kogoś pożądane. Mówiąc krótko pieniądz nie może mieć pokrycia w innym pieniądzu, ani w "papierze wartościowym", bo w tym pierwszym wypadku staje się wartością samą w sobie, którą jak pisałem nie jest, a w drugim staje się po prostu świstkiem papieru, albo rzędem cyferek w komputerze. Obecny system monetarny jest nienormalny i jedynym rozsądnym wyjściem jest zmiana systemu. Oczywiście nie może być mowy o likwidacji pieniądza, to byłaby rewolucja, na którą nikt nie jest gotowy, poza tym utrudniłoby to ludziom życie ( co w zamian? handel wymienny? czy po prostu każdy bierze sobie co chce bez płacenia, czyli kradnie? ), trzeba jednak dać pieniądzom pokrycie w wytworzonych dobrach. Pokrycie realne, w którym podaż pieniądza będzie zależna od podaży towarów i usług i od popytu na nie, nie od ilości zaciągniętego kredytu.

Wolny rynek.
Następnym mitem jest to, że istnieje jakiś "wolny rynek". Być może gdzieś on istnieje, ale na pewno nie w Polsce. Dlaczego? Bo żeby istniał wolny rynek konieczne są cztery warunki: własność prywatna, wolna przedsiębiorczość, uwolniony system cen i konkurencja. Z tych czterech punktów w Polsce mamy jedynie uwolnione ceny ( choć nie wszędzie, ale na ogół mamy ), o całej reszcie możemy sobie pomarzyć, albo zapomnieć. Tak, dobrze czytacie, możemy pomarzyć sobie o wolnej przedsiębiorczości, czy o konkurencji. Własność prywatną wprawdzie mamy, ale jest ona mocno ograniczona. Przykład? Pierwszy z brzegu: mam działkę budowlaną, chcę sobie na niej wybudować dom. Mam już gotowy plan budowy, zgodny z planem zagospodarowania przestrzennego gminy i co? I nic, muszę iść do gminy prosić o pozwolenie. O pozwolenie na korzystanie z mojej właności. Prosić muszę też, gdy chcę ściąć drzewo, które zasadziłem w swoim ogrodzie i gdy chcę zrobić wiele innych rzeczy. To i tak dość liberalne przepisy, bo w takich Chinach mógłbym w ogóle stracić dom, gdyby władza ludowa zechciała na jego miejscu wybudować, powiedzmy, stadion. Teraz konkurencja, a właściwie jej brak. Jaka konkurencja, skoro w conajmniej kilku dziedzinach istnieją monopole, półmonopole lub oligopole? Jaka konkurencja, skoro państwo nie wspiera wolnej przedsiębiorczości prywatnej, która jest kolejnym warunkiem koniecznym do istnienia rynku? To znaczy wspiera, ale tylko jeśli ta przedsiębiorczość jest zorganizowana w wielkie koncerny, najlepiej zagraniczne. Wtedy znajdą się i zwolnienia podatkowe i specjalne strefy ekonomiczne, zresztą nawet bez zwolnień i stref ta przedsiębiorczość radziłaby sobie świetnie.

A co z przedsiębiorczością małą i średnią? Tu nie ma żadnych luksusów, tu już na wstępie mamy starcie z wielką biurokracją, która traktuje sympatyczną babcię, sprzedającą gacie na targowisku, jak poważnego biznesmena, który musi zapłacić wszelkie możliwe podatki. A i oczywiście składki na ZUS, bez tego się nie obejdzie. Mówiąc krótko państwo roztacza parasol ochronny nad tymi, którzy i bez parasola daliby sobie radę, a pozostałych tłamsi. Tymczasem, jak powiedział Hayek, wolny rynek polega nie na tym, by chronić tych, którzy już są bogaci, ale na tym, by pozwolić swobodnie działać tym, którzy dopiero startują od zera. I to byłoby właściwe rozwiązanie, które sprawiłoby, że w Polsce zaistniałaby wreszcie wolność gospodarcza.

Giełda.
Tu sytuacja jest podobna, jak w przypadku pieniędzy. Często słyszy się, że wartość jakiejśtam spółki wzrosła o tyle i tyle, albo zmalała, bo akcje na giełdzie poszły w górę lub w dół. To mit. Opiszę to na prostym przykładzie. Załóżmy, że Zdzisiek z Mnietkiem zakładają sobie spółkę i otwierają sieć restauracji. Sieć radzi sobie doskonale i w końcu Zdzisiek z Mnietkiem postanawiają wejść na giełdę. W ciągu pierwszego miesiąca ich działalności giełdowej jakość obsługi i posiłków w ich restauracjach, a co za tym idzie ilość klientów i ilość serwowanych dań zwiększyły się o dwa procent. Dochody z prowadzenia restauracji też zwiększyły się tym samym o, powiedzmy, dwa procent. Tymczasem na giełdzie paru inwestorów, którzy zaczęli mieć problemy w innej spółce wycofało z niej swoje udziały i przeniosło je do bezpiecznej spółki Zdziśka i Mnietka. Inni inwestorzy poszli w ich ślady i w ciągu miesiąca cena akcji spółki Z&M wzrosła o całe dwadzieścia procent. Teraz pytanie jak z audiotele:
O ile wzrosła realna wartość firmy Z&M?
a ) O 2%.
b ) O 20%.
Od razu podam odpowiedź: wartość firmy wzrosła o 2%, a wzrost cen akcji był dziesięciokrotnie zbyt szybki, co oznacza, że firma została przeinwestowana i powstała bańka spekulacyjna. Skąd taki wniosek? Ano stąd, że o realnej wartości przedsiębiorstwa stanowi zysk przedsiębiorstwa z usług, jakie ono świadczy, albo z towarów, jakie produkuje, a nie "nastroje inwestorów giełdowych". Giełda to po prostu kolejny przykład Matrixu, oderwanego od realnej rzeczywistości, tzw. "rynek finansowy", który rozwija się w sposób zupełnie niezależny od rynku realnego, może za to mieć potężny i często niegatywny wpływ na ten rynek.

Mówiąc krótko żyjemy w Matrixie, w głupim, odrealnionym systemie. Jak się w tym systemie połapać i co zrobić, by zmienić coś na lepsze? Mam taką samą receptę, jak Kurak, trzeba myśleć. Jeśli myślenie stanie się modne i powszechne, to obecny system długo się nie utrzyma. A jeśli obecny trend spadkowy w myśleniu będzie trwał, to i tak doskonale: o tę garstkę myślących będą bić się wszystkie firmy i instytucje, bić się i płacić im za myślenie grubą kasę. Myślenie to dochodowy biznes, więc róbmy to od czasu do czasu.

Reklama

62 KOMENTARZE

  1. Stawiam sześć za Głód
    bo widziałem jak to wygląda w zachodniej Afryce i niestety (niestety ze względu na sytuację, a nie na Ciebie) całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do pieniądza i giełdy to się nie zgadzam, ale to nie powinno Cię dziwić po wielu naszych dyskusjach na ten temat.

    • Cóż, każdy ma prawo do swoich poglądów.
      Ja zostaję przy swoim, nie podoba mi się ani mechanizm funkcjonowania giełdy, ani obecny system monetarny. A co do głodu, to jedynym rozsądnym i jedynym możliwym rozwiązaniem, jest danie biedakom wędki, zamiast resztek po rybie, jak dotychczas.

        • Rozwiązania to delikatna
          Rozwiązania to delikatna sprawa. Np. taki system kreacji pieniądza trudno zmienić, bo trzeba byłoby albo zabronić udzielania kredytów, albo zmusić banki, by pożyczały tylko swoje pieniądze, ewentualnie pieniądze depozytariuszy. Na to banki się oczywiście nie zgodzą, depozytariusze zresztą też nie, więc trzeba byłoby rewolucji. Rewolucje zwykle są krwawe i często robią jeszcze większy syf, niż był wcześniej, więc to rozwiązanie odpada. Co więc zrobić?

          Najlepszą receptą wydaje mi się ograniczenie dostępu do kredytu konsumpcyjnego. O ile kredyt inwestycyjny nie jest zły ( kreuje wprawdzie nowy pieniądz, ale pieniądz ten znajduje pokrycie w towarach i uługach, jakie kredytobiorca wyprodukuje ), to kredyt konsumpcyjny jest często z góry skazany na przejedzenie. Kredyt konsumpcyjny powinien więc być przyznawany tylko osobom o odpowiednio wysokich ( w stosunku do zaciągniętej pożyczki ) dochodach, które będą potrafiły ten kredyt spłacić. A jeśli wskutek nadmiernej podaży pieniądza powstanie inflacja, to rozwiązanie jest proste: inflacja to swego rodzaju podatek, więc rząd może minimalizować straty społeczeństwa obniżając podatki. Obniżka podatków sprawi też, że więcej pieniędzy zostanie w kieszeni szarego Kowalskiego i wyjazd na wakacje, czy kupno nowego telewizora nie będzie już zależne od kredytu.

        • Przecież pisałem: nawadnianie
          Przecież pisałem: nawadnianie pustyń, osuszanie bagien, danie tym ludziom porządnych maszyn rolniczych i nauczenie ich obsługi. Rozwiązania są proste i tę wędkę można dać, choć oczywiście łatwiej nadal rzucać ochłapy.

  2. Stawiam sześć za Głód
    bo widziałem jak to wygląda w zachodniej Afryce i niestety (niestety ze względu na sytuację, a nie na Ciebie) całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do pieniądza i giełdy to się nie zgadzam, ale to nie powinno Cię dziwić po wielu naszych dyskusjach na ten temat.

    • Cóż, każdy ma prawo do swoich poglądów.
      Ja zostaję przy swoim, nie podoba mi się ani mechanizm funkcjonowania giełdy, ani obecny system monetarny. A co do głodu, to jedynym rozsądnym i jedynym możliwym rozwiązaniem, jest danie biedakom wędki, zamiast resztek po rybie, jak dotychczas.

        • Rozwiązania to delikatna
          Rozwiązania to delikatna sprawa. Np. taki system kreacji pieniądza trudno zmienić, bo trzeba byłoby albo zabronić udzielania kredytów, albo zmusić banki, by pożyczały tylko swoje pieniądze, ewentualnie pieniądze depozytariuszy. Na to banki się oczywiście nie zgodzą, depozytariusze zresztą też nie, więc trzeba byłoby rewolucji. Rewolucje zwykle są krwawe i często robią jeszcze większy syf, niż był wcześniej, więc to rozwiązanie odpada. Co więc zrobić?

          Najlepszą receptą wydaje mi się ograniczenie dostępu do kredytu konsumpcyjnego. O ile kredyt inwestycyjny nie jest zły ( kreuje wprawdzie nowy pieniądz, ale pieniądz ten znajduje pokrycie w towarach i uługach, jakie kredytobiorca wyprodukuje ), to kredyt konsumpcyjny jest często z góry skazany na przejedzenie. Kredyt konsumpcyjny powinien więc być przyznawany tylko osobom o odpowiednio wysokich ( w stosunku do zaciągniętej pożyczki ) dochodach, które będą potrafiły ten kredyt spłacić. A jeśli wskutek nadmiernej podaży pieniądza powstanie inflacja, to rozwiązanie jest proste: inflacja to swego rodzaju podatek, więc rząd może minimalizować straty społeczeństwa obniżając podatki. Obniżka podatków sprawi też, że więcej pieniędzy zostanie w kieszeni szarego Kowalskiego i wyjazd na wakacje, czy kupno nowego telewizora nie będzie już zależne od kredytu.

        • Przecież pisałem: nawadnianie
          Przecież pisałem: nawadnianie pustyń, osuszanie bagien, danie tym ludziom porządnych maszyn rolniczych i nauczenie ich obsługi. Rozwiązania są proste i tę wędkę można dać, choć oczywiście łatwiej nadal rzucać ochłapy.

  3. Stawiam sześć za Głód
    bo widziałem jak to wygląda w zachodniej Afryce i niestety (niestety ze względu na sytuację, a nie na Ciebie) całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do pieniądza i giełdy to się nie zgadzam, ale to nie powinno Cię dziwić po wielu naszych dyskusjach na ten temat.

    • Cóż, każdy ma prawo do swoich poglądów.
      Ja zostaję przy swoim, nie podoba mi się ani mechanizm funkcjonowania giełdy, ani obecny system monetarny. A co do głodu, to jedynym rozsądnym i jedynym możliwym rozwiązaniem, jest danie biedakom wędki, zamiast resztek po rybie, jak dotychczas.

        • Rozwiązania to delikatna
          Rozwiązania to delikatna sprawa. Np. taki system kreacji pieniądza trudno zmienić, bo trzeba byłoby albo zabronić udzielania kredytów, albo zmusić banki, by pożyczały tylko swoje pieniądze, ewentualnie pieniądze depozytariuszy. Na to banki się oczywiście nie zgodzą, depozytariusze zresztą też nie, więc trzeba byłoby rewolucji. Rewolucje zwykle są krwawe i często robią jeszcze większy syf, niż był wcześniej, więc to rozwiązanie odpada. Co więc zrobić?

          Najlepszą receptą wydaje mi się ograniczenie dostępu do kredytu konsumpcyjnego. O ile kredyt inwestycyjny nie jest zły ( kreuje wprawdzie nowy pieniądz, ale pieniądz ten znajduje pokrycie w towarach i uługach, jakie kredytobiorca wyprodukuje ), to kredyt konsumpcyjny jest często z góry skazany na przejedzenie. Kredyt konsumpcyjny powinien więc być przyznawany tylko osobom o odpowiednio wysokich ( w stosunku do zaciągniętej pożyczki ) dochodach, które będą potrafiły ten kredyt spłacić. A jeśli wskutek nadmiernej podaży pieniądza powstanie inflacja, to rozwiązanie jest proste: inflacja to swego rodzaju podatek, więc rząd może minimalizować straty społeczeństwa obniżając podatki. Obniżka podatków sprawi też, że więcej pieniędzy zostanie w kieszeni szarego Kowalskiego i wyjazd na wakacje, czy kupno nowego telewizora nie będzie już zależne od kredytu.

        • Przecież pisałem: nawadnianie
          Przecież pisałem: nawadnianie pustyń, osuszanie bagien, danie tym ludziom porządnych maszyn rolniczych i nauczenie ich obsługi. Rozwiązania są proste i tę wędkę można dać, choć oczywiście łatwiej nadal rzucać ochłapy.

  4. Stawiam sześć za Głód
    bo widziałem jak to wygląda w zachodniej Afryce i niestety (niestety ze względu na sytuację, a nie na Ciebie) całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do pieniądza i giełdy to się nie zgadzam, ale to nie powinno Cię dziwić po wielu naszych dyskusjach na ten temat.

    • Cóż, każdy ma prawo do swoich poglądów.
      Ja zostaję przy swoim, nie podoba mi się ani mechanizm funkcjonowania giełdy, ani obecny system monetarny. A co do głodu, to jedynym rozsądnym i jedynym możliwym rozwiązaniem, jest danie biedakom wędki, zamiast resztek po rybie, jak dotychczas.

        • Rozwiązania to delikatna
          Rozwiązania to delikatna sprawa. Np. taki system kreacji pieniądza trudno zmienić, bo trzeba byłoby albo zabronić udzielania kredytów, albo zmusić banki, by pożyczały tylko swoje pieniądze, ewentualnie pieniądze depozytariuszy. Na to banki się oczywiście nie zgodzą, depozytariusze zresztą też nie, więc trzeba byłoby rewolucji. Rewolucje zwykle są krwawe i często robią jeszcze większy syf, niż był wcześniej, więc to rozwiązanie odpada. Co więc zrobić?

          Najlepszą receptą wydaje mi się ograniczenie dostępu do kredytu konsumpcyjnego. O ile kredyt inwestycyjny nie jest zły ( kreuje wprawdzie nowy pieniądz, ale pieniądz ten znajduje pokrycie w towarach i uługach, jakie kredytobiorca wyprodukuje ), to kredyt konsumpcyjny jest często z góry skazany na przejedzenie. Kredyt konsumpcyjny powinien więc być przyznawany tylko osobom o odpowiednio wysokich ( w stosunku do zaciągniętej pożyczki ) dochodach, które będą potrafiły ten kredyt spłacić. A jeśli wskutek nadmiernej podaży pieniądza powstanie inflacja, to rozwiązanie jest proste: inflacja to swego rodzaju podatek, więc rząd może minimalizować straty społeczeństwa obniżając podatki. Obniżka podatków sprawi też, że więcej pieniędzy zostanie w kieszeni szarego Kowalskiego i wyjazd na wakacje, czy kupno nowego telewizora nie będzie już zależne od kredytu.

        • Przecież pisałem: nawadnianie
          Przecież pisałem: nawadnianie pustyń, osuszanie bagien, danie tym ludziom porządnych maszyn rolniczych i nauczenie ich obsługi. Rozwiązania są proste i tę wędkę można dać, choć oczywiście łatwiej nadal rzucać ochłapy.

  5. Stawiam sześć za Głód
    bo widziałem jak to wygląda w zachodniej Afryce i niestety (niestety ze względu na sytuację, a nie na Ciebie) całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do pieniądza i giełdy to się nie zgadzam, ale to nie powinno Cię dziwić po wielu naszych dyskusjach na ten temat.

    • Cóż, każdy ma prawo do swoich poglądów.
      Ja zostaję przy swoim, nie podoba mi się ani mechanizm funkcjonowania giełdy, ani obecny system monetarny. A co do głodu, to jedynym rozsądnym i jedynym możliwym rozwiązaniem, jest danie biedakom wędki, zamiast resztek po rybie, jak dotychczas.

        • Rozwiązania to delikatna
          Rozwiązania to delikatna sprawa. Np. taki system kreacji pieniądza trudno zmienić, bo trzeba byłoby albo zabronić udzielania kredytów, albo zmusić banki, by pożyczały tylko swoje pieniądze, ewentualnie pieniądze depozytariuszy. Na to banki się oczywiście nie zgodzą, depozytariusze zresztą też nie, więc trzeba byłoby rewolucji. Rewolucje zwykle są krwawe i często robią jeszcze większy syf, niż był wcześniej, więc to rozwiązanie odpada. Co więc zrobić?

          Najlepszą receptą wydaje mi się ograniczenie dostępu do kredytu konsumpcyjnego. O ile kredyt inwestycyjny nie jest zły ( kreuje wprawdzie nowy pieniądz, ale pieniądz ten znajduje pokrycie w towarach i uługach, jakie kredytobiorca wyprodukuje ), to kredyt konsumpcyjny jest często z góry skazany na przejedzenie. Kredyt konsumpcyjny powinien więc być przyznawany tylko osobom o odpowiednio wysokich ( w stosunku do zaciągniętej pożyczki ) dochodach, które będą potrafiły ten kredyt spłacić. A jeśli wskutek nadmiernej podaży pieniądza powstanie inflacja, to rozwiązanie jest proste: inflacja to swego rodzaju podatek, więc rząd może minimalizować straty społeczeństwa obniżając podatki. Obniżka podatków sprawi też, że więcej pieniędzy zostanie w kieszeni szarego Kowalskiego i wyjazd na wakacje, czy kupno nowego telewizora nie będzie już zależne od kredytu.

        • Przecież pisałem: nawadnianie
          Przecież pisałem: nawadnianie pustyń, osuszanie bagien, danie tym ludziom porządnych maszyn rolniczych i nauczenie ich obsługi. Rozwiązania są proste i tę wędkę można dać, choć oczywiście łatwiej nadal rzucać ochłapy.

  6. Stawiam sześć za Głód
    bo widziałem jak to wygląda w zachodniej Afryce i niestety (niestety ze względu na sytuację, a nie na Ciebie) całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do pieniądza i giełdy to się nie zgadzam, ale to nie powinno Cię dziwić po wielu naszych dyskusjach na ten temat.

    • Cóż, każdy ma prawo do swoich poglądów.
      Ja zostaję przy swoim, nie podoba mi się ani mechanizm funkcjonowania giełdy, ani obecny system monetarny. A co do głodu, to jedynym rozsądnym i jedynym możliwym rozwiązaniem, jest danie biedakom wędki, zamiast resztek po rybie, jak dotychczas.

        • Rozwiązania to delikatna
          Rozwiązania to delikatna sprawa. Np. taki system kreacji pieniądza trudno zmienić, bo trzeba byłoby albo zabronić udzielania kredytów, albo zmusić banki, by pożyczały tylko swoje pieniądze, ewentualnie pieniądze depozytariuszy. Na to banki się oczywiście nie zgodzą, depozytariusze zresztą też nie, więc trzeba byłoby rewolucji. Rewolucje zwykle są krwawe i często robią jeszcze większy syf, niż był wcześniej, więc to rozwiązanie odpada. Co więc zrobić?

          Najlepszą receptą wydaje mi się ograniczenie dostępu do kredytu konsumpcyjnego. O ile kredyt inwestycyjny nie jest zły ( kreuje wprawdzie nowy pieniądz, ale pieniądz ten znajduje pokrycie w towarach i uługach, jakie kredytobiorca wyprodukuje ), to kredyt konsumpcyjny jest często z góry skazany na przejedzenie. Kredyt konsumpcyjny powinien więc być przyznawany tylko osobom o odpowiednio wysokich ( w stosunku do zaciągniętej pożyczki ) dochodach, które będą potrafiły ten kredyt spłacić. A jeśli wskutek nadmiernej podaży pieniądza powstanie inflacja, to rozwiązanie jest proste: inflacja to swego rodzaju podatek, więc rząd może minimalizować straty społeczeństwa obniżając podatki. Obniżka podatków sprawi też, że więcej pieniędzy zostanie w kieszeni szarego Kowalskiego i wyjazd na wakacje, czy kupno nowego telewizora nie będzie już zależne od kredytu.

        • Przecież pisałem: nawadnianie
          Przecież pisałem: nawadnianie pustyń, osuszanie bagien, danie tym ludziom porządnych maszyn rolniczych i nauczenie ich obsługi. Rozwiązania są proste i tę wędkę można dać, choć oczywiście łatwiej nadal rzucać ochłapy.

  7. Stawiam sześć za Głód
    bo widziałem jak to wygląda w zachodniej Afryce i niestety (niestety ze względu na sytuację, a nie na Ciebie) całkowicie się z Tobą zgadzam. Co do pieniądza i giełdy to się nie zgadzam, ale to nie powinno Cię dziwić po wielu naszych dyskusjach na ten temat.

    • Cóż, każdy ma prawo do swoich poglądów.
      Ja zostaję przy swoim, nie podoba mi się ani mechanizm funkcjonowania giełdy, ani obecny system monetarny. A co do głodu, to jedynym rozsądnym i jedynym możliwym rozwiązaniem, jest danie biedakom wędki, zamiast resztek po rybie, jak dotychczas.

        • Rozwiązania to delikatna
          Rozwiązania to delikatna sprawa. Np. taki system kreacji pieniądza trudno zmienić, bo trzeba byłoby albo zabronić udzielania kredytów, albo zmusić banki, by pożyczały tylko swoje pieniądze, ewentualnie pieniądze depozytariuszy. Na to banki się oczywiście nie zgodzą, depozytariusze zresztą też nie, więc trzeba byłoby rewolucji. Rewolucje zwykle są krwawe i często robią jeszcze większy syf, niż był wcześniej, więc to rozwiązanie odpada. Co więc zrobić?

          Najlepszą receptą wydaje mi się ograniczenie dostępu do kredytu konsumpcyjnego. O ile kredyt inwestycyjny nie jest zły ( kreuje wprawdzie nowy pieniądz, ale pieniądz ten znajduje pokrycie w towarach i uługach, jakie kredytobiorca wyprodukuje ), to kredyt konsumpcyjny jest często z góry skazany na przejedzenie. Kredyt konsumpcyjny powinien więc być przyznawany tylko osobom o odpowiednio wysokich ( w stosunku do zaciągniętej pożyczki ) dochodach, które będą potrafiły ten kredyt spłacić. A jeśli wskutek nadmiernej podaży pieniądza powstanie inflacja, to rozwiązanie jest proste: inflacja to swego rodzaju podatek, więc rząd może minimalizować straty społeczeństwa obniżając podatki. Obniżka podatków sprawi też, że więcej pieniędzy zostanie w kieszeni szarego Kowalskiego i wyjazd na wakacje, czy kupno nowego telewizora nie będzie już zależne od kredytu.

        • Przecież pisałem: nawadnianie
          Przecież pisałem: nawadnianie pustyń, osuszanie bagien, danie tym ludziom porządnych maszyn rolniczych i nauczenie ich obsługi. Rozwiązania są proste i tę wędkę można dać, choć oczywiście łatwiej nadal rzucać ochłapy.

  8. Dużo jest sekt, które oferują
    Dużo jest sekt, które oferują cudowne rozwiązania. Jedni twierdzą, że wszystkie problemy świata rozwiąże zakaz transfuzji krwi i jedzenia kaszanki, inni, że likwidacja pieniądza i marksistowskie rozdawnictwo "każdemu według potrzeb". Marks przynajmniej zakładał, że każdy będzie pracował "ile może", ci od Zeitgeista poszli dalej i stwierdzili, że pracować będzie kto chce. Jak skończyła się rewolucja marksistowska wszyscy wiemy, mam nadzieję, że nigdy nie poznamy skutków kolejnej.

  9. Dużo jest sekt, które oferują
    Dużo jest sekt, które oferują cudowne rozwiązania. Jedni twierdzą, że wszystkie problemy świata rozwiąże zakaz transfuzji krwi i jedzenia kaszanki, inni, że likwidacja pieniądza i marksistowskie rozdawnictwo "każdemu według potrzeb". Marks przynajmniej zakładał, że każdy będzie pracował "ile może", ci od Zeitgeista poszli dalej i stwierdzili, że pracować będzie kto chce. Jak skończyła się rewolucja marksistowska wszyscy wiemy, mam nadzieję, że nigdy nie poznamy skutków kolejnej.

  10. Dużo jest sekt, które oferują
    Dużo jest sekt, które oferują cudowne rozwiązania. Jedni twierdzą, że wszystkie problemy świata rozwiąże zakaz transfuzji krwi i jedzenia kaszanki, inni, że likwidacja pieniądza i marksistowskie rozdawnictwo "każdemu według potrzeb". Marks przynajmniej zakładał, że każdy będzie pracował "ile może", ci od Zeitgeista poszli dalej i stwierdzili, że pracować będzie kto chce. Jak skończyła się rewolucja marksistowska wszyscy wiemy, mam nadzieję, że nigdy nie poznamy skutków kolejnej.

  11. Dużo jest sekt, które oferują
    Dużo jest sekt, które oferują cudowne rozwiązania. Jedni twierdzą, że wszystkie problemy świata rozwiąże zakaz transfuzji krwi i jedzenia kaszanki, inni, że likwidacja pieniądza i marksistowskie rozdawnictwo "każdemu według potrzeb". Marks przynajmniej zakładał, że każdy będzie pracował "ile może", ci od Zeitgeista poszli dalej i stwierdzili, że pracować będzie kto chce. Jak skończyła się rewolucja marksistowska wszyscy wiemy, mam nadzieję, że nigdy nie poznamy skutków kolejnej.

  12. Dużo jest sekt, które oferują
    Dużo jest sekt, które oferują cudowne rozwiązania. Jedni twierdzą, że wszystkie problemy świata rozwiąże zakaz transfuzji krwi i jedzenia kaszanki, inni, że likwidacja pieniądza i marksistowskie rozdawnictwo "każdemu według potrzeb". Marks przynajmniej zakładał, że każdy będzie pracował "ile może", ci od Zeitgeista poszli dalej i stwierdzili, że pracować będzie kto chce. Jak skończyła się rewolucja marksistowska wszyscy wiemy, mam nadzieję, że nigdy nie poznamy skutków kolejnej.

  13. Dużo jest sekt, które oferują
    Dużo jest sekt, które oferują cudowne rozwiązania. Jedni twierdzą, że wszystkie problemy świata rozwiąże zakaz transfuzji krwi i jedzenia kaszanki, inni, że likwidacja pieniądza i marksistowskie rozdawnictwo "każdemu według potrzeb". Marks przynajmniej zakładał, że każdy będzie pracował "ile może", ci od Zeitgeista poszli dalej i stwierdzili, że pracować będzie kto chce. Jak skończyła się rewolucja marksistowska wszyscy wiemy, mam nadzieję, że nigdy nie poznamy skutków kolejnej.

  14. Dużo jest sekt, które oferują
    Dużo jest sekt, które oferują cudowne rozwiązania. Jedni twierdzą, że wszystkie problemy świata rozwiąże zakaz transfuzji krwi i jedzenia kaszanki, inni, że likwidacja pieniądza i marksistowskie rozdawnictwo "każdemu według potrzeb". Marks przynajmniej zakładał, że każdy będzie pracował "ile może", ci od Zeitgeista poszli dalej i stwierdzili, że pracować będzie kto chce. Jak skończyła się rewolucja marksistowska wszyscy wiemy, mam nadzieję, że nigdy nie poznamy skutków kolejnej.

  15. Jakąś bzdureczkę się popełniło panie Ja
    wiesz że ja lubię się czepiać i dzisiaj mam satysfakcję 😉
    "jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej".
    Cóż, chyba nigdy nie jadłeś dorodnego zboża prosto z kłosa i nie wiesz ile w kłosie jest ziaren. Nawet dawniej nie było proporcji jedno ziarno zasiane – jedno ziarno zebrane, bo tego rodzaju proporcja wyklucza sensowność zasiewu 🙂

    A propos rynku( tu już się nie czepiam) piszesz o własności prywatnej a ja mam wątpliwości. Bo wszak spółki akcyjne i giełdowe są firmami prywatnymi zazwyczaj (jeśli nie ma dominującej własności skarbu państwa lub akcji uprzywilejowanych, złotych itp.) ale czy są to firmy działające w sposób podobny jak spółki niewielu właścicieli, dla których sukces doraźny i długoterminowy są podstawą egzystencji i dobrobytu. Otóż mam wątpliwości. Jeśli jest w spółce a. inwestor dominujący i strategicznie, długoterminowo zaangażowany to i owszem – firma działa racjonalnie. Ale jeśli nie ma dominacji i kapitał jest spekulacyjny to działa ona od kwartału do kwartału maksymalizując zyski i nie dbając zbytnio o przyszłość. Strategie są mętne i słabo wsączają się umysły i "strategie" managerskich dołów, które myślą absolutnie krótkookresowo.  Więc reasumując: może to dobrze że takie podmioty o krótkim spojrzeniu są na rynku , a może nie dobrze. Ja już nawet nie mówię o silnych, monopolistycznych organizmach gospodarczych, które rynek dezorganizują i fałszują bez względu na charakter własności.
    Od dość dawna mam podejrzenie że wolny rynek to pojęcie mityczne, idealistyczne, w praktyce nie istniejące…

    • Chodziło mi o wydajność.
      Kiedyś to było w każdym razie mniej niż dziesięć ziaren. Nie wiem dokładnie ile, bo nie jestem historykiem rolnictwa, ale wiem tyle, że mniej.

      Czy wolny rynek istnieje? W pełni wolny nigdzie i chyba nawet istnieć nie może. Natomiast ja odróżniam tzw. "rynki finansowe", czyli gospodarkę giełdową od rynków realnych i od realnej gospodarki, gdzie obraca się jakimiś konkretnymi dobrami, a nie przewartościowanymi akcjami i wirtualnym pieniądzem.

  16. Jakąś bzdureczkę się popełniło panie Ja
    wiesz że ja lubię się czepiać i dzisiaj mam satysfakcję 😉
    "jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej".
    Cóż, chyba nigdy nie jadłeś dorodnego zboża prosto z kłosa i nie wiesz ile w kłosie jest ziaren. Nawet dawniej nie było proporcji jedno ziarno zasiane – jedno ziarno zebrane, bo tego rodzaju proporcja wyklucza sensowność zasiewu 🙂

    A propos rynku( tu już się nie czepiam) piszesz o własności prywatnej a ja mam wątpliwości. Bo wszak spółki akcyjne i giełdowe są firmami prywatnymi zazwyczaj (jeśli nie ma dominującej własności skarbu państwa lub akcji uprzywilejowanych, złotych itp.) ale czy są to firmy działające w sposób podobny jak spółki niewielu właścicieli, dla których sukces doraźny i długoterminowy są podstawą egzystencji i dobrobytu. Otóż mam wątpliwości. Jeśli jest w spółce a. inwestor dominujący i strategicznie, długoterminowo zaangażowany to i owszem – firma działa racjonalnie. Ale jeśli nie ma dominacji i kapitał jest spekulacyjny to działa ona od kwartału do kwartału maksymalizując zyski i nie dbając zbytnio o przyszłość. Strategie są mętne i słabo wsączają się umysły i "strategie" managerskich dołów, które myślą absolutnie krótkookresowo.  Więc reasumując: może to dobrze że takie podmioty o krótkim spojrzeniu są na rynku , a może nie dobrze. Ja już nawet nie mówię o silnych, monopolistycznych organizmach gospodarczych, które rynek dezorganizują i fałszują bez względu na charakter własności.
    Od dość dawna mam podejrzenie że wolny rynek to pojęcie mityczne, idealistyczne, w praktyce nie istniejące…

    • Chodziło mi o wydajność.
      Kiedyś to było w każdym razie mniej niż dziesięć ziaren. Nie wiem dokładnie ile, bo nie jestem historykiem rolnictwa, ale wiem tyle, że mniej.

      Czy wolny rynek istnieje? W pełni wolny nigdzie i chyba nawet istnieć nie może. Natomiast ja odróżniam tzw. "rynki finansowe", czyli gospodarkę giełdową od rynków realnych i od realnej gospodarki, gdzie obraca się jakimiś konkretnymi dobrami, a nie przewartościowanymi akcjami i wirtualnym pieniądzem.

  17. Jakąś bzdureczkę się popełniło panie Ja
    wiesz że ja lubię się czepiać i dzisiaj mam satysfakcję 😉
    "jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej".
    Cóż, chyba nigdy nie jadłeś dorodnego zboża prosto z kłosa i nie wiesz ile w kłosie jest ziaren. Nawet dawniej nie było proporcji jedno ziarno zasiane – jedno ziarno zebrane, bo tego rodzaju proporcja wyklucza sensowność zasiewu 🙂

    A propos rynku( tu już się nie czepiam) piszesz o własności prywatnej a ja mam wątpliwości. Bo wszak spółki akcyjne i giełdowe są firmami prywatnymi zazwyczaj (jeśli nie ma dominującej własności skarbu państwa lub akcji uprzywilejowanych, złotych itp.) ale czy są to firmy działające w sposób podobny jak spółki niewielu właścicieli, dla których sukces doraźny i długoterminowy są podstawą egzystencji i dobrobytu. Otóż mam wątpliwości. Jeśli jest w spółce a. inwestor dominujący i strategicznie, długoterminowo zaangażowany to i owszem – firma działa racjonalnie. Ale jeśli nie ma dominacji i kapitał jest spekulacyjny to działa ona od kwartału do kwartału maksymalizując zyski i nie dbając zbytnio o przyszłość. Strategie są mętne i słabo wsączają się umysły i "strategie" managerskich dołów, które myślą absolutnie krótkookresowo.  Więc reasumując: może to dobrze że takie podmioty o krótkim spojrzeniu są na rynku , a może nie dobrze. Ja już nawet nie mówię o silnych, monopolistycznych organizmach gospodarczych, które rynek dezorganizują i fałszują bez względu na charakter własności.
    Od dość dawna mam podejrzenie że wolny rynek to pojęcie mityczne, idealistyczne, w praktyce nie istniejące…

  18. Jakąś bzdureczkę się popełniło panie Ja
    wiesz że ja lubię się czepiać i dzisiaj mam satysfakcję 😉
    "jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej".
    Cóż, chyba nigdy nie jadłeś dorodnego zboża prosto z kłosa i nie wiesz ile w kłosie jest ziaren. Nawet dawniej nie było proporcji jedno ziarno zasiane – jedno ziarno zebrane, bo tego rodzaju proporcja wyklucza sensowność zasiewu 🙂

    A propos rynku( tu już się nie czepiam) piszesz o własności prywatnej a ja mam wątpliwości. Bo wszak spółki akcyjne i giełdowe są firmami prywatnymi zazwyczaj (jeśli nie ma dominującej własności skarbu państwa lub akcji uprzywilejowanych, złotych itp.) ale czy są to firmy działające w sposób podobny jak spółki niewielu właścicieli, dla których sukces doraźny i długoterminowy są podstawą egzystencji i dobrobytu. Otóż mam wątpliwości. Jeśli jest w spółce a. inwestor dominujący i strategicznie, długoterminowo zaangażowany to i owszem – firma działa racjonalnie. Ale jeśli nie ma dominacji i kapitał jest spekulacyjny to działa ona od kwartału do kwartału maksymalizując zyski i nie dbając zbytnio o przyszłość. Strategie są mętne i słabo wsączają się umysły i "strategie" managerskich dołów, które myślą absolutnie krótkookresowo.  Więc reasumując: może to dobrze że takie podmioty o krótkim spojrzeniu są na rynku , a może nie dobrze. Ja już nawet nie mówię o silnych, monopolistycznych organizmach gospodarczych, które rynek dezorganizują i fałszują bez względu na charakter własności.
    Od dość dawna mam podejrzenie że wolny rynek to pojęcie mityczne, idealistyczne, w praktyce nie istniejące…

    • Chodziło mi o wydajność.
      Kiedyś to było w każdym razie mniej niż dziesięć ziaren. Nie wiem dokładnie ile, bo nie jestem historykiem rolnictwa, ale wiem tyle, że mniej.

      Czy wolny rynek istnieje? W pełni wolny nigdzie i chyba nawet istnieć nie może. Natomiast ja odróżniam tzw. "rynki finansowe", czyli gospodarkę giełdową od rynków realnych i od realnej gospodarki, gdzie obraca się jakimiś konkretnymi dobrami, a nie przewartościowanymi akcjami i wirtualnym pieniądzem.

  19. Jakąś bzdureczkę się popełniło panie Ja
    wiesz że ja lubię się czepiać i dzisiaj mam satysfakcję 😉
    "jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej".
    Cóż, chyba nigdy nie jadłeś dorodnego zboża prosto z kłosa i nie wiesz ile w kłosie jest ziaren. Nawet dawniej nie było proporcji jedno ziarno zasiane – jedno ziarno zebrane, bo tego rodzaju proporcja wyklucza sensowność zasiewu 🙂

    A propos rynku( tu już się nie czepiam) piszesz o własności prywatnej a ja mam wątpliwości. Bo wszak spółki akcyjne i giełdowe są firmami prywatnymi zazwyczaj (jeśli nie ma dominującej własności skarbu państwa lub akcji uprzywilejowanych, złotych itp.) ale czy są to firmy działające w sposób podobny jak spółki niewielu właścicieli, dla których sukces doraźny i długoterminowy są podstawą egzystencji i dobrobytu. Otóż mam wątpliwości. Jeśli jest w spółce a. inwestor dominujący i strategicznie, długoterminowo zaangażowany to i owszem – firma działa racjonalnie. Ale jeśli nie ma dominacji i kapitał jest spekulacyjny to działa ona od kwartału do kwartału maksymalizując zyski i nie dbając zbytnio o przyszłość. Strategie są mętne i słabo wsączają się umysły i "strategie" managerskich dołów, które myślą absolutnie krótkookresowo.  Więc reasumując: może to dobrze że takie podmioty o krótkim spojrzeniu są na rynku , a może nie dobrze. Ja już nawet nie mówię o silnych, monopolistycznych organizmach gospodarczych, które rynek dezorganizują i fałszują bez względu na charakter własności.
    Od dość dawna mam podejrzenie że wolny rynek to pojęcie mityczne, idealistyczne, w praktyce nie istniejące…

    • Chodziło mi o wydajność.
      Kiedyś to było w każdym razie mniej niż dziesięć ziaren. Nie wiem dokładnie ile, bo nie jestem historykiem rolnictwa, ale wiem tyle, że mniej.

      Czy wolny rynek istnieje? W pełni wolny nigdzie i chyba nawet istnieć nie może. Natomiast ja odróżniam tzw. "rynki finansowe", czyli gospodarkę giełdową od rynków realnych i od realnej gospodarki, gdzie obraca się jakimiś konkretnymi dobrami, a nie przewartościowanymi akcjami i wirtualnym pieniądzem.

  20. Jakąś bzdureczkę się popełniło panie Ja
    wiesz że ja lubię się czepiać i dzisiaj mam satysfakcję 😉
    "jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej".
    Cóż, chyba nigdy nie jadłeś dorodnego zboża prosto z kłosa i nie wiesz ile w kłosie jest ziaren. Nawet dawniej nie było proporcji jedno ziarno zasiane – jedno ziarno zebrane, bo tego rodzaju proporcja wyklucza sensowność zasiewu 🙂

    A propos rynku( tu już się nie czepiam) piszesz o własności prywatnej a ja mam wątpliwości. Bo wszak spółki akcyjne i giełdowe są firmami prywatnymi zazwyczaj (jeśli nie ma dominującej własności skarbu państwa lub akcji uprzywilejowanych, złotych itp.) ale czy są to firmy działające w sposób podobny jak spółki niewielu właścicieli, dla których sukces doraźny i długoterminowy są podstawą egzystencji i dobrobytu. Otóż mam wątpliwości. Jeśli jest w spółce a. inwestor dominujący i strategicznie, długoterminowo zaangażowany to i owszem – firma działa racjonalnie. Ale jeśli nie ma dominacji i kapitał jest spekulacyjny to działa ona od kwartału do kwartału maksymalizując zyski i nie dbając zbytnio o przyszłość. Strategie są mętne i słabo wsączają się umysły i "strategie" managerskich dołów, które myślą absolutnie krótkookresowo.  Więc reasumując: może to dobrze że takie podmioty o krótkim spojrzeniu są na rynku , a może nie dobrze. Ja już nawet nie mówię o silnych, monopolistycznych organizmach gospodarczych, które rynek dezorganizują i fałszują bez względu na charakter własności.
    Od dość dawna mam podejrzenie że wolny rynek to pojęcie mityczne, idealistyczne, w praktyce nie istniejące…

    • Chodziło mi o wydajność.
      Kiedyś to było w każdym razie mniej niż dziesięć ziaren. Nie wiem dokładnie ile, bo nie jestem historykiem rolnictwa, ale wiem tyle, że mniej.

      Czy wolny rynek istnieje? W pełni wolny nigdzie i chyba nawet istnieć nie może. Natomiast ja odróżniam tzw. "rynki finansowe", czyli gospodarkę giełdową od rynków realnych i od realnej gospodarki, gdzie obraca się jakimiś konkretnymi dobrami, a nie przewartościowanymi akcjami i wirtualnym pieniądzem.

  21. Jakąś bzdureczkę się popełniło panie Ja
    wiesz że ja lubię się czepiać i dzisiaj mam satysfakcję 😉
    "jedno ziarno pszenicy daje dziesięć ziaren, a nie jedno, jak dawniej".
    Cóż, chyba nigdy nie jadłeś dorodnego zboża prosto z kłosa i nie wiesz ile w kłosie jest ziaren. Nawet dawniej nie było proporcji jedno ziarno zasiane – jedno ziarno zebrane, bo tego rodzaju proporcja wyklucza sensowność zasiewu 🙂

    A propos rynku( tu już się nie czepiam) piszesz o własności prywatnej a ja mam wątpliwości. Bo wszak spółki akcyjne i giełdowe są firmami prywatnymi zazwyczaj (jeśli nie ma dominującej własności skarbu państwa lub akcji uprzywilejowanych, złotych itp.) ale czy są to firmy działające w sposób podobny jak spółki niewielu właścicieli, dla których sukces doraźny i długoterminowy są podstawą egzystencji i dobrobytu. Otóż mam wątpliwości. Jeśli jest w spółce a. inwestor dominujący i strategicznie, długoterminowo zaangażowany to i owszem – firma działa racjonalnie. Ale jeśli nie ma dominacji i kapitał jest spekulacyjny to działa ona od kwartału do kwartału maksymalizując zyski i nie dbając zbytnio o przyszłość. Strategie są mętne i słabo wsączają się umysły i "strategie" managerskich dołów, które myślą absolutnie krótkookresowo.  Więc reasumując: może to dobrze że takie podmioty o krótkim spojrzeniu są na rynku , a może nie dobrze. Ja już nawet nie mówię o silnych, monopolistycznych organizmach gospodarczych, które rynek dezorganizują i fałszują bez względu na charakter własności.
    Od dość dawna mam podejrzenie że wolny rynek to pojęcie mityczne, idealistyczne, w praktyce nie istniejące…

    • Chodziło mi o wydajność.
      Kiedyś to było w każdym razie mniej niż dziesięć ziaren. Nie wiem dokładnie ile, bo nie jestem historykiem rolnictwa, ale wiem tyle, że mniej.

      Czy wolny rynek istnieje? W pełni wolny nigdzie i chyba nawet istnieć nie może. Natomiast ja odróżniam tzw. "rynki finansowe", czyli gospodarkę giełdową od rynków realnych i od realnej gospodarki, gdzie obraca się jakimiś konkretnymi dobrami, a nie przewartościowanymi akcjami i wirtualnym pieniądzem.