Reklama

Pan prezydent podjął kontrrewolucję październikową – mówił w Superstacji Jerzy Baczyński. Rząd do końca roku chce przeprowadzić sto kilkadziesiąt ustaw.

Pan prezydent podjął kontrrewolucję październikową – mówił w Superstacji Jerzy Baczyński. Rząd do końca roku chce przeprowadzić sto kilkadziesiąt ustaw. Większość z nich to projekty komisji Palikota. A więc w gruncie rzeczy proste uregulowania, mające wyeliminować absurdalne przepisy przede wszystkim prawa gospodarczego i administracji. Są jednak także w tej szumnie zapowiadanej rewolucji ustawowej projekty w programie PO kluczowe. Tymczasem szykuje się wielki klops.

Kilka miesięcy temu napisałam, że kończy się pogoda dla Platformy. Chodziło wówczas w pierwszym rzędzie o utratę przez PO przychylności mediów.Większość z nich przybrała ton równego dystansu do dwóch wiodących sił politycznych. Niektóre zaczęły przy tym w sposób mniej lub bardziej zawoalowany promować nowe inicjatywy, na czele z Polską XXI. U tych przychylnych wcześniej rządowi narastało zniecierpliwienie pójściem ekipy Tuska w bezwstydny PR oraz jej nikłymi realnymi dokonaniami. Osobiście patrzyłam ze spokojem na wstrzemięźliwość rządu w produkowaniu projektów ustaw. Nie jestem zwolennikiem tezy jakoby ilość przechodziła w legislacyjną jakość. Wprost przeciwnie. Co więcej, pierwsze ważne przymiarki ustawowe koalicji PO-PSL, na czele z ustawą medialną, udowodniły słuszność porzekadła ludowego, że co nagle to po diable. Jednocześnie dały pretekst lewicy pod przywództwem Napieralskiego do połączenia sił z prawicowym socjalizmem PiS-u i pisowskiego prezydenta. Teraz jednak do naszej polsko-polskiej wojenki wkroczyła nowa jakość.

Reklama

Albowiem tym razem chodzi o rzeczywiście ważne uregulowania prawne, mające pchnąć kraj do przodu. Przygotowane ustawy lub ich założenia są już z grubsza znane. I na ogół zanim jeszcze dotarły do sejmu wszyscy sprzymierzeni głośno krzyczą: NIET!

Na czele październikowej kontrrewolucji kroczy pan prezydent, którego brat namaścił na przywódcę stada. Kryje się za tym głęboka mądrość. Lech Aleksander wrażliwość ma lewicową, czysto socjalistyczną. Odkurzył hasło o przewadze Polski solidarnej nad liberalną, licząc, że populizm popłaca zawsze. A w czasach kryzysu, choćby tylko potencjalnego, tęsknota za socjalistyczną, egalitarną urawniłowką rośnie w cenie. Tak więc zwyżkę szans politycznych pana prezydenta można osiągnąć – wymyślili sobie stratedzy pisowskiego prezydenta – jednocześnie z zasianiem ziarna zwątpienia w gronie tych, w których wiara w dobre intencje Tuska jeszcze nie wygasła. Wystarczy tylko głośno i uporczywie klarować komu tuskowe reformy mają w rzeczywistości służyć. Szkoda czasu, aby dłużej się rozwodzić nad tym, że każde beknięcie pana prezydenta w kwestii przeciwstawienia się zamiarom rządu zostanie stukrotnie wzmocnione przez chór wiernych akolitów z partii jego brata. Tak było, jest i będzie jeszcze bardziej. Na wszelki wypadek nie tylko renegat Dorn nie zostanie na zjazd PiS-u wpuszczony, ale miejsce po zmęczonym przewodzeniem klubem parlamentarnym Przemysławie Edgarze zajmie pewnikiem sam Jarosław. Bo chór musi brzmieć unisono. Naturalnym sojusznikiem w bolszewickim natarciu są związki zawodowe. Natomiast lewicowa opozycja robi wrażenie, że miota się między scyllą poprawności politycznej, jak ją rozumie jej elektorat, czyli nienawiścią do PiS-u, a charybdą socjalistycznych ciągot, także w tym elektoracie wcale żywotnych. Wielce niepewnym sojusznikiem w boju o reformy planowane przez PO jest jej rządowy koalicjant PSL. No i, last but not least, zamysłom Platformy w najmniejszym stopniu nie sprzyja kryzys. O którym mówi się, że podobnego świat nie przeżywał od 80 lat.

Kilka szczegółów. Proponowane ustawy mają dotyczyć wielu ważnych działek, m.in.

  • finansów
  • ochrony zdrowia
  • emerytur i praw pracowniczych
  • edukacji
  • administracji rządowej i samorządowej
  • mediów publicznych

A jak to prawdopodobnie będzie wyglądało w praniu:

Budżet i ustawy okołobudżetowe. Przedsmak mieliśmy okazję obserwować podczas pierwszego czytania projektu budżetu. To że opozycja atakuje budżet i prawdopodobnie w całości zagłosuje przeciw – nikogo już nie dziwi (choć, warto przypomnieć, bywało inaczej). Zadziwiła wściekłość pierwszych ataków. Szczególnie w wykonaniu Wojciecha Olejniczaka. Powtarzanie jak mantrę o pogłębianiu nierówności społecznych. Zarzucanie braku zrozumienia nadchodzącej globalnej katastrofy itp.itd. Tymczasem większość specjalistów budżet Jacka Rostowskiego ocenia wysoko. Pierwszy naprawdę nowoczesny, perspektywiczny, koncentrujący się na zadaniach i wedle nich wyznaczający wydatki … Debata w najmniejszym stopniu tych walorów nie doceniła. Niepokojącym sygnałem był wyjątkowo słaby głos mniejszego koalicjanta. Budżet, jeśli rząd zechce, oczywiście zostanie uchwalony. Prezydent nie może go zawetować. Ale, paradoksalnie, rzeczywiście może okazać się zbyt ambitny. Prognozy wzrostu być może będą musiały zostać skorygowane – przyznaje sam Rostowski. Zdecyduje głębokość infiltracji kryzysu w naszą gospodarkę. Dziś to, niestety, wielka niewiadoma.

Ustawy zdrowotne Pan prezydent nie pozostawia wątpliwości, że tę o komercjalizacji szpitali zawetuje, a wcześniej złoży w senacie wniosek o ogólnonarodowe referendum na jej temat. Parę tygodni temu słyszałam, że SLD skłonne jest do kompromisu. Jeśliby jednak jednym z warunków było utrzymanie przez samorządy pakietu większościowego przy ewentualnej prywatyzacji szpitali, nie wiem czy rząd na to pójdzie. Przewidując, że żaden właściciel nie będzie taką ofertą zainteresowany. I szpitale zaczną się zadłużać na nowo. Ważną sprawą jest wycena usług medycznych, które w ramach kontraktów podpisuje ze szpitalami NFZ. Tak by lecznice prywatne nie unikały procedur najbardziej skomplikowanych, które jako zbyt tanie nie będą im się opłacały. Specjaliści twierdzą, że bez dopływu pieniądza skorygowanie cennika nie będzie możliwe. A, o ile wiem, projekty Ewy Kopacz nie przewidują ani podniesienia składki zdrowotnej, ani współpłacenia przez pacjentów. Są tacy, którzy twierdzą, że w gestii państwa powinny jednak pozostać wysokospecjalistyczne szpitale kliniczne. Czyli dyskusja może trwać następne 20 lat, z marnym widokiem na system idealny. Podejrzewam, że przy mało sprzyjających warunkach zewnętrznych i ich odzwierciedleniu w sondażach, rząd może reformę systemu wysłać do zamrażarki, czyli odłożyć ją ad calendas graecas. Nie wiem, czy próba reformy połowicznej nie wprowadzi jeszcze większego bałaganu niż jest.

Emerytury pomostowe. Otoczenie pana prezydenta wyjaśniło, co miał on na myśli oświadczając, że zrobi wszystko, aby projekt rządowy nie wszedł w życie. Zakłada on ograniczenie liczby uprawnionych do wcześniejszej emerytury z blisko miliona do dwustu tysięcy. Z każdego punktu widzenia jest to operacja absolutnie konieczna. Nie tylko dla finansów państwa. Również – trzeba to powiedzieć wprost – w celu eliminacji patologii pt. emerytka szuka pracy, zatrudnię emeryta … Pan prezydent umyślił sobie wraz ze związkowymi kumplami, że złoży projekt ustawy przedłużającej o kolejny rok produkcję naszych emerytów w sile wieku. Szkoda, że siebie samego do tej grupy nie włączył. Wielu odetchnęłoby z ulgą. W nieprzyjemnej sytuacji znalazło się SLD, ze swoim blisko półmilionym zapleczem ZNP-owskich nauczycieli. Tutaj sytuacja wydaje się jednak dla rządu korzystna. Można liczyć, że prezydencki projekt upadnie, a weta chyba Lech Aleksander nie zaryzykuje. Ponieważ wtedy nikt zasłużonej wcześniejszej emerytury nie dostanie. Ale, nie można wykluczyć, że prognozy zatrudnienia w związku z kryzysem okażą się w debacie nad pomostówkami tak silnym argumentem, że … będziemy się z tym dobrodziejstwem wiecznie żywego socjalizmu wozić nadal.

Edukacja. Tutaj, obok publicznej dyskusji na temat słabego przygotowania szkół na przyjęcie sześciolatków, PiS i prezydent poszli na całość. Po linii ideologicznego, scentralizowanego patriotyzmu. Wychowania młodych pokoleń do życia nie wyobrażają sobie wedle innego niż jeden, przez państwo narzucony program edukacyjny. Trudno nie żywić wątpliwości, czy chodziłoby o program, w którym przeszłość ojczyzny i świata najtrafniej opisują historycy IPN, komputer służy demoralizacji poprzez szerzenie alkoholizmu i pornografii, a banki istnieją po to, aby łupić klientów, lepiej więc ciężko zarobione bejmy oddać pod opiekę mamusi. W akcję przeciw obniżeniu wieku szkolnego zaangażowało się dość różnorodne środowisko, łącznie z rodzicami, nauczycielami i, co oczywiste, zagrożonymi spadkiem popytu na swoje usługi przedszkolankami. Zapewne argumenty o materialno-profesjonalnej mizerii wielu naszych szkół nie są wzięte z sufitu. Rzucanie kłód pod nogi Katarzyny Hall, przez ZNP i nie tylko, w jej wysiłkach, aby kadrę nauczycielską odmłodzić i unowocześnić poprzez przyjęcie nowych kryteriów podwyżek nauczycielskich płac, tylko tę sytuację petryfikuje. Tymczasem świat z coraz młodszymi liderami we wszystkich dziedzinach życia po prostu nam ucieka.

Samorządność. Centralizm demokratyczny zawsze bliski był środowiskom pisowskim. Zrobią wszystko, aby do odebrania wladzy wojewodom na rzecz marszałków nie dopuścić. Ustawę metropolitalną do postaci karykaturalnej (dwie metropolie, warszawska i śląska) sprowadził opór nie tylko opozycji, również PSL-u. Słychać, że likwidacji różnych administracyjnych absurdów sprzeciwia się nie tylko kwitnąca urzędnicza biurokracja wszystkich szczebli, ale także nasi niezawodni związkowcy. Niewiele natomiast wiadomo, czy i jak koalicja proponuje przywrócić (wprowadzić) apolityczny korpus urzędników wybierany w konkursach.

Media publiczne zeszły w debacie na plan dalszy. Na stronie ministra kultury wiszą założenia do regulacji proponowanej przez zespół pod kierownictwem prof. Tadeusza Kowalskiego. Reakcja jest dość niemrawa i przewidywalna: koalicjanci chwalą, opozycja krytykuje. Jest jednak znamienne odstępstwo od owego desinteressement. Tyle, że na razie burza przetacza się z dala od Warszawy. Otóż projekt praktycznie likwiduje media regionalne. Ich samodzielny lokalny program ma się ograniczać do 6 godzin dla radiowych rozgłośni regionalnych i 3 dla regionalnych telewizji. Łatwo przewidzieć, że będzie to niezła pożywka dla pisowskiej opozycji. A ośrodki regionalne, także te, którym w najgorszych czasach udało się zachować przyzwoitość, staną się przedmiotem kolejnej partyjnej przepychanki (do tematu pewnie wrócę w nieodległym czasie).

Jarosław Kaczyński zwrócił się kilkanaście dni temu o spotkanie z Donaldem Tuskiem. W celu rozmowy o Polsce, należy przypuszczać. Waldemar Chlebowski miał poinformować PiS o 10-ciu pakietach ustaw, pogrupowanych w cztery grupy. I co? Cisza? Nie, oczywiście ciszy nie ma. Jest awantura o miejsce w samolocie na trasie Warszawa-Bruksela. Pan prezydent nabrał wiatru w żagle. Śmieszno i straszno. Tak się dalej rządzić nie da – słychać coraz częściej z kręgów PO. Tylko kto powiedział, że będzie łatwo? A że jest gorzej niż jeszcze kilka tygodni temu panowie przewidywaliście? Pech czy tylko wreszcie prawdziwy egzamin z rządzenia?

 

Reklama