Reklama

Już się ucieszyłem, że jeszcze dziś i jeszcze jutro i będzie koniec.

Już się ucieszyłem, że jeszcze dziś i jeszcze jutro i będzie koniec. Naprawdę, nie mam żalu, do więcej niż tygodniowej żałoby, no bo niby jak inaczej miało to „technicznie” być rozwiązane. Wszyscy mamy dość, no może nie wszyscy, tylko wielu, ale jak inaczej to miało wyglądać, stało się w sobotę, uroczystości w następną sobotę i to nie było żółwie tempo, tylko szaleństwo w przygotowaniach. Co innego można było zrobić? Poślizg w żałobie, powiedzmy od środy, żeby nie było za długo? Nawet mi się nie chce wyobrażać jedności narodowej przy takiej decyzji. Przerwę na papierosa? Między środą i piątkiem? Każdego z nas ciągnie do krytyki, mnie to nawet bardziej niż innych, jednak w tym tragicznym wielodniowym żałobnym dekrecie nie widzę luk. Inaczej się nie dało i chociaż już ciężko w tym wytrwać, krytykę raczej sobie trzeba darować. Nie całą, tylko krytykę decyzji, bo już po tym co się dzieje w mediach można sobie pojechać, tylko czy na pewno? Też chyba nie do końca, raczej „Nagiej broni”, czy nawet „Jak rozpętałem II WŚ” spodziewać się trudno. Może trochę mniej gadających głów, z drugiej strony czym wypełnić czas antenowy? Rozumiem, wybaczam. Zatem ucieszyłem się, że to już jutro koniec i gdy wyraziłem tę radość w gronie rodzinnym, rzuciły się na mnie kobiety. Kobiety zawsze tak robią jak mnie widzą, ale tym razem rzuciły się nie sobą, rzuciły komunikatami. Koniec żałoby i owszem, koniec uroczystości żałobnych w żadnym razie. Wiem już o pogrzebie w poniedziałek, o pogrzebie w środę i wiem, że ciągle nie wiem kiedy zostaną odnalezione ostatnie ciała.

Reklama

Przykro mi i musze to powiedzieć, to jeszcze nie koniec, to jeszcze co najmniej tydzień i oby tylko tydzień. No i co? No i nic, identycznie jak z tym mijającym tygodniem, nie widzę tu ratunku na przyszły tydzień, nie mam pomysłu jak to przeżyć. Kolejny tydzień na czarno, w tym samym klimacie, nie będzie łatwo, ale tak sobie myślę, że przejdę z boku, bo przecież nie ma żadnego obowiązku odnieść się do wydarzeń, które dla mnie są męczące, ale dla wielu nie do zniesienia. Wśród tych wielu są rodziny, pomóc im nie potrafię, to chociaż obiecuję, że zamknę gębę i nie będę zakłócał bólu, starając się słowa dotrzymać. Żalić się na to, że żałoba i że smutno nie ma sensu, co nie znaczy, że trzeba się godzić ze wszystkimi konsekwencjami smutku. Trzeba uszanować cudze cierpienie i nie zapominać o własnym unikaniu tragedii. Z dniem poniedziałkowym przestaję zajmować się traumą, zaczynam podgrzewać pod kociołkiem polskiego piekła. Mnie zajmują żywi i to jakie plany będą mieli wobec mnie. Jest takie głupie słowo, które ładnie brzmi: „labilność”, ono oznacza tyle, że ma się mieszane uczucia i ja strasznie jestem labilny. Jednego dnia boję się Kaczyńskiego, drugiego Tuska, najbardziej boję się matołów od Kaczyńskiego i Tuska. Przepraszał nie będę, ani za słowa, ani za podejście, bo ja już wiem, że żadnego cudu nie będzie. Zacznie się, że policjanci wyszli na ulice i dobrze zarabiające pielęgniarki wracają z Irlandii. Zacznie się, że odzyskaliśmy Wawel i kto zabił Lecha Kaczyńskiego, a na pewno nie będzie to ILS. Zacznie się, że na wschodzie mieszkają głupki, a na ziemiach odzyskanych sami młodzi i wykształceni. Ucha do radia nastawiać będą i nocą czuwać, a na łamach wyborczych światłą Europę Polonezem ścigać.

W tym wszystkim będzie trudniej się odnaleźć niż z dwoma tygodniami smutku, dlatego nic z tego, wszystkie moje oczy na tych co będą mieli ambicję życie mi układać. W tym naszym kraju zmienia się wszystko w pół dnia i wcale się nie będę wstydził zmieniać swój stosunek do tego co się dzieje, ponieważ do swojego zdania to ja jestem przywiązany średnio, do swojego życia bardzo. Rad udzielał nie będę, nawet do niczego nie mam zamiaru nawoływać i o pomoc prosić, niemniej chętnie wysłucham spostrzeżeń i diagnoz, bo i tego się nie wstydzę, że nie wiem co będzie. Zgaduję jak potrafię, dzielę się zgadywaniem, ale tak prawdę mówiąc, wolałbym więcej chybić niż trafić. Szczęście w tym wszystkim jest jedno, to już za dwa miesiące będzie wiadomo co się stanie, jeszcze nie będzie wiadomo co się stało, ale co się stanie to będzie jasne. Potem wystarczy dwa miesiące, aby zobaczyć co się stało i tego właśnie boję się najbardziej, przez to jestem labilny. Jak się tak w kupę zbierzemy i wszyscy będziemy kiwać w przeciwnych kierunkach, to może na różnych częstotliwościach od razu wszystko nie pieprznie. Różnorodności się nie boję, jak zwykle tego samego się boje, że głupio będzie, że Rydzyk, że Michnik, że kaczyzm, że Niemiec z Kaszub.

Reklama

22 KOMENTARZE

  1. Dzień dobry MK
    Boję się symboli, zawsze budziły we mnie lęk. Nie odmawiam nikomu prawa do symbolu, ale proszę o wzajemność, a z doświadczenia mi wiem, że proszę na Berdyczów. Jeszcze bardziej boję się strażników symbolu i “testamentu”, który za chwilę pewnie się znajdzie. Boję się romantycznego zauroczenia symbolem, który nas podzieli na długo albo na amen. Adaśko, choć romantyk, pisał, że “trzeba z żywymi naprzód iść”, ale kto by się tym przejmował.
    Pozdrawiam.

  2. Dzień dobry MK
    Boję się symboli, zawsze budziły we mnie lęk. Nie odmawiam nikomu prawa do symbolu, ale proszę o wzajemność, a z doświadczenia mi wiem, że proszę na Berdyczów. Jeszcze bardziej boję się strażników symbolu i “testamentu”, który za chwilę pewnie się znajdzie. Boję się romantycznego zauroczenia symbolem, który nas podzieli na długo albo na amen. Adaśko, choć romantyk, pisał, że “trzeba z żywymi naprzód iść”, ale kto by się tym przejmował.
    Pozdrawiam.

  3. Ja Hrabini
    Przepraszam że na temat. Widzy że si rozwija poetyczność ,toi sieja pochwale,co ja przed laty była rewalucyjni popełniłła.

    Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
    obca dłoń ich też nie przekreśli,
    ale krwi nie odmówi nikt:
    wysączymy ją z piersi i z pieśni.
    Cóż, że nieraz smakował gorzko
    na tej ziemi więzienny chleb?
    Za tę dłoń podniesioną nad Polską
    – kula w łeb!

    Pani Hrabino , Jaśnie Pani ,Dobrodziejko.

    Czego kciał ,Bartoszko ,a ? Ni widzi że artykuł smaruji, a ?

    Widze widze ,tylko że to napisał niejaki Władysław Broniewski,prosze spojrzeć tu do tomiku….

    Rzeczywista toczka w toczke tak samu,ale kiedy On odemni to zerżnął był , a ?

  4. Ja Hrabini
    Przepraszam że na temat. Widzy że si rozwija poetyczność ,toi sieja pochwale,co ja przed laty była rewalucyjni popełniłła.

    Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
    obca dłoń ich też nie przekreśli,
    ale krwi nie odmówi nikt:
    wysączymy ją z piersi i z pieśni.
    Cóż, że nieraz smakował gorzko
    na tej ziemi więzienny chleb?
    Za tę dłoń podniesioną nad Polską
    – kula w łeb!

    Pani Hrabino , Jaśnie Pani ,Dobrodziejko.

    Czego kciał ,Bartoszko ,a ? Ni widzi że artykuł smaruji, a ?

    Widze widze ,tylko że to napisał niejaki Władysław Broniewski,prosze spojrzeć tu do tomiku….

    Rzeczywista toczka w toczke tak samu,ale kiedy On odemni to zerżnął był , a ?

  5. Dobry wieczór młotku
    Odwołali przyjazdy, bo wulkan znowu się uaktywnił, nie robiłabym z tego problemu.

    Co do przyczyn katastrofy, to gdzieś widziałam animację zgodą z cytowanym opisem. Tak pewnie mogło być, trzeba czekać na publikację danych z rejestratorów.

    Pozdrawiam

  6. Dobry wieczór młotku
    Odwołali przyjazdy, bo wulkan znowu się uaktywnił, nie robiłabym z tego problemu.

    Co do przyczyn katastrofy, to gdzieś widziałam animację zgodą z cytowanym opisem. Tak pewnie mogło być, trzeba czekać na publikację danych z rejestratorów.

    Pozdrawiam

  7. W jednym miejscu mi nie styka
    W jednym miejscu mi nie styka – te “dwa wzgórza”. Z tego, co znalazłem w necie na ten temat, wynika raczej, że na podejściu do pasa jest obniżenie terenu, płytki wąwóz, za którym teren się już tylko wznosi do pasa, nie obniża (a wcześniej jeszcze jedno takie obniżenie) – proszę bardzo link do zdjęcia z naniesionym profilem terenu http://www.i-by.ru/1004/pofil2.jpg (nie będę wklejać, bo duża fota, sugeruję raczej otworzyć w osobnej zakładce). Czyli NIE BYŁO potrzeby “przeskakiwania wzgórza” tuż przed pasem, raczej odwrotnie – pilot powinien był (tak, wiem, że to się tak łatwo pisze, zwłaszcza kompletnemu laikowi i po fakcie) pamiętać, żeby za nisko nie schodzić, bo może znaleźć się “w wąwozie”. Tymczasem we mgle zrobił dokładnie to właśnie (=zszedł za nisko), szukając kontaktu wzrokowego z pasem i nie orientując się najwyraźniej, że de facto schodzi PONIŻEJ poziomu pasa. Czytałem również, że był to pilot, który nie pierwszy raz lądował w Smoleńsku, więc nie może być mowy o tym, żeby nie wiedział o tych wąwozach. Najwyraźniej zmyliła go mgła.

    Edit: natomiast nadal nie wiadomo i nawet nie próbuję zgadywać, dlaczego pilot zszedł poniżej bezpiecznego pułapu 100 (wg innych źródeł 120) metrów, z tego, co czytałem, to kiedy na wysokościomierzu pojawia się taka wysokość, a pasa nie widać, to ma obowiązek wiać w górę ile wlezie. Jedno z dwojga, albo wysokościomierz nie pokazywał właściwej wysokości (i tu jest parę możliwości – był zepsuty, źle wyskalowany, etc.), albo pilot był zdeterminowany wylądować tak bardzo, że wiedział o zejściu poniżej 100-120 m, a mimo to nie zastosował procedury ponownego podejścia. I wcale nie uważam, żeby miało to nastąpić na bezpośredni, osobisty rozkaz prezydenta albo “pod presją”, na tym etapie lądowania pasażerowie siedzą przypięci na fotelach i najwyżej różaniec odmawiają.

    To oczywiście tylko hipoteza, mam nadzieję, że z czarnych skrzynek dowiemy się więcej i bliżej prawdy.

  8. W jednym miejscu mi nie styka
    W jednym miejscu mi nie styka – te “dwa wzgórza”. Z tego, co znalazłem w necie na ten temat, wynika raczej, że na podejściu do pasa jest obniżenie terenu, płytki wąwóz, za którym teren się już tylko wznosi do pasa, nie obniża (a wcześniej jeszcze jedno takie obniżenie) – proszę bardzo link do zdjęcia z naniesionym profilem terenu http://www.i-by.ru/1004/pofil2.jpg (nie będę wklejać, bo duża fota, sugeruję raczej otworzyć w osobnej zakładce). Czyli NIE BYŁO potrzeby “przeskakiwania wzgórza” tuż przed pasem, raczej odwrotnie – pilot powinien był (tak, wiem, że to się tak łatwo pisze, zwłaszcza kompletnemu laikowi i po fakcie) pamiętać, żeby za nisko nie schodzić, bo może znaleźć się “w wąwozie”. Tymczasem we mgle zrobił dokładnie to właśnie (=zszedł za nisko), szukając kontaktu wzrokowego z pasem i nie orientując się najwyraźniej, że de facto schodzi PONIŻEJ poziomu pasa. Czytałem również, że był to pilot, który nie pierwszy raz lądował w Smoleńsku, więc nie może być mowy o tym, żeby nie wiedział o tych wąwozach. Najwyraźniej zmyliła go mgła.

    Edit: natomiast nadal nie wiadomo i nawet nie próbuję zgadywać, dlaczego pilot zszedł poniżej bezpiecznego pułapu 100 (wg innych źródeł 120) metrów, z tego, co czytałem, to kiedy na wysokościomierzu pojawia się taka wysokość, a pasa nie widać, to ma obowiązek wiać w górę ile wlezie. Jedno z dwojga, albo wysokościomierz nie pokazywał właściwej wysokości (i tu jest parę możliwości – był zepsuty, źle wyskalowany, etc.), albo pilot był zdeterminowany wylądować tak bardzo, że wiedział o zejściu poniżej 100-120 m, a mimo to nie zastosował procedury ponownego podejścia. I wcale nie uważam, żeby miało to nastąpić na bezpośredni, osobisty rozkaz prezydenta albo “pod presją”, na tym etapie lądowania pasażerowie siedzą przypięci na fotelach i najwyżej różaniec odmawiają.

    To oczywiście tylko hipoteza, mam nadzieję, że z czarnych skrzynek dowiemy się więcej i bliżej prawdy.