Reklama

Jeśli my, ciemny naród, nie rozumiemy takiego, dajmy na to, Kaukazu, to jeszcze pół biedy. W końcu głowy za wolność waszą i naszą nie nadstawiamy.

Jeśli my, ciemny naród, nie rozumiemy takiego, dajmy na to, Kaukazu, to jeszcze pół biedy. W końcu głowy za wolność waszą i naszą nie nadstawiamy. Celności osetyjskich (tfu, rosyjskich) kałaszy na sobie nie testujemy. Gorzej gdy najwyższy majestat RP swoje, niezawinione, braki w światowej edukacji i solidarności nadrabiać chce na skróty. Tragedii z tego nie będzie. Najwyżej trochę śmiechu. No i wstydu. Zdążyliśmy przywyknąć. Zresztą ja w ogóle chciałam trochę o czym innym. Czekałam, aż Bogdan Rymanowski w swojej miłej rozmowie z panem prezydentem zapyta wreszcie, co tam słychać w Gruzji. W Tbilisi, na przykład. Bo że dla Lecha Aleksandra Gruzja to Saakaszwili, trudno, patrz wyżej. Ale pan redaktor zapewne wie, że miłość gruzińskiego narodu do Mikheila gaśnie w oczach. I co najważniejsze, powinien wiedzieć, że ja, widz, oczekiwałam, aby tę skomplikowaną kwestię wewnątrzgruzińskiej walki o władzę w najważniejszej rozmowie dnia poruszył. Tym bardziej, że nie podejrzewam redaktora, aby nie był świadom, że Saakaszwili mógł użyć (pardon) naszą głowę nie tylko w celu demonstracji przed światem. Także, aby się wykazać przed Nino Burdżanadze i innymi. Dlatego miał obowiązek pytanko lub dwa o opozycję przeciw Saakaszwilemu zadać. Bez względu na to, czy oczekiwałby na nie tak miłych odpowiedzi jak w pozostałych kwestiach, czy przeciwnie.

Odrzucam fatalną hipotezę, że red. Rymanowski o Gruzję nie pytał, bo się bał. Jego po prostu Gruzja nie interesuje. Inaczej, interesuje go jedynie o tyle, o ile stanowi ona tło dla Sprawy Polskiej. I red. Rymanowski nie jest wyjątkiem. Tematyka światowa niemal zupełnie znikła z polskich mediów. Kilka miesięcy temu popełniłam na ten temat sieriozny tekst, który pozwalam sobie wkleić,

Reklama

Podczas moich pierwszych wyjazdów za granicę – a było to za komuny – byłam zdumiona ignorancją obywateli wolnego świata w kwestiach, które bezpośrednio ich nie dotyczą. Wyrobiłam sobie wówczas taki oto pogląd, że im bardziej stabilne, dostatnie życie danej społeczności, tym mniej wie ona o świecie. Przeciętny Amerykanin nie czytał prestiżowych – w naszych oczach – dzienników krajowych, takich jak Washington Post czy New York Times. Nawet oglądanie informacyjnego kanału telewizyjnego CNN należało do rzadkości. Krajowa BBC niewiele miała wspólnego z nasłuchiwaną wtedy w Polsce BBC World, a pierwsze poważne problemy finansowe londyńskiego Timesa przyszły długo przed nastaniem mody na tabloidyzację wszelkiego słowa drukowanego.

Odczuwaliśmy więc w stosunku do naszych rówieśników przynajmniej w tej jednej kwestii, znajomości świata, zdecydowaną przewagę. Mieliśmy, jak się wydaje rację, w takim sensie, że za swój brak zainteresowania tym co dzieje się poza własnym, szczęśliwym krajem, na przykład Amerykanie zapłacili wysoką cenę. Czy oznacza to, że komunistyczna Polska, komunistyczne media otwierały szersze horyzonty na świat niż wolne środki przekazu w demokratycznych krajach? Oczywiście wiedza, która była nam wtedy serwowana z różnych zakątków świata bywała przekłamana, a przynajmniej mocno zideologizowana. Ale jej ilość i, nazwijmy to, pokrycie obszarowe były nieporównanie większe niż w mediach zachodnich. Ponieważ w ideologię rzadko kto z Polaków wierzył, na ogół potrafiliśmy sobie zrekonstruować prawdziwy obraz sytuacji.

Jest proste wyjaśnienie dlaczego prlowskie media tyle uwagi poświęcały światu. Polityka krajowa, przewidywalna do bólu, nikogo nie interesowała. Konflikty społeczne, nie mówiąc o politycznych, były kwestią tabu. Karmieni więc byliśmy problemami światowymi, pod dość przejrzystą przykrywką ścierania się sił postępu z wrednym imperializmem. Kiedy nastała demokracja także w dziedzinie informacji zadziałały prawa rynku. Czyli popyt na lokalność.

Przy czym w polskich warunkach owa lokalność to nieprzerwanie od kilkunastu lat przewaga problematyki krajowej, konfliktów politycznych i problemów społecznych o ogólnopolskim znaczeniu. Tym w dalszym ciągu różnimy się od sytych demokracji zachodnich. Tam wybory do rady szkoły czy osiedla mają większe znaczenie dla obywateli niż wybory parlamentrane. U nas właściciele mediów najwidoczniej uznali, że całkiem blisko obywatela zejść jeszcze nie pora. Piszę to oczywiście ironicznie. Bo w gruncie rzeczy chodzi o politykę tzw. telewizji publicznej, która w jakimś sensie kształtuje cały rynek mediów. Choć to temat bardzo ważny, tym razem drążyć go nie będę. Powracając do głównego wątku: polityka międzynarodowa z polskich mediów zniknęła prawie zupełnie.

Upodobniliśmy się pod tym względem do 20-wiecznego społeczeństw zachodnich. Zagranica funkcjonuje w świadomości społecznej jedynie z okazji bezpośredniego styku z naszymi, polskimi interesami. Kiedy giną nasi w Iraku czy Afganistanie, telewizja pokazuje kilka ujęć wiosek i miast, w których wybuchają bomby. Przymierzamy się do uznania niepodległości Kosowa – widok mostu w Mitrovicy, pół zdania Kosowara, półtora Serba. Walczymy o MAP dla Ukrainy i Gruzji – przebitka na wizerunki Juszczenki, Saakaszwilego i koniecznie Putina. Piszę głównie o telewizji. Bo to ona, niestety, kształtuje świadomość przeciętnego Polaka. Śladowa obecność tematyki zagranicznej w serwisach informacyjnych idzie w parze z brakiem pogłębionej publicystyki. Po jednym magazynie międzynarodowym tygodniowo w TVN24 i Superstacji na niezłym poziomie, od czasu do czasu jakaś okazjonalna debata w TVP Info – i to by było na tyle. Co najgorsze, naszą wiedzę o krajach, z którymi mamy coś do załatwienia, w pierwszym rzędzie usiłują kształtować politycy zgodnie z linią tej czy innej partii. Taka jest polityka mediów, szczególnie telewizji publicznej. Rezultat bywa naprawdę kompromitujący. Bez względu na to, czy dotyczy to sytuacji na Ukrainie czy w Ameryce Południowej.

Oczywiście, kto chce do informacji potrafi dotrzeć. Także przeczytać w niskonakładowej prasie czy posłuchać w radiu TOKFM ciekawych analiz i komentarzy. Ale już np. na forach internetowych widać, jak z tą naszą wiedzą o świecie jest. Internauci, jak wiadomo, interesują się wszystkim. Ale poziom znakomitej większości wpisów może przyprawić o prawdziwą depresję. Dotyczy to w równej mierze takich zajwisk jak zamach na Benazir Bhutto, wyborów w Kenii, Zimbabwe czy USA, a także np. jak wygląda system ochrony zdrowia w różnych krajach.

Tymczasem, rozumienie współczesnego świata wydaje się warunkiem koniecznym, aby w tym świecie dobrze funkcjonować. Mizeria naszych mediów w tym względzie odzwierciedla, obawiam się, to co się dzieje w edukacji. I niewiele pomoże tu fakt, że coraz więcej po świecie podróżujemy. Zapatrzeni w czubek własnego nosa stajemy się coraz bardziej prowincjonalni. A przecież świat jest taki ciekawy!

Od czasu powstania powyższego tekstu, zaledwie osiem miesięcy temu, nadziało się na świecie rzeczy dużych i małych bez liku. Media z konieczności nie mogły niektórych dłużej ignorować. Tym bardziej, że takie pojęcia jak "globalizacja" czy "globalny kryzys" zaczęły przybierać złowieszczy odcień znaczeniowy już nie tylko dla światowych zadymiarzy. Ale medialne nadrabianie lekcji idzie jak po grudzie. Jak to zwykle po zbyt długim wagarowaniu. Amerykanie zmieniają kolor białego domu – telewizja odkopuje archiwalne zdjęcia MLK. Bankrutuje Islandia – gdzie to jest, znajdź jakiegoś polskiego imigranta. Porwali naszego w Pakistanie – acha, islamiści. Piraci, można puścić kawałek z Polańskiego. I codziennie lecące w dół wykresy giełdowe, przebitka na tego pana w szelkach trzymającego się za głowę.

Wygląda na to, że świat nabrał rozpędu i nie daje odetchnąć. Prawdziwym pechem byłoby, gdyby nasze wychodzenie z prowincjonalizmu okazało się zbyt kosztowne. Jeśliby skutki światowych przeciągów zassały nas, zanim zdążymy cokolwiek zrozumieć. Albo gdybyśmy na amen ugrzęźli w naszym grajdole.

PS. Dzień później, zamach w Bombaju, 80 osób zabitych, 250 rannych, iluś przetrzymywanych jako zakładnicy. Dwaj Polacy, w tym wielkopolski europoseł Jan Masiel, na szczęście wyszli cało. Hotel nosi piękną nazwę Tadż Mahal. Teraz będziemy nadrabiać lekcję indyjską.

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. trochę świata także u nas?
    Wiesz, napisałam ten tekst także trochę z myślą o nas, portalowiczach; zauważyłam, że są wśród nas tacy, którzy trochę świata znają; oczywiście posty o Niemczech, Chinach czy nawet Rosji rzadko wzbudzą tyle emocji co dowalanie kaczorom czy dyskusja o gejach, ale osobiście chciałabym ich jak najwięcej.

  2. trochę świata także u nas?
    Wiesz, napisałam ten tekst także trochę z myślą o nas, portalowiczach; zauważyłam, że są wśród nas tacy, którzy trochę świata znają; oczywiście posty o Niemczech, Chinach czy nawet Rosji rzadko wzbudzą tyle emocji co dowalanie kaczorom czy dyskusja o gejach, ale osobiście chciałabym ich jak najwięcej.

  3. trochę świata także u nas?
    Wiesz, napisałam ten tekst także trochę z myślą o nas, portalowiczach; zauważyłam, że są wśród nas tacy, którzy trochę świata znają; oczywiście posty o Niemczech, Chinach czy nawet Rosji rzadko wzbudzą tyle emocji co dowalanie kaczorom czy dyskusja o gejach, ale osobiście chciałabym ich jak najwięcej.

  4. trochę świata także u nas?
    Wiesz, napisałam ten tekst także trochę z myślą o nas, portalowiczach; zauważyłam, że są wśród nas tacy, którzy trochę świata znają; oczywiście posty o Niemczech, Chinach czy nawet Rosji rzadko wzbudzą tyle emocji co dowalanie kaczorom czy dyskusja o gejach, ale osobiście chciałabym ich jak najwięcej.

  5. świat a sprawa polska
    oczywiście zawsze to będzie z mojej, lokalnej perspektywy (lubię termin glokalizm); ale mam wrażenie, że polskie media zagubiły szerszą perspektywę; Chiny zaistniały, bo olimpiada, dobre i to (chiński cykl w tvn24); Kaukaz, bo panu prezydentowi odbiło na punkcie Saakaszwilego, ale już Azerbejdżan czy Kazachstan, choć tam też jeździ, nikogo nie interesują itp itd; i nie jest tak, że nie mamy specjalistów, którzy świetnie się znają na różnych newralgicznych regionach świata, sama znam kilku dziennikarzy i naukowców naprawdę wysokiej klasy, którzy mieliby znacznie więcej do powiedzenia niż “polityczni eksperci”, poza których na ogół tv nie wychodzi, szczególnie w opowiadaniu o konfliktach; szczególnie uderzyło mnie to w sprawie Kosowa, ale nie tylko.

  6. świat a sprawa polska
    oczywiście zawsze to będzie z mojej, lokalnej perspektywy (lubię termin glokalizm); ale mam wrażenie, że polskie media zagubiły szerszą perspektywę; Chiny zaistniały, bo olimpiada, dobre i to (chiński cykl w tvn24); Kaukaz, bo panu prezydentowi odbiło na punkcie Saakaszwilego, ale już Azerbejdżan czy Kazachstan, choć tam też jeździ, nikogo nie interesują itp itd; i nie jest tak, że nie mamy specjalistów, którzy świetnie się znają na różnych newralgicznych regionach świata, sama znam kilku dziennikarzy i naukowców naprawdę wysokiej klasy, którzy mieliby znacznie więcej do powiedzenia niż “polityczni eksperci”, poza których na ogół tv nie wychodzi, szczególnie w opowiadaniu o konfliktach; szczególnie uderzyło mnie to w sprawie Kosowa, ale nie tylko.

  7. świat a sprawa polska
    oczywiście zawsze to będzie z mojej, lokalnej perspektywy (lubię termin glokalizm); ale mam wrażenie, że polskie media zagubiły szerszą perspektywę; Chiny zaistniały, bo olimpiada, dobre i to (chiński cykl w tvn24); Kaukaz, bo panu prezydentowi odbiło na punkcie Saakaszwilego, ale już Azerbejdżan czy Kazachstan, choć tam też jeździ, nikogo nie interesują itp itd; i nie jest tak, że nie mamy specjalistów, którzy świetnie się znają na różnych newralgicznych regionach świata, sama znam kilku dziennikarzy i naukowców naprawdę wysokiej klasy, którzy mieliby znacznie więcej do powiedzenia niż “polityczni eksperci”, poza których na ogół tv nie wychodzi, szczególnie w opowiadaniu o konfliktach; szczególnie uderzyło mnie to w sprawie Kosowa, ale nie tylko.

  8. świat a sprawa polska
    oczywiście zawsze to będzie z mojej, lokalnej perspektywy (lubię termin glokalizm); ale mam wrażenie, że polskie media zagubiły szerszą perspektywę; Chiny zaistniały, bo olimpiada, dobre i to (chiński cykl w tvn24); Kaukaz, bo panu prezydentowi odbiło na punkcie Saakaszwilego, ale już Azerbejdżan czy Kazachstan, choć tam też jeździ, nikogo nie interesują itp itd; i nie jest tak, że nie mamy specjalistów, którzy świetnie się znają na różnych newralgicznych regionach świata, sama znam kilku dziennikarzy i naukowców naprawdę wysokiej klasy, którzy mieliby znacznie więcej do powiedzenia niż “polityczni eksperci”, poza których na ogół tv nie wychodzi, szczególnie w opowiadaniu o konfliktach; szczególnie uderzyło mnie to w sprawie Kosowa, ale nie tylko.

  9. Myślę Nino, że trochę dramatyzujesz.
    Bo:
    – Już Wyspiański napisał “…niech na całym świecie wojna, byle polska wieś…” itd. Zaściankowość en masse nie jest zła, jeśli oznacza umiłowanie spokoju. Przełamywanie zaśniankowości należy do elit, a te, jak piszesz, nie mają problemu.
    – a wieści ze świata coraz niespokojniejsze i coraz ich więcej. W ogóle coraz więcej newsów, więc interesowanie się tylko tym, co nas dotyka może oznaczać prostą selekcję, aby nie ogłupieć od nadmiaru. Lub jak to powiedział J. Nicholson w “Lepiej być nie może” – “po co mi cudza głupota, wystarczy mi własna” (- cytat z głowy, czyli z niczego).
    – owszem zrozumienie świata jest potrzebne aby w nim funkcjonować, ale na odpowiednim poziomie. Przypomina mi się historia handlarzy i ich wypraw do Tailandii. Zawsze dziwili się, że najlepsze interesy robił z nich taki jeden, co ani me ani be w obcym języku. Jak go zapytali jak on to robi, to odparł – “…wystarczy mieć dobry kalkulator z dużym wyświetlaczem”. Wniosek – jak jest wola porozumienia, to nic nie przeszkodzi. Jak jej nie ma, to mało jest rzeczy, kóre mogą pomódz.
    – owszem, globalizacja nas dopada. Albo się dostosujemy, albo jak te dinozaury. Czy głos wołającego na puszczy może coś w tym zmienić?
    – nie sądzę, że wiedzę o obcych zakątkach świata kształtują politycy. Tak się może wydawać patrząc ze środka życia politycznego. Dla przeciętnego obywatela wiedzę stanowią personalne kontakty i przewodniki turystyczne. Dla tych bardziej ambitnych “National Geographic” we wszystkich wersjach (czy inne podobne).
    – fakt, mamy kompleks własnej wielkości. Jeżdżąc po świecie zauważyłem, że nacje “zdobywców” wiedzą dużo więcej o nas niż byśmy się spodziewali. My nie mamy aż tak wysokiego parcia aby poznawać obcość (stąd może działalność kolonialna naszej nacji raczej umiarkowana w annałach historii). Z drugiej strony przeciętnie ksenofobami raczej nie jesteśmy, a jak tak porównać wiedzę vice versa naszą o kraju x i obywatela kraju x o nas, to źle nie wypadamy w tej konfrontacji.
    – i na koniec jak zwykle ludowa sentencja, która nie wzięła się znikąd – koszula bliższa ciału. Gdybyśmy byli jakimś krajem o kilkusetletniej spokojnej i stabilnej aż do nudy historii, to pewno dla zabicia tej nudy ciągnęło by nas do newsów ze świata. Ale u nas tak się kotłuje, że i tego aż nadto na skołatany mózg przeciętnego krajana.

    Podsumowując. Przeciętny Polak uważam, ma się nieźle. Wiedzę ma powierzchowną, bo i po co mu większa. Jak trzeba będzie, to sobie poradzi, a z asymilacją na emigracji i tak jest kiepsko. Gorzej z wiedzą tych, dla których jej poziom należy do podstawowych narzędzi zawodowych. Dlatego polityka i publicystyka zagraniczna tak sobie nam wychodzi. Ale o spsieniu w tych dziedzinach już rozmawialiśmy.

    • Dla przeciętnego Polaka
      Dla przeciętnego Polaka koszula zawsze będzie bliższa ciału. Ja nie dramatyzuje, tylko piszę o mediach, których rolą – tak sobie naiwnie myślę – jest zaspokajać także zapotrzebowanie tych, którzy chcieliby zrozumieć dlaczego. Pamiętam, jak się namęczyłam, aby zrozumieć mechanizm tzw. subprimes (tym bardziej, że polskiego odpowiednika nie ma, a w ekonomii jestem cienka), na szczęście znalazła się bratnia dusza, która mi wytłumaczyła i jak kryzys wybuchł, byłam gość. Ale można podać przykłady jeszcze “bliższe ciału”, np. zmagania różnych krajów z wypracowaniem jak najlepszego modelu służby zdrowia. Twój komentarz jest strasznie przewrotny. Wyspiański sobie ironizował, ale wówczas dalekie wojny jednak nie wchodziły tak butami w polską wieś. Dziś nawet od somalijskich piratów nie możemy uciec. Poza tym, mam wrażenie, że ludzi ciekawych świata jest sporo. Trochę mnie więc dziwi, że te najważniejsze media nie starają się także im coś interesującego sprzedać. Podobno PolsatNews chciał to robić w większym zakresie niż tvpinfo czy tvn24. Niestety, nie mam dostępu

  10. Myślę Nino, że trochę dramatyzujesz.
    Bo:
    – Już Wyspiański napisał “…niech na całym świecie wojna, byle polska wieś…” itd. Zaściankowość en masse nie jest zła, jeśli oznacza umiłowanie spokoju. Przełamywanie zaśniankowości należy do elit, a te, jak piszesz, nie mają problemu.
    – a wieści ze świata coraz niespokojniejsze i coraz ich więcej. W ogóle coraz więcej newsów, więc interesowanie się tylko tym, co nas dotyka może oznaczać prostą selekcję, aby nie ogłupieć od nadmiaru. Lub jak to powiedział J. Nicholson w “Lepiej być nie może” – “po co mi cudza głupota, wystarczy mi własna” (- cytat z głowy, czyli z niczego).
    – owszem zrozumienie świata jest potrzebne aby w nim funkcjonować, ale na odpowiednim poziomie. Przypomina mi się historia handlarzy i ich wypraw do Tailandii. Zawsze dziwili się, że najlepsze interesy robił z nich taki jeden, co ani me ani be w obcym języku. Jak go zapytali jak on to robi, to odparł – “…wystarczy mieć dobry kalkulator z dużym wyświetlaczem”. Wniosek – jak jest wola porozumienia, to nic nie przeszkodzi. Jak jej nie ma, to mało jest rzeczy, kóre mogą pomódz.
    – owszem, globalizacja nas dopada. Albo się dostosujemy, albo jak te dinozaury. Czy głos wołającego na puszczy może coś w tym zmienić?
    – nie sądzę, że wiedzę o obcych zakątkach świata kształtują politycy. Tak się może wydawać patrząc ze środka życia politycznego. Dla przeciętnego obywatela wiedzę stanowią personalne kontakty i przewodniki turystyczne. Dla tych bardziej ambitnych “National Geographic” we wszystkich wersjach (czy inne podobne).
    – fakt, mamy kompleks własnej wielkości. Jeżdżąc po świecie zauważyłem, że nacje “zdobywców” wiedzą dużo więcej o nas niż byśmy się spodziewali. My nie mamy aż tak wysokiego parcia aby poznawać obcość (stąd może działalność kolonialna naszej nacji raczej umiarkowana w annałach historii). Z drugiej strony przeciętnie ksenofobami raczej nie jesteśmy, a jak tak porównać wiedzę vice versa naszą o kraju x i obywatela kraju x o nas, to źle nie wypadamy w tej konfrontacji.
    – i na koniec jak zwykle ludowa sentencja, która nie wzięła się znikąd – koszula bliższa ciału. Gdybyśmy byli jakimś krajem o kilkusetletniej spokojnej i stabilnej aż do nudy historii, to pewno dla zabicia tej nudy ciągnęło by nas do newsów ze świata. Ale u nas tak się kotłuje, że i tego aż nadto na skołatany mózg przeciętnego krajana.

    Podsumowując. Przeciętny Polak uważam, ma się nieźle. Wiedzę ma powierzchowną, bo i po co mu większa. Jak trzeba będzie, to sobie poradzi, a z asymilacją na emigracji i tak jest kiepsko. Gorzej z wiedzą tych, dla których jej poziom należy do podstawowych narzędzi zawodowych. Dlatego polityka i publicystyka zagraniczna tak sobie nam wychodzi. Ale o spsieniu w tych dziedzinach już rozmawialiśmy.

    • Dla przeciętnego Polaka
      Dla przeciętnego Polaka koszula zawsze będzie bliższa ciału. Ja nie dramatyzuje, tylko piszę o mediach, których rolą – tak sobie naiwnie myślę – jest zaspokajać także zapotrzebowanie tych, którzy chcieliby zrozumieć dlaczego. Pamiętam, jak się namęczyłam, aby zrozumieć mechanizm tzw. subprimes (tym bardziej, że polskiego odpowiednika nie ma, a w ekonomii jestem cienka), na szczęście znalazła się bratnia dusza, która mi wytłumaczyła i jak kryzys wybuchł, byłam gość. Ale można podać przykłady jeszcze “bliższe ciału”, np. zmagania różnych krajów z wypracowaniem jak najlepszego modelu służby zdrowia. Twój komentarz jest strasznie przewrotny. Wyspiański sobie ironizował, ale wówczas dalekie wojny jednak nie wchodziły tak butami w polską wieś. Dziś nawet od somalijskich piratów nie możemy uciec. Poza tym, mam wrażenie, że ludzi ciekawych świata jest sporo. Trochę mnie więc dziwi, że te najważniejsze media nie starają się także im coś interesującego sprzedać. Podobno PolsatNews chciał to robić w większym zakresie niż tvpinfo czy tvn24. Niestety, nie mam dostępu

  11. Myślę Nino, że trochę dramatyzujesz.
    Bo:
    – Już Wyspiański napisał “…niech na całym świecie wojna, byle polska wieś…” itd. Zaściankowość en masse nie jest zła, jeśli oznacza umiłowanie spokoju. Przełamywanie zaśniankowości należy do elit, a te, jak piszesz, nie mają problemu.
    – a wieści ze świata coraz niespokojniejsze i coraz ich więcej. W ogóle coraz więcej newsów, więc interesowanie się tylko tym, co nas dotyka może oznaczać prostą selekcję, aby nie ogłupieć od nadmiaru. Lub jak to powiedział J. Nicholson w “Lepiej być nie może” – “po co mi cudza głupota, wystarczy mi własna” (- cytat z głowy, czyli z niczego).
    – owszem zrozumienie świata jest potrzebne aby w nim funkcjonować, ale na odpowiednim poziomie. Przypomina mi się historia handlarzy i ich wypraw do Tailandii. Zawsze dziwili się, że najlepsze interesy robił z nich taki jeden, co ani me ani be w obcym języku. Jak go zapytali jak on to robi, to odparł – “…wystarczy mieć dobry kalkulator z dużym wyświetlaczem”. Wniosek – jak jest wola porozumienia, to nic nie przeszkodzi. Jak jej nie ma, to mało jest rzeczy, kóre mogą pomódz.
    – owszem, globalizacja nas dopada. Albo się dostosujemy, albo jak te dinozaury. Czy głos wołającego na puszczy może coś w tym zmienić?
    – nie sądzę, że wiedzę o obcych zakątkach świata kształtują politycy. Tak się może wydawać patrząc ze środka życia politycznego. Dla przeciętnego obywatela wiedzę stanowią personalne kontakty i przewodniki turystyczne. Dla tych bardziej ambitnych “National Geographic” we wszystkich wersjach (czy inne podobne).
    – fakt, mamy kompleks własnej wielkości. Jeżdżąc po świecie zauważyłem, że nacje “zdobywców” wiedzą dużo więcej o nas niż byśmy się spodziewali. My nie mamy aż tak wysokiego parcia aby poznawać obcość (stąd może działalność kolonialna naszej nacji raczej umiarkowana w annałach historii). Z drugiej strony przeciętnie ksenofobami raczej nie jesteśmy, a jak tak porównać wiedzę vice versa naszą o kraju x i obywatela kraju x o nas, to źle nie wypadamy w tej konfrontacji.
    – i na koniec jak zwykle ludowa sentencja, która nie wzięła się znikąd – koszula bliższa ciału. Gdybyśmy byli jakimś krajem o kilkusetletniej spokojnej i stabilnej aż do nudy historii, to pewno dla zabicia tej nudy ciągnęło by nas do newsów ze świata. Ale u nas tak się kotłuje, że i tego aż nadto na skołatany mózg przeciętnego krajana.

    Podsumowując. Przeciętny Polak uważam, ma się nieźle. Wiedzę ma powierzchowną, bo i po co mu większa. Jak trzeba będzie, to sobie poradzi, a z asymilacją na emigracji i tak jest kiepsko. Gorzej z wiedzą tych, dla których jej poziom należy do podstawowych narzędzi zawodowych. Dlatego polityka i publicystyka zagraniczna tak sobie nam wychodzi. Ale o spsieniu w tych dziedzinach już rozmawialiśmy.

    • Dla przeciętnego Polaka
      Dla przeciętnego Polaka koszula zawsze będzie bliższa ciału. Ja nie dramatyzuje, tylko piszę o mediach, których rolą – tak sobie naiwnie myślę – jest zaspokajać także zapotrzebowanie tych, którzy chcieliby zrozumieć dlaczego. Pamiętam, jak się namęczyłam, aby zrozumieć mechanizm tzw. subprimes (tym bardziej, że polskiego odpowiednika nie ma, a w ekonomii jestem cienka), na szczęście znalazła się bratnia dusza, która mi wytłumaczyła i jak kryzys wybuchł, byłam gość. Ale można podać przykłady jeszcze “bliższe ciału”, np. zmagania różnych krajów z wypracowaniem jak najlepszego modelu służby zdrowia. Twój komentarz jest strasznie przewrotny. Wyspiański sobie ironizował, ale wówczas dalekie wojny jednak nie wchodziły tak butami w polską wieś. Dziś nawet od somalijskich piratów nie możemy uciec. Poza tym, mam wrażenie, że ludzi ciekawych świata jest sporo. Trochę mnie więc dziwi, że te najważniejsze media nie starają się także im coś interesującego sprzedać. Podobno PolsatNews chciał to robić w większym zakresie niż tvpinfo czy tvn24. Niestety, nie mam dostępu

  12. Myślę Nino, że trochę dramatyzujesz.
    Bo:
    – Już Wyspiański napisał “…niech na całym świecie wojna, byle polska wieś…” itd. Zaściankowość en masse nie jest zła, jeśli oznacza umiłowanie spokoju. Przełamywanie zaśniankowości należy do elit, a te, jak piszesz, nie mają problemu.
    – a wieści ze świata coraz niespokojniejsze i coraz ich więcej. W ogóle coraz więcej newsów, więc interesowanie się tylko tym, co nas dotyka może oznaczać prostą selekcję, aby nie ogłupieć od nadmiaru. Lub jak to powiedział J. Nicholson w “Lepiej być nie może” – “po co mi cudza głupota, wystarczy mi własna” (- cytat z głowy, czyli z niczego).
    – owszem zrozumienie świata jest potrzebne aby w nim funkcjonować, ale na odpowiednim poziomie. Przypomina mi się historia handlarzy i ich wypraw do Tailandii. Zawsze dziwili się, że najlepsze interesy robił z nich taki jeden, co ani me ani be w obcym języku. Jak go zapytali jak on to robi, to odparł – “…wystarczy mieć dobry kalkulator z dużym wyświetlaczem”. Wniosek – jak jest wola porozumienia, to nic nie przeszkodzi. Jak jej nie ma, to mało jest rzeczy, kóre mogą pomódz.
    – owszem, globalizacja nas dopada. Albo się dostosujemy, albo jak te dinozaury. Czy głos wołającego na puszczy może coś w tym zmienić?
    – nie sądzę, że wiedzę o obcych zakątkach świata kształtują politycy. Tak się może wydawać patrząc ze środka życia politycznego. Dla przeciętnego obywatela wiedzę stanowią personalne kontakty i przewodniki turystyczne. Dla tych bardziej ambitnych “National Geographic” we wszystkich wersjach (czy inne podobne).
    – fakt, mamy kompleks własnej wielkości. Jeżdżąc po świecie zauważyłem, że nacje “zdobywców” wiedzą dużo więcej o nas niż byśmy się spodziewali. My nie mamy aż tak wysokiego parcia aby poznawać obcość (stąd może działalność kolonialna naszej nacji raczej umiarkowana w annałach historii). Z drugiej strony przeciętnie ksenofobami raczej nie jesteśmy, a jak tak porównać wiedzę vice versa naszą o kraju x i obywatela kraju x o nas, to źle nie wypadamy w tej konfrontacji.
    – i na koniec jak zwykle ludowa sentencja, która nie wzięła się znikąd – koszula bliższa ciału. Gdybyśmy byli jakimś krajem o kilkusetletniej spokojnej i stabilnej aż do nudy historii, to pewno dla zabicia tej nudy ciągnęło by nas do newsów ze świata. Ale u nas tak się kotłuje, że i tego aż nadto na skołatany mózg przeciętnego krajana.

    Podsumowując. Przeciętny Polak uważam, ma się nieźle. Wiedzę ma powierzchowną, bo i po co mu większa. Jak trzeba będzie, to sobie poradzi, a z asymilacją na emigracji i tak jest kiepsko. Gorzej z wiedzą tych, dla których jej poziom należy do podstawowych narzędzi zawodowych. Dlatego polityka i publicystyka zagraniczna tak sobie nam wychodzi. Ale o spsieniu w tych dziedzinach już rozmawialiśmy.

    • Dla przeciętnego Polaka
      Dla przeciętnego Polaka koszula zawsze będzie bliższa ciału. Ja nie dramatyzuje, tylko piszę o mediach, których rolą – tak sobie naiwnie myślę – jest zaspokajać także zapotrzebowanie tych, którzy chcieliby zrozumieć dlaczego. Pamiętam, jak się namęczyłam, aby zrozumieć mechanizm tzw. subprimes (tym bardziej, że polskiego odpowiednika nie ma, a w ekonomii jestem cienka), na szczęście znalazła się bratnia dusza, która mi wytłumaczyła i jak kryzys wybuchł, byłam gość. Ale można podać przykłady jeszcze “bliższe ciału”, np. zmagania różnych krajów z wypracowaniem jak najlepszego modelu służby zdrowia. Twój komentarz jest strasznie przewrotny. Wyspiański sobie ironizował, ale wówczas dalekie wojny jednak nie wchodziły tak butami w polską wieś. Dziś nawet od somalijskich piratów nie możemy uciec. Poza tym, mam wrażenie, że ludzi ciekawych świata jest sporo. Trochę mnie więc dziwi, że te najważniejsze media nie starają się także im coś interesującego sprzedać. Podobno PolsatNews chciał to robić w większym zakresie niż tvpinfo czy tvn24. Niestety, nie mam dostępu