Reklama

Choć mam zaledwie 21 lat przeżyłem reformę walutową. Na dowód mogę pokazać do dziś widoczne blizny. Byłem wtedy mały więc łatwo pogodziłem się z utratą statusu dziedzica milionerów.

Choć mam zaledwie 21 lat przeżyłem reformę walutową. Na dowód mogę pokazać do dziś widoczne blizny. Byłem wtedy mały więc łatwo pogodziłem się z utratą statusu dziedzica milionerów. Niewiele z tamtych czasów pamiętam, ale utkwiło mi w pamięci pewne wydarzenie.

Kiedyś z mamą poszliśmy złożyć dary ze swoich świeżo zdenominowanych pieniędzy jednemu z pierwszych supermarketów. Był tam taki dziwny kasjer, który, sądząc po zachowaniu musiał skorzystać z otwarcia na „Zachód” i zakupić nieco zielonego towaru. Czemu tak sądzę? Otóż kiedy starsza pani, poproszona o zapłacenie 6 złotych 43 groszy za zakupy dała mu banknot dwudziestozłotowy, kasjer roześmiał się na cały sklep. -Uwielbiam klientów z abstrakcyjnym poczuciem humoru, ale żeby tak często powtarzać ten sam żart?-powiedział dziwny kasjer. –Już któryś raz kiedy proszę o jakąś drobną sumę, dowcipni klienci wręczają mi banknot o nominale wielokrotnie wyższym!-krzyknął. To skierowało me dziecięce myśli na tereny związane z ekonomią i finansami.

Reklama

Tak, tak już jako mały szkrab w wyobraźni przemierzałem mroczne hale fabryczne, gdzie w pocie czoła kapitalista zarządzał swoim majątkiem, ustawicznie rujnowanym i alienowanym przez krnąbrność proletariuszy. Miałem też sporo książek historycznych- kurcze kiedyś to mieli pieniądze- za Batorego dukat składał się z około 56 groszy, talar z 35 groszy,grosz z 3 szelągów, szeląg z 18 denarów, denar był 1/18 grosza więc półgrosz składał się z 9 denarów. Wtedy to można było pokrętne promocje robić!!! Prosiak za talara, oszczędzasz 60 denarów! Kopa jaj plus tuzin mendli gratis za jedyne 75 szelągów. Wtedy to trzeba było mieć się na baczności idąc na zakupy bez kalkulatora, a Wy mówicie że supermarkety was oszołamiają.

Wiedzę ekonomiczną zdobywałem po łebkach, przeskakując z epoki na epokę. I tak na przykład dowiedziałem się że obecnie duże zyski przynosi handel narkotykami natomiast Gdańsk wzbogacił się na handlu polskim zbożem. Łatwo połączyłem oba fakty w swym dorastającym umyśle. A co jeśli w Gdańsku zboże było tylko przykrywką dla handlu narkotykami, lub jeśli co dziwniejsze współczesny handel narkotykami jest przykrywką dla handlu zbożem???

W ten oto sposób nie zostałem co prawda ekonomistą, lecz człowiekiem stawiającym dziwne pytania-„filozofem”… A mama ostrzegała: „Nie czytaj tych głupot bo zdurniejesz, idź lepiej Yattamana oglądać jak twoi koledzy” Swoją drogą Yattaman też był jakiś dziwny, ale mniejsza z tym. Wróćmy do filozofów. Jak to jest być jednym z nich, zapytacie? Otóż filozof dużo myśli. Myśli tak długo że nie ma czasu się golić i rośnie mu długa broda. Zresztą wielu filozofów gardzi taką błahostką jak zadbany wygląd. Broda rośnie i rośnie, z czasem staje się tak długa, że dosięga właśnie „tych” okolic. I co wtedy może zrobić filozof? Przywiązuje swojego małego do końca brody i przy każdym ruchu głową w górę… no wiecie co… Ale bycie filozofem to nie tylko plusy pozytywne. Są też negatywne-wyobraźcie sobie typowego filozofa na zakupach. Mijając piękne panie na reklamach myśli o patriarchacie i marności życia. Warząc banany deliberuje nad aproksymacyjną teorią prawdy. Często zapomina kupić pietruszkę do rosołu, bo akurat jego myśli zaprzątał spór o uniwersalia. Gorzej gdy nasz bohater, podobnie jak klienci kasjera, wykazuje się abstrakcyjnym poczuciem humoru, a do tego podobnie jak kasjer rozmiękcza się jego rzeczywistość. Podchodząc do kasy musi czuć to charakterystyczne mrowienie w kostkach, jakby zaraz miały zostać dotkliwie zranione. Wystrzega się nawet najmniejszej myśli o tańszych produktach u konkurencji. ON WIE!!! Gdy głośno wspomni znajomemu o tym, że coś gdzieś widział na promocji w jakimś innym sklepie, oczami wyobraźni dostrzega wynurzający się spod sklepowej półki wąski, zębaty psyk. Tak moi drodzy! Filozofowie już dawno odnotowali zatrważający fakt, że w pewnej sieci sklepów grasuje mityczny Gawial, który tylko czeka aż ktoś odważy się odłożyć towar na półkę z myślą o zakupie tańszego u konkurencji. Wtedy Gawial takiego delikwenta łapie pyskiem za kostki, odgryza stopy, on pada na ziemię i z poziomu parteru Gawial karci go swym bazyliszkowym wzrokiem. Jak można żyć z taką świadomością zapytacie? Jak odreagować ten stres po zakupach? Nie raz widziałem brodatych jegomości, z wyrazem obłąkania na twarzy, podbiegających do matek z dziećmi. Dotkliwie kopią wtedy dziecko, a na wyrazy dezaprobaty ze strony matek odpowiadają: WALKA POKOLEŃ!!!

Wielu z tego typu jegomości spotyka się następnie ,niczym w gaju Akademosa, w specjalnym zakładzie, gdzie następuje koncentracja ich filozoficznych zdolności i niczym na starożytnej agorze zaginają czasoprzestrzeń. Docierają wtedy do wiedzy pierwotnej która mówi, że na Krakowskim Głównym Rynku znajduje się punkt zero, tzw. „Pępek”, który w istocie jest zaginioną czakrą Krzysztofa Kononowicza. Stamtąd mroczny Krzysztof miał zamiar zniknąć i sprawić by niczego nie było. I udało mu się, czy bowiem widzieliście kiedykolwiek Kononowicza na Rynku? Nie? Bo mu się udało zniknąć stamtąd właśnie. W ostatniej chwili jednak w zniknięciu reszty znanego świata przeszkodzili mu Szwedzi ,dzięki powołaniu do życia VI Rzeszy. Jednak wiedza ta jest zbyt ezoteryczna i czytelnik nie jest jeszcze na nią przygotowany. Powróćcie gdy zrozumiecie do czego bezzębnym bobrom przydałyby się małe mechaniczne piły.

And Now for Something Completely Different
Image Hosted by ImageShack.us

Reklama

5 KOMENTARZE