Reklama

http://www.wmatlan.else.com.pl/antysemityzmg.htm

Stefan Bratkowski “Pod wspólnym niebem”

Reklama


http://www.wmatlan.else.com.pl/antysemityzmg.htm

Stefan Bratkowski “Pod wspólnym niebem”

Nowożytny antysemityzm w Europie wybuchnął najpierw w Niemczech i Austrii – wcale nie jako dalszy ciąg odwiecznego europejskiego antysemityzmu. Impuls mu dał słynny krach giełdowy roku 1873. Musimy się bliżej przyjrzeć temu procesowi, ponieważ stanowi on bardzo dosadną lekcję polityczna, a pociągnie za sobą w dalszej przyszłości koszmarne konsekwencje da losu Żydów polskich i w ogóle Żydów Europy. Wbrew stereotypom, powtarzanym w dziele Paula Johnsona i w innych opracowaniach, antysemityzmy europejskie były zgoła różne.

Niemcy wieku XIX być może nie kochali swoich Żydów, ale ich już nie prześladowali. Władcy Niemiec, wielcy i mali, korzystali z pomocy swoich żydowskich finansistów, ci zaś byli w ogromnej większości – patriotami swoich krajów, jak potem całych Niemiec.

Ludzie, którzy w Niemczech znali się na pieniądzu, byli w 9/10 Żydami. Nawet w wolnych miastach Niemiec, takich jak Hamburg czy Frankfurt. W dziesiątkach królestw, ksiąstewek, biskupstw, margrabstw i hrabstw – wyłącznie oni. W Berlinie stanowili zaledwie 3 procent mieszkańców, ale co drugi przedsiębiorca był Żydem. Nie tylko więc Rotszyldowie, którzy w XIX wieku wprowadzili Niemcy w kapitalizm giełdowy, a giełdę frankfurcką uczynili jedną z czołowych giełd świata.

Marzenie o “Niemczech ponad wszystko” realizował na pruski sposób – “żelazny kanclerz” Prus, Otto von Bismarck. Pobił Austrię i zdruzgotał potem cesarstwo francuskie Napoleona III. Francja musiała zapłacić kontrybucję, którą w Wersalu swoim dyktatem wydusił główny bankier Bismarcka, fachowiec, onże Gerson Bleichroder: w ciągu trzech lat 5 mld franków, prawie tyle, ile wynosił cały dochód narodowy Prus (równowartość miliarda ówczesnych dolarów, a 200 milionów funtów szterlingów). Zwycięstwa, zjednoczenie i deszcz złota pozwoliły Niemcom zapomnieć o naturze Prus. Reżim pruski stał się stosunkowo szybko wyznaniem wiary całych Niemiec.

Londyńscy i paryscy Rotszyldowie wzięli na siebie organizacyjno-finansową obsługę kontrybucji i poradzili sobie z tym lepiej, niż bankierzy Berlina, którzy nie mieli gdzie olbrzymich sum pieniędzy w twardej monecie pomieścić. Wagony srebrnych pięciofrankówek francuskich wracały potem do Paryża dla zakupu złota i przez trzy lata zaplombowane wagony ze zbrojnymi eskortami woziły złoto francuskie do Niemiec. Sporą część tej gotówki wpuszczono w rynek bezpośrednio – bo rząd Bismarcka postanowił zrewanżować się poddanym za subskrypcję pożyczek państwowych i podjął ich spłatę. Tak wywołała gorączkę lat 1871-1873, “lat założycielskich”, “grundingjahre”.

Ich obraz przetrwał w wersji karykaturalnej – jako lat szaleństwa spekulacji. Jednakże budowano wtedy w Niemczech tysiące kilometrów linii kolejowych rocznie. Inwestowano i w przemysł. I wcale, wbrew opinii Engelsa, nie “dla spekulacji”. Niemcy nie zwariowały, a rady Bleichrodera otworzyły im drogę do normalnej cywilizacji pieniądza: bankowe spółki akcyjne zyskały w Prusach pełne prawa obywatelstwa w kwietniu 1870 roku, jeszcze przed atakiem na Francję. W owym 1870 roku Niemcy miały 31 banków akcyjnych z kapitałem łącznym około 400 mln marek, w ciągu owych następnych trzech lat powstało dalsze 107 banków z kapitałem 706 mln marek, w tym – trzy banki, które zadecydują potem w dużym stopniu o przyszłości Niemiec, Deutschebank, Dresdnerbank i Kommerz- und Privatbank w Hamburgu.

Mechanizm katastrofy uruchomiły tłoczone w gospodarkę wolne pieniądze. W ciągu roku 1871 powstało w samym Berlinie 26 nowych banków i towarzystw obrotu nieruchomościami, rok później było ich 50. Spekulacja ogarnęła głównie ubezpieczenia, dziedzinę interesów wprost wymarzoną dla przedsiębiorstw o niepełnym kapitale: Napływem gotówki od naiwnych sztukują one swe niedobory i uzyskują dywidendy już w ciągu roku, niewyobrażalnie szybko w porównaniu nawet z handlem. Zarobiwszy dla swych założycielskich wkładów “przebicie” czasem pięciokrotne, a i dziesięciokrotne, planowo bankrutują.

Zakładano w końcu, jak w epoce “baniek mydlanych” w Anglii przed 150 laty, spółki bez żadnych zadań gospodarczych. Na wszelkie emitowane akcje czekała głodna publiczność, którą prasa karmiła coraz nowymi nadziejami. Kto tylko miał pieniądze, grał na giełdzie lub lokował swoje środki w akcjach lukratywnych z pozoru spółek. Zwariowała – niemiecka warstwa średnia. Spółki puchły od wkładów jak bańki mydlane.

Aż przyszedł krach. Najpierw dotknął giełdę w Wiedniu, a w kwietniu 1873 roku zniszczył wszystko. Świat runął. Padło 61 banków, padły wszystkie grynderskie spółki ubezpieczeniowe. Wielki wzlot ogólnego entuzjazmu spekulacji zamienił się w klęskę.

Jedynymi, którzy nie stracili, byli zawodowcy pieniądza. A więc Żydzi. Stąd kiedy owe bańki mydlane pękły, w atmosferze Rzeszy bluzgnęło antysemityzmem. Bo niemiecka i austriacka warstwa średnia odkryła winnych w ludziach finansów, w – Żydach. To oni obłowili się na jej stratach, oni zgarnęli “nasze pieniądze”. Wskazywali tych winnych najpopularniejsi dziennikarze mieszczańskiej prasy. Często ci sami, którzy przedtem bili w bęben wielkiej hossy.

Mało kto sobie zdaje dziś sprawę, że właśnie z owymi wydarzeniami kojarzyć trzeba narodziny zgoła nowego, choć na ciągle tych samych motywach opartego, austriackiego i niemieckiego antysemityzmu. Gdyby nie ten krach i jego niegasnące latami wspomnienie, wątpliwe, by austriaccy pionierzy politycznego antysemityzmu na przełomie wieków, a Hitler po nich, znaleźli tylu zwolenników dla swych oszalałych idei… (str. 83-85)

Reklama