Reklama

Kilka najis

Kilka najistotniejszych informacji, z dziedziny polityką zwanej, brzmi następująco. W sesji zdjęciowej premierostwa Tusków, doktor tandetnego feminizmu, babochłop Środa, zauważyła dwie Matki Boskie na zagłówkach brokatową nitką haftowane. Sceptycznie podchodzę do tandetnego feminizmu, wiadomo, że to ruch zacofany sprzed stu lat i nie ma żadnego zastosowania we współczesnym świecie, no może poza satyrą, niemniej w tym wypadku spostrzeżenie niezwykle trafne i ujmujące. Haftowane Matki Boskie w tabloidowym fotoreportażu z życia premierostwa to jest jeden z tych wyrazistych symboli, które nie pozostawiają złudzeń co do definicji współczesnej postpolityki, jak się już uczeni dopominają o nową nazwę dla starego stanu rzeczy. Drugą informacją jest sesja państwa: pierwszego męża stanu i pierwszej damy. Jakby tu powiedzieć, żeby nie wyjść na gbura…Powiem tak, bardzo średnio znoszę fizjonomię pana Lecha Kaczyńskiego, no nic na to nie poradzę, facet mi się nie podoba, ale to jeszcze pół biedy. Ciężko byłoby mi również nakłamać, że uroda Pani Marii Kaczyńskiej powala na kolana, albo chociaż ugina w rzepkach i dlatego nie rozumiem tego pomysłu, żeby pokazywać coś czego brakuje i odwracać uwagę od czegoś, co jest i powinno być wykorzystane.

Reklama

Nie jest to para fotogeniczna, tak się po prostu w życiu zdarza, żeby daleko nie szukać, mnie się zdarzyło dokładnie to samo, gębę mam zakazaną do tego stopnia, że najnowszej wersji Photo Shopa pliki opadają. Pomysł, aby para prezydencka robiła za ubogich krewnych Kwaśniewskich nie jest, aż tak groteskowy, jak Matki Boskie Haftowane, eksponowane w dużym pokoju Donalda Tuska, niemniej efekty równie opłakane. Mamy zatem dwie sesje zdjęciowe, które wyborca z jakimś poczuciem smaku i odrobiną pomyślunku może potraktować jako samobójczy sabotaż polityków. Mnie te dwie sesje kolejny raz utwierdziły w przekonaniu, że tak zwany akt wyborczy jest aktem desperacji, nie wyboru, bo jakiż ja mam wybór między toporną rozkładówką Kaczyńskich i dewocyjnymi zagłówkami Tuska? Po takiej kampanii mam prawo nie tylko splunąć przez lewe ramię w stronę najbliższego lokalu wyborczego, ale też domagać się kary pieniężnej, ze defraudowanie mienia podatników na rasowanie wiary i fizjonomii kandydatów, które to wartości dla tak zwanej racji stanu mają znaczenie żadne.

Jak umiałem uporałem się z tymi dwiema informacjami i wtedy z pogardą dla chronologii, zaatakowały mnie informacje kolejne. Pierwsza informacja dotyczyła spermy i krwi na twarzy posła Schetyny, które to płyny ustrojowe umieścił na tym zacnym obliczu, jakżeby inaczej, polityczna „zawodówka” Palikot. Nie wiem jak do tego stanu zawodówka Palikot doprowadził twarz biednego Grzegorza, ale przypuszczam, że nie doszło tu do aktu kazirodczego i w politycznej rodzinie jeden drugiemu nie obił mordy, a potem zrobił co najmniej sobie „dobrze”. Po tej informacji naszyły mnie dwie myśli. Palikot zgrał się już jak ostatni, żeby zwrócić na siebie uwagę, w następnym akcie desperacji, będzie musiał zrobić z własną twarzą to co dostrzegł na twarzy partyjnego kolegi Grzegorza. To już nie jest ani śmieszne, ani tym bardziej bulwersujące, to już jest gówniarz, któremu nie pomaga opieka kuratora, gdyż kurator niewiele lepszy od podopiecznego. Druga myśl jest taka, że te słowa, które oczywiście uszły Palikotowi na sucho, bo przecież „reprymenda” partyjna, jedynie dolała rozgrzanej oliwy na twarz Schetyny, oddają stan ducha Donalda Tuska. Premier Tusk dokładnie i w każdym centymetrze podziela wizję Grzegorza obryzganego spermą i krwią, tego właśnie premier Tusk życzy koledze i chyba nie popełnię oryginalności, jeśli powiem, że z wzajemnością kolegi Grzegorza.

No nic, informacje kolejne, też z gatunku estetyki, urody i takiej jakości seksu, która może obrzydzić te sprawy na czas nieokreślony, bez prawa powrotu do zajęcia. Senyszyn i Rokitowa dostały bileta na „Taniec z gwiazdami”. Nie znalazły w bramie, dostały! Także proszę się nie wyzłośliwiać, porównując kariery dam polityki do znanego mandoliniarza. Obie nabuzowane seksem i słowiańską urodą kandydatki, póki co wahają się, pewnie z wrodzonej skromności, ale już za ich plecami odzywa się fachowiec od „polityki”, Eryk Mistewicz i właśnie po to ta cała seria informacji, aby dojść do tej wielkiej postaci. Kiedyś bywało tak, że polityką zajmowali się ludzie, o powiedzmy to najłagodniej jak się da, marnej reputacji. Zdarzało się, że zawieruszył się ktoś przyzwoity i wtedy dostawał się do kronik. Były takie czasy, kiedy na strzechach nie wisiały anteny satelitarne, a mimo wszystko występowało coś takiego jak „rozpoznawalność polityka”, czyli jedno z bóstw Mistewicza. Wyobraź sobie szanowny wyborco, że taki Lincoln, albo nawet Roosevelt, czy jeszcze gorzej Adenauer, byli i są rozpoznawani, pomimo mało atrakcyjnego przekazu. Adenauer gdyby powiedział na politycznym salonie o spermie i krwi na twarzy Chruszczowa, byłby konflikt, kto wie czy nie zbrojny, na pewno dymisja polityka, którego rozpoznawalność usytuowałby się między Kubą rozpruwaczem i Carycą Katarzyną.

Mistewicz jest zachwycony tym, że Palikot metodami, które już dawno przekroczyły lans na poziomie Ciccioliny, czy polskiej Frytki, zbudował sobie rozpoznawalność. Mistewicz mówi o nowym gatunku polityka, nazwał go nawet jakoś idiotycznie i podnieca się tym jak dziecko świerszczykiem, dodając przy tym, że Palikot nie ma szans na zdobycie jakiejkolwiek pozycji w polityce, nigdy nie zostanie politykiem z poważną funkcją. Co z tego wszystkiego wynika? Jak dla mnie parę druzgoczących rzeczy. Pierwsza rzecz jest następująca. Jeśli ktoś idzie do jakiegoś zawodu i szczęśliwym jest z tego powodu, że nigdy w tym fachu niczego nie osiągnie, a tak zwany ekspert od zawodu jest zachwycony tym stanem rzeczy, no to ja Bogu dziękuję za stan mojego umysłu. Oceniam ten stan na formę wyśmienitą, bo jakże się nie pocieszać tym, że zawodowcy i eksperci cieszą się jak gówniarze, z tego, że są gówniarzami bez szans na awans. Druga rzecz jest logicznym następstwem pierwszej. Jeśli politykę ma kreować Mistewicz, a wykonywać Palikot, no to ja się w jednym z tymi dwoma gówniarzami zgadzam, to jest nowa era polityki. Polityki, która przestaje być polityką, w której nie ma polityków, są gówniarze uprawiający propagandowy onanizm w piaskownicy.

Można to nazywać fachowo na tysiąc sposobów, ale taki ekspert jak Mistewicz i jego fach zwany jakoś tak cudacznie, że marketing polityczny, czy coś, to zajęcie prymitywne i sprowadzające się do talentów jakie mają przekupy na bazarze. Generalnie rzecz sprowadza się do tego, żeby obryzgać spermą i krwią Nowakową, a reszta to się sama po gminie rozniesie i sławna będzie ta co Nowakową obryzgała. Panowie gówniarze Mistewiczu i Palikocie, wicie co to jest marketing polityczny? Marketing polityczny to jest wziąć takiego Mistewicz i Palikota, zabrać im Internet i media, wcisnąć do ręki pakiet z reformą systemu ubezpieczeń i kazać wypromować od wsi po metropolię. W czasie promocji zakazać używania sztucznych kutasów i machania prawdziwymi, zakazać spuszczania się na twarz i krwawienia z twarzy. Jeśli to Mistewicz i Palikot są w stanie wykonać i doprowadzić do rozpoznawalności dokumentu oraz promujących dokument na poziomie 70%, to wtedy mogę powiedzieć, że to jest polityk i ekspert od promowania polityki.

Natomiast ekspert Mistewicz, który przy pomocy narzędzi Nowakowej, zachwyca się nad lansem Kociębowskiej, to dla mnie jest zjawisko poza polityką, a już „doktorowanie się” z obrabiania dupy w celu utracenia zdolności zawodowych, to jest poziom jaki sam sobie wyznaczają eksperci i politycy. Jak to się mówi, prawda boli, a prawda jest taka, że Palikot nigdy nie będzie politykiem, a Mistewicz nigdy nie będzie w stanie wypromować polityka, obaj mogą się tylko sobie wzajem spuszczać na twarze i do krwi zagryzać wargi, w przekonaniu, że posiedli tajemnice czarnej magii, ogłupiającej publikę. Prymityw działań nie jest żadną sztuką, nowym gatunkiem, nadprzyrodzonym zjawiskiem  dostępnym wybranym, Każdy może być Mistewiczem i każdy może być Palikotem – każdy. Polityków już prawie nie ma, ekspertów od polityki chyba nigdy nie było, a ja jestem nie lepszy, tyle że przychodzę na gotowe. Nie musze niczego robić, wystarczy mi wskazać palcem, kto komu się spuścił na twarz i już mam poczytność na zadawalającym poziomie. Dzięki temu stały poziom jest zachowany, wszyscy są zadowoleni i mało urobieni. Przy takim stanie powszechnej łatwości dostępu do kariery i poczytności, wyrównuje się poziom polityków, społeczeństwa, ekspertów i blogerów. I oby nam się wszystkim nigdy nie zagasło. Mistrzowie polityki i skuteczności propagandowej: Mistewiczu i Palikocie spuszczam się waszym starym na twarze, a wy głosujcie na mój blog C00160, nr 7144, koszty nie ważne.

Reklama

28 KOMENTARZE

  1. politycy
    Myślę, że polityk to taki sam człowiek jak wszyscy, tyle że trochę głupszy i bardziej pazerny.
    Kiedyś było tak, że ktoś kto był świadom swych słabych uzdolnień, a mimo to czuł ogromną chęć na dobra doczesne plus silny strach przed więzieniem, miał zerowe możliwości samorealizacji.

    Teraz powstało (dzięki demokracji) dla takich ludzi ogromne pole do popisu – polityka.
    Czyli prosty obywatel – wyborca, ma w zasadzie przerąbane.

  2. politycy
    Myślę, że polityk to taki sam człowiek jak wszyscy, tyle że trochę głupszy i bardziej pazerny.
    Kiedyś było tak, że ktoś kto był świadom swych słabych uzdolnień, a mimo to czuł ogromną chęć na dobra doczesne plus silny strach przed więzieniem, miał zerowe możliwości samorealizacji.

    Teraz powstało (dzięki demokracji) dla takich ludzi ogromne pole do popisu – polityka.
    Czyli prosty obywatel – wyborca, ma w zasadzie przerąbane.

  3. No nie, następny.
    Cierpię zazwyczaj w milczeniu, ale to kurcze jakaś tu plaga jest ostatnio lub bałamutny przykład (wiadomo, czyj), więc milczenie przerywam by przypomnieć, co następuje – “nie” z przymiotnikami pisze się, do cholery, zawsze łącznie. I tylko nie śmiej twierdzić, że komentarz nie jest merytoryczny.

  4. No nie, następny.
    Cierpię zazwyczaj w milczeniu, ale to kurcze jakaś tu plaga jest ostatnio lub bałamutny przykład (wiadomo, czyj), więc milczenie przerywam by przypomnieć, co następuje – “nie” z przymiotnikami pisze się, do cholery, zawsze łącznie. I tylko nie śmiej twierdzić, że komentarz nie jest merytoryczny.

  5. Casus Palikota powiązałbym z Mirem Drzewieckim

     

    bo to , co oglądamy to tandetne sztuczki objazdowego ,,magika".Chodzi o coś zupełnie innego.O rolę Palikota w odwracaniu uwagi od wielkich problemów jego partii oraz jego bezkarność we wszystkim co robi,poczynając od jego oszustw podatkowych,finansowania kampanii wyborczej aż po bluzganie i obrażanie wszystkich. Uważam,że Palikot ma większą władzę i wpływy w PO niż osamotniony ,,muszkieter"Tusk.

  6. Casus Palikota powiązałbym z Mirem Drzewieckim

     

    bo to , co oglądamy to tandetne sztuczki objazdowego ,,magika".Chodzi o coś zupełnie innego.O rolę Palikota w odwracaniu uwagi od wielkich problemów jego partii oraz jego bezkarność we wszystkim co robi,poczynając od jego oszustw podatkowych,finansowania kampanii wyborczej aż po bluzganie i obrażanie wszystkich. Uważam,że Palikot ma większą władzę i wpływy w PO niż osamotniony ,,muszkieter"Tusk.

  7. Mam w zasięgu tylko 2 telefony, mój i syna.
    Też mu nic więcej nie wyczaruję ponad to, co się dało. Kapryśny ten nasz podmiot liryczny, a wyniki też uważam, że całkiem, całkiem. Wskoczyliśmy na początku na wierzch, reklama jest, takie było założenie. Co on chce, zgarnąć całą pulę?

  8. Mam w zasięgu tylko 2 telefony, mój i syna.
    Też mu nic więcej nie wyczaruję ponad to, co się dało. Kapryśny ten nasz podmiot liryczny, a wyniki też uważam, że całkiem, całkiem. Wskoczyliśmy na początku na wierzch, reklama jest, takie było założenie. Co on chce, zgarnąć całą pulę?