Reklama

– Krwawe, nudne i brzydkie! – podsumowała pani, wychodząca z kina, do swojego pana.

– Krwawe, nudne i brzydkie! – podsumowała pani, wychodząca z kina, do swojego pana. Już miałem na końcu języka prowokacyjne „A może się pani nie podoba, jak Żydzi mordują nazistów, a nie – jak zwykle – odwrotnie?”, ale po zastanowieniu stwierdziłem, że mnie się to też nie podoba. A właściwie nie sam fakt, ale okoliczności przyrody i inne takie. Rzecz będzie o „Bękartach Wojny”, najnowszym filmie Quentina Tarantino. Dla tych, co nie widzieli, a mają jeszcze ochotę się przejść – zwyczajowe

Reklama
UWAGA, SPOILER


Otóż myli się ten, kto idzie na ten film dla – powiedzmy – satysfakcji oglądania, jak Żydzi aby raz mordują nazistów. No, Amerykanie żydowskiego pochodzenia. Dobrani tak, aby nie było cienia wątpliwości, kim są tytułowe Bękarty – chłop w chłopa bruneci, typy semickie, na widok których osoba odczytująca przynależność narodową z kształtu nosa zapiałaby z zachwytu. Pomimo to są to postacie papierowe, przez większość filmu wręcz bezbarwne, tworzące tło dla dowódcy, Mosze Winnetou… a nie, przepraszam, tym razem porucznik Aldo Raine, półkrwi Apacz (tylko dlaczego z Tennessee?) ale ponieważ w tej roli Brad Pitt, to różnica i tak jest niewielka. Postacie, jak rzekłem, są papierowe, nawet budzący wśród nazistów grozę „Żyd-Niedźwiedź” (w tej roli Eli Roth), rozbijający wrogom głowy kijem baseballowym, zachowuje się jak psychopata. Na tle sierżanta Wehrmachtu, przyjmującego swój los ze spokojem („Ten medal dostałeś za zabijanie Żydów? Nie, za odwagę.” – fragment tej sceny tutaj) wypada wręcz żałośnie. Zaś decyzję, by kontynuować misję po śmierci kluczowych dla niej, bo mówiących po niemiecku Bękartów, uważam za równie (fabularnie) uzasadnioną, co wysyłanie z tajną misją do okupowanej Francji Murzyna – w trzeciej części „Parszywej Dwunastki”. Co prawda jest to zamierzone – już sam tytuł sugeruje nawiązanie do filmu z 1978 roku ("Inglorious Bastards", u Tarantino "Iglourious Basterds"), klasyki gatunku „macaroni combat” (wojenny odpowiednik „spaghetti western”).

Mniej ciekawie zaczyna się robić, kiedy tak nakreślone, wróć, dość topornie naszkicowane postacie skonfrontujemy z głównym czarnym charakterem. Pułkownik SS Hans Landa, „Łowca Żydów” to odwrotność tytułowych Bękartów, bezlitosny detektyw, kierujący się logiką i psychologicznie rozmiękczający swoje ofiary, zanim zada im decydujący cios. Od pierwszych do ostatnich scen filmu to on wzbudza w widzach najmocniejsze emocje. Nic dziwnego, że grający go Austriak Christoph Waltz dostał za tę rolę nagrodę dla najlepszego aktora na festiwalu w Cannes. Każdy szczegół tej postaci – od papierosa zgaszonego w ciastku aż po finałową decyzję poddania się Aliantom za cenę pomocy w zamachu – jest dopracowany w sposób bliski perfekcji.

Jednak nawet tę bliską perfekcji postać dopada przeznaczenie. Już był w ogródku, już witał się z gąską, kiedy nieznośny, jednowymiarowy Jankes, porucznik Raine, postanowił pozostawić mu na resztę życia piętno tak jak pozostałym ofiarom swojej zemsty. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy: „Bękarty Wojny” to film, w którym zemsta ma ostatnie słowo, tak jak w innych filmach Tarantino, żeby wspomnieć chociażby drogę Panny Młodej z „Kill Billa” czy autostradowe rozróby z „Death Proof”. W tym filmie o zemście uzbrojeni, działający na tyłach wroga Żydzi są tylko pretekstem do pokazania samej zemsty.

Kiedy zaś zastanowicie się nad tym jeszcze raz, w polu widzenia pojawia się drugie dno. Otóż zarówno na poziomie fundamentów fabuły jak i pojedynczych smaczków najnowsze dzieło Tarantino jest opowieścią o kinie, o jego boskiej mocy, zarówno sprawczej jak i niszczącej. Nieprzypadkowo wśród głównych, choć cokolwiek drugoplanowych bohaterów pojawia się minister propagandy III Rzeszy, dr Joseph Goebbels, a kulminacyjnym momentem jest premiera jego najnowszego filmu. Sprawcza moc kina ujawnia swoje oblicze, kiedy widzimy niemieckiego snajpera Fredericka Zollera, bohatera wojennego, który zagrawszy samego siebie w filmie „Duma narodu” zostaje oprócz bohatera także i gwiazdorem. Oczywiście Tarantino nie byłby sobą, gdyby nie posłał widzom porozumiewawczego uśmieszku – kino może również niszczyć, i to efektownie, a jeżeli potraktujemy nazwę „kino” dosłownie, jako budynek, czyż podpalenie go, kiedy w środku jest sama wierchuszka NSDAP z Fuehrerem na czele, nie będzie aktem zaiste boskiego zniszczenia, o konsekwencjach dotyczących całego świata?

Czytajmy te metafory dalej: kino jest stwórcą i niszczycielem, a jak każde przyzwoite bóstwo, ma również moc nadawania nieśmiertelności. Końcowe sceny filmu, kiedy Shosanna/ Emmanuelle i Frederick już się nawzajem pozabijali (uprzedzałem o spoilerze), a jednocześnie tuż przedtem i zaraz potem widzimy ich na kinowym ekranie, przy czym twarz Shosanny po chwili jest wyświetlana na kłębach dymu, który zastępuje płótno ekranu – mówią chyba wszystko. Poczułem w tym momencie ten sam metafizyczny dreszcz, który towarzyszył mi, gdy oglądałem przenikające się światy w „Ucieczce z kina Wolność”.

Po tak mocnym akordzie formalnością wydaje się zanotowanie w filmie tropów westernowych, do których Tarantino odwołuje się mniej lub bardziej wprost (krwawe sceny jak z filmów Peckinpaha, muzyka w czołówce pochodząca wprost z westernu Johna Wayne’a „Alamo”, czy też pierwsza scena filmu, w której francuski farmer widzi z daleka nadjeżdżających Niemców niczym jeźdźców na prerii – „Wejdźcie do domu, dziewczęta”) albo niewątpliwie przydługich rozmów pułkownika Landy z ofiarami czy też sceny przesłuchania w tawernie, z majorem Gestapo Hellstromem, nieodparcie kojarzącej się z podobną sceną wzajemnych podchodów w filmie „Tylko dla orłów”; Richard Burton i Clint Eastwood poradzili sobie z majorem Gestapo von Hapenem o niebo lepiej niż Bękarty.

Krwawe? Droga pani, a czego spodziewała się pani po filmie Quentina Tarantino? Brzydkie? Tak bywa, z powodów jak wyżej – twarz Hitlera nabiegła krwią, o niezdrowej cerze, twarz pułkownika Landy – końska, kryjąca pod grzecznym uśmieszkiem bezlitosną skuteczność, twarz majora Hellstroma, zniewieściała, z licznymi pieprzykami osiemnastowiecznej kokoty, to są jednoznaczne środki, pokazujące, kto w tym filmie jest złyyyy. Nudne? Rozumiem, że chodzi o dłużyzny z udziałem Waltza/ Landy czy też wspomnianą scenę w tawernie? Tak, są długie, Kiedy je oglądasz, czujesz, że napięcie narasta, że reżyser delektuje się klimatem, który zakończy się za chwilę krwawą strzelaniną lub choćby szlochem. Bo ten reżyser, Tarantino, proszę pani, robi kino przede wszystkim kierując się własnym gustem, a dopiero potem – przewidywanym gustem widza. Jest momentami jak wielki dzieciak, tutaj bawiący się żołnierzykami, by za chwilę spuścić ze smyczy aktorski talent (jeszcze raz, replay, encore: Christoph Waltz!). Na tym polega moc i słabość tego reżysera i tego filmu. I całego kina wojennego – rozpiętego między niskobudżetowymi filmami „macaroni combat” a sfilmowanymi z rozmachem eposami w stylu „O jeden most za daleko”.

________
Tekst chroniony prawem autorskim. Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

100 KOMENTARZE

  1. Się zgadzam i nie zgadzam
    No bo tak – mamy czołowy czarny charakter, który sam o sobie mówi, że żaden z niego nazista, zawód detektyw, tylko znajduje ludzi na zlecenie, akurat tym razem nazistów (pułkownik SS, dobre sobie), czyli dokładnie tak jak większość Niemców, co to tylko wykonywała rozkazy. Ale ci Niemcy nie tacy jednoznaczni jak Hitler-idiota i Goebbels-urzędnik, co się wzrusza do łez na słowa swojego Fuerhera.

    Oprócz Landy, opisanego jak wyżej, jest sierżant Wilhelm w tawernie, co to mu się właśnie syn urodził i właściwie to on by chciał “tylko” jakoś przeżyć.

    Jest Zoller, który niby z karabinu sam jeden zlikwidował prawie 300 Amerykanów (ja tam doliczyłem się cirka 250 z jego opowieści – 32+68+150), ale jak ma to w kinie podane przed nos, to łyka ślinę i wychodzi z sali.

    Jest ten (bezimienny?) sierżant, który ginie od bejsbola, no, przyznasz, że nie było tak fajnie patrzeć, jak po nim skacze facet z bejsbolem.

    A komiks popkulturowy tośmy na własny użytek już mieli, znaczy “Stawkę większą niż życie”, bo to najbliższe mi się wydaje. Tylko zauważ, że jakoś tam niewielu ginęło, a już na pewno nie tak krwawo jak tu. A ten major w tawernie to nawet do Karewicza (Brunnera) podobny.

  2. Się zgadzam i nie zgadzam
    No bo tak – mamy czołowy czarny charakter, który sam o sobie mówi, że żaden z niego nazista, zawód detektyw, tylko znajduje ludzi na zlecenie, akurat tym razem nazistów (pułkownik SS, dobre sobie), czyli dokładnie tak jak większość Niemców, co to tylko wykonywała rozkazy. Ale ci Niemcy nie tacy jednoznaczni jak Hitler-idiota i Goebbels-urzędnik, co się wzrusza do łez na słowa swojego Fuerhera.

    Oprócz Landy, opisanego jak wyżej, jest sierżant Wilhelm w tawernie, co to mu się właśnie syn urodził i właściwie to on by chciał “tylko” jakoś przeżyć.

    Jest Zoller, który niby z karabinu sam jeden zlikwidował prawie 300 Amerykanów (ja tam doliczyłem się cirka 250 z jego opowieści – 32+68+150), ale jak ma to w kinie podane przed nos, to łyka ślinę i wychodzi z sali.

    Jest ten (bezimienny?) sierżant, który ginie od bejsbola, no, przyznasz, że nie było tak fajnie patrzeć, jak po nim skacze facet z bejsbolem.

    A komiks popkulturowy tośmy na własny użytek już mieli, znaczy “Stawkę większą niż życie”, bo to najbliższe mi się wydaje. Tylko zauważ, że jakoś tam niewielu ginęło, a już na pewno nie tak krwawo jak tu. A ten major w tawernie to nawet do Karewicza (Brunnera) podobny.

  3. Się zgadzam i nie zgadzam
    No bo tak – mamy czołowy czarny charakter, który sam o sobie mówi, że żaden z niego nazista, zawód detektyw, tylko znajduje ludzi na zlecenie, akurat tym razem nazistów (pułkownik SS, dobre sobie), czyli dokładnie tak jak większość Niemców, co to tylko wykonywała rozkazy. Ale ci Niemcy nie tacy jednoznaczni jak Hitler-idiota i Goebbels-urzędnik, co się wzrusza do łez na słowa swojego Fuerhera.

    Oprócz Landy, opisanego jak wyżej, jest sierżant Wilhelm w tawernie, co to mu się właśnie syn urodził i właściwie to on by chciał “tylko” jakoś przeżyć.

    Jest Zoller, który niby z karabinu sam jeden zlikwidował prawie 300 Amerykanów (ja tam doliczyłem się cirka 250 z jego opowieści – 32+68+150), ale jak ma to w kinie podane przed nos, to łyka ślinę i wychodzi z sali.

    Jest ten (bezimienny?) sierżant, który ginie od bejsbola, no, przyznasz, że nie było tak fajnie patrzeć, jak po nim skacze facet z bejsbolem.

    A komiks popkulturowy tośmy na własny użytek już mieli, znaczy “Stawkę większą niż życie”, bo to najbliższe mi się wydaje. Tylko zauważ, że jakoś tam niewielu ginęło, a już na pewno nie tak krwawo jak tu. A ten major w tawernie to nawet do Karewicza (Brunnera) podobny.

  4. Się zgadzam i nie zgadzam
    No bo tak – mamy czołowy czarny charakter, który sam o sobie mówi, że żaden z niego nazista, zawód detektyw, tylko znajduje ludzi na zlecenie, akurat tym razem nazistów (pułkownik SS, dobre sobie), czyli dokładnie tak jak większość Niemców, co to tylko wykonywała rozkazy. Ale ci Niemcy nie tacy jednoznaczni jak Hitler-idiota i Goebbels-urzędnik, co się wzrusza do łez na słowa swojego Fuerhera.

    Oprócz Landy, opisanego jak wyżej, jest sierżant Wilhelm w tawernie, co to mu się właśnie syn urodził i właściwie to on by chciał “tylko” jakoś przeżyć.

    Jest Zoller, który niby z karabinu sam jeden zlikwidował prawie 300 Amerykanów (ja tam doliczyłem się cirka 250 z jego opowieści – 32+68+150), ale jak ma to w kinie podane przed nos, to łyka ślinę i wychodzi z sali.

    Jest ten (bezimienny?) sierżant, który ginie od bejsbola, no, przyznasz, że nie było tak fajnie patrzeć, jak po nim skacze facet z bejsbolem.

    A komiks popkulturowy tośmy na własny użytek już mieli, znaczy “Stawkę większą niż życie”, bo to najbliższe mi się wydaje. Tylko zauważ, że jakoś tam niewielu ginęło, a już na pewno nie tak krwawo jak tu. A ten major w tawernie to nawet do Karewicza (Brunnera) podobny.

  5. Wiesz co, co człowiek, to reakcja
    Jestem na świeżo po lekturze “It” Kinga po raz kolejny, tak mi się skojarzył koleś tańcujący na trupie przeciwnika, ale nie zabitego w równej walce, tylko jeńca, rozwalonego pod lufami, i wyśpiewujący o wygranym meczu bejsbola z psycholami od Kinga i z samym Tym – złem, co siedzi w człowieku. Wiem, że Niemcy robili nawet gorsze rzeczy, zresztą przecież film się zaczyna od egzekucji na francuskiej farmie i to psychologicznie rozegranej dużo podlej niż ta bejsbolowa. Rozumiem, że w fabule chodziło o wojnę psychologiczną, żeby ten naznaczony swastyką na czole opowiedział innym i postraszył ich. Ale… Ten dialog przed, no, on się nie znalazł w tym miejscu bez powodu.

  6. Wiesz co, co człowiek, to reakcja
    Jestem na świeżo po lekturze “It” Kinga po raz kolejny, tak mi się skojarzył koleś tańcujący na trupie przeciwnika, ale nie zabitego w równej walce, tylko jeńca, rozwalonego pod lufami, i wyśpiewujący o wygranym meczu bejsbola z psycholami od Kinga i z samym Tym – złem, co siedzi w człowieku. Wiem, że Niemcy robili nawet gorsze rzeczy, zresztą przecież film się zaczyna od egzekucji na francuskiej farmie i to psychologicznie rozegranej dużo podlej niż ta bejsbolowa. Rozumiem, że w fabule chodziło o wojnę psychologiczną, żeby ten naznaczony swastyką na czole opowiedział innym i postraszył ich. Ale… Ten dialog przed, no, on się nie znalazł w tym miejscu bez powodu.

  7. Wiesz co, co człowiek, to reakcja
    Jestem na świeżo po lekturze “It” Kinga po raz kolejny, tak mi się skojarzył koleś tańcujący na trupie przeciwnika, ale nie zabitego w równej walce, tylko jeńca, rozwalonego pod lufami, i wyśpiewujący o wygranym meczu bejsbola z psycholami od Kinga i z samym Tym – złem, co siedzi w człowieku. Wiem, że Niemcy robili nawet gorsze rzeczy, zresztą przecież film się zaczyna od egzekucji na francuskiej farmie i to psychologicznie rozegranej dużo podlej niż ta bejsbolowa. Rozumiem, że w fabule chodziło o wojnę psychologiczną, żeby ten naznaczony swastyką na czole opowiedział innym i postraszył ich. Ale… Ten dialog przed, no, on się nie znalazł w tym miejscu bez powodu.

  8. Wiesz co, co człowiek, to reakcja
    Jestem na świeżo po lekturze “It” Kinga po raz kolejny, tak mi się skojarzył koleś tańcujący na trupie przeciwnika, ale nie zabitego w równej walce, tylko jeńca, rozwalonego pod lufami, i wyśpiewujący o wygranym meczu bejsbola z psycholami od Kinga i z samym Tym – złem, co siedzi w człowieku. Wiem, że Niemcy robili nawet gorsze rzeczy, zresztą przecież film się zaczyna od egzekucji na francuskiej farmie i to psychologicznie rozegranej dużo podlej niż ta bejsbolowa. Rozumiem, że w fabule chodziło o wojnę psychologiczną, żeby ten naznaczony swastyką na czole opowiedział innym i postraszył ich. Ale… Ten dialog przed, no, on się nie znalazł w tym miejscu bez powodu.

  9. Bardzo lubię filmy Tarantino.

    Bardzo lubię filmy Tarantino. Jak ktoś tak wyglądający miałby nie bawić się kinem? Jest przesiąknięty magią kina od zawsze. Zachłysnął się nim jeszcze w łonie matki. Na szczęście także dla mnie, odkrył już jako 18-latek, że kino porno go nie kręci.

    Przygoda z filmami Tarantino zaczęła się dla mnie od Pulp Fiction. Potem już poleciało. Jego najnowszego dzieła nie widziałam. Po Twojej recenzji wiem, że MUSZĘ zobaczyć.

     

     

     

     

    • Mam nadzieję, że nie popsułem Ci smaku.
      Ale tak jak napisałem, QT bawi się konwencjami tak, że wyrobiony widz od razu wie, co zaraz będzie. Więc może nie będzie najgorzej.

      Żeby było śmieszniej, ja nie mogę powiedzieć, że lubię Tarantino, tzn. są jego filmy, których nie rozumiem i nie znoszę (np. “Pulp Fiction” – jako tako trawię tylko wątek z Brucem Willisem). Ale ten ostatni… tak naprawdę ośmiesza wojnę, nazistów i nie oszczędza też drugiej strony. W sumie dorola miała sporo racji.

      • Na tym też polega magia jego
        Na tym też polega magia jego kina. Wszyscy mamy inne odczucia wychodząc z kina, często myśląc, że już nigdy więcej, i lecimy jak ćmy do światła, żeby przekonać się w najgorszym razie, że nie było warto.:)

        Nie wiem czy jestem wyrobionym widzem, ale film zobaczę, chociażby po to, żeby wyrobić sobie swoje własne zdanie na jego temat.:)

        PS: Przydałby się tu wątek o kinie i o mojej ukochanej od zawsze muzie, też. Portal zdominowała polityka i tematy okołopolityczne.

          • Powolutku, nie tak prędko:))
            Powolutku, nie tak prędko:)) O jerzykach to tak samo się pisało, jak samo grzmi i samo się błyska. To, co skleciłam czytam dopiero po kliknięciu w Zapisz, tak jak bym opowiadała Ci o czymś, gdy siedzisz tuż obok mnie, wtedy nie ma czasu na poprawki, bo słowo już poleciało.

            Na zadany temat o wiele trudniej się pisze, zwłaszcza gdy się jest takim leniem jak ja.:)
            W każdym razie czekam na Twoje kolejne teksty o filmach i o komiksie.:)
            O muzie, mojej ukochanej, ja, ale jeszcze nie teraz.:)

          • A która to taka ukochana?
            Pytam, bo niewiele jest rzeczy, których NIE słucham, ale z drugiej strony na rynku taka rozmaitość, że trudno wszystkiego wysłuchać.

          • Nie pytaj o to tu i teraz, bo
            Nie pytaj o to tu i teraz, bo to Twój wątek o filmie Tarantino.:) Odpowiem zatem najkrócej jak się da. Wszystko oprócz disco, łącznie z tym w polu, trans, rap, hip hop, większość popu. Wszystko zależy od nastroju. Margines ogromny. Od klasycznej do metalu. Dyżurnie określam się, bez wchodzenia w szczegóły jako fanka rocka. Jestem nią.:) Lubisz Floydów i Dżem to już jesteś moim przyjacielem, nawet jeśli głosowałeś na LPR.:) 😉

          • Oj
            to faktycznie do innego wątku, bo dziwnie jestem spokojny, że tu zaraz by się nam zrobił jednozgłoskowiec. Tylko mogę powiedzieć cztery słowa na podsumowanie ostatniego tygodnia: Chickenfoot, Vollenweider, Perpetuum Jazzile. (i tak na zmianę. Wskazówka – ostatnią rzecz znajdziesz np. tutaj). I niestety dobranoc, jutro robota czeka : (

          • Dobranoc.:) Mam szczęście?,
            Dobranoc.:) Mam szczęście?, że moja robota przy kompie i nie koniecznie z rana? Liczę na dalszą wymianę fascynacji muzycznych. Sporo z moich ulubionych to sugestie tych, którzy znali. a ja nie.:)

  10. Bardzo lubię filmy Tarantino.

    Bardzo lubię filmy Tarantino. Jak ktoś tak wyglądający miałby nie bawić się kinem? Jest przesiąknięty magią kina od zawsze. Zachłysnął się nim jeszcze w łonie matki. Na szczęście także dla mnie, odkrył już jako 18-latek, że kino porno go nie kręci.

    Przygoda z filmami Tarantino zaczęła się dla mnie od Pulp Fiction. Potem już poleciało. Jego najnowszego dzieła nie widziałam. Po Twojej recenzji wiem, że MUSZĘ zobaczyć.

     

     

     

     

    • Mam nadzieję, że nie popsułem Ci smaku.
      Ale tak jak napisałem, QT bawi się konwencjami tak, że wyrobiony widz od razu wie, co zaraz będzie. Więc może nie będzie najgorzej.

      Żeby było śmieszniej, ja nie mogę powiedzieć, że lubię Tarantino, tzn. są jego filmy, których nie rozumiem i nie znoszę (np. “Pulp Fiction” – jako tako trawię tylko wątek z Brucem Willisem). Ale ten ostatni… tak naprawdę ośmiesza wojnę, nazistów i nie oszczędza też drugiej strony. W sumie dorola miała sporo racji.

      • Na tym też polega magia jego
        Na tym też polega magia jego kina. Wszyscy mamy inne odczucia wychodząc z kina, często myśląc, że już nigdy więcej, i lecimy jak ćmy do światła, żeby przekonać się w najgorszym razie, że nie było warto.:)

        Nie wiem czy jestem wyrobionym widzem, ale film zobaczę, chociażby po to, żeby wyrobić sobie swoje własne zdanie na jego temat.:)

        PS: Przydałby się tu wątek o kinie i o mojej ukochanej od zawsze muzie, też. Portal zdominowała polityka i tematy okołopolityczne.

          • Powolutku, nie tak prędko:))
            Powolutku, nie tak prędko:)) O jerzykach to tak samo się pisało, jak samo grzmi i samo się błyska. To, co skleciłam czytam dopiero po kliknięciu w Zapisz, tak jak bym opowiadała Ci o czymś, gdy siedzisz tuż obok mnie, wtedy nie ma czasu na poprawki, bo słowo już poleciało.

            Na zadany temat o wiele trudniej się pisze, zwłaszcza gdy się jest takim leniem jak ja.:)
            W każdym razie czekam na Twoje kolejne teksty o filmach i o komiksie.:)
            O muzie, mojej ukochanej, ja, ale jeszcze nie teraz.:)

          • A która to taka ukochana?
            Pytam, bo niewiele jest rzeczy, których NIE słucham, ale z drugiej strony na rynku taka rozmaitość, że trudno wszystkiego wysłuchać.

          • Nie pytaj o to tu i teraz, bo
            Nie pytaj o to tu i teraz, bo to Twój wątek o filmie Tarantino.:) Odpowiem zatem najkrócej jak się da. Wszystko oprócz disco, łącznie z tym w polu, trans, rap, hip hop, większość popu. Wszystko zależy od nastroju. Margines ogromny. Od klasycznej do metalu. Dyżurnie określam się, bez wchodzenia w szczegóły jako fanka rocka. Jestem nią.:) Lubisz Floydów i Dżem to już jesteś moim przyjacielem, nawet jeśli głosowałeś na LPR.:) 😉

          • Oj
            to faktycznie do innego wątku, bo dziwnie jestem spokojny, że tu zaraz by się nam zrobił jednozgłoskowiec. Tylko mogę powiedzieć cztery słowa na podsumowanie ostatniego tygodnia: Chickenfoot, Vollenweider, Perpetuum Jazzile. (i tak na zmianę. Wskazówka – ostatnią rzecz znajdziesz np. tutaj). I niestety dobranoc, jutro robota czeka : (

          • Dobranoc.:) Mam szczęście?,
            Dobranoc.:) Mam szczęście?, że moja robota przy kompie i nie koniecznie z rana? Liczę na dalszą wymianę fascynacji muzycznych. Sporo z moich ulubionych to sugestie tych, którzy znali. a ja nie.:)

  11. Bardzo lubię filmy Tarantino.

    Bardzo lubię filmy Tarantino. Jak ktoś tak wyglądający miałby nie bawić się kinem? Jest przesiąknięty magią kina od zawsze. Zachłysnął się nim jeszcze w łonie matki. Na szczęście także dla mnie, odkrył już jako 18-latek, że kino porno go nie kręci.

    Przygoda z filmami Tarantino zaczęła się dla mnie od Pulp Fiction. Potem już poleciało. Jego najnowszego dzieła nie widziałam. Po Twojej recenzji wiem, że MUSZĘ zobaczyć.

     

     

     

     

    • Mam nadzieję, że nie popsułem Ci smaku.
      Ale tak jak napisałem, QT bawi się konwencjami tak, że wyrobiony widz od razu wie, co zaraz będzie. Więc może nie będzie najgorzej.

      Żeby było śmieszniej, ja nie mogę powiedzieć, że lubię Tarantino, tzn. są jego filmy, których nie rozumiem i nie znoszę (np. “Pulp Fiction” – jako tako trawię tylko wątek z Brucem Willisem). Ale ten ostatni… tak naprawdę ośmiesza wojnę, nazistów i nie oszczędza też drugiej strony. W sumie dorola miała sporo racji.

      • Na tym też polega magia jego
        Na tym też polega magia jego kina. Wszyscy mamy inne odczucia wychodząc z kina, często myśląc, że już nigdy więcej, i lecimy jak ćmy do światła, żeby przekonać się w najgorszym razie, że nie było warto.:)

        Nie wiem czy jestem wyrobionym widzem, ale film zobaczę, chociażby po to, żeby wyrobić sobie swoje własne zdanie na jego temat.:)

        PS: Przydałby się tu wątek o kinie i o mojej ukochanej od zawsze muzie, też. Portal zdominowała polityka i tematy okołopolityczne.

          • Powolutku, nie tak prędko:))
            Powolutku, nie tak prędko:)) O jerzykach to tak samo się pisało, jak samo grzmi i samo się błyska. To, co skleciłam czytam dopiero po kliknięciu w Zapisz, tak jak bym opowiadała Ci o czymś, gdy siedzisz tuż obok mnie, wtedy nie ma czasu na poprawki, bo słowo już poleciało.

            Na zadany temat o wiele trudniej się pisze, zwłaszcza gdy się jest takim leniem jak ja.:)
            W każdym razie czekam na Twoje kolejne teksty o filmach i o komiksie.:)
            O muzie, mojej ukochanej, ja, ale jeszcze nie teraz.:)

          • A która to taka ukochana?
            Pytam, bo niewiele jest rzeczy, których NIE słucham, ale z drugiej strony na rynku taka rozmaitość, że trudno wszystkiego wysłuchać.

          • Nie pytaj o to tu i teraz, bo
            Nie pytaj o to tu i teraz, bo to Twój wątek o filmie Tarantino.:) Odpowiem zatem najkrócej jak się da. Wszystko oprócz disco, łącznie z tym w polu, trans, rap, hip hop, większość popu. Wszystko zależy od nastroju. Margines ogromny. Od klasycznej do metalu. Dyżurnie określam się, bez wchodzenia w szczegóły jako fanka rocka. Jestem nią.:) Lubisz Floydów i Dżem to już jesteś moim przyjacielem, nawet jeśli głosowałeś na LPR.:) 😉

          • Oj
            to faktycznie do innego wątku, bo dziwnie jestem spokojny, że tu zaraz by się nam zrobił jednozgłoskowiec. Tylko mogę powiedzieć cztery słowa na podsumowanie ostatniego tygodnia: Chickenfoot, Vollenweider, Perpetuum Jazzile. (i tak na zmianę. Wskazówka – ostatnią rzecz znajdziesz np. tutaj). I niestety dobranoc, jutro robota czeka : (

          • Dobranoc.:) Mam szczęście?,
            Dobranoc.:) Mam szczęście?, że moja robota przy kompie i nie koniecznie z rana? Liczę na dalszą wymianę fascynacji muzycznych. Sporo z moich ulubionych to sugestie tych, którzy znali. a ja nie.:)

  12. Bardzo lubię filmy Tarantino.

    Bardzo lubię filmy Tarantino. Jak ktoś tak wyglądający miałby nie bawić się kinem? Jest przesiąknięty magią kina od zawsze. Zachłysnął się nim jeszcze w łonie matki. Na szczęście także dla mnie, odkrył już jako 18-latek, że kino porno go nie kręci.

    Przygoda z filmami Tarantino zaczęła się dla mnie od Pulp Fiction. Potem już poleciało. Jego najnowszego dzieła nie widziałam. Po Twojej recenzji wiem, że MUSZĘ zobaczyć.

     

     

     

     

    • Mam nadzieję, że nie popsułem Ci smaku.
      Ale tak jak napisałem, QT bawi się konwencjami tak, że wyrobiony widz od razu wie, co zaraz będzie. Więc może nie będzie najgorzej.

      Żeby było śmieszniej, ja nie mogę powiedzieć, że lubię Tarantino, tzn. są jego filmy, których nie rozumiem i nie znoszę (np. “Pulp Fiction” – jako tako trawię tylko wątek z Brucem Willisem). Ale ten ostatni… tak naprawdę ośmiesza wojnę, nazistów i nie oszczędza też drugiej strony. W sumie dorola miała sporo racji.

      • Na tym też polega magia jego
        Na tym też polega magia jego kina. Wszyscy mamy inne odczucia wychodząc z kina, często myśląc, że już nigdy więcej, i lecimy jak ćmy do światła, żeby przekonać się w najgorszym razie, że nie było warto.:)

        Nie wiem czy jestem wyrobionym widzem, ale film zobaczę, chociażby po to, żeby wyrobić sobie swoje własne zdanie na jego temat.:)

        PS: Przydałby się tu wątek o kinie i o mojej ukochanej od zawsze muzie, też. Portal zdominowała polityka i tematy okołopolityczne.

          • Powolutku, nie tak prędko:))
            Powolutku, nie tak prędko:)) O jerzykach to tak samo się pisało, jak samo grzmi i samo się błyska. To, co skleciłam czytam dopiero po kliknięciu w Zapisz, tak jak bym opowiadała Ci o czymś, gdy siedzisz tuż obok mnie, wtedy nie ma czasu na poprawki, bo słowo już poleciało.

            Na zadany temat o wiele trudniej się pisze, zwłaszcza gdy się jest takim leniem jak ja.:)
            W każdym razie czekam na Twoje kolejne teksty o filmach i o komiksie.:)
            O muzie, mojej ukochanej, ja, ale jeszcze nie teraz.:)

          • A która to taka ukochana?
            Pytam, bo niewiele jest rzeczy, których NIE słucham, ale z drugiej strony na rynku taka rozmaitość, że trudno wszystkiego wysłuchać.

          • Nie pytaj o to tu i teraz, bo
            Nie pytaj o to tu i teraz, bo to Twój wątek o filmie Tarantino.:) Odpowiem zatem najkrócej jak się da. Wszystko oprócz disco, łącznie z tym w polu, trans, rap, hip hop, większość popu. Wszystko zależy od nastroju. Margines ogromny. Od klasycznej do metalu. Dyżurnie określam się, bez wchodzenia w szczegóły jako fanka rocka. Jestem nią.:) Lubisz Floydów i Dżem to już jesteś moim przyjacielem, nawet jeśli głosowałeś na LPR.:) 😉

          • Oj
            to faktycznie do innego wątku, bo dziwnie jestem spokojny, że tu zaraz by się nam zrobił jednozgłoskowiec. Tylko mogę powiedzieć cztery słowa na podsumowanie ostatniego tygodnia: Chickenfoot, Vollenweider, Perpetuum Jazzile. (i tak na zmianę. Wskazówka – ostatnią rzecz znajdziesz np. tutaj). I niestety dobranoc, jutro robota czeka : (

          • Dobranoc.:) Mam szczęście?,
            Dobranoc.:) Mam szczęście?, że moja robota przy kompie i nie koniecznie z rana? Liczę na dalszą wymianę fascynacji muzycznych. Sporo z moich ulubionych to sugestie tych, którzy znali. a ja nie.:)