Reklama

Znacie to uczucie pustki po utracie kogoś bliskiego? A tę naglącą potrzebę owej pustki zapełnienia?

Znacie to uczucie pustki po utracie kogoś bliskiego? A tę naglącą potrzebę owej pustki zapełnienia?
Ledwie stracisz partnera, a już szukasz zmiennika. Kobieta, po utracie męża, szuka kolejnego nie zwracając uwagi na fakt, że ten następny jest już zagospodarowany przez inną niewiastę. Podobnie mężczyźni, tyle że oni nie trzymają się zasad – po utracie żony kręgu zainteresowań nie ograniczają do cudzych połowic i wychodzą z poszukiwaniami poza stan zamężny lokując uczucia również wśród panienek, rozwódek i wdów. Ta niezbyt starannie kultywowana przez panów pryncypialność procentuje dając większą szansę wypełnienia pustki po utracie.
Zaprawdę powiadam wam, brak zasad otwiera w życiu nieporównanie większe możliwości.
Pustkę pozostawił po sobie również nasz Autyk. Na szczęście zmarł w takim wieku, że Mongołka mogła jeszcze pomyśleć o wypełnieniu bolesnej luki. Gdyby partner był pod ręką, sprawa byłaby prosta. Miała niezawodny sposób by go skusić na małżeńskie pieszczoty. Czapka z soboli – i Wędkarz wiądł jak róża trzymana w occie spirytusowym.
Pech chciał, że ojciec, z tej rozpaczy po utracie syna, pojechał nad swoją ukochaną rzekę do Mongolii. I wędkował, ale już po nowemu, bo Mongolia również weszła na szybką ścieżkę rozwoju. Chwytanie ryb ograniczało się do wrzucenia granatu do wody. Połowy były nieporównanie bardziej obfite, często tak duże, ze śnięty odłów trzeba było wypuścić na powrót do wody.
Mongołka zaczęła słać do małżonka miłosne listy dołączając do nich swoje zdjęcia, w czapce z soboli oczywiście. Jednak lata robią swoje i Wędkarz już tak emocjonalnie nie reagował na te miłosne prowokacje. Nie, żeby był zupełnie nieczuły. Był, ale wystarczyło mu zwyczajne pozbycie sie plemników, bez współudziału małżonki. O czym, nie bez dumy, ją informował. Biedna kobieta, będąc w przymusowej sytuacji, postanowiła ten zrzut plemników wykorzystać do zapłodnienia in vitro. Poinformowany o tym zamiarze Wędkarz zaczął słać do kraju niezupełnie puste koperty, partnerka znajdowała w nich dobrze zakonserwowane w miodzie plemniki.
I tak, domowym sposobem, doszło do kolejnego zapłodnienia.
Już podczas ciąży matka wiedziała, że to będzie córka i że, po mamusi, kruczowłosa piękność o wschodnich rysach twarzy.
A włosy płód miał przepiękne. Gęste i długie. Jak to u Mongołów. I te włosy, tak gdzieś ok 6 miesiąca ciąży, zaczęły się wysnuwać na zewnątrz.
Mongołka, jak każda matka, mogła z braku czasu nie zadbać o swoje owłosienie, ale nigdy by nie zaniedbała fryzury nienarodzonego dziecka. Myła, czesała, zaplatała w warkocze, wplatała wstążki. Przy okazji tych zabiegów i sama coś tam, coś tam skorzystała. Ubolewając w duchu, że Wędkarz jej nie widzi, takiej oddanej.
Wielkimi krokami zbliżał się termin porodu, a tatko nie wracał, jakoś. Mongołka postanowiła poczekać te kilkanaście dni. Wiedziała, że powracający ma kłopoty na granicy, nie widziała natomiast jaki był ich powód. A był prosty, Pan Mąż chciał przeszmuglować kolejną, nieocloną Mongołkę. No i celnicy go drapnęli. A ponieważ kontrabanda była wyjątkowej urody, uznano ją za dzieło sztuki i odesłano Wędkarza po pozwolenie do ichniego ministra kultury.
Minister jak to minister ( wszędzie i wszyscy po jednych pieniądzach) dzieło zawłaszczył i Wędkarz powrócił był, jako był wyjechał – singlowo.
W czasie gdy stęskniony małżonek opowiadał swoje wędkarskie przygody, Mongołka urodziła.
Rany boskie, jakie to było śliczne dziecko! A jakie rezolutne. Wiadomo, dziewczynka.
I jakie miała mądre oczy… Tymi oczyma patrzyła na swego in vitro ojca czule i cierpliwie aż do momentu, gdy zmuszona była zakończyć jego przechwałki słowami: „Mógłbyś tatusiu przerwać swoja opowieść? Chciałabym wycałować mamusię, a ty mnie rozpraszasz.”
I zwrot ten, przetłumaczywszy go wpierw na mongolski, powtórzyła matce.
Rodzice nowo narodzonej, z uwagi na pamięć po zmarłym synu, nazwali córkę Siostraautyka. Takie imię wpisano w dokumentacji szpitala i takie też imię poszło do NFZ, do refundacji.
Zauważyliście zapewne, że takim zwyczajnym dzieckiem to ona nie była. Ta nadzwyczajność objawiła się już, gdy dziewczynka miała 2 lata. Jeszcze na oczy konia nie widziała, a już była doskonałą amazonką. Zupełnie jak nasi ministrowie – nie ma o niczym pojęcia, a ministrem jest. Pewnie tacy genialni po matce Mongołce, ale żeby aż tylu?
Ponieważ zaczyna mnie ściągać na tematy polityczne, pozwolę sobie zakończyć niniejsze wypracowanie dokładnie w tym miejscu, w którym zakończyłam, obiecując, że w przyszłym wypracowaniu podejmę watek również dokładnie od tego samego miejsca.
Wesołych Świąt.

Reklama
Reklama

12 KOMENTARZE

  1. Znam to uczucie po utracie
    Znam to uczucie po utracie kogoś bliskiego. Co do co popotem, to…co ma być, to i będzie. Co do mężczyzn zagospodarowanych to u mnie na wsi mówią: Do żonatego nawet z widłami nie podchodź! I tego się trzymam.:)

    Już polubiłam Siostręautyka i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy nastąpi.:)

    Wesołych.:))

  2. Znam to uczucie po utracie
    Znam to uczucie po utracie kogoś bliskiego. Co do co popotem, to…co ma być, to i będzie. Co do mężczyzn zagospodarowanych to u mnie na wsi mówią: Do żonatego nawet z widłami nie podchodź! I tego się trzymam.:)

    Już polubiłam Siostręautyka i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy nastąpi.:)

    Wesołych.:))

  3. No, to rozumiem!
    Bardzo dobrze, jeżeli chodzi o bycie amazonką, to akurat naród mongolski ma to w genach, sam widziałem dzieciaki jeszcze niechodzące, ale już dosiadające konia. Więc rzecz jest absolutnie wiarygodna. Zupełnie jak… No właśnie, takiej osoby chyba nie ma. Ale ponieważ mnie w komentarzu zaczyna ściągać w stronę polityki, też chyba skończę… Ale róg trzymam i obserwuję uważnie!

  4. No, to rozumiem!
    Bardzo dobrze, jeżeli chodzi o bycie amazonką, to akurat naród mongolski ma to w genach, sam widziałem dzieciaki jeszcze niechodzące, ale już dosiadające konia. Więc rzecz jest absolutnie wiarygodna. Zupełnie jak… No właśnie, takiej osoby chyba nie ma. Ale ponieważ mnie w komentarzu zaczyna ściągać w stronę polityki, też chyba skończę… Ale róg trzymam i obserwuję uważnie!