Reklama

 


 

Gazeta Wyborcza z piątku 27-01-2012 Krystyna Naszkowska, Grzegorz Sroczyński

Syn ministra rolnictwa nie zaliczał wykładów, ale weterynarzem został.  Bo władze SGGW zmieniły zasady zdawania przedmiotu choroby zakaźne.

Reklama

To nie news, to sążnisty artykuł z nazwiskami w pełnym brzmieniu.  Pozwalam sobie zacytować, to mi wolno, nawet z ACTAMI i podać źródło, co robię na końcu.

„Przedmiot choroby zakaźne prowadzi na wydziale weterynarii prof. Tadeusz Frymus. ….Warunkiem przystąpienia do egzaminu końcowego jest zaliczenie każdego semestru. Taki sposób zaliczania tego przedmiotu obowiązuje od ok. 20 lat i jest zapisany w regulaminie złożonym przez profesora w dziekanacie. Do niedawna nikt tego nie kwestionował.
Przemysław Sawicki nie zaliczył X semestru. Udało mu się zebrać tylko jeden punkt na 40 możliwych. Ale student ma prawo do zdawania kolokwium pisemnego z całości materiału semestralnego. A jeśli obleje, ma prawo do kolokwium poprawkowego. Student Sawicki najpierw przyniósł zwolnienie lekarskie, potem w drugim terminie dostał zero punktów na 15 możliwych, kolokwium poprawkowego też nie zaliczył. W tej sytuacji każdy student musi powtarzać semestr. Zrobił to student Sawicki. W podobnej sytuacji było 10 studentów.

Student Sawicki w trakcie powtarzania feralnego dla siebie semestru X nie przystąpił do zaliczenia ani jednej kartkówki z wykładów.

W czerwcu 2011 r. na prośbę władz uczelni prof. Frymus przeprowadził kolokwium, które miało być podstawą zaliczenia całego semestru, do którego przystąpiło 9 studentów. Student Sawicki nie zgłosił się ani w terminie zwykłym, ani w poprawkowym.

Oto nagle bez powiadomienia odpowiedzialnego za prowadzenie przedmiotu prof. Frymusa zwołano komisję egzaminacyjną i student Sawicki zdał egzamin komisyjny z tego przedmiotu. Zgodnie z regulaminem studiów SGGW, zatwierdzonym przez Senat tej uczelni, egzamin komisyjny jest egzaminem ostatniej szansy. Przysługuje w"szczególnych okolicznościach", kiedy student obleje egzamin w terminie zwykłym i poprawkowym. Na egzaminie musi być obecna osoba odpowiedzialna za przedmiot, z którego student zdaje egzamin, a tryb i przebieg egzaminu muszą być z nią uzgodnione. Regulamin studiów nie przewiduje "komisyjnego zaliczania" semestru.

W tym przypadku władze wydziału pogwałciły wszystkie te zasady. Student Sawicki dostał trzecią szansę, choć nie skorzystał z żadnej poprzedniej. Nie oblał egzaminu w żadnym terminie, bo po prostu do niego nie przystąpił. Do składu komisji egzaminacyjnej nie zaproszono prof. Frymusa – dowiedział się o nim post factum od studentów. Do egzaminu przystąpić można po zaliczeniu wszystkich trzech semestrów, a student Sawicki nadal miał niezaliczony semestr X.

Syn ministra rolnictwa Przemysław Sawicki twierdzi, że prof. Frymus mnożył zaliczenia. – Ustalił własny regulamin, który był niezgodny z regulaminem uczelni – mówi. – W regulaminie uczelni napisane jest, że jeśli przedmiot składa się z wykładów i ćwiczeń, to warunkiem przystąpienia do egzaminu jest zaliczenie ćwiczeń. A profesor robił dodatkowe kartkówki z wykładów i od ich wyniku uzależniał możliwość zaliczania ćwiczeń, a co za tym idzie – dopuszczenia do egzaminu. Postanowiłem się temu sprzeciwić, bojkotując te kartkówki. I pisałem do władz uczelni, że proszę o traktowanie zgodne z regulaminem. Zresztą była nas większa grupa, na początku około 20 osób.

Z SGGW do bezpieczeństwa żywności

Na wydziale weterynarii o Sawickim i jego egzaminie mówią wszyscy. Studenci wiedzą, że zaliczył, choć nie zaliczył….

Rozmawiamy z jednym z asystentów na SGGW: – Co się mówi? No, że szarą eminencją wydziału jest inny wykładowca dr Zdzisław Gajewski, który ma powiązania z ministrem Sawickim.

Jakie? Do grudnia 2011 r. Gajewski był szefem rady nadzorczej Agencji Nieruchomości Rolnych. Funkcję tę objął w marcu 2008 r., wkrótce po tym, gdy Marek Sawicki został ministrem rolnictwa w rządzie PO-PSL. Pełnił ją z dwumiesięczną przerwą i zarabiał tu miesięcznie ok. 7 tys. zł. Szefa rady nadzorczej powołuje minister.

Niestety, 3 grudnia weszła w życie znowelizowana ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi skarbu państwa, która zlikwidowała radę nadzorczą w ANR. Ale na weterynarii spekulują, że teraz Gajewski zostanie nawet wiceministrem rolnictwa. Sawicki ma trzech zastępców, a w poprzedniej kadencji miał ich czterech.

Za to o prodziekanie Bańburze mówi się, że może zostać nadinspektorem ds. bezpieczeństwa żywności. Teraz jest tak, że mamy w kraju cztery różne inspekcje nadzorujące to bezpieczeństwo. Inspekcja jakości handlowej, weterynaryjna oraz ochrony roślin i nasiennictwa podlegają ministrowi rolnictwa, zaś inspekcja sanitarna – ministrowi zdrowia. Już w poprzedniej kadencji min. Sawicki usiłował połączyć te cztery inspekcje w jedną, ale projekt nie przeszedł. Teraz zapowiedział, że połączenie trzech podległych mu inspekcji będzie jedną z ważniejszych reform, jakie przeprowadzi w tej kadencji. Na czele takiej wielkiej inspekcji ds. bezpieczeństwa żywności mógłby stanąć dr hab. Bańbura.

Zwykle student po uzyskaniu dyplomu udaje się do izby lekarsko-weterynaryjnej po zgodę na wykonywanie zawodu. Izba zwołuje radę, a ta podejmuje uchwałę o nadaniu danemu lekarzowi prawa do wykonywania zawodu. Potem z tym kwitem lekarz udaje się do lekarza powiatowego, a ten kieruje go na staż do jakiejś rzeźni. Staż trwa trzy miesiące albo 200 godzin (zależy, jakie przepisy tu zastosujemy) i jest bezpłatny. Jest zwyczajem naszych lekarzy powiatowych, że nie uznają tu przepisów unijnych, wedle których staż może trwać 200 godzin, i kierują świeżo upieczonych lekarzy na trzymiesięczne szkolenia. Tymczasem Przemysław Sawicki, który 22 listopada 2011 r. zdał wreszcie egzamin z chorób zakaźnych, od 1 stycznia tego roku pracuje jako lekarz w Sokołowie Podlaskim (i chwali się kolegom, że zarabia 12 tys. zł miesięcznie).  W tej sytuacji pozostało mu tylko wykupienie ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej i więcej nie potrzeba.

Prof. Frymus do prodziekana Bańbury (8 stycznia): "Będę spełniał nadal moje obowiązki dydaktyczne, to znaczy prowadził zajęcia. Ale żadnych zaliczeń ani egzaminów nie będę wykonywał, bowiem władze dziekańskie przekazały to 22 listopada w inne ręce. Wznowić moją funkcję mogę tylko wtedy, jeśli władze dziekańskie wycofają się ze swojej decyzji i przeprowadzą w radzie wydziału reasumpcję głosowania nad nadaniem dyplomu lekarza weterynarii Przemysławowi Sawickiemu".
 I to by było na tyle, o szacownym Wydziale na szacownej Uczelni


http://wyborcza.pl/1,75248,11039909,Tempo_studenta_Sawickiego.html

 

 

Reklama

30 KOMENTARZE

  1. Stare wiecznie żywe
    Zadzwonił sekretarz partii na uczelnię zapytać, na którym jest roku.
    – Na trzecim, towarzyszu sekretarzu.
    – To co się tak guzdrzecie?

    Dobrze, że lekarz jest od zwierząt. Mogło być gorzej… Wydaje mi się, że zwierzęta hodowlane, inwentarz gospodarski, są ubezpieczone? Skroi pan lekarz rolników na duże pieniądze, trochę sztuk padnie, i, jak zwykle, nic się nie stanie.

    Tylko wstyd profesorów zostanie, za słabych, zbyt uwikłanych, żeby swoją pracę móc wykonywać bez wstydu.

    • Dowcip fajny:)
      Ale tego się po Koleżance nie spodziewałam: „Dobrze, że lekarz jest od zwierząt”. Leczyłabyś swojego ukochanego zwierzaczka u kogoś takiego?

      Z profesorami, to ja sprawę widzę inaczej. Żaden wstyd. Co dla nich za prestiż być profesorem, dziekanem, rektorem? Urzędnikiem przy sutym korycie z legalnymi i nielegalnymi bonusami – to jest kariera. (Szef rady nadzorczej Agencji Nieruchomości Rolnych czy nadinspektords. bezpieczeństwa żywności)

      • Pies sypia z nami w sypialni, na własnej kanapie
        Zatem niech mnie Koleżanka nie posądza o lekceważenie w tej sprawie 🙂
        Mi o inwentarz gospodarski chodziło, bo w małym mieście to pieski i kotki – owszem, ale szmal zbija weterynarz na krowach i świniach.

  2. Stare wiecznie żywe
    Zadzwonił sekretarz partii na uczelnię zapytać, na którym jest roku.
    – Na trzecim, towarzyszu sekretarzu.
    – To co się tak guzdrzecie?

    Dobrze, że lekarz jest od zwierząt. Mogło być gorzej… Wydaje mi się, że zwierzęta hodowlane, inwentarz gospodarski, są ubezpieczone? Skroi pan lekarz rolników na duże pieniądze, trochę sztuk padnie, i, jak zwykle, nic się nie stanie.

    Tylko wstyd profesorów zostanie, za słabych, zbyt uwikłanych, żeby swoją pracę móc wykonywać bez wstydu.

    • Dowcip fajny:)
      Ale tego się po Koleżance nie spodziewałam: „Dobrze, że lekarz jest od zwierząt”. Leczyłabyś swojego ukochanego zwierzaczka u kogoś takiego?

      Z profesorami, to ja sprawę widzę inaczej. Żaden wstyd. Co dla nich za prestiż być profesorem, dziekanem, rektorem? Urzędnikiem przy sutym korycie z legalnymi i nielegalnymi bonusami – to jest kariera. (Szef rady nadzorczej Agencji Nieruchomości Rolnych czy nadinspektords. bezpieczeństwa żywności)

      • Pies sypia z nami w sypialni, na własnej kanapie
        Zatem niech mnie Koleżanka nie posądza o lekceważenie w tej sprawie 🙂
        Mi o inwentarz gospodarski chodziło, bo w małym mieście to pieski i kotki – owszem, ale szmal zbija weterynarz na krowach i świniach.

  3. Stare wiecznie żywe
    Zadzwonił sekretarz partii na uczelnię zapytać, na którym jest roku.
    – Na trzecim, towarzyszu sekretarzu.
    – To co się tak guzdrzecie?

    Dobrze, że lekarz jest od zwierząt. Mogło być gorzej… Wydaje mi się, że zwierzęta hodowlane, inwentarz gospodarski, są ubezpieczone? Skroi pan lekarz rolników na duże pieniądze, trochę sztuk padnie, i, jak zwykle, nic się nie stanie.

    Tylko wstyd profesorów zostanie, za słabych, zbyt uwikłanych, żeby swoją pracę móc wykonywać bez wstydu.

    • Dowcip fajny:)
      Ale tego się po Koleżance nie spodziewałam: „Dobrze, że lekarz jest od zwierząt”. Leczyłabyś swojego ukochanego zwierzaczka u kogoś takiego?

      Z profesorami, to ja sprawę widzę inaczej. Żaden wstyd. Co dla nich za prestiż być profesorem, dziekanem, rektorem? Urzędnikiem przy sutym korycie z legalnymi i nielegalnymi bonusami – to jest kariera. (Szef rady nadzorczej Agencji Nieruchomości Rolnych czy nadinspektords. bezpieczeństwa żywności)

      • Pies sypia z nami w sypialni, na własnej kanapie
        Zatem niech mnie Koleżanka nie posądza o lekceważenie w tej sprawie 🙂
        Mi o inwentarz gospodarski chodziło, bo w małym mieście to pieski i kotki – owszem, ale szmal zbija weterynarz na krowach i świniach.

      • Zwłaszcza mnie, która jestem
        Zwłaszcza boli mnie, która jestem notoryczną i seryjną posiadaczką zwierząt domowych, często wymagających poważnego leczenia. Miałam o weterynarzach jak najlepsze zdanie, w moim mieście jest licząca się kiedyś uczelnia weterynaryjna ( nie wiem, jak jest teraz) i zawsze powtarzałam, że życzyłabym sobie, aby lekarze medycyny człowieczej umieli nawiązywać taki wspaniały kontakt z pacjentami, jak owi “moi” weterynarze, często bardzo utytułowani skądinąd. A tymczasem III RP jest w stanie zniszczyć wszystko, nawet moje zaufanie do doktorów od małych zwierząt.

          • Jednak chyba nie NFZ. I chyba
            Jednak chyba nie NFZ. I chyba w ogóle nie o pieniądze tutaj chodzi, więc może coś na styku motywacji i ambicji? Dlaczego ktoś zostawał wetrynarzem? Bo lubił zwierzęta?

          • Pewnie, że powołanie
            Pamiętasz może “Wszystkie stworzenia duże i mała”?
            http://www.youtube.com/watch?v=4FJqdrK9MH8
            Ale jakiś Narodowy Fundusz pewnie by to zniszczył dodatkowo.
            Mój cioteczny dziadek był lekarzem w małym miasteczku. Jak go wzywali, to zawsze jechał. Jak nie mieli pieniędzy, to nie upominał się.
            Stać go było, miał jeszcze gospodarstwo.

          • Oczywiście, że pamiętam.
            Oczywiście, że pamiętam. Uwielbiałam ten serial. Ze wszystkimi jego angielskimi smaczkami 🙂

      • Zwłaszcza mnie, która jestem
        Zwłaszcza boli mnie, która jestem notoryczną i seryjną posiadaczką zwierząt domowych, często wymagających poważnego leczenia. Miałam o weterynarzach jak najlepsze zdanie, w moim mieście jest licząca się kiedyś uczelnia weterynaryjna ( nie wiem, jak jest teraz) i zawsze powtarzałam, że życzyłabym sobie, aby lekarze medycyny człowieczej umieli nawiązywać taki wspaniały kontakt z pacjentami, jak owi “moi” weterynarze, często bardzo utytułowani skądinąd. A tymczasem III RP jest w stanie zniszczyć wszystko, nawet moje zaufanie do doktorów od małych zwierząt.

          • Jednak chyba nie NFZ. I chyba
            Jednak chyba nie NFZ. I chyba w ogóle nie o pieniądze tutaj chodzi, więc może coś na styku motywacji i ambicji? Dlaczego ktoś zostawał wetrynarzem? Bo lubił zwierzęta?

          • Pewnie, że powołanie
            Pamiętasz może “Wszystkie stworzenia duże i mała”?
            http://www.youtube.com/watch?v=4FJqdrK9MH8
            Ale jakiś Narodowy Fundusz pewnie by to zniszczył dodatkowo.
            Mój cioteczny dziadek był lekarzem w małym miasteczku. Jak go wzywali, to zawsze jechał. Jak nie mieli pieniędzy, to nie upominał się.
            Stać go było, miał jeszcze gospodarstwo.

          • Oczywiście, że pamiętam.
            Oczywiście, że pamiętam. Uwielbiałam ten serial. Ze wszystkimi jego angielskimi smaczkami 🙂

      • Zwłaszcza mnie, która jestem
        Zwłaszcza boli mnie, która jestem notoryczną i seryjną posiadaczką zwierząt domowych, często wymagających poważnego leczenia. Miałam o weterynarzach jak najlepsze zdanie, w moim mieście jest licząca się kiedyś uczelnia weterynaryjna ( nie wiem, jak jest teraz) i zawsze powtarzałam, że życzyłabym sobie, aby lekarze medycyny człowieczej umieli nawiązywać taki wspaniały kontakt z pacjentami, jak owi “moi” weterynarze, często bardzo utytułowani skądinąd. A tymczasem III RP jest w stanie zniszczyć wszystko, nawet moje zaufanie do doktorów od małych zwierząt.

          • Jednak chyba nie NFZ. I chyba
            Jednak chyba nie NFZ. I chyba w ogóle nie o pieniądze tutaj chodzi, więc może coś na styku motywacji i ambicji? Dlaczego ktoś zostawał wetrynarzem? Bo lubił zwierzęta?

          • Pewnie, że powołanie
            Pamiętasz może “Wszystkie stworzenia duże i mała”?
            http://www.youtube.com/watch?v=4FJqdrK9MH8
            Ale jakiś Narodowy Fundusz pewnie by to zniszczył dodatkowo.
            Mój cioteczny dziadek był lekarzem w małym miasteczku. Jak go wzywali, to zawsze jechał. Jak nie mieli pieniędzy, to nie upominał się.
            Stać go było, miał jeszcze gospodarstwo.

          • Oczywiście, że pamiętam.
            Oczywiście, że pamiętam. Uwielbiałam ten serial. Ze wszystkimi jego angielskimi smaczkami 🙂