Reklama

Czuję potrzebę napisania kilu słów. Czuję potrzebę przelania myśli na papier, tfu, na edytor tekstu, za którego pośrednictwem mój wpis ujrzy światło dzienne po jakoś tam przespanej nocy.

Czuję potrzebę napisania kilu słów. Czuję potrzebę przelania myśli na papier, tfu, na edytor tekstu, za którego pośrednictwem mój wpis ujrzy światło dzienne po jakoś tam przespanej nocy. Już jakiś czas temu zrozumiałem dlaczego noce bywają koszmarem myśli poplątanych.

Piszę przy włączonym telewizorze, który wyłączyłem tydzień temu coś koło północy i dopiero dziś rano włączyłem, aby obejrzeć odlot samolotu z trumnami z Warszawy do Krakowa.
Ale nie o tym tutaj będę pisał.
Nie wzniosłem się na fali emocji żalu, nie popłynąłem rzeką narodowego współczucia. Nie potrafię. Już nie potrafię. Marny ze mnie obywatel: moja narodowa duma została już jakiś czas temu zdeptana przez tabuny medialnych klakierów, którzy opluli wszystko co miało jakąkolwiek wartość. Odstąpiłem na bok i tam sobie zostanę. I wcale nie będę czekał na “lepsze czasy”, aby się włączyć w jakiś nurt pro, lub anty pro.
Swój patriotyzm schowałem w swoim sercu, gdzie mam miejsce na sprawy ważne i te najważniejsze. Nie wierzę w żadne pojednanie narodowe, ani w pokój na ziemi , ani kolejne zmartwychwstanie idei narodowych.
Od tej obłudy i od tego zakłamania i od tego miodzio, które się wylewa zewsząd zemdliło mnie już w poniedziałek nad ranem.
Nie mam tylu słoików, aby ten sztuczny miód zapakować.
To, że sztuczny z naszego polskiego piekiełka, w którym Ktoś Kiedyś ustawił pasiekę nie mam złudzeń. I nie mam też złudzeń, że wnet się wszystko zacznie odwracać w niwecz z równą siłą niewidzialnej “czarodziejskiej” mocy.

Reklama

Ale nie o tym chciałem napisać, to tylko tak na marginesie, tego wszystkiego co moje radio (RAM) nazywa – Polska w żałobie.
Dodam tylko, aby było wszystko jasne, że współczuję jako wrażliwy na cierpienie i ból człowiek. Współczuję tym wszystkim, którzy stracili swoich bliskich – dla nich, ci którzy zginęli w tej bezsensownej tragedii, to osobisty dramat. I w tej sytuacji cichutko, aby nie drażnić ich napiętych osobistą stratą strun, współczuję.

Chcę napisać, i napiszę o czymś zgoła innym – pozwolę sobie skreślić kilka bardzo osobistych zdań. Tym osobistym wpisem chcę zostawić ślad osobistych przeżyć, które jakoś tak zdominowały moje odczuwanie tych wyższych wartości, które podpięto pod narodowy dramat.

A co z dramatami osobistymi wszystkich innych zdarzeń, które mają miejsce codziennie, ale znajdują się daleko poza fleszami reporterów i kamerami wszystkich stacji radiowych i telewizyjnych od tych najważniejszych?
Życie trwa nadal, nieustannie, bez przerwy aż do ustania. Ot taki los człowieka, takie ryzyko życia, które w jakimś momencie się kończy.

Na obrzeżach prawdziwego(?) życia mieszkają: smutek, ból, cierpienie, samotność, a często zapomnienie.
Potrafisz sobie Czytelniku wyobrazić tydzień leżenia w łóżku złożony dajmy na to grypą?
Potrafisz.
A miesiąc takiego leżenia bez wstawania?
Też mieści się w Twoich możliwościach, prawda.
A rok? Już trudniej, prawda?
Podnieśmy poprzeczkę. Jak bardzo? Dajmy na szesnaście i pół raza.

Adrian
Zastanawiam się, dlaczego stokrotki polne rosną na przerwach w betonie

Przypatrywał się z nieukrywaną czułością Jego dłoniom: są takie delikatne, palce smukłe niczym u artysty, gdyby położył je na klawiszach pianina z pewnością złapałby pełną oktawę. Zatem dlaczego nie siada do instrumentu, dlaczego nie gra?

(…)
Był dziś u Adriana. Młodzieniec urósł bardzo od ostatniego razu, choć było to całkiem niedawno.
Oczy ma podobne do młodszego brata, powiedziałby – takie same.
Same też wróciły wspomnienia, jak zawsze, kiedy Go odwiedzał: wcześniej odwiedzali. I jak zawsze w takich momentach spojrzenie zatonęło w wilgotnym zamyśleniem. Hm.

Człowiek jest rzeczownikiem, a rzeczownikami rządzą przypadki

Miał żal do siebie, o to wszystko, co się im przytrafiło. Wiele rzeczy nie musiało mieć miejsca.
Przed oczami biegnie film, najczęściej czarno biały, leci w przyspieszonym tempie: zwalnia, czasami kadr się zatrzymuje na otwartej migawce – przeważnie w tym samym miejscu?!
Lampa pamięci bezlitośnie wypala dziurę: jednak klatka cudem się zachowuje – odtwarza na nowo zawsze wtedy, kiedy przewija film do początku, aby odtworzyć/puścić raz jeszcze i znowu.

Spogląda w lustro – tam nie widać sumienia. Zamyka oczy. Gdzieś daleko liryczny dźwięk saksofonu słyszy w akompaniamencie basów i rytmicznego taktu bębna – bije równo jak zdrowe serce, jest jak smutny powiew czułego westchnienia.

Ponoć oczy są lustrem duszy. Jego oczy są jej odbiciem: „biegają” niespokojnie jakby czegoś – a bardziej kogoś poszukiwały, jakby chciały na moment odpocząć, zatrzymać się się, by jak kiedyś zobaczyć. Jednak nie potrafią, więc biegną dalej. Nie mogą choć kiedyś widziały!

Ale trafiło się (ktoś kiedyś zapytał – czy to nie kara za grzechy?), że pijana pani lekarz pogotowia źle podała rozkurczowy zastrzyk – a potem to już t y l k o konsekwencja błędów dodanych.
Zła diagnoza – okulista zauważył wybroczynę na dnie oka, której tam nigdy nie było!
Następnie karygodna decyzja – wykonać punkcję (choć sztuka lekarska mówi inaczej, a prawo zabrania).
Stało się.
W wyniku inwazji uszkodzili podpajęczynówkę.
Przestał widzieć- błąd w sztuce medycznej. Czy to mało? Widocznie!
Dodatkowo, przez inwazyjną punkcję, został sparaliżowany.

Myśli wciąż paraliżują tamte zdarzenia. Czy on – ojciec zrobił wszystko, aby ratować (choć po ich draństwie było za późno) za wszelka cenę?
To niestety nie była kwestia pieniędzy lecz złej woli: pijana lekarz i nie tak podany zastrzyk!
Złej wiedzy: nie wykonuje się punkcji w takich warunkach u tak małego dziecka!

Po tym wszystkim, choć to jeszcze wcale nie tak naprawdę wszystko, sprawę załatwiono gestem Piłata.
Urzędnik placówki terenowej otrzymała wytyczne: poszuka pani dla dziecka miejsca na drugim końcu Polski, inaczej niech sama pani gdzieś szuka pracy!
Pani Sz. płakała, kiedy zdradzała mu tę urzędniczą tajemnicę.

Oczy Adriana nie widzą, Jego ręce tak
Dłonie ma takie wypoczęte od nienoszenia tornistra, niełapania piłki, nieszamotania się z rówieśnikami w szkole na boisku, gdziekolwiek…
Ma takie smukłe delikatne palce – mógłby śmiało zagrać na pianinie, gdyby tylko potrafił wzrok zatrzymać na nutach i je ujrzeć, lub zagrać z pamięci, gdyż nuty można czytać zamkniętymi oczami, gdyby tylko zechciał usiąść wygodnie na krześle, rozprostować nogi i położyć na biało-czarnych klawiszach swoje smukłe palce…
On wie, że Adrian zrobiłby to pięknie, nawet gdyby nie były to czyste dźwięki.

Jego ręce, podobnie jak oczy, szukają, ale im akurat udaje się zobaczyć.
Zatrzymują się na chwilę, delikatnie zaciskają, czytają – trwa to jakiś czas. Potem znowu szukają, aby się upewnić czy jeszcze dobrze pamiętają, czy na pewno czują dotyk ojca.
Rozpoznają: nie wie jak i nie wie po czym?
Może są gońcami serca?

Z przedziwnego ruchu ciała, grymasu twarzy, być może tamtej pamięci? – wydobywa się dźwięk niezadanego pytania: tato dlaczego?!

– Nie wiem Synu. Wybacz. Nie potrafię Ci odpowiedzieć – mówi szeptem.

Łzy, starym, utartym już szlakiem podążają w dół. Kilka z nich z bólem spada na te delikatne dłonie.
Nie wie, nie ma pewności, czy je obmywają, a jeśli to z czego, czy może ranią – a jeśli, to jak bardzo? Ma jednak nadzieję, że przynoszą chwilową ulgę.

Ostatnio w ogóle już prawie nic nie wie, za wiele nie rozumie.
Może to już starość, a może zmęczenie dźwiganiem tego wszystkiego? Może.

Pochyla się na łóżkiem dziecka, dotyka kolan, które nie znają bólu upadków – a mimo to nie mogą się dźwignąć, by stanąć…

Czy o to wszystko, a jest tego sporo, ma żal do Boga?

Lepiej nie pytać, nie wypada – jak nie najlepiej wypadła próba z zawieszeniem – między niebem a ziemią, między wschodem a zachodem – Jezusa na krzyżu, który miał odkupić nasze winy.

Czy wszystkie cierpienia są nadaremne?

Noc już minęła, poszła bezpowrotnie w dzień
zagląda w kalendarz pustych miejsc.
W nich tylko pamięć, która przechodzi terapeutyczny sen
po wszystkich zranieniach.
Jest jak błogosławiony lek, który pozwoli wstać
by pójść jak dawniej, o własnych siłach

Tym wpisem chcę pokazać, że istnieją równoległe „małe” smutki i smuteczki, tragedie większe i mniejsze, dramaty, których nie przebije żaden inny smutek, smuteczek, tragedia większa i mniejsza, a nawet dramat.

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. Są chwile gdy żadne słowa nie
    Są chwile gdy żadne słowa nie oddadzą tego co się czuje. Tak wiele chciałoby się powiedzieć i… Twój komentarz, tak szczery, pełen wewnętrznego ciepła, podnosi na duchu. Mieć nadzieję, łapać się cienia cienia szansy, gdy wszystkie racjonalne sposoby zawiodą. Cuda się zdarzają. Ty to wiesz i ja to wiem. Tonący brzytwy się chwyta.

    Komentarz do tekstu Marka, ale nie tylko. I za to Ci dziękuję.:) Cieszę się, że się udało, pozdrawiam serdecznie.:)

  2. Są chwile gdy żadne słowa nie
    Są chwile gdy żadne słowa nie oddadzą tego co się czuje. Tak wiele chciałoby się powiedzieć i… Twój komentarz, tak szczery, pełen wewnętrznego ciepła, podnosi na duchu. Mieć nadzieję, łapać się cienia cienia szansy, gdy wszystkie racjonalne sposoby zawiodą. Cuda się zdarzają. Ty to wiesz i ja to wiem. Tonący brzytwy się chwyta.

    Komentarz do tekstu Marka, ale nie tylko. I za to Ci dziękuję.:) Cieszę się, że się udało, pozdrawiam serdecznie.:)

  3. Witam Marku, moj tydzien, byl podobny do Twojego, ja prawie
    oguchlem od czytania na necie krzykow i niestety, na Kontrowersjach tez, o Tych, ktorzy zamilkli pod Smolenskiem i tych, ktorzy maja jeszcze, zdlawione gardla bolem straty najblizszych. Gdybym chwilowo stracil sluch i wzrok przez ostatnie siedem dni, bylbym szczesliwszym czlowiekiem. Moze jednak czasem, i podkreslam to czasem, Ci co nie widza i/lub nie slysza, byli/sa szczesliwsi z ze swojego mroku i ciszy. Gdyby tylko wiedzieli, co my czesto widzimy i slyszymy? Pozdrawiam

  4. Witam Marku, moj tydzien, byl podobny do Twojego, ja prawie
    oguchlem od czytania na necie krzykow i niestety, na Kontrowersjach tez, o Tych, ktorzy zamilkli pod Smolenskiem i tych, ktorzy maja jeszcze, zdlawione gardla bolem straty najblizszych. Gdybym chwilowo stracil sluch i wzrok przez ostatnie siedem dni, bylbym szczesliwszym czlowiekiem. Moze jednak czasem, i podkreslam to czasem, Ci co nie widza i/lub nie slysza, byli/sa szczesliwsi z ze swojego mroku i ciszy. Gdyby tylko wiedzieli, co my czesto widzimy i slyszymy? Pozdrawiam

  5. Przeszla Pani przez lata cierpien i troski nie doswiadczonej,
    przez wiekszosc z rodzicow. Dlatego tez jako ojciec zdrowego dziecka, moge tylko sobie wyobrazic Pani szczescie, kiedy wreszcie mieliscie to za soba. Nadzieja, nie jest naiwna, ona trzyma nas przy zyciu. Duzo zdrowia zycze.

  6. Przeszla Pani przez lata cierpien i troski nie doswiadczonej,
    przez wiekszosc z rodzicow. Dlatego tez jako ojciec zdrowego dziecka, moge tylko sobie wyobrazic Pani szczescie, kiedy wreszcie mieliscie to za soba. Nadzieja, nie jest naiwna, ona trzyma nas przy zyciu. Duzo zdrowia zycze.