Reklama

 Onet podał za "Gazetą Wyborczą", że Komisja Europejska opublikuje raport, z którego będzie wynikać, że Polska zostanie dotknięta przez recesję, a PKB spadnie o 1,7%. Nie wiem skąd GW zna szczegóły tego raportu, być może raport, choć nie został oficjalnie ogłoszony jest już dostępny dla prasy ( to po co go w takim razie "ogłaszać", skoro każdy już wie co w nim będzie? ), albo raport jest tajny, ale w podobny sposób jak tajne były stenogram z rozmowy w szklanej klatce między polskim prezydentem, a polskim szefem dyplomacji, czy raport rządu premiera Tuska o swoich sukcesach. Jest jeszcze jedna możliwość, być może GW zatrudniła wróżkę, ale mniejsza z tym, bo nie o GW chcę napisać, ale o KE. Wygląda na to, że szanowna Komisja też zatrudniła wróżkę, albo co jeszcze śmieszniejsze eksperta, skoro już teraz wie jak na przestrzeni roku będzie się kształtował PKB Polski. Nie przywiązywałbym jednak do tej wiedzy wielkiej wagi, bo jeśli dobrze pamiętam w styczniu, eksperci KE przepowiadali Polsce 2%, ale nie spadku, lecz wzrostu. Do końca roku prognoza może się więc jeszcze trochę zmienić i nie ma gwarancji, że będzie miała ona pokrycie w rzeczywistości.

Tymczasem Polska, a konkretnie polskie Fiaty, mogą uratować amerykańskiego Chryslera. Fiat zamierza bowiem sprzedać Chryslerowi licencję na produkcję małych i średnich samochodów, jakie produkuje obecnie w Polsce i jakie "promują rządzący w USA Demokraci". Przypomina mi to trochę sytuację z czasów Gierka, gdy PRL kupił od tego samego Fiata licencję na Malucha, który był później promowany przez rządzących wówczas w Polsce ludowych "demokratów". Tyle skojarzeń, wracając do tematu Fiat otrzyma 20% akcji Chryslera ( później ma dostać więcej ), tworząc wraz z rządem amerykańskim spółkę, mającą odrodzić motoryzacyjnego i zarazem zbankrutowanego giganta. Później ma przejąć resztę akcji, ciekawe jednak kto będzie miał do tego czasu pozostałe 80%? Możliwe, że rząd amerykański, co wynikałoby z faktu, że ma być drugim obok Fiata udziałowcem tej spółki. Fakt ten budzi jednak pewne wątpliwości, np. takie, czy nie jest to przypadkiem przekroczenie uprawnień rządu federalnego, uprawnień bardzo dokładnie wymienionych w konstytucji, która zawiera też zapis, że rząd nie może zrobić niczego ponad to, co przewiduje owa "wyliczanka". W "wyliczance" nie ma ani słowa o tym, że rząd USA ma wzorem rządów krajów "demokracji" ludowej wchodzić w jakieś spółki z jakimiś firmami w celu "ratowania" gospodarki. W ogóle o takim ratowaniu też nie ma tam mowy, widocznie Waszyngton, Jefferson, czy Franklin myśleli, że rynek może się obejść bez ingerencji. No, ale teraz mało kto się Ojcami Założycielami przejmuje, podobnie jak konstytucją, z którą poprzednicy Obamy wyprawiali nie takie rzeczy ( Bush na ten przykład doprowadził do uchwalenia "Patriot Act", Roosevelt znacjonalizował obywatelom ich złoto, itp. ). Nadal pozostaje jednak pewien nierozwiązany problem, mianowicie to skąd rząd USA weźmie na nacjonalizację i spółkę z Fiatem pieniądze? Być może stworzy w tym celu "fiat money", czyli po prostu dodrukuje.

Reklama

Polacy na szczęście nie drukują, ale za to piszą, o czym świadczy fakt, że Kancelaria Prezydenta miała wydać 300 tysięcy złotych na zakup piór i długopisów. Oburzyło to niektórych posłów, m. in. marszałka Niesiołowskiego. Zupełnie nie wiem z jakiego powodu. Wydajemy, wprawdzie nie jako kraj, ale jako kontynent, wielokrotnie większe sumy, na równie potrzebne rzeczy, np. na "ratowanie" systemu finansowego, w które włożono ponad trzy biliony i to nie złotych, ale euro. Ciekawe skąd Europa wzięła tyle pieniędzy i ciekawe jak ta "kreacja" odbije się na europejskiej walucie? Na razie waluta jest silna, znacznie silniejsza niż złoty, który został mocno osłabiony przez spekulantów i na szczęście w porę uratowany przez interwencję rządu. Interwencję słuszną, choć warto wiedzieć jaki wpływ ma na stabilność naszej waluty interwencja innego organu państwowego, interwencja NBP. Bank centralny interweniuje bowiem ciągle, ustalając stopy procentowe i kierując podażą pieniądza. A podaż ta ciągle rośnie i to najwyraźniej szybciej, niż podaż towarów i usług, które można kupić za złotówki, bo od wielu lat mamy nieustającą inflację. Wprawdzie niską, co wielu ludzi cieszy, choć nie wiem zupełnie z jakiego powodu. Cieszyć moglibyśmy się wtedy, gdyby inflacja wynosiła 0%, ewentualnie wtedy, gdyby wykroczyła ponad zero nieznacznie i nie na długi czas. Wtedy nie byłoby powodu do narzekań, a teraz jest, bo inflacja wielkości, powiedzmy 4% rocznie, oznacza, że jeśli zaoszczędzimy 1000 złotych, to za rok będziemy mogli kupić za nie tyle, ile dziś możemy kupić za 960. A ponieważ inflację mamy co roku, raz mniejszą, raz większą, ale jednak, to siła nabywcza pieniędzy zaoszczędzonych zmniejsza się coraz bardziej, co zachęca konsumentów do tego, by zamiast zaoszczędzić na nową plazmę kupili ją na kredyt. Zresztą co tu oszczędzać, skoro rząd zabiera przeciętnemu Kowalskiemu w formie podatków ( PITu i składek ) około 45% jego pensji. W tej sytuacji nie ma się co dziwić, że ludzie wolą uzależnić się od banku biorąc kredyt i od rządu płacąc coraz większe składki na świadczenia dla obecnych emerytów, myśląc, że płacą na siebie.

Z emeryturami też zresztą może być kiepsko, bo ktoś niedawno wyliczył, że społeczeństwo coraz bardziej się starzeje, co nie jest nowiną. Oznacza to jednak, że obecny system emerytalny zbliża się wielkimi krokami do bankructwa. Co zrobić, by bankructwo powstrzymać? Więcej dzieci. Problem w tym, że przez wysokie podatki i rosnące z ich powodu ceny, mało kogo na więcej dzieci stać. Pozostaje więc zmienić system i zrobić reformę proponowaną przez Centrum im. Adama Smitha: zmniejszyć opodatkowanie pracy, wprowadzić równe dla wszystkich państwowe emerytury na poziomie minimum socjalnego i pozwolić ludziom samodzielnie odkładać zaoszczędzone pieniądze na indywidualnym, nieobowiązkowym koncie emerytalnym, w programie pracowniczym, bądź inwestować. To byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie, ale kończę dygresję, bo tekst miał być o najważniejszych wydarzeniach dnia, a nie o jakichś pierdołach. A główne newsy to wspomniane pióra i długopisy dla prezydenckiej Kancelarii, czy nowy sposób na walkę z CO 2. Te sposoby są swoją drogą coraz bardziej fantazyjne – jak nie nakładają haraczy na fabryki, to budują sztuczne drzewa, jak nie budują sztucznych drzew, to zamykają dwutlenek w Morzu Północnym. To tyle na temat głównego newsu, warto natomiast odnotować, że liczba newsów na temat świńskiej grypy maleje. Widocznie mediom przeszła pandemia. W związku z tym ugrilluję sobie kaszankę.

Reklama

26 KOMENTARZE

  1. Z reguły do twoich tekstów
    Z reguły do twoich tekstów nie ma się jak przyczepić tym razem jednak z tą inflacją poszedłes trochę na łatwiznę. Po pierwsze w przyrodzie nie istnieje coś takiego jak inflacja równa 0 masz albo inflacje albo deflacje ja z dwojga zlego wolę inflację na poziomie 4% niz deflacje (patrz Japonia i skutki). Po drugie zobacz co sklada się na to 4% i wcale to nie konsumpcja jak piszesz tylko energia (prąd, gaz) i słaby zloty a tego niestety to już nie przeskoczymy. Chyba że rozwiążą zwiazki zawodwe i wybiją gornikom z glowy podwyzki wtedy spadną ceny energii i wezmiemy ruskich pod buta i beda tanszy gaz sprzedawac, i wladujemy rezerwy walutowe aby umocnic zlotowke wiec na razie obnizka inflacji to wiecej chciejstwa niż realnych mozliwości. Jesli chodzi o emerytury to pozostaje ten krok, o ktorym piszesz bo wedlug mnie idelne rozwiazanie zostalo zmarnowane lata temu przy początkach prwatyzacji. Cała kasa z prywatyzacji miała isc na zabezpieczenie tych, ktorzy emertury wypracowali a reszta pracujacych nie wplacala by jednej zlotowki na emeryture cala kasa szla by do kieszeni i od ciebie samego zalezaloby jak sobie emeryture wygospodarujesz bez haraczy placonym ofe i zusowi. Co za tym idzie po wyczerpaniu emerytur wyplacanych moloch ZUS stalby sie zbedny. W tej chwili mamy piramidę finansową i kwestia czasu jest kiedy się ona zawali.

    • Inflacja ma miejsce wtedy,
      Inflacja ma miejsce wtedy, gdy występuje "nadwyżka" pieniądza nad wartością, którą reprezentuje, a zerową inflację mielibyśmy wtedy, gdyby nadwyżka ta została wyeliminowana. Obecnie mamy "nadwyżkę", bo "produkcja" pieniądza rośnie w szybszym tempie, niż produkcja dóbr. Myślę, że osiągnięce inflacji jeżeli nie zerowej ( byłoby to trudne do utrzymania na dłuższą metę ), to przynajmniej minimalnej, w granicach 0,5%, jest możliwe, ale nie w obecnym systemie centralnego sterowania bankowością, gdy bank centralny ustala sobie "cel inflacyjny" na 2,5% i gdy pieniądze kreuje się z niczego.

      Co do zdania, że na inflację składają się ceny energii i słaby złoty, to zawiera ono w sobie błąd, bo jest sformułowane tak, jakby to słaby złoty był przyczyną inflacji. Jest jednak inaczej, to inflacja osłabia pieniądz, oznacza spadek jego siły nabywczej. A co do deflacji, to w obecnym systemie jest ona faktycznie niebezpieczna, bo doprowadziłaby do zmniejszenia popytu na kredyt, a mniej kredytu oznacza w obecnym systemie mniej pieniądza, to z kolei prowadzi do pogłębienia się deflacji i w konsekwencji do zawalenia się systemu, opartego na tworzeniu pieniędzy z niczego, ciągłego powiększania długu, wiecznej inflacji i roli banku centralnego. Świadczy to jednak tylko i wyłącznie o złej konstrukcji tego systemu, bo sama deflacja, rozumiana jako np. wzrost siły nabywczej naszych oszczędności, czy spadek cen spowodowany szybkim rozwojem nowych techologii, nie jest niczym tragicznym. Niestety w obecnym systemie, w którym zły pieniądz wypiera dobry pieniądz, deflacja jest groźna. Można jednak nawet w obcnym systemie sprowadzić inflację do poziomu bliższego zeru, ale do tego potrzebne jest ograniczenie kompetencji banku centralnego, a przede wszystkim ograniczenie jego możliwości swobodnego kształtowania stóp procentowych i nakazanie mu skupienia się przede wszystkim na walce z inflacją, a nie na "ratowaniu" gospodarki, poprzez ciągłe zwiększanie podaży pieniądza, czy dokonywanie jakichś nerwowych ruchów w drugą stronę.

      Co do emerytur zgadzamy się w pełni. Jest to obecnie dla Polski problem dotkliwszy niż inflacja i ten problem możemy wciąż racjonalnie rozwiązać. Oby tak się stało.

      • Ja, Ciebie kiedyś spalą na stosie
        Nie wiem czy piszesz o NBP, czy o bankach centralnych w ogólności, bo się lekko pogubiłem. NBP ustawowo zajmuje się tylko inflacją. Faktycznie Skrzypek ostatnio coś pitolił o wzroście gospodarczym, ale na szczęście chyba ktoś mu powiedział, że to nie jego działka.
        Ale do rzeczy. Cel inflacyjny NBP na poziomie 2,5% z przedziałem odchyleń +/- jeden procent to jest właśnie bezpieczny cel bliski zeru. Cel ten jest określany na poziomie na tyle niskim, aby inflacja nie wpływała negatywnie na gospodarkę, jednocześnie w przypadku wstrząsów i szoków ma ograniczać prawdopodobieństwo wystąpienia deflacjii.
        Deflacja, a raczej oczekiwania deflacyjne, zawsze jest zła, gdyż tłumi gospodrkę. Mechanizm w uproszczeniu jest taki – Ludzie powstrzymują się od zakupów, bo jutro będzie jeszcze taniej. Oczywiście nie da się powstrzymać od wszystkiego co zawiera indeks CPI, ale i tak wygląda to nie ciekawie.
        PS
        Kształtowanie stóp procentowych przez NBP to właśnie główne narzędzie walki z inflacją:)
        http://www.nbp.pl/Publikacje/o_polityce_pienieznej/zalozenia/zalozenia_pp_2008.pdf

        • Co do stóp procentowych, to
          Co do stóp procentowych, to oczywiście masz rację, służą one walce z inflacją. Przynajmniej w teorii, bo jak ta walka wygląda w praktyce pokazali Alan i Ben zza wielkiej wody. Co do deflacji, to masz rację, ludzie kupują mniej, bo liczą na to, że będzie taniej, ale przecież nikt nie odkłada zakupów w nieskończoność. Wiadomo, że oszczędza się tylko przez jakiś konkretny czas, potrzebny na to, by uzbierać konkretną kwotę na dany towar. Poza tym jeśli spojrzymy na problem od drugiej strony, czyli od strony inflacji, to "zwiększone oczekiwania inflacyjne" powodują coś podobnego: ludzie kupują natychmiast, bo boją się, że jutro będzie drożej. Tak więc deflacja sprzyja oszczędzaniu, a ponadto sprawia, że kredyty, które zaciągnęliśmy stają się łatwiejsze do spłacenia, z kolei inflacja sprzyja właśnie natychmiastowemu wydawaniu i zadłużaniu się, jeśli na jakiś wydatek nie mamy pieniędzy, bo nasze oszczędności tracą przez nią wartość. Tak przynajmniej to działa w normalnym systemie, w obecnym, opartym na radosnej produkcji pieniądza i wiecznym powiększaniu długu, rzecz ma się trochę inaczej.

      • “Ja” mylisz skutek z
        “Ja” mylisz skutek z przyczyną. “Co do zdania, że na inflację składają się ceny energii i słaby złoty, to zawiera ono w sobie błąd, bo jest sformułowane tak, jakby to słaby złoty był przyczyną inflacji. ” dokladnie tak jest. Slaby zloty jest jedna z przyczyn wzrostu inflacji. Pierwszy z brzegu przyklad ropa. Slaby zloty powoduje ze za ten sam litr ropy placimy wiecej niz wczesniej gdyz nie mamy wlasnych zasobow i musimy ja importowac. Cena jest przerzucana na konsumenta itd. Nasz import nie opiera sie tylko na ropie ale na wielu towarach u nas niedostepnych typu kakao, kawa itd przyczyna jest ta sama wzrastaja ceny gdyz za ten sam towar trzeba zaplacic wiecej zlotowek. Zalozmy teraz ze zlotowka umocnila by sie o 1 zl w stosunku do dolara automatycznie powoduje to spadek ceny wyzej wymienionych towarow a wiec spadek inflacji. To samo jest z energia wzrost jej ceny powoduje ze koszty produkcji staja sie wyzsze i sa one przerzucane na odbiorce produktu finalnego. Co powoduje wzrost cen. Inflacją rzędu 0,5% jak piszesz zarżnąłbyś gospodarke na dluzsza mete bo automatycznie wzrost gospodarczy bylby o wiele nizszy, gdyz tu nie ma cudow wyzszy wzrost gospodarczy to wyzsza inflacja nizszy wzrost to nizsza inflacja. Pytanie co lepsze. Ja wole okresowo wyzsza inflacje i wyzszy wzrost.

        • No cóż, jeśli przez inflację
          No cóż, jeśli przez inflację rozumiesz po prostu wzrost cen, to masz rację, spadek siły nabywczej pieniądza jest jej przyczyną. Ale dla mnie znacznie celniejszą definicją jest określenie mianem inflacji właśnie tego spadku, co przekłada się na wzrost cen. Zresztą oba te procesy są ze sobą powiązane, jeden wynika z drugiego, więc sprzeczamy się teraz o formułki i definicje.

          Natomiast teza o tym, że inflacja rzędu 0,5% jest na tyle gorsza od inflacji czteroprocentowej, że nie tylko szkodzi gospodarce, ale by ją wręcz "zarżnęła" jest wzięta chyba od pana Keynesa. Pan Keynes też zdaje się twierdził, że jak naprodukujemy sobie górę pustego pieniądza i rozdamy go obywatelom w kredycie, to będziemy mieli "wzrost gospodarczy". No i mieliśmy, właśnie się skończył dość bolesną recesją, której pewnie by nie było, gdyby ludzie zamiast prawa Keynesa stosowali prawo Saya. A Say mówił, że wartością są nie pieniądze, ale to, co można za pieniądze kupić. Mówił też, że popyt wynika z podaży i miał rację, bo żeby kupić np. telewizor musisz wyprodukować dobra o jego równowartości. A jeżeli to ty masz rację i inflacja dobrze wpływa na wzrost, to po co ustalać sobie "cele inflacyjne" na poziomie 2,5%? Ustalmy sobie taki cel na poziomie 7,5%, a gdy go osiągniemy wzrost będzie trzy razy szybszy, nieprawdaż?

          • Tylko ze skutki tego 3 razy
            Tylko ze skutki tego 3 razy szybszego wzrostu beda dramatyczne takie jak na Łotwie, ktora miala 12% wzrost PKB swego czasu a teraz ma 6% recesje dramat w gospodarce i stoi na krawedzi wyplacalnosci gdyz zapomnaiala ze istnieje cykl koniunkturalnym i po bommie przychodzi spowolnie im wyzszy wzrost napedzonany jak w Łotwie na chorych fundamentach tym bolesniejszy spadek. Dlatego ten cel 2,5% jest zlotym srodkiem pomiedzy deflacja a niekontrolowana inflacja. Natomiast w kredycie udzielanym z rozsadkiem jak np w Polsce do pewnego momentu (przegieciem bylo udzielanie kredytu na dowod Eurobank i inne) i teraz obecnie gdy kredyt otrzymuje sie na podstawie zdolnosci kredytowej nie widze nic zlego. Kupujesz pewne rzeczy na kredyt potem od banku dostajesz szlaban na kolejny kredyt i wtedy splacasz zaciagniete. To nie USA tam twoje argumenty sa calkowicie sluszne ale kto tam badal zdolnosc kredytowa? Przy inflacji 0,5% wzrost gospodarczy mielibysmy na poziomie 2,5-3% plus minus wiec z czego firmy mialyby inwestowac w nowe technologie i nowoczesne rozwiazania, ktore poprawiaja wydajnosc pracy. Kredytow by brac nie mogly bo to Keynes zyski zbyt male zeby je reinwestowac bledne kolo. Dlatego bronie tego 2,5% procentowego celu, gdyz uwazam to za zloty srodek pomiedzy zbyt slabym rozwojem gospodarczym jak na potencjal Polski a glupota nakreslona w USA i na Łotwie.

          • Odpowiem w kilku punktach.
            1. Niemcy miały przez cały czas "bezpieczny" wzrost rzędu 1-2%, a teraz szykują się na duży spadek PKB, niektórzy mówią nawet o 6%, czyli podobnie jak w przypadku Łotwy. Czy więc tempo wzrostu ma wpływ na dotkliwość recesji? Nie. Wpływ na nią ma tylko źródło wzrostu, a dotychczasowy "wzrost gospodarczy" był po prostu gigantycznym wzrostem podaży pieniądza, rozdawanego później w kredycie.

            2. Czy ja piszę, że kredytu należy zakazać? Nie, ja po prostu przestrzegam przed bezmyślnym zadłużaniem się, zresztą teraz możemy sobie poobserwować skutki takiego zadłużania. Każdy ma prawo wziąć kredyt, pod warunkiem, że robi to na własne ryzyko i zapracuje sobie później na jego spłatę.

            3. Argument, że przy trzyprocentowym wzroście firmy nie miałyby z czego inwestować w nowe technologie, to pomieszanie z poplątaniem. PKB to jedna sprawa, a zyski firm to inna sprawa. PKB jest wskaźnikiem makroekonomicznym, statystyką i przykładanie tej statystyki do sytuacji każdej konkretnej firmy to pomyłka.

            4. Te 2,5% nie jest żadnym "złotym środkiem". Dlaczego 2,5, a nie 0,5, przecież 0,5% inflacji to nie ta straszna deflacja? A jeśli inflacja tak dobrze wszystkim robi, to dlaczego 2,5, a nie 5,5? No, bo chyba jednak dobrze nie robi, o czym świadczy przykład Zimbabwe, gdzie inflacja wynosi bodaj 7 milionów procent i jakoś nie widać tam żadnego rozwoju, chociaż każdy mieszkaniec, nawet najbiedniejszy, jest już miliarderem.

            Już Kopernik zauważył, że dobry pieniądz wypiera zły pieniądz. Zauważył to w XVI wieku i podzielił się radą z królem Zygmuntem. Polska była wtedy gospodarczą, militarną i polityczną potęgą, być może w dużej mierze właśnie dzięki Kopernikowi. Dzisiejszy system funkcjonuje jednak inaczej, dzisiaj to zły pieniądz wypiera dobry, pieniądze się więc drukuje i wmawia się obywatelom, że to dobry sposób na rozwój. Niestety zapomina się o tym, że jak rząd zrobi więcej "pieniędzy", to wcale nie będziemy bogatsi, za to pieniądz będzie mniej wart.

  2. Z reguły do twoich tekstów
    Z reguły do twoich tekstów nie ma się jak przyczepić tym razem jednak z tą inflacją poszedłes trochę na łatwiznę. Po pierwsze w przyrodzie nie istnieje coś takiego jak inflacja równa 0 masz albo inflacje albo deflacje ja z dwojga zlego wolę inflację na poziomie 4% niz deflacje (patrz Japonia i skutki). Po drugie zobacz co sklada się na to 4% i wcale to nie konsumpcja jak piszesz tylko energia (prąd, gaz) i słaby zloty a tego niestety to już nie przeskoczymy. Chyba że rozwiążą zwiazki zawodwe i wybiją gornikom z glowy podwyzki wtedy spadną ceny energii i wezmiemy ruskich pod buta i beda tanszy gaz sprzedawac, i wladujemy rezerwy walutowe aby umocnic zlotowke wiec na razie obnizka inflacji to wiecej chciejstwa niż realnych mozliwości. Jesli chodzi o emerytury to pozostaje ten krok, o ktorym piszesz bo wedlug mnie idelne rozwiazanie zostalo zmarnowane lata temu przy początkach prwatyzacji. Cała kasa z prywatyzacji miała isc na zabezpieczenie tych, ktorzy emertury wypracowali a reszta pracujacych nie wplacala by jednej zlotowki na emeryture cala kasa szla by do kieszeni i od ciebie samego zalezaloby jak sobie emeryture wygospodarujesz bez haraczy placonym ofe i zusowi. Co za tym idzie po wyczerpaniu emerytur wyplacanych moloch ZUS stalby sie zbedny. W tej chwili mamy piramidę finansową i kwestia czasu jest kiedy się ona zawali.

    • Inflacja ma miejsce wtedy,
      Inflacja ma miejsce wtedy, gdy występuje "nadwyżka" pieniądza nad wartością, którą reprezentuje, a zerową inflację mielibyśmy wtedy, gdyby nadwyżka ta została wyeliminowana. Obecnie mamy "nadwyżkę", bo "produkcja" pieniądza rośnie w szybszym tempie, niż produkcja dóbr. Myślę, że osiągnięce inflacji jeżeli nie zerowej ( byłoby to trudne do utrzymania na dłuższą metę ), to przynajmniej minimalnej, w granicach 0,5%, jest możliwe, ale nie w obecnym systemie centralnego sterowania bankowością, gdy bank centralny ustala sobie "cel inflacyjny" na 2,5% i gdy pieniądze kreuje się z niczego.

      Co do zdania, że na inflację składają się ceny energii i słaby złoty, to zawiera ono w sobie błąd, bo jest sformułowane tak, jakby to słaby złoty był przyczyną inflacji. Jest jednak inaczej, to inflacja osłabia pieniądz, oznacza spadek jego siły nabywczej. A co do deflacji, to w obecnym systemie jest ona faktycznie niebezpieczna, bo doprowadziłaby do zmniejszenia popytu na kredyt, a mniej kredytu oznacza w obecnym systemie mniej pieniądza, to z kolei prowadzi do pogłębienia się deflacji i w konsekwencji do zawalenia się systemu, opartego na tworzeniu pieniędzy z niczego, ciągłego powiększania długu, wiecznej inflacji i roli banku centralnego. Świadczy to jednak tylko i wyłącznie o złej konstrukcji tego systemu, bo sama deflacja, rozumiana jako np. wzrost siły nabywczej naszych oszczędności, czy spadek cen spowodowany szybkim rozwojem nowych techologii, nie jest niczym tragicznym. Niestety w obecnym systemie, w którym zły pieniądz wypiera dobry pieniądz, deflacja jest groźna. Można jednak nawet w obcnym systemie sprowadzić inflację do poziomu bliższego zeru, ale do tego potrzebne jest ograniczenie kompetencji banku centralnego, a przede wszystkim ograniczenie jego możliwości swobodnego kształtowania stóp procentowych i nakazanie mu skupienia się przede wszystkim na walce z inflacją, a nie na "ratowaniu" gospodarki, poprzez ciągłe zwiększanie podaży pieniądza, czy dokonywanie jakichś nerwowych ruchów w drugą stronę.

      Co do emerytur zgadzamy się w pełni. Jest to obecnie dla Polski problem dotkliwszy niż inflacja i ten problem możemy wciąż racjonalnie rozwiązać. Oby tak się stało.

      • Ja, Ciebie kiedyś spalą na stosie
        Nie wiem czy piszesz o NBP, czy o bankach centralnych w ogólności, bo się lekko pogubiłem. NBP ustawowo zajmuje się tylko inflacją. Faktycznie Skrzypek ostatnio coś pitolił o wzroście gospodarczym, ale na szczęście chyba ktoś mu powiedział, że to nie jego działka.
        Ale do rzeczy. Cel inflacyjny NBP na poziomie 2,5% z przedziałem odchyleń +/- jeden procent to jest właśnie bezpieczny cel bliski zeru. Cel ten jest określany na poziomie na tyle niskim, aby inflacja nie wpływała negatywnie na gospodarkę, jednocześnie w przypadku wstrząsów i szoków ma ograniczać prawdopodobieństwo wystąpienia deflacjii.
        Deflacja, a raczej oczekiwania deflacyjne, zawsze jest zła, gdyż tłumi gospodrkę. Mechanizm w uproszczeniu jest taki – Ludzie powstrzymują się od zakupów, bo jutro będzie jeszcze taniej. Oczywiście nie da się powstrzymać od wszystkiego co zawiera indeks CPI, ale i tak wygląda to nie ciekawie.
        PS
        Kształtowanie stóp procentowych przez NBP to właśnie główne narzędzie walki z inflacją:)
        http://www.nbp.pl/Publikacje/o_polityce_pienieznej/zalozenia/zalozenia_pp_2008.pdf

        • Co do stóp procentowych, to
          Co do stóp procentowych, to oczywiście masz rację, służą one walce z inflacją. Przynajmniej w teorii, bo jak ta walka wygląda w praktyce pokazali Alan i Ben zza wielkiej wody. Co do deflacji, to masz rację, ludzie kupują mniej, bo liczą na to, że będzie taniej, ale przecież nikt nie odkłada zakupów w nieskończoność. Wiadomo, że oszczędza się tylko przez jakiś konkretny czas, potrzebny na to, by uzbierać konkretną kwotę na dany towar. Poza tym jeśli spojrzymy na problem od drugiej strony, czyli od strony inflacji, to "zwiększone oczekiwania inflacyjne" powodują coś podobnego: ludzie kupują natychmiast, bo boją się, że jutro będzie drożej. Tak więc deflacja sprzyja oszczędzaniu, a ponadto sprawia, że kredyty, które zaciągnęliśmy stają się łatwiejsze do spłacenia, z kolei inflacja sprzyja właśnie natychmiastowemu wydawaniu i zadłużaniu się, jeśli na jakiś wydatek nie mamy pieniędzy, bo nasze oszczędności tracą przez nią wartość. Tak przynajmniej to działa w normalnym systemie, w obecnym, opartym na radosnej produkcji pieniądza i wiecznym powiększaniu długu, rzecz ma się trochę inaczej.

      • “Ja” mylisz skutek z
        “Ja” mylisz skutek z przyczyną. “Co do zdania, że na inflację składają się ceny energii i słaby złoty, to zawiera ono w sobie błąd, bo jest sformułowane tak, jakby to słaby złoty był przyczyną inflacji. ” dokladnie tak jest. Slaby zloty jest jedna z przyczyn wzrostu inflacji. Pierwszy z brzegu przyklad ropa. Slaby zloty powoduje ze za ten sam litr ropy placimy wiecej niz wczesniej gdyz nie mamy wlasnych zasobow i musimy ja importowac. Cena jest przerzucana na konsumenta itd. Nasz import nie opiera sie tylko na ropie ale na wielu towarach u nas niedostepnych typu kakao, kawa itd przyczyna jest ta sama wzrastaja ceny gdyz za ten sam towar trzeba zaplacic wiecej zlotowek. Zalozmy teraz ze zlotowka umocnila by sie o 1 zl w stosunku do dolara automatycznie powoduje to spadek ceny wyzej wymienionych towarow a wiec spadek inflacji. To samo jest z energia wzrost jej ceny powoduje ze koszty produkcji staja sie wyzsze i sa one przerzucane na odbiorce produktu finalnego. Co powoduje wzrost cen. Inflacją rzędu 0,5% jak piszesz zarżnąłbyś gospodarke na dluzsza mete bo automatycznie wzrost gospodarczy bylby o wiele nizszy, gdyz tu nie ma cudow wyzszy wzrost gospodarczy to wyzsza inflacja nizszy wzrost to nizsza inflacja. Pytanie co lepsze. Ja wole okresowo wyzsza inflacje i wyzszy wzrost.

        • No cóż, jeśli przez inflację
          No cóż, jeśli przez inflację rozumiesz po prostu wzrost cen, to masz rację, spadek siły nabywczej pieniądza jest jej przyczyną. Ale dla mnie znacznie celniejszą definicją jest określenie mianem inflacji właśnie tego spadku, co przekłada się na wzrost cen. Zresztą oba te procesy są ze sobą powiązane, jeden wynika z drugiego, więc sprzeczamy się teraz o formułki i definicje.

          Natomiast teza o tym, że inflacja rzędu 0,5% jest na tyle gorsza od inflacji czteroprocentowej, że nie tylko szkodzi gospodarce, ale by ją wręcz "zarżnęła" jest wzięta chyba od pana Keynesa. Pan Keynes też zdaje się twierdził, że jak naprodukujemy sobie górę pustego pieniądza i rozdamy go obywatelom w kredycie, to będziemy mieli "wzrost gospodarczy". No i mieliśmy, właśnie się skończył dość bolesną recesją, której pewnie by nie było, gdyby ludzie zamiast prawa Keynesa stosowali prawo Saya. A Say mówił, że wartością są nie pieniądze, ale to, co można za pieniądze kupić. Mówił też, że popyt wynika z podaży i miał rację, bo żeby kupić np. telewizor musisz wyprodukować dobra o jego równowartości. A jeżeli to ty masz rację i inflacja dobrze wpływa na wzrost, to po co ustalać sobie "cele inflacyjne" na poziomie 2,5%? Ustalmy sobie taki cel na poziomie 7,5%, a gdy go osiągniemy wzrost będzie trzy razy szybszy, nieprawdaż?

          • Tylko ze skutki tego 3 razy
            Tylko ze skutki tego 3 razy szybszego wzrostu beda dramatyczne takie jak na Łotwie, ktora miala 12% wzrost PKB swego czasu a teraz ma 6% recesje dramat w gospodarce i stoi na krawedzi wyplacalnosci gdyz zapomnaiala ze istnieje cykl koniunkturalnym i po bommie przychodzi spowolnie im wyzszy wzrost napedzonany jak w Łotwie na chorych fundamentach tym bolesniejszy spadek. Dlatego ten cel 2,5% jest zlotym srodkiem pomiedzy deflacja a niekontrolowana inflacja. Natomiast w kredycie udzielanym z rozsadkiem jak np w Polsce do pewnego momentu (przegieciem bylo udzielanie kredytu na dowod Eurobank i inne) i teraz obecnie gdy kredyt otrzymuje sie na podstawie zdolnosci kredytowej nie widze nic zlego. Kupujesz pewne rzeczy na kredyt potem od banku dostajesz szlaban na kolejny kredyt i wtedy splacasz zaciagniete. To nie USA tam twoje argumenty sa calkowicie sluszne ale kto tam badal zdolnosc kredytowa? Przy inflacji 0,5% wzrost gospodarczy mielibysmy na poziomie 2,5-3% plus minus wiec z czego firmy mialyby inwestowac w nowe technologie i nowoczesne rozwiazania, ktore poprawiaja wydajnosc pracy. Kredytow by brac nie mogly bo to Keynes zyski zbyt male zeby je reinwestowac bledne kolo. Dlatego bronie tego 2,5% procentowego celu, gdyz uwazam to za zloty srodek pomiedzy zbyt slabym rozwojem gospodarczym jak na potencjal Polski a glupota nakreslona w USA i na Łotwie.

          • Odpowiem w kilku punktach.
            1. Niemcy miały przez cały czas "bezpieczny" wzrost rzędu 1-2%, a teraz szykują się na duży spadek PKB, niektórzy mówią nawet o 6%, czyli podobnie jak w przypadku Łotwy. Czy więc tempo wzrostu ma wpływ na dotkliwość recesji? Nie. Wpływ na nią ma tylko źródło wzrostu, a dotychczasowy "wzrost gospodarczy" był po prostu gigantycznym wzrostem podaży pieniądza, rozdawanego później w kredycie.

            2. Czy ja piszę, że kredytu należy zakazać? Nie, ja po prostu przestrzegam przed bezmyślnym zadłużaniem się, zresztą teraz możemy sobie poobserwować skutki takiego zadłużania. Każdy ma prawo wziąć kredyt, pod warunkiem, że robi to na własne ryzyko i zapracuje sobie później na jego spłatę.

            3. Argument, że przy trzyprocentowym wzroście firmy nie miałyby z czego inwestować w nowe technologie, to pomieszanie z poplątaniem. PKB to jedna sprawa, a zyski firm to inna sprawa. PKB jest wskaźnikiem makroekonomicznym, statystyką i przykładanie tej statystyki do sytuacji każdej konkretnej firmy to pomyłka.

            4. Te 2,5% nie jest żadnym "złotym środkiem". Dlaczego 2,5, a nie 0,5, przecież 0,5% inflacji to nie ta straszna deflacja? A jeśli inflacja tak dobrze wszystkim robi, to dlaczego 2,5, a nie 5,5? No, bo chyba jednak dobrze nie robi, o czym świadczy przykład Zimbabwe, gdzie inflacja wynosi bodaj 7 milionów procent i jakoś nie widać tam żadnego rozwoju, chociaż każdy mieszkaniec, nawet najbiedniejszy, jest już miliarderem.

            Już Kopernik zauważył, że dobry pieniądz wypiera zły pieniądz. Zauważył to w XVI wieku i podzielił się radą z królem Zygmuntem. Polska była wtedy gospodarczą, militarną i polityczną potęgą, być może w dużej mierze właśnie dzięki Kopernikowi. Dzisiejszy system funkcjonuje jednak inaczej, dzisiaj to zły pieniądz wypiera dobry, pieniądze się więc drukuje i wmawia się obywatelom, że to dobry sposób na rozwój. Niestety zapomina się o tym, że jak rząd zrobi więcej "pieniędzy", to wcale nie będziemy bogatsi, za to pieniądz będzie mniej wart.

  3. Kłopoty są, choćby wspomniany
    Kłopoty są, choćby wspomniany przeze mnie system emerytalny, który musi się prędzej, czy później zawalić, zbyt duży deficyt, zbyt duże podatki, zbyt duże wydatki i zbyt rozrośnięta biurokracja. Rozumiem, że łatwiej jest mówić o długopisach i dwutlenku węgla, ale nasze problemy wcale nie znikną, jeśli zostaną przemilczane.

      • Na świńskiej grypie niestety
        Na świńskiej grypie niestety nie, bo gdyby się znali, to albo poświęciliby jej dwie wzmianki zaraz po najświeższych informacjach z życia Dody i Radzia ( swoją drogą rozwiedli się w końcu, czy nie, bo się lekko pogubiłem? ), albo mielibyśmy w Polsce już co najmniej kilka zarażonych osób i przynajmniej jedną ofiarę śmiertelną ( w końcu pandemia miała zbierać swoje żniwo ). Tymczasem w mediach trwa pożoga, a na świecie ludzie jedzą świninę i żyją.

  4. Kłopoty są, choćby wspomniany
    Kłopoty są, choćby wspomniany przeze mnie system emerytalny, który musi się prędzej, czy później zawalić, zbyt duży deficyt, zbyt duże podatki, zbyt duże wydatki i zbyt rozrośnięta biurokracja. Rozumiem, że łatwiej jest mówić o długopisach i dwutlenku węgla, ale nasze problemy wcale nie znikną, jeśli zostaną przemilczane.

      • Na świńskiej grypie niestety
        Na świńskiej grypie niestety nie, bo gdyby się znali, to albo poświęciliby jej dwie wzmianki zaraz po najświeższych informacjach z życia Dody i Radzia ( swoją drogą rozwiedli się w końcu, czy nie, bo się lekko pogubiłem? ), albo mielibyśmy w Polsce już co najmniej kilka zarażonych osób i przynajmniej jedną ofiarę śmiertelną ( w końcu pandemia miała zbierać swoje żniwo ). Tymczasem w mediach trwa pożoga, a na świecie ludzie jedzą świninę i żyją.

  5. Łatwiej i przyjemniej jest im
    Łatwiej i przyjemniej jest im chyba pisać o pierdołach i robić z nich tanią sensację, niż o realnych problemach, które trzeba będzie kiedyś rozwiązać i lepiej zrobić to teraz, gdy jest to jeszcze możliwe, niż w przyszłości, gdy będzie ciut za późno.

  6. Łatwiej i przyjemniej jest im
    Łatwiej i przyjemniej jest im chyba pisać o pierdołach i robić z nich tanią sensację, niż o realnych problemach, które trzeba będzie kiedyś rozwiązać i lepiej zrobić to teraz, gdy jest to jeszcze możliwe, niż w przyszłości, gdy będzie ciut za późno.

  7. aż się boję to pisać przed eurowyborami,
    bo zapewne będę posądzany o prowadzenie kampanii na rzecz Libertas albo PiS, ale trudno.
    Tusk poklepuje się z Merkel po plecach, a ta mu takie numery wycina. Najpierw Niemcy podawali, że gospodarka niemiecka skurczy się o 2% teraz o 6%, a Tusk z Rostowskim wychodzą na idiotów, bo też muszą w związku z tym swoje prognozy wzrostu zmieniać. Niemiec to jednak naszym przyjacielem chyba nigdy nie będzie.
    PS
    Tym grilem to chyba sporo CO2 naprodukowałeś.Ciekawe kiedy wymyślą brykiety ze słomy?

  8. aż się boję to pisać przed eurowyborami,
    bo zapewne będę posądzany o prowadzenie kampanii na rzecz Libertas albo PiS, ale trudno.
    Tusk poklepuje się z Merkel po plecach, a ta mu takie numery wycina. Najpierw Niemcy podawali, że gospodarka niemiecka skurczy się o 2% teraz o 6%, a Tusk z Rostowskim wychodzą na idiotów, bo też muszą w związku z tym swoje prognozy wzrostu zmieniać. Niemiec to jednak naszym przyjacielem chyba nigdy nie będzie.
    PS
    Tym grilem to chyba sporo CO2 naprodukowałeś.Ciekawe kiedy wymyślą brykiety ze słomy?