Reklama

Im mniej państwa w państwie, tym lepiej dla obywatelstwa, bo lubi obywatelstwo swobodę, słodką wolność, godziwą rozrywkę. Formy rozrywki różnymi bywają: sekcje piłki kopanej, kółka różańcowe, wyplatanie koszyków, gra w klasy, szachy lub warhammera, plotkarstwo. Co by kto nie preferował i jak się rozrywać nie chciał, istnieje strefa wspólna, w której każdy swe preferencje rozrywnicze odnajdzie.

Reklama

Imię jej Internet.

Słowo magiczne, słowo klucz, Słowo Ponad Wszystkimi Słowami. Cud techniki, cud natury, najwyższa forma bytu, forma wszechogarniająca, przewielka i nieśmiertelna.

Wolność, Równość, Internet! Do końca świata i o jeden dzień dłużej!

Kwestią czasu było tylko, i oczywistością najoczywistszą, że obiekt tej wagi i rozmiaru, bo w swej bezcielesności jest on wszak ogromny, jest wszechświatem, kosmosem i żołądkiem kozy, a więc obiekt tej wagi i rozmiaru nie mógł ujść uwagi Wilczych Oczu.

Wilcze Oczy są oczami o podwójnie niepokojącej konstrukcji. Nie dość że Oczy, co patrzą, widzą i przenikają, ogarniają, nie sposób się przed nimi ukryć, to jeszcze Wilcze, czyli złe, złowrogie, nieprzyjazne, takie co człowiekowi wilkiem…

Rozprawiwszy się niedawno z pedofilii plagą i jajami uciętymi udekorowawszy miast i miasteczek opłotki, bezrobociem błyszczeć Oczy poczęły, co wstrętne jest Oczom.

Kwestią czasu więc, jak wspomniałem,  było, aż spoczną Oczy Wilcze na Internetu Wszechświatach. Spotkanie obiektów tej mocy i masy jest koniecznością oczywistą i w swej konieczności ze wszech miar przewidywalną i jawną.

Dziwić nikogo zatem nie powinno, że do spotkania doszło, bo nie dojść nie mogło. Dziwić za to powinna Wilczych Oczu śmiałość, brawura, odwaga, granicząca nawet z szaleństwem. Oczy podniosły wzrok na Sieć, a potem, miast wzrok kornie opuścić, podniosły też rękę.

Kto rękę na Sieć podnosi, temu Sieć tę rękę pochłonie i na swą modłę przerobi. Każdy to wie, każdy to wyczuwa, takie są prawa Sieci i Świata. Chyba nawet w Piśmie tak stało, pewien nie jestem, ale nawet jeśli nie stało, to stać powinno.

Podniosły więc oczy rękę i zamęt nastał. Zamęt, krzyk, złorzeczenia, płacz i zgrzytanie zębów.

Przestraszyli się Sieci poddani, przestraszyli okrutnie. Strach ich i trwoga tak były wielkie, że w strachu tym podurnieli. W ratunku szukaniu tam sięgać poczęli, gdzie Sieć nie sięga. Do Karła Żoliborskiego pałacu.
„Ratuj!” zakrzyczeli i pisma na papierze słać rozpoczęli, papierowe, drukowane tuszem, nieczyste pisma. Bolesny to ludzi upadek, tych, co z Absolutem przed chwilą jeszcze obcowali, i w głębi jego nieprzebranej nurzali się i pławili. Teraz drukarki uruchamiają, długopisy w ich rękach… Oko me widzieć tego nie chce, nie potrafi…

Po co?! Zapytam, nim rozedrę szaty. Po co, dlaczego, ludu wsteczny a głupi! Marną wasza wiara! Słabą wasza wiara! W wierze podupadliście, bez wiary stoczyć wam się przyszło, brak wiary pod Karła bramy wstrętne pałacu was doprowadził!

A ja, w wierze silny, widzę, patrzę i wiem. Obaw nijak nie żywię. Serce me spokojne, głowa chłodna, umysł w harmonijnym trybów zgrzytaniu pracuje. Sieć jest we mnie, a ja jestem w sieci.

I to jest dobre. Jestem w Sieci i strachu nie odczuwam, bo nie ma przed czym, nie ma po co.

Kto rękę na Sieć podniesie, temu Sieć tę rękę pochłonie i na swą modłę przerobi. Wiem, bo widziałem i choć błogosławieni co nie widzieli, a uwierzyli, to chwała i tym, co zobaczyli i zrozumieli.

Bo był już jeden, co do sieci nieopacznym gestem, złym słowem, krzywą intencją chciał sięgnąć, o pijaństwie i rozpuście jął wygadywać, zgorszenie siać, kłamstwo i fałszywe świadectwo.

Ten sam niedługo potem, na barowym stołku katusze cierpiąc, odpokutować musiał. Musiał, gdyż wyjścia nie miał. Wyjścia nie miał, gdyż potędze Sieci wbrew chciał uczynić, a tego Sieć płazem nie puszcza. I siedział na barowej katuszy stołku. I pił ten napój obmierzły, gorzki, zimny, gazem w gardło drapiący, niedobry. I patrzył w szatańskie ślepie ekranu, co znieść go nie mógł, a patrzać musiał i uśmiechać się musiał, co dodatkową męką mu było. I dotykał klawiszy, obcych mu i wstrętnych, niczym piersi kobiece, lecz dotykać musiał, dotykania uniknąć nie był biedak w stanie.

Gdy siedziałem obecny w Sieci, i patrzyłem na katusze człowieka tego, zrozumiałem że nijak się z Siecią śmiertelnik mierzyć nie jest władny. Że Sieć, choć z ręki śmiertelnika narodzona, dawno już nieśmiertelną i przez śmiertelnika niemożliwą do ogarnięcia, podporządkowania, ujarzmienia się stała. Że ona to teraz człeka śmiertelnego ogarniać, podporządkować, ujarzmiać będzie.

Dlatego właśnie kwiki wszelkie, płacze, a krzyki, a jęki, a złorzeczenia, czystą są herezją.

A Karła wzywanie, Karła co wrogiem sieci jest nieprzejednanym, co w sieci nigdy znaleźć się nie mógł i nie będzie, nie dlatego że nie chce, jego chcenie nie ma tu znaczenia, nie chce tego Sieć, gdyż Karzeł jest jej wstrętny i niepotrzebny. Wzywać zatem takiego Karła jest herezją wielką, herezją przeogromną, herezją najstraszniejszą spośród wszystkich herezji. Uwłacza to wezwanie samej Istocie Sieci, gdyż wzywać Karła na Sieć, jest jak wzywać motykę na słońce. Straszne to i godności ludzkiej mych braci i sióstr uwłaczające, i powiedzieć im mogę jedynie: nie idźcie tą drogą.

Spokojny zaś jestem o losy Sieci, gdyż Los Sieci w Sieci rękach leży, nikt i nic poza siecią na Losy Sieci wpłynąć nie jest w stanie. Przekonają się o tym i Wilcze Oczy, gdy za zakusy haniebne kara rychła a nieuchronna dotknie je i porazi. Jaką formę kary Sieć w swej wszechmądrości wybierze, przewidzieć nie jestem w stanie. Pewien natomiast jestem, że rozmiar jej proporcjonalny do win i zbrodni będzie, z czego się z góry raduję i doczekać nie mogę.

Amen.

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. Trochę optymizmu zawsze potrzeba!
    Na wszelki wypadek, żeby nie uchodzić za optymistycznego głupka – jak zdarzało się niżej podpisanemu – zgrabnie ubrane w ironiczną pseudoreligię. W sumie b. smacznie przyprawione 😉

    Tu podpis, żeby pewność kto to “niżej podpisany” uzyskać…
    Tetryk56.

  2. Wolność w sieci. Na razie.
    Zestawienie słów trąci paradoksem, bo w swoim pierwotnym znaczeniu, które podkreślasz fotką, sieć służy do pozbawiania wolności. Kluczowy problem to kto jest w środku, a kto trzyma za linki. I tu tkwi niebezpieczeństwo, że wszelkiej maści skurwysyństwo najpierw zagoni stado, a później chwyci za sznurki.