Reklama

Wysoki Sądzie, stoję tutaj przed Wysokim Sądem, by bronić człowieka -legendę, człowieka, którego przez czternaście lat naród nosił na rękach i był z niego dumny.

Wysoki Sądzie, stoję tutaj przed Wysokim Sądem, by bronić człowieka -legendę, człowieka, którego przez czternaście lat naród nosił na rękach i był z niego dumny. Człowieka, dzięki którego przemyślanej polityce monetarnej Stany Zjednoczone przeżywały jeden z najlepszych okresów w swojej historii gospodarczej, pomimo poważnych zagrożeń takich jak wydarzenia 11 września 2001 roku.

Dzisiaj spora części analityków, ekonomistów i komentatorów wydaje na niego wyrok, w uzasadnieniu podając proste i oczywisty recepty na to jak należało postąpić. Z perspektywy czasu krytyka wydaje się słuszna, ale w 2000, 2001 roku nikt nie krytykował posunięć Greenspana, a to właśnie w tych latach należy szukać źródeł obecnego kryzysu. Działania FED w tamtym okresie były reakcją na pęknięcie bańki internetowej w 2000 roku oraz na ataki terrorystyczny w 2001. Oba te wydarzenia mogły spowodować olbrzymi kryzys oraz długotrwałą recesję, także swiatową, i raczej nie było w tamtym okresie poważnego krytyka wzrostu agregatu M2 czyli szerokiego pieniądza.

Reklama

Wzrost podaży pieniądza pozwolił uchronić całą gospodarkę przed recesją m.in. poprzez rozruszanie gospodarki w sektorze budowlanym. W tamtym okresie działo się dokładnie to co przeżyli Polacy w latach 2004-2008, co prawda na dużo mniejszej skali. Nie wiem, czy ktoś namawiał kogoś do inwestowania w nieruchomości, ale prawdopodobnie pojawiały się patriotyczne głosy amerykańskiej wersji ?3 miliony mieszkań?, boom inwestycyjny nakręcały jednak przede wszystkim rosnące ceny nieruchomości, a co za tym idzie zyski pierwszych inwestorów. Dlaczego ceny rosły? Popyt, podaż itd., w każdym bądź razie każdy chciał się załapać na odjeżdżający pociąg ? zupełnie tak jak w Polsce w 2007 roku, gdzie kryzysu podobno obecnie nie ma i nikt nie chce sądzić, poza niejakim Lepperem, Prezesa Balcerowicza. Tak na marginesie, nie przypominam sobie aby w roku 2007 roku w Polsce ktoś krzyczał żeby ograniczyć kredyty hipoteczne.

Oczywiście mógłby ktoś powiedzieć, że FED powinien zareagować wcześniej i zmniejszyć stopy procentowe oraz ilość pieniądza na rynku. Zareagował. W roku 2003 agregat M2 wzrósł tylko 4%. (wzrosty w 1999 ? 5,8%, 2000 ? 6,5 %, 2001 ? 9%, 2002- 6 %). FED zareagował, ale nic się nie zmieniło, mało tego zdziwienie Panów z FED pewnie nie miało granic, gdy się dowiedzieli, że w 2004 roku inflacja wyprzedziła ustaloną przez nich stopę dyskontową. Pewnie właśnie wtedy starzy ekonomiści z chicagowskiej szkoły monetarnej musieli przyznać, że poza ważnymi agregatami M1 i M2 istnieje agregat dużo ważniejszy. Niestety odkryli również, że tego agregatu czyli M3 nie da się w prosty sposób policzyć, gdyż pieniądz, który on odzwierciedla jest poza ewidencją. Nerwów pewnie było co niemiara, gdyż w okresie 2004 ? koniec 2005 stopy dyskontowe wzrosły z 2 % do 5%. 31 stycznia Alan Greenspan zakończył swoją karierę w FED, więc dalszych wzrostów stóp opisywał nie będę.

Czy można winić mędrców z FED? Ekonomiści, a w szczególności dziennikarz piszą i mówią, że tak – przecież powinni to przewidzieć i do swojej tabelki
http://www.federalreserve.gov/releases/h6/hist/h6hist1.txt wstawić również dobrze policzony agregat M3. Zresztą sam Greenspan przyznał przed Kongresem, że popełnił błąd, chociaż jeszcze nie wie gdzie. Po takim wyznaniu trudno bronić Greenspana, ale tych szanowanych ekonomistów (komentatorów i dziennikarzy litosciwie pominę), rzucających obecnie kamienie w Greenspana , chciałbym zapytać o ich stan wiedzy przed rokiem 2005 na temat zawartości agregatu M3 oraz jego poziomu. Pytanie nie jest złośliwe, bo złośliwością byłoby pytanie o wiedzę przed rokiem 2005 na temat związku M3 z derywatami CDO, czyli prawdziwą przyczyną dzisiejszych problemów.

Teraz o derywatach CDO zapewne już uczą nawet w liceach ekonomicznych, a fundusze emerytalne nie dotkną ich nawet kijem, ale mleko się rozlało i kryzys musi po tym posprzątać. Czy mleko musiało się rozlać? Tak, bo nikt nie przewidział, że wykipi, a gdy już kipiało to myślał, że dmuchaniem je w garnku utrzyma. Czy należy winą obarczyć Alana Greenspana? Tak, ale jedynie za nieumyślne spowodowanie obecnego kryzysu, którego nikt nie potrafił wcześniej przewidzieć. Czy są inni wini? Oczywiście, ale o tym w następnej mojej mowie obrończej.

PS
Bardzo dziękuję Koledze Ja za inspirację.

PS2
Załączam lekturę na zimny styczniowy poniedziałek:
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Inwestowanie-w-nowoczesne-instrumenty-kredytowe-1780274.html

Reklama

38 KOMENTARZE

  1. Nie ma za co.
    Ale znów popełniasz ten sam błąd. Doszukujesz się źródeł kryzysu w latach 2000 – 2001, podczas gdy źródła te wytrysnęły w 1998 roku. I za początek całego ambarasu odpowiadają Clinton i Bush, Greenspan tylko to wszystko poprawił i doprowadził do stanu ostatecznego.

    • Pisałem w obronie Alana Greenspana
      i dalej twierdzę, że pomyłki nie popełniłem. Następnym wpisem będzie moja obrona banków i wtedy, prawdopodobnie uzyskasz odpowiedź na wypowiedź z Twojego bloga, cytuję: “Źródeł obecnego kryzysu należy szukać nie w latach 2000 – 2001, ale wcześniej. Trzeba cofnąć się do lat 90. Zaczęło się od roku 1998, kiedy Clinton wymusił na Kongresie zgodę na kredytowanie osób bez zaświadczeń o dochodach. Rok później pozwolono na łączenie bankowości inwestycyjnej z kredytowo – depozytową. Czego w nadzorze bankowym nie zniszczył Clinton, to zniszczył Bush, który dokończył dzieło swojego poprzednika i zniósł ostatnie przepisy, powstrzymujące banki przed wykonywaniem operacji o wysokim ryzyku.”
      Bądź cierpliwy, a może zmienisz zdanie, gdyż jedno i drugie miało mocne merytoryczne podstawy – nawet kredyty typu “ninja”. Na razie uwierz na słowo, że system zawiód, gdyż zawiodły, a raczej nie nadążyły za zmianami m.in.:
      – metodologia pomiaru wielkości ekonomicznych (masz powyżej),
      – słaba znajomość nowoczesnych instrumentów kredytowych (połowicznie powyżej),
      – systemy komputerowe do analizy zdolności kredytowej klienta,
      – outsourcing sprzedaży,
      PS
      Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń.

  2. Nie ma za co.
    Ale znów popełniasz ten sam błąd. Doszukujesz się źródeł kryzysu w latach 2000 – 2001, podczas gdy źródła te wytrysnęły w 1998 roku. I za początek całego ambarasu odpowiadają Clinton i Bush, Greenspan tylko to wszystko poprawił i doprowadził do stanu ostatecznego.

    • Pisałem w obronie Alana Greenspana
      i dalej twierdzę, że pomyłki nie popełniłem. Następnym wpisem będzie moja obrona banków i wtedy, prawdopodobnie uzyskasz odpowiedź na wypowiedź z Twojego bloga, cytuję: “Źródeł obecnego kryzysu należy szukać nie w latach 2000 – 2001, ale wcześniej. Trzeba cofnąć się do lat 90. Zaczęło się od roku 1998, kiedy Clinton wymusił na Kongresie zgodę na kredytowanie osób bez zaświadczeń o dochodach. Rok później pozwolono na łączenie bankowości inwestycyjnej z kredytowo – depozytową. Czego w nadzorze bankowym nie zniszczył Clinton, to zniszczył Bush, który dokończył dzieło swojego poprzednika i zniósł ostatnie przepisy, powstrzymujące banki przed wykonywaniem operacji o wysokim ryzyku.”
      Bądź cierpliwy, a może zmienisz zdanie, gdyż jedno i drugie miało mocne merytoryczne podstawy – nawet kredyty typu “ninja”. Na razie uwierz na słowo, że system zawiód, gdyż zawiodły, a raczej nie nadążyły za zmianami m.in.:
      – metodologia pomiaru wielkości ekonomicznych (masz powyżej),
      – słaba znajomość nowoczesnych instrumentów kredytowych (połowicznie powyżej),
      – systemy komputerowe do analizy zdolności kredytowej klienta,
      – outsourcing sprzedaży,
      PS
      Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń.

      • “Polskie instytucje finansowe

        "Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń."

        I powinno to ulec zmianie. Nie pożycza się pieniędzy ludziom, którzy nie mają z czego spłacić zaciągniętego kredytu. To zasada prosta, jak konstrukcja cepa i nie ma sensu przywoływać w tym miejscu żadnych zaklęć, ani doszukiwać się na siłę merytorycznych podstaw.

        • ale Ty Ja niecierpliwy jesteś
          Cierpliwości, wpis o bankach w drodze. Skoro jednak jesteś taki niecierpliwy to czy mógłbyś mi, w między czasie, wyjaśnić o co Ci chodziło z tą szkodliwością łączenia bankowości inwestycyjnych z bankowością komercyjną? Poza wpisem w Wikipedii nigdzie poważnych zarzutów znaleźć nie mogę.

  3. Nie ma za co.
    Ale znów popełniasz ten sam błąd. Doszukujesz się źródeł kryzysu w latach 2000 – 2001, podczas gdy źródła te wytrysnęły w 1998 roku. I za początek całego ambarasu odpowiadają Clinton i Bush, Greenspan tylko to wszystko poprawił i doprowadził do stanu ostatecznego.

    • Pisałem w obronie Alana Greenspana
      i dalej twierdzę, że pomyłki nie popełniłem. Następnym wpisem będzie moja obrona banków i wtedy, prawdopodobnie uzyskasz odpowiedź na wypowiedź z Twojego bloga, cytuję: “Źródeł obecnego kryzysu należy szukać nie w latach 2000 – 2001, ale wcześniej. Trzeba cofnąć się do lat 90. Zaczęło się od roku 1998, kiedy Clinton wymusił na Kongresie zgodę na kredytowanie osób bez zaświadczeń o dochodach. Rok później pozwolono na łączenie bankowości inwestycyjnej z kredytowo – depozytową. Czego w nadzorze bankowym nie zniszczył Clinton, to zniszczył Bush, który dokończył dzieło swojego poprzednika i zniósł ostatnie przepisy, powstrzymujące banki przed wykonywaniem operacji o wysokim ryzyku.”
      Bądź cierpliwy, a może zmienisz zdanie, gdyż jedno i drugie miało mocne merytoryczne podstawy – nawet kredyty typu “ninja”. Na razie uwierz na słowo, że system zawiód, gdyż zawiodły, a raczej nie nadążyły za zmianami m.in.:
      – metodologia pomiaru wielkości ekonomicznych (masz powyżej),
      – słaba znajomość nowoczesnych instrumentów kredytowych (połowicznie powyżej),
      – systemy komputerowe do analizy zdolności kredytowej klienta,
      – outsourcing sprzedaży,
      PS
      Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń.

      • “Polskie instytucje finansowe

        "Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń."

        I powinno to ulec zmianie. Nie pożycza się pieniędzy ludziom, którzy nie mają z czego spłacić zaciągniętego kredytu. To zasada prosta, jak konstrukcja cepa i nie ma sensu przywoływać w tym miejscu żadnych zaklęć, ani doszukiwać się na siłę merytorycznych podstaw.

        • ale Ty Ja niecierpliwy jesteś
          Cierpliwości, wpis o bankach w drodze. Skoro jednak jesteś taki niecierpliwy to czy mógłbyś mi, w między czasie, wyjaśnić o co Ci chodziło z tą szkodliwością łączenia bankowości inwestycyjnych z bankowością komercyjną? Poza wpisem w Wikipedii nigdzie poważnych zarzutów znaleźć nie mogę.

  4. Nie ma za co.
    Ale znów popełniasz ten sam błąd. Doszukujesz się źródeł kryzysu w latach 2000 – 2001, podczas gdy źródła te wytrysnęły w 1998 roku. I za początek całego ambarasu odpowiadają Clinton i Bush, Greenspan tylko to wszystko poprawił i doprowadził do stanu ostatecznego.

    • Pisałem w obronie Alana Greenspana
      i dalej twierdzę, że pomyłki nie popełniłem. Następnym wpisem będzie moja obrona banków i wtedy, prawdopodobnie uzyskasz odpowiedź na wypowiedź z Twojego bloga, cytuję: “Źródeł obecnego kryzysu należy szukać nie w latach 2000 – 2001, ale wcześniej. Trzeba cofnąć się do lat 90. Zaczęło się od roku 1998, kiedy Clinton wymusił na Kongresie zgodę na kredytowanie osób bez zaświadczeń o dochodach. Rok później pozwolono na łączenie bankowości inwestycyjnej z kredytowo – depozytową. Czego w nadzorze bankowym nie zniszczył Clinton, to zniszczył Bush, który dokończył dzieło swojego poprzednika i zniósł ostatnie przepisy, powstrzymujące banki przed wykonywaniem operacji o wysokim ryzyku.”
      Bądź cierpliwy, a może zmienisz zdanie, gdyż jedno i drugie miało mocne merytoryczne podstawy – nawet kredyty typu “ninja”. Na razie uwierz na słowo, że system zawiód, gdyż zawiodły, a raczej nie nadążyły za zmianami m.in.:
      – metodologia pomiaru wielkości ekonomicznych (masz powyżej),
      – słaba znajomość nowoczesnych instrumentów kredytowych (połowicznie powyżej),
      – systemy komputerowe do analizy zdolności kredytowej klienta,
      – outsourcing sprzedaży,
      PS
      Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń.

      • “Polskie instytucje finansowe

        "Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń."

        I powinno to ulec zmianie. Nie pożycza się pieniędzy ludziom, którzy nie mają z czego spłacić zaciągniętego kredytu. To zasada prosta, jak konstrukcja cepa i nie ma sensu przywoływać w tym miejscu żadnych zaklęć, ani doszukiwać się na siłę merytorycznych podstaw.

        • ale Ty Ja niecierpliwy jesteś
          Cierpliwości, wpis o bankach w drodze. Skoro jednak jesteś taki niecierpliwy to czy mógłbyś mi, w między czasie, wyjaśnić o co Ci chodziło z tą szkodliwością łączenia bankowości inwestycyjnych z bankowością komercyjną? Poza wpisem w Wikipedii nigdzie poważnych zarzutów znaleźć nie mogę.

        • ale Ty Ja niecierpliwy jesteś
          Cierpliwości, wpis o bankach w drodze. Skoro jednak jesteś taki niecierpliwy to czy mógłbyś mi, w między czasie, wyjaśnić o co Ci chodziło z tą szkodliwością łączenia bankowości inwestycyjnych z bankowością komercyjną? Poza wpisem w Wikipedii nigdzie poważnych zarzutów znaleźć nie mogę.

  5. Nie ma za co.
    Ale znów popełniasz ten sam błąd. Doszukujesz się źródeł kryzysu w latach 2000 – 2001, podczas gdy źródła te wytrysnęły w 1998 roku. I za początek całego ambarasu odpowiadają Clinton i Bush, Greenspan tylko to wszystko poprawił i doprowadził do stanu ostatecznego.

    • Pisałem w obronie Alana Greenspana
      i dalej twierdzę, że pomyłki nie popełniłem. Następnym wpisem będzie moja obrona banków i wtedy, prawdopodobnie uzyskasz odpowiedź na wypowiedź z Twojego bloga, cytuję: “Źródeł obecnego kryzysu należy szukać nie w latach 2000 – 2001, ale wcześniej. Trzeba cofnąć się do lat 90. Zaczęło się od roku 1998, kiedy Clinton wymusił na Kongresie zgodę na kredytowanie osób bez zaświadczeń o dochodach. Rok później pozwolono na łączenie bankowości inwestycyjnej z kredytowo – depozytową. Czego w nadzorze bankowym nie zniszczył Clinton, to zniszczył Bush, który dokończył dzieło swojego poprzednika i zniósł ostatnie przepisy, powstrzymujące banki przed wykonywaniem operacji o wysokim ryzyku.”
      Bądź cierpliwy, a może zmienisz zdanie, gdyż jedno i drugie miało mocne merytoryczne podstawy – nawet kredyty typu “ninja”. Na razie uwierz na słowo, że system zawiód, gdyż zawiodły, a raczej nie nadążyły za zmianami m.in.:
      – metodologia pomiaru wielkości ekonomicznych (masz powyżej),
      – słaba znajomość nowoczesnych instrumentów kredytowych (połowicznie powyżej),
      – systemy komputerowe do analizy zdolności kredytowej klienta,
      – outsourcing sprzedaży,
      PS
      Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń.

      • “Polskie instytucje finansowe

        "Polskie instytucje finansowe też mają kredyty na dowód, bez żadnych zaświadczeń."

        I powinno to ulec zmianie. Nie pożycza się pieniędzy ludziom, którzy nie mają z czego spłacić zaciągniętego kredytu. To zasada prosta, jak konstrukcja cepa i nie ma sensu przywoływać w tym miejscu żadnych zaklęć, ani doszukiwać się na siłę merytorycznych podstaw.

        • ale Ty Ja niecierpliwy jesteś
          Cierpliwości, wpis o bankach w drodze. Skoro jednak jesteś taki niecierpliwy to czy mógłbyś mi, w między czasie, wyjaśnić o co Ci chodziło z tą szkodliwością łączenia bankowości inwestycyjnych z bankowością komercyjną? Poza wpisem w Wikipedii nigdzie poważnych zarzutów znaleźć nie mogę.

  6. Tak przy okazji…
    Spotyka się dwóch analityków giełdowych i jeden mówi do drugiego:
    – Patrzę się na wykres indeksu i nic nie mogę z tego zrozumieć.

    Drugi odpowiada z entuzjazmem:
    – Jak to nic nie możesz z tego zrozumieć?
    To ja Ci to wszystko zaraz wytłumaczę.

    Na co pierwszy:
    – nie, nie – wytłumaczyć to ja też potrafię…

  7. Tak przy okazji…
    Spotyka się dwóch analityków giełdowych i jeden mówi do drugiego:
    – Patrzę się na wykres indeksu i nic nie mogę z tego zrozumieć.

    Drugi odpowiada z entuzjazmem:
    – Jak to nic nie możesz z tego zrozumieć?
    To ja Ci to wszystko zaraz wytłumaczę.

    Na co pierwszy:
    – nie, nie – wytłumaczyć to ja też potrafię…

  8. Tak przy okazji…
    Spotyka się dwóch analityków giełdowych i jeden mówi do drugiego:
    – Patrzę się na wykres indeksu i nic nie mogę z tego zrozumieć.

    Drugi odpowiada z entuzjazmem:
    – Jak to nic nie możesz z tego zrozumieć?
    To ja Ci to wszystko zaraz wytłumaczę.

    Na co pierwszy:
    – nie, nie – wytłumaczyć to ja też potrafię…

  9. Tak przy okazji…
    Spotyka się dwóch analityków giełdowych i jeden mówi do drugiego:
    – Patrzę się na wykres indeksu i nic nie mogę z tego zrozumieć.

    Drugi odpowiada z entuzjazmem:
    – Jak to nic nie możesz z tego zrozumieć?
    To ja Ci to wszystko zaraz wytłumaczę.

    Na co pierwszy:
    – nie, nie – wytłumaczyć to ja też potrafię…

  10. Tak przy okazji…
    Spotyka się dwóch analityków giełdowych i jeden mówi do drugiego:
    – Patrzę się na wykres indeksu i nic nie mogę z tego zrozumieć.

    Drugi odpowiada z entuzjazmem:
    – Jak to nic nie możesz z tego zrozumieć?
    To ja Ci to wszystko zaraz wytłumaczę.

    Na co pierwszy:
    – nie, nie – wytłumaczyć to ja też potrafię…