Reklama

Dzień zapowiadał się piękny. Od rana świeciło słonko, a za oknem szczebiotały ptaki.

Dzień zapowiadał się piękny. Od rana świeciło słonko, a za oknem szczebiotały ptaki. Ich głosy przypomniały panu Ignacemu Lajkonikowi, który właśnie kończył popijać poranną bułeczkę swoją codzienną białą kawą, że powinien zabrać się wreszcie za obiecaną panu redaktorowi z bardzo poważnego wydawnictwa książkę o niebieskich ptaszkach. Włączył komputer i właśnie rozkładał na biurku całą masę opieczętowanych teczek i ważnych papierów, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. – Któż to może być? – zastanawiał się pan Ignacy, idąc do drzwi, a ponieważ jego mieszkanie było nieduże, to i zastanawianie się nie trwało długo. – Och, to ty, Euforio? – wybąkał – Wejdź, proszę i rozgość się… –.

Reklama

Do pokoju weszła kuzynka pana Lajkonika, Euforia. Była to wysoka pani o nieufnym spojrzeniu, która każdego podejrzewała o to, że chce jej zaszkodzić, a co najmniej obrazić. Przywitała się z panem Ignacym, siadła na kanapie i zaczęła opowiadać, jak to szła sobie ulicą i nagle przypomniało jej się, że przecież właśnie niedaleko mieszka jej kuzyn, i kiedy popatrzyła w kierunku jego okien, zobaczyła, że sąsiad z góry podlewa kwiatki, i woda kapie na balkon pana Lajkonika i co ty na to, mój drogi Ignacy, chyba nie zostawisz tak tej sprawy?

Kuzynka patrzyła wyczekująco, a pan Lajkonik zwijał się w rulonik pod tym spojrzeniem. Jeżeli przyzna Euforii rację, to ona zmusi go, żeby poszedł do sąsiada i zrobił mu awanturę. Na to pan Ignacy nie miał wcale ochoty, ponieważ nie przeszkadzało mu wcale, że na jego balkon kapie woda. Gdyby jednak powiedział to kuzynce, na pewno wybuchnęłaby gniewem, jak to się już zdarzało. „To ja się poświęcam, specjalnie przychodzę, żeby ci o tym powiedzieć, a ty tego nie doceniasz!” powiedziałaby z pewnością. Pan Lajkonik postanowił więc odwlec nieuniknioną kłótnię.

– Nie – powiedział i uśmiechnął się, najmilej jak potrafił – moja droga Euforio, nie zostawię tak tej sprawy. Ale pozwól, że jako dobry gospodarz najpierw zrobię ci herbatę  –. I poszedł do kuchni nastawić wodę. Wyciągnął z puszki torebkę herbaty, skierował wzrok na półkę z kubkami i struchlał. Pierwszy kubek na półce miał namalowanego szczura z chińskiego zodiaku. – Dopiero się Euforia obrazi! – pomyślał pan Lajkonik –„Co za obrzydliwy gryzoń!”, powie. „Jak możesz mi dawać herbatę w takim kubku!.

Sięgnął po drugi i zatrzymał dłoń. Na tym kubku widniał pustynny krajobraz z kaktusami.

„Chyba chcesz, Ignacy, żeby mnie herbata kłuła w gardło!”.

Coraz bardziej zdenerwowany, pan Lajkonik odrzucał kolejne możliwości. Kubek z nazwą dużego centrum handlowego? Nie, bo Euforia obrazi się, że traktuje ją jak kogoś nieważnego, podając herbatę w kubku z promocji.

Śmieszny kubek w piranie z napisem „Nie mieszać palcami” ? Ależ skąd! „Mój drogi, czy naprawdę uważasz, że mogłabym mieszać herbatę palcem?”.

A może poczciwy, pękaty kubek przyozdobiony napisem „Szczęść Boże”? Kuzynka uzna, że widocznie uważa ją za nieszczęśliwą…

Stojący z brzegu, kupiony dwa lata temu przed Wigilią kubek z uśmiechniętym Mikołajem? „Ignacy, ty jeszcze wierzysz w takie rzeczy?”.

O, pamiątkowa filiżanka z porcelany po prababci! Na prababcię chyba się Euforia nie obrazi? Tak, to będzie najlep… Nie! Przecież w zeszłym roku podał kuzynce herbatę w tej filiżance i naraził się na ostrą uwagę, że rodzinnych pamiątek nie powinno się narażać na niebezpieczeństwa codziennego używania.

Pan Ignacy zacisnął powieki, wziął głęboki oddech, policzył w myślach do dziesięciu i otworzył oczy. Pomogło. Teraz widział wyraźnie – za kubkami, w głębi szafki stała sobie… zwyczajna szklanka. Przezroczysta, nieco zakurzona – od dawna nieużywana. Pan Lajkonik chwycił ją, pospiesznie przepłukał, wytarł do sucha i nalał do niej herbaty. Triumfalnie wniósł do pokoju tacę z herbatą na spodeczku, cytryną w miseczce, cukrem w cukierniczce, mlekiem w dzbanuszku, sokiem malinowym w karafce… ufff, to chyba wszystko… i postawił ją na stoliku przed kuzynką.

Euforia przez chwilę patrzyła na zawartość tacy, jakby sprawdzając w myśli, czy jest na niej wszystko, co powinno być. Nagle oczy jej się rozszerzyły, poruszyła długim nosem. Z wściekłością zacisnęła zęby i wysyczała przez nie – Ignacy! Czy ty sobie wyobrażasz MNIE pijącą herbatę z TAKIEJ szklanki? Chcesz, żebym poparzyła palce?!? –. Kuzynka Euforia wstała i wyszła, z furią trzasnąwszy drzwiami.

Pan Ignacy uniósł brwi bardzo wysoko. Pokręcił głową i westchnął sobie dwa razy, pierwszy raz z troską, a drugi – z ulgą. Poszedł do kuchni, nalał sobie herbaty do kubka w piranie i smakował ją przez chwilę, słuchając szczebiotu jaskółek. Małe, zwinne ptaszki wlatywały i wylatywały z gniazda ulepionego nad oknem w kuchni.

W domu panował święty spokój. Pan Lajkonik przyniósł tacę z powrotem do kuchni, pochował wszystkie rzeczy na swoje miejsce, a szklankę porządnie umył, wytarł starannie i odstawił na półkę. Niech sobie tam stoi – do następnej wizyty!

          

________

Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

14 KOMENTARZE

  1. Umiem, tylko nie mam okazji.
    Tu, gdzie mieszkam, wszystko jest na prąd – herbatę zaparza się z torebek, wrzątkiem z elektrycznego czajnika. A to trzeba mieć palnik gazowy, na nim czajnik, na nim mały czajniczek na esencję… Do matury piłem herbatę zaparzaną, potem już różnie, a od ślubu głównie tzw. ekspresową.

    Postaram się w takim razie zachowywać bardziej nieskromnie, szczególnie w Pani towarzystwie. Ale nadal szczerze, niczego innego proszę ode mnie nie wymagać.

  2. Jak Pani bardziej smakuje z torebki,
    to ja się mogę tylko cieszyć.

    Półtora kilo chałwy – z tym będzie gorzej, po pierwsze nie mam zapasów od przedwojnia, po drugie nie mogę się taką ilością pochwalić. Natomiast zaraz pomyszkuję w komyszach, powinno być jeszcze gdzieś zachomikowane pół kilo oryginalnego tureckiego wyrobu. Owszem, smacznego.

    Kuzynki głaszczę WYŁĄCZNIE za uchem i pozdrawiam.

  3. Ten czarny
    to ten z centrum handlowego, z promocji.

    Też pijemy herbatę na L, rodzina klasyczną, czarną, ale ja osobiście preferuję różne wynalazki sezonowe tej firmy (herbarta karaibska, jakiś czas temu była marokańska, o niesamowitym, kardamonowym chyba smaku). Zaś kiedy mi się znudzą wynalazki, parzę sobie kubek mocnego Earl Grey (firma jak wyżej).

    Kawę pijemy gdzieś od pół roku z gotowych kapsułek firmy na N, ze specjalnego ekspresu (NIE jest to ten, co reklamują go w TV, ale podobna zasada). I nareszcie pijemy ją nie tylko dla porannego kopa na rozruch, ale także dla smaku.