Reklama

Od czerwca 1956 do października 1956 Lazarowicz pił dwa razy

Od czerwca 1956 do października 1956 Lazarowicz pił dwa razy więcej, przez co mniej jadł salcesonu, tak mu się rozkładała robotnicza wypłata. Gdy przyszła złota polska jesień, z naręczem kolorowych liści, weszło na trybunę NOWE, a wraz z nim towarzysz Gomułka, który przegrał przez nokaut walkę z towarzyszem Bierutem zmarłym tragicznie na deskach po pojedynku z towarzyszami z Moskwy już bez udziału świętej pamięci towarzysza Stalina. Towarzysz Gomułka wyszedł na trybunę z małą teczuszką i na oczach tysięcy wiwatujących dokonał permanentnego makijażu stalinizmu, wprowadzając w życie pięknie umalowaną gębę realnego socjalizmu. Przeproszono Lazarowicza za nogę w okrężnicy, za ojca na cmentarzu, wypuszczono kardynała 100-lecia, znów się było można modlić i półgębkiem uśmiechać, nie wszystko musiało być kołchozem. Rolnik dostał ziemię i przestał być kułakiem, wszyscy leśni wrócili z więzienia na swoje stanowiska, studenci na studia, robotnicy do fabryk, kardynałowie do kościołów. Towarzysz Gomułka dokopał towarzyszom z Moskwy każąc im krążyć samolotem nad Okęciem do czasu kiedy towarzysz powie dość. Takie legendy krążyły o towarzyszu Wiesławie w mieście Warszawa, do którego Lazarowicz nie pojechał, miał kaca i stracił wiarę w retusz systemu.

Reklama

Pozostał Lazarowicz w Poznaniu i nic się dla Lazarowicza nie zmieniało, poza jednym. Lazarowicz postanowił walczyć, już nie był szczuty jak dawniej, był szczuty mniej. Miał Lazarowicz przedwojenną maturę i ruszył na studia. Po bimbrze i salcesonie głowa już nie ta, potknęła się Lazarowiczowi noga i zabrakło mu 3 punktów do indeksu. Po drodze namówił Lazarowicz bezzębnego Stefana by i ten z nim do szkół poszedł. Stefan nie był lotny egzamin napisał gorzej niż Lazarowicz, ale indeks dostał, bo pochodzenie miał czerstwe, robotniczo – chłopskie. Byłoby i to nie pomogło, ale kolejne punkty dostał Stefan za podpisanie legitymacji ZMP, punkty nieoficjalne, ale wiecie, rozumiecie się załatwi jak podpiszecie. Lazarowicz nie podpisał, nie należał do rasy robotniczych panów i tym sposobem wrócił do fabryki, gdzie znów pił przez rok i po roku wrócił do egzaminów. Zawziął się i zdał, ale przez ten rok zmieniło się w kraju wiele, nie było już ZMP, tylko ZMS. Studia Lazarowiczowi ciągnęły się jak guma od kalesonów nie żeby taki w ciemię bity Lazarowicz, ale taki lubiany był wśród kadry naukowej.

Chciał Lazarowicz studiować inaczej niż partia robotnicza od Lazarowicza oczekiwała, czytał tajne i zakazane niczym w czasie Wielkiej Inkwizycji księgi. Kiedyś podsunął jedną z takich ksiąg bezzębnemu Stefanowi, który już awansował z do poziomu ZMS, a potem PZPR. Następnego dnia zapukało do drzwi dwóch niewesołych panów w prochowcach i kapeluszu, Lazarowicz próbował stawiać opór, dostał z całej siły w brzuch i padł jak długi i szeroki. Tym razem nie dobierano się Lazarowiczowi do dupy i paznokci, dostał drelich, kubek i prawo do spaceru przez 2 lata. Przez całe długie dwa lata Lazarowicza zastanawiał zbieg okoliczności między pokazaniem książki Stefanowi, a wizytą niewesołych panów następnego dnia. Czas Lazarowiczowi szybko płynął i praktycznie o niczym innym nie myślał jak o Stefanie i smutnych panach łączących się w jedno. Miał nawet wyrzuty sumienia, że ta oczywistość przychodzi mu do głowy, dlatego postanowił rzecz zweryfikować, gdy już będzie zniewolony na wolności. Jak tylko wyszedł z pudła pierwsze kroki skierował na uczelnię i usiłował pogadać jak człowiek ze Stefanem, który już zęby wstawił. Stefana namierzyć nie było trudno, był tam gdzie go Lazarowicz zostawił, ale na widok Lazarowicza Stefan zwieszał głowę i wykonywał ruch obrotowy piętą, gwiżdżąc przy tym ze wzrokiem wklejonym w sufit.

Uznał Lazarowicz, że w tej sytuacji sprawa jest jasna, a dalsze dociekanie motywów i przyczyn nie ma większego sensu. Załamał się nieco Lazarowicz i odpuścił powrót na studia, ale uśmiechnęło się do Lazarowicza osobiste szczęście. Poznał Lazarowicz Lazarowiczową, co to ledwie skończyła studia, bo jej rodzina to przedwojenna inteligencja burżuazyjna, a ojca Niemcy zabili w Katyniu. Dobrali się w korcu maku i w 1961 roku urodził się mały Lazarowicz. Cała rodzina mieszkała w jednej izbie z matką Lazarowiczowej, z kiblem na zewnątrz i balią do kąpieli. Lazarowicz tyrał u Cegielskiego, Lazarowiczowa uczyła w szkole. Po dwóch latach jak mały podrósł, Lazarowicz postanowił skończyć studia, aby dzieciak się za ojca nie wstydził. Taki był umotywowany i zdesperowany, że pokonał wszelkie przeszkody, a tym łatwiej mu było, że na uczelniach pojawiło się grupa profesorów, która krytycznie patrzyła na rzeczywistość realnego socjalizmu. Zostało Lazarowiczowi 4 lata nauki i przeleciał przez edukację dość sprawnie, taki był zawzięty. Korzystał ze wsparcia jednego uczciwego profesora i było mu łatwiej, tenże dał mu też szansę i po skończeniu studiów uczynił z Lazarowicza asystenta.

Za towarzysza Wiesława pojawiły się też ruchy studenckie pozapartyjne, które organizowały o tyle o ile „niezależne” pisma dla młodej inteligencji, ale po odwilży gomułkowskiej, już w tym samym 1956 roku towarzysz Wiesław krzyczał o reakcjonistach i tak zakończyły żywot pisma studenckie z kultowym „Po prostu” na czele. Pozostał Tygodnik Powszechny i Kultura, w których reglamentowano wolność słowa na zasadzie, tu można nieco więcej. Oponowane te dzienniki redakcyjnie, wcale nie przez opozycję, ale mniej zaangażowanych w realną gębę socjalizmu. Lazarowicz pisać nie umiał, ale coś tam rysował i od czasu do czasu dostawał szansę. Jako tako i jak na paranoję ustroju Lazarowicz się ustawił. Co prawda dalej jadł salceson zwinięty w gazetę, ale już mniej i raczej Czystą niż deptaną pił, wiadomo – Lazarowiczowa czuwa. I przyszedł marzec 1968 roku, kiedy to Lazarowicz już jako doktorant ruszył z rozczarowanymi władzą studentami na rozczarowującą władzę, co tradycyjnie nie dotrzymała obietnic. Tradycyjnie również dostał Lazarowicz pod dupie ile wlazło i wyleciał z uczelni, ale to nie wszystko.

Towarzysz Wiesław poirytował się wielce społecznym sprzeciwem i zaczął szukać winnych. Nie wiedzieć czemu, albo i wiedzieć, towarzysz Wiesław uznał, że tego wszystkiego nie mogli zrobić Polacy, bo przecież Polska to najszczęśliwszy kraj na ziemi. Musiał to wszystko zrobić jakiś inny zazdrosny naród i tym okazali się Żydzi. Lazarowicz? Lazarowicz? Nie brzmi to za dobrze. Lazarowiczowa z domu Kowalska, jeszcze jakoś ujdzie, ale Lazarowicz? Bardzo podejrzane i obco brzmiące nazwisko ma Lazarowicz. No ale nie dowie się władza kto zacz Lazarowicz, póki mu gaci nie zdejmie. Jaka ironia losu, wręcz dowcip egzystencjalny, bo oto ci sami panowie, nieco już dojrzalsi, ale równie smutni, przyszli po Lazarowicza. Lazarowicz odruchowo złapał się za brzuch i odruchowo postanowił być grzecznym. Trafił Lazarowicz pod tę samą lampę, gdzie było jasno i nakazano Lazarowiczowi zdjąć pory. Zdjął Lazarowicz i tym razem odruchowo złapał się za dupę, dodatkowo ściskając pośladki, czekał cały podniecony na nogę od stołka. Przesadził Lazarowicz z podnietą, tym razem wystarczyło władzy, że przyjrzała się dokładnie fallusowi Lazarowicza, pożartowała z gabarytu i w związku z nim trudno było władzy orzec, czy fallus grzywkę ma przyciętą, czy mu zachodzi na oczy?

Na wszelki wielki, żeby się władzy czkawką nie odbiło, dostał Lazarowicz pieczątkę z pentagramem do dowodu i propozycję wyjazdu „do Synaju”. Krnąbrnie Lazarowicz odrzucił ofertę, wrócił do domu i napił się czystej bez zagrychy. Gdy wytrzeźwiał naiwnie poszedł na uczelnię, pytać o kontynuowanie pracy celem dorobienia się tytułu doktora. Wszedł do dziekanatu, a tam go poinstruowano, że takim sprawami od marca zajmuje się prawdziwy Polak, docent Stefan ze wstawionymi zębami. Wystarczyło Lazarowiczowi informacji, niestety złe informacje tego dnia jeszcze się nie skończyły. Wrócił Lazarowicz do domu teściowej i ujrzał Lazarowiczową całą pogrążoną w żałobie, okazuje, się że wuj w Gdańsku dokonał żywota. Jako takim pocieszeniem jest fakt, że wuj zostawił Lazarowiczowej mieszkanie do samodzielnej dyspozycji. Lazrowiczowie żegnają się czule z teściową i wyjeżdżają do Gdańska, stamtąd patrząc na to jak rodzi się po cichu przyszła nowa gwiazda PRL generał Jaruzelski, który po wykoszeniu Żydów z armii,  jedzie na wycieczkę do Czechosłowacji nie autobusem, ale sowieckimi czołgami. Co sądzi Lazarowicz o tym etapie swojego życia? Zadowolony z kariery, ze ścieżki rozwoju? Podobał mu się awans z hotelu robotniczego do izby teściowej i z bimbru na czystą? Czy zapomni Stefanowi? Czy zapomni więzienie? Na te pytania Lazarowicz nie odpowie, na pytania odpowie za Lazarowicza władza, już w następnym odcinku pod tytułem Cz. IV.

Reklama

22 KOMENTARZE

  1. To się nazywa zoologiczny antykomunizm, a przecież…
    wszyscy wiedzą – a najlepiej wyrocznia Szechtera – że socjalizm to była elektryfikacja,edukacja no i praca dla każdego. To jest chyba tak, jak mawiał Heinrich Bóll o Niemcach /zanim się okazało,że był SS-manem/: w każdym porządnym niemieckim domu jest jakaś ,,pamiątka” z wojny,w znaczeniu – zdobyczne mienie.Podobnie w Polsce – w każdym domu /i bloku też/ jest coś,co zostało wyniesione z fabryki, załatwione z magazynierem,załatwione z sekretarzem,załatwione z prezesem spółdzielni/mieszkaniowej/.Stąd się bierze ta peerelowska nostalgia starych durni,której się młodzi przysłuchują – o talonach na małe fijaty, o przydziałach na M4 w 2010roku,o wódce z pewexu za bony z NRD,o znajomej w meblowym i cioci Hani w mięsnym.To było k…. życie , nie to dziadostwo co teraz.

    • A, wie Pan,
      ja odwrotnie. Wynosiłam z domu do firmy w której pracowałam. Jak w domu miałam a tam pilnie było tego trzeba. I nie ja jedna. Z firmy nie niosłam nigdy niczego, żal by mi było dobrego imienia, no wstydziłabym się przed sobą samą.

      Nie należę do osób, które podziwiają mądrość przysłów ale kto wie czy wkrótce nie przyjdzie mi przekonań w tym zakresie zmienić. Tymczasem wspomnę, że znam słowo projekcja i inne z tego samego słownika.

  2. To się nazywa zoologiczny antykomunizm, a przecież…
    wszyscy wiedzą – a najlepiej wyrocznia Szechtera – że socjalizm to była elektryfikacja,edukacja no i praca dla każdego. To jest chyba tak, jak mawiał Heinrich Bóll o Niemcach /zanim się okazało,że był SS-manem/: w każdym porządnym niemieckim domu jest jakaś ,,pamiątka” z wojny,w znaczeniu – zdobyczne mienie.Podobnie w Polsce – w każdym domu /i bloku też/ jest coś,co zostało wyniesione z fabryki, załatwione z magazynierem,załatwione z sekretarzem,załatwione z prezesem spółdzielni/mieszkaniowej/.Stąd się bierze ta peerelowska nostalgia starych durni,której się młodzi przysłuchują – o talonach na małe fijaty, o przydziałach na M4 w 2010roku,o wódce z pewexu za bony z NRD,o znajomej w meblowym i cioci Hani w mięsnym.To było k…. życie , nie to dziadostwo co teraz.

    • A, wie Pan,
      ja odwrotnie. Wynosiłam z domu do firmy w której pracowałam. Jak w domu miałam a tam pilnie było tego trzeba. I nie ja jedna. Z firmy nie niosłam nigdy niczego, żal by mi było dobrego imienia, no wstydziłabym się przed sobą samą.

      Nie należę do osób, które podziwiają mądrość przysłów ale kto wie czy wkrótce nie przyjdzie mi przekonań w tym zakresie zmienić. Tymczasem wspomnę, że znam słowo projekcja i inne z tego samego słownika.

  3. Wbrew pozorom, trudno przekazać prawdę peerelu
    kiedyś – próbując trafić w wyobrażenia estetyczne – opisałem młodzieży PRL, jako smród kibla dworcowego /na kilometr/ i smród sklepu mięsnego.To całkiem jak mięso z Tesco – usłyszałem odpowiedź.Kto przeżył ten zna różnicę,reszta,cóż , musi wierzyć na słowo.Przesławnej kaszanki nie wziął do pyska mój wygłodzony owczarek niemiecki,dwa dni krążył wokół niej,ale się nie złamał.Jak większość z nas.

  4. Wbrew pozorom, trudno przekazać prawdę peerelu
    kiedyś – próbując trafić w wyobrażenia estetyczne – opisałem młodzieży PRL, jako smród kibla dworcowego /na kilometr/ i smród sklepu mięsnego.To całkiem jak mięso z Tesco – usłyszałem odpowiedź.Kto przeżył ten zna różnicę,reszta,cóż , musi wierzyć na słowo.Przesławnej kaszanki nie wziął do pyska mój wygłodzony owczarek niemiecki,dwa dni krążył wokół niej,ale się nie złamał.Jak większość z nas.

  5. Czerwoni – wielcy wygrani wojny PO-PiS
    Nikt nie pyta Olka K. o jego miliony ani nawet o kolekcję zegarków.Nikt nie pyta Leszka M. jak się rozliczył z radzieckimi towarzyszami ani nawet czy dalej posyła wnuczkę do amerykańskiej szkoły z czesnym wartym życia jednego prawdziwego komunisty.Nic nie wiadomo o służących Józefa O. ani o jego ochronie ,po wiadomej wódce u miliardera – zwłaszcza,że Józef przestał być członkiem.Jednym nawet słowem nie zająknie się żadna odważna i bezkompromisowa dziennikarzyna o szwajcarskiej forsie Jacka P. ani o pałacu ze stajnią /beemek/ Wiesława K. Były sekretarz bez forsy to jak Lechu bez Mnietka albo Walter bez TVN-u.

  6. Czerwoni – wielcy wygrani wojny PO-PiS
    Nikt nie pyta Olka K. o jego miliony ani nawet o kolekcję zegarków.Nikt nie pyta Leszka M. jak się rozliczył z radzieckimi towarzyszami ani nawet czy dalej posyła wnuczkę do amerykańskiej szkoły z czesnym wartym życia jednego prawdziwego komunisty.Nic nie wiadomo o służących Józefa O. ani o jego ochronie ,po wiadomej wódce u miliardera – zwłaszcza,że Józef przestał być członkiem.Jednym nawet słowem nie zająknie się żadna odważna i bezkompromisowa dziennikarzyna o szwajcarskiej forsie Jacka P. ani o pałacu ze stajnią /beemek/ Wiesława K. Były sekretarz bez forsy to jak Lechu bez Mnietka albo Walter bez TVN-u.

    • Ale jedno jest pewne.
      Ale jedno jest pewne. Kwaśniewski, Miler, Oleksy, Gudzowaty, Kluczyk i cały komitet, który w normalnym kraju powinien siedzieć, nadal sobie chodzi i ma wysokie notowania nawet w “kategorii zaufanie”. Dla mnie to, że taka obrotowa gnida jak Olek disco polo miał 60% poparcia, to jest porażka inteligencji i wielki sukces propagandy.

      • hmmm
        inteligencja – nazwa warstwy społecznej będąca głównym nośnikiem kultury narodowej, w Polsce kształtująca się począwszy od 2. połowy XIX wieku.
        inteligencja niema nic ale to nic do poparcia Kwaśniewskiego, chyba, że przyjmiemy, że kultura “disco polo” to nasza narodowa tradycja i narowy rys identyfikacyjny, a obydwaj wiemy, że tak nie jest

      • W normalnym kraju, to lud
        W normalnym kraju, to lud raczej podziwia bogatych, w naszym kraju, lud najchętniej widziałby ich za kratami, a ich majątki rozdane, naprawdę potrzebującym- czyli ludowi. Co ciekawe, tak było za głębokiego PRL-u i jak widać nic się nie zmieniło do dzisiaj.
        ps. Jaki odsetek milionerów na świecie, doszedł do bogactw, w sposób bezwzględnie uczciwy, nie będąc do tego skurwysynem? Pytanie retoryczne.
        ps2. tylko patrzeć jak zaczniesz tropić UKŁAD.

    • Ale jedno jest pewne.
      Ale jedno jest pewne. Kwaśniewski, Miler, Oleksy, Gudzowaty, Kluczyk i cały komitet, który w normalnym kraju powinien siedzieć, nadal sobie chodzi i ma wysokie notowania nawet w “kategorii zaufanie”. Dla mnie to, że taka obrotowa gnida jak Olek disco polo miał 60% poparcia, to jest porażka inteligencji i wielki sukces propagandy.

      • hmmm
        inteligencja – nazwa warstwy społecznej będąca głównym nośnikiem kultury narodowej, w Polsce kształtująca się począwszy od 2. połowy XIX wieku.
        inteligencja niema nic ale to nic do poparcia Kwaśniewskiego, chyba, że przyjmiemy, że kultura “disco polo” to nasza narodowa tradycja i narowy rys identyfikacyjny, a obydwaj wiemy, że tak nie jest

      • W normalnym kraju, to lud
        W normalnym kraju, to lud raczej podziwia bogatych, w naszym kraju, lud najchętniej widziałby ich za kratami, a ich majątki rozdane, naprawdę potrzebującym- czyli ludowi. Co ciekawe, tak było za głębokiego PRL-u i jak widać nic się nie zmieniło do dzisiaj.
        ps. Jaki odsetek milionerów na świecie, doszedł do bogactw, w sposób bezwzględnie uczciwy, nie będąc do tego skurwysynem? Pytanie retoryczne.
        ps2. tylko patrzeć jak zaczniesz tropić UKŁAD.