Reklama

 

Ostatnio podoba mi się określenie (słowo, wyraz) – redukowanie. Zwrot ten najczęściej używany przez kucharzy w programach kulinarnych, które jako jedne z nielicznych obok architektury wnętrz, zakładania i prowadzenia ogrodów pozostają w zakresie mojego zainteresowania. Cała reszta z malutkimi jeszcze wyjątkami jak np. kino niszowe, to najzwyklejsze byle co. A na byle co, zwyczajnie nie mam pojemności.

Reklama

W sumie nie wiem po co i dla kogo piszę ten tekst, kolejny raz przecierając szlak na klawiszach klawiatury. Gdybym miał jeszcze tę pewność, że każdy tekst – nie tylko mój – jest jak cegła, czy pustak zwiezione na plac budowy, na którym powstanie okazały budynek… Ale tej pewności nie mam. Swoich testów już dawno nie wysyłam do gazet, zdarza się, że gdzieś natrafię na przedruk, ale co z tego? Nic, prawda – zupełnie nic. Jakąś cześć tego, co piszę wrzucam na blogi i ta część, kolejny wpis ląduje pośród całej sterty innych wpisów autorów, których nie znam. Nie znam, więc mój stosunek do nich jest niczym materia, nad którą pochyla się patolog.

Widzę zmierzch, i nie jest to „zmierzch bogów”, tylko powolne umieranie pewnych stałych – wartości, które miały tę moc kamieni milowych, drogowskazów: ktoś celowo wykopał kamienie, przestawił drogowskazy i naniósł na tablicach fałszywe dane. Stąd – tam, jest tyle a tyle, a stamtąd z powrotem jest już mniej, albo więcej – nigdy tyle samo. Objazdy i ślepe uliczki, ścieżki bezdroży.
Krytyka ma się źle i jest źle postrzegana – zostaje poddawana obróbce i w efekcie tego procesu powstaje krytykanctwo – efekt wypadkowej kretynów: jednym tylko coś się wydaje, drudzy celowo mataczą, plączą odwodząc resztę od prawdy. Dyżurni, którym wydano rozkazy i pożyteczni idioci.

Tutaj ciągle trwa wojna – linia frontu rozciąga się między obłudą a prawdą. Nie będę tłumaczył, co mam na myśli, to temat zadania domowego: Nauczyć się czytać ze zrozumieniem, i poszukać odpowiedzi, dlaczego dwa plus dwa (nie) równa się cztery.
Skoro wojna i mamy linię frontu, to nie może być inaczej, nawet nie chce, aby nie było sztabu dowodzenia. Nie muszę się rozglądać, nie muszę szukać, gdzie ten sztab się znajduje, gdzie ma siedzibę. Tutaj mamy do czynienia z wojną domową, która rozgrywa się inaczej niż większość podobnych. W tej wojnie sztab jest tam, gdzie ustalają nam ceny, gdzie palcem przesuwają prawo do odpoczynku podnosząc wiek emerytalny, blokują dostęp do opieki medycznej – uchylają wieko od trumny.

W tej wojnie póki co nikt nikomu maczetą nie odrąbuje głowy od tułowia. W tej wojnie wrzuca się większy ogół wytypowanego pospólstwa na patelnię i na powolnym ogniu redukuje się. Ten proces dałoby się znacznie przyśpieszyć, ulepszyć – wystarczy tylko znacząco zredukować ilość dyskontów portugalskiego dobrodzieja i zamknąć sklepy z markową odzieżą testowaną na Zachodzie.

Zadanie domowe dla ambitnych: Czy w leśniczówce w Miliczu Bronek spotyka(ł) się z ruską generalicją? Na czyje zamówienie wojsko polskie, będące ponoć jakąś tam cząstką paktu NATO, jest redukowane? Czyja to patelnia, kto dał podpałkę i kto podłożył ogień?

Reklama