Reklama

Jak można najprościej zaszkodzić własnej spraw

Jak można najprościej zaszkodzić własnej sprawie lub/i osobie? Ośmieszając! Widziałem na portalach informację, że ŚP poseł Deptuła wykonał telefon do żony, w chwili katastrofy Tu 154. W tej informacji ujęło mnie tylko jedno, mianowicie to, że tak ważna informacja pojawia się dopiero teraz, po tym jak już się pojawiły wszystkie przecieki „kto kogo zabije i kto jest wkurzony”. Poza tym nic mnie w tym nie szokowało, a już na pewno nie wpadło mi do głowy, że w informacji może być dowód dla nowego wątku śledztwa, jak to był łaskaw wywodzić redaktor Warzecha. Redaktor napisał dość porywającą sensację, ale niestety obawiam się, a nawet jestem pewien, że zrobił dokładnie tak jak chcieli inspiratorzy tego przecieku. W swoim wywodzie Warzecha zakłada, że czas jaki musiał mieć poseł na włączenie telefonu, zalogowanie się do sieci i tak dalej, redaktor podaje tu długą listę technicznych zawiłości, musiał się wahać między dwoma minutami, a co najmniej kilkudziesięcioma sekundami. Dalej Warzecha pisze, że Deptuła siedział daleko od kabiny, zatem nie miał szczegółowej wiedzy co się w samolocie mogło dziać. Łącząc te dwie luźne obserwacje, stawia tezę, że w samolocie na kilka minut przed katastrofą musiało się dziać tak źle, że nawet pasażerowie z ostatnich rzędów, bez szczegółowej wiedzy, widzieli jak bardzo jest źle i dlatego dzwonili do bliskich, licząc się z najgorszym. Teza, ze wszech miar absurdalna, ale natychmiast została podchwycona przez zwolenników, innej, słusznej skądinąd tezy, że zarówno polski rząd jak i ruski KGB MAK, komercyjna firma, robi sobie ze śledztwa jaja.

Warzecha zebrał oklaski za swoje odkrycia, chociaż te „rewelacje” można obalić w kilku ruchach i to bazując na sprzecznym logicznie argumentowaniu Warzechy. Jeśli w samolocie działy się złe rzeczy, już na kilka minut przed tragedią, to po pierwsze dlaczego tylko 19 telefonów było włączonych? Po drugie dlaczego tylko jeden Deptuła się dodzwonił? Po trzecie dlaczego wcześniej nie zadzwonili dobrze poinformowani, a więc borowcy, stewardesy, piloci, w końcu sam Lech Kaczyński i członkowie kancelarii? Przez kilka minut dzieje się tragicznie i jeden Deptuła dodzwania się do żony? Można powiedzieć w tym miejscu, że nie wiemy czy tylko jeden Deptuła? Można tylko po co? Niewyobrażalnym się wydaje, aby którykolwiek z członków rodzin nie sprawdzał i to wielokrotnie kiedy tragicznie zamarły wykonał ostatni telefon lub sms, pewnie do dziś są to swego rodzaju relikwie. W zawiązku z tym, szanse na ukrycie takich rewelacji są praktycznie żadne, zwłaszcza, że to rodziny „z PiS”, przede wszystkim sam prezydent i tacy ludzie jak Stasiak musieli mieć najpełniejsze informacje i gdyby było tak jak dywaguje Warzecha, że samolot miał krytyczne problemy przez wiele minut, pierwsze telefony wykonaliby właśnie oni, a Kaczyński, czy bliscy Stasiaka raczej nie kryliby takich dowodów na matactwa rządu.

Reklama

Ostatnia rewelacja z telefonem może mieć wytłumaczenie banalne, właśnie dlatego, że Deptuła nie miał pojęcia co się dzieje w samolocie dzwonił do żony i trafił w ten najbardziej tragiczny moment, ponieważ to był moment niespodziewany i nagły. Co innego jest w tym istotnego, na co zresztą zwrócił uwagę sam Warzecha, ale kompletnie odpuścił analizę. Mianowicie w momencie lądowania raczej nie wykonuje się telefonu, ponieważ trzeba zapiąć pasy, trzeba się przygotować według procedur dla pasażerów. Skoro poseł Deptuła dzwonił w takim momencie, to albo NIE BYŁO ŻADNEJ INFORMACJI O LĄDOWANIU, albo poseł beztrosko złamał procedury, tudzież jako jeden z pierwszych zauważył, że samolot zaraz skosi brzozy i zdążył zadzwonić, oczywiście pod warunkiem, że telefon miał włączony. Ze wszystkich trzech możliwości każda jest bardziej prawdopodobna, niż teza Warzechy kompletnie oderwana od logicznej analizy. Najciekawsza jest jednak pierwsza teza, najciekawsza i najbardziej istotna dla śledztwa, ponieważ jedna z „żelaznych” internetowych diagnoz krzyczy, że piloci dostali rozkaz lądowania na siłę, mimo warunków.

Telefon posła Deptuły mógłby wskazywać, że żadnego lądowania za zabój nie było, ale i tu nawet nie znając się na procedurach „samolotowych”, podejrzewam, że takie próbne podejście, czy jak to się tam nazywa, w procedurze dla pasażerów niczym nie różni się od lądowania. Jak sądzę też trzeba zapiąć pasy, też trzeba wykonać wszystkie polecenie stewardes. No może z tą różnicą, że jak stewardesa czy kapitan da komunikat, że nie lądujemy, tylko sprawdzamy czy się da wylądować, pasażer może podejść do procedur adekwatnie, czyli „próbnie” i wykonać czynności, których w czasie normalnego lądowania raczej się nie wykonuje. Jeśli już szukać gdzieś pożytku dla śledztwa, szukałbym właśnie tu. Telefon Deptuły najbardziej naprowadza mnie na to, że pasażerowie mieli informację co się dzieje, wiedzieli, że nie lądują, tylko załoga schodzi na taki pułap, aby mogła ocenić szanse na lądowanie. Jak dla mnie bardzo istotna informacja i temu poświęciłbym największą uwagę, nie oderwanym od logiki dywagacjom o kilkuminutowej tragedii, która się odbyła w TU, przed lądowaniem. Powyższe można wywnioskować z samych sprzecznych opinii Warzechy, a gdyby tego było mało, w stenogramie dramatyczne są ostatnie sekundy gdy już czubki drzew się pojawiają, żadnej informacji o technicznych problemach na kilka minut przed tragedią nie ma.

A co z tym ośmieszaniem i inspiratorami. To co zawsze. Spiskowa teoria! Puszcza się taki news, aby powstała kolejna spiskowa teoria i kto na tym zyskuje? Oczywiście ruski MAK, polski rząd i opcja polityczna, której tak zależy na rzetelnym wyjaśnieniu tej katastrofy, jak mnie na kolejnej bramce Tuska. Po pierwsze trzeba zacząć od końca. Jak się w Polsce kolportuje przecieki? Zgodnie z linią polityczną. Zatem jeśli tę rewelację podaje Wprost redaktora Lisa, które to Wprost nie po to jest pod redakcją Lisa, żeby tej bogoojczyźnianej części Polski żyło się lepiej, taka rewelacja została podana przez odpowiednich ludzi, odpowiednim mediom. Gdyby to miało dokopać Tuskowi i ruskim, przeciek nastąpiłby do Rzepy, tak jak afera hazardowa. Tej jednej prawidłowości i polskiej specjalności chyba nie trzeba szerzej uzasadniać. Jest wprawdzie jeszcze wątek finansowy i towarzyski, Lis nie byle jaka figura, a informator mógł sprzedać temu co da więcej, ale jeśli tak, chyba należałoby wykluczyć opcję, kto da więcej, bo zaraz ci co dali mniej krzyczeliby o haniebnym procederze. Pozostaje opcja, że pan redaktor Lis się lansuje podobnymi sensacjami, gdyby tak, to przecież nie za darmo tylko w zamian za coś.

Takiego newsa może przekazać tylko ktoś z obozu przeciwnego opozycji, ponieważ tylko władza ma dostęp do akt śledztwa. Przeciek musiał pójść od władzy do jednego z ulubionych redaktorów władzy. No i co? Władza sama sobie koło pióra robi? A pan redaktor, pupil władzy, kąsa rękę co redakcję dała? Pewnie, że Wprost prywatny i tak dalej, ale bądźmy też poważni, redaktor Wildstein w tych okolicznościach politycznych i biznesowych układów szanse miał niewielkie na objęcie redakcji. Prosty zabieg. Władza rzuciła kolejny news, który z definicji będzie szeroko komentowany, bo to oczywiście skandal co się dzieje z tymi bilingami, telefonami i całym śledztwem. Skandal tak wielki, że wszelkie domysły, teorie i śmieszności rodzić się muszą. Poszła następna sensacyjna wiadomość, redaktor Warzecha podniecił się i już popełnił totalną bzdurę, może jeszcze nie na poziomie GP, co opublikowała „rozmowę borowca” z żoną PO KATASTROFIE, ale już jest cel osiągnięty. Kolejny raz władza rzucając kontrolowane ochłapy, pokazuje jak oszołomy budują teorie spiskowe.

Tym sposobem gdyby się okazało coś bardzo prawdopodobnego, jak na przykład, że ten lot był zabawą, niebezpieczną zabawą w wykonaniu Tuska i jego chłopców, którzy chcieli sponiewierać Kaczyńskiego tak jak pamiętnym lotem do Brukseli i tym razem durna zabawa skończyła się tragicznie, to już nikt poważnie takich analiz nie weźmie. Nie weźmie dlatego, że władza i redaktorzy typu Lis zaraz przypomną, że setki bzdur już napisano o Smoleńsku, w tym wyjmą idiotyczny artykuł z GP i nieco mniej absurdalny wywód redaktora Warzechy. Teoriami spiskowymi obraża się mnie dość regularnie, tymczasem mnie teorie spiskowe śmieszą, mnie przeraża, że w sumie proste zabiegi, toporne socjotechniki manipulują ludźmi, którzy przynajmniej teoretycznie powinni się na tym znać. Przecież taki Warzecha musi wiedzieć jak się tego rodzaju informacje pozyskuje? Mimo to łapie się na lep, pisze rzeczy kupy się nie trzymające i ciągnie za sobą całą śmieszność cholernie poważnej i słusznej diagnozy, że śledztwo smoleńskie jest jednym wielkim skandalem, chaosem i przekrętem polskiej i ruskiej władzy.

Słuszne diagnozy należy potraktować skutecznym lekiem, a nie proszkiem z paznokci iguany, kupionym w TV Market. Przekleństwo wszystkich, którzy są zakładnikami politycznej opcji i na siłę widzą sprawy tam gdzie nie ma sprawy. Tak jak dramatycznie głupie były te wszystkie prostackie analogie z „incydentem gruzińskim” podawane jako przyczyna całego obnażonego syfu państwa polskiego, zakończone tragedią, tak podobne „analizy” ośmieszają trafne opinie i bardzo prawdopodobne przypuszczenia co do przyczyn katastrofy leżących w złej woli i chaosie państwa oraz kryminogennego cyklu manipulacji wokół śledztwa. Co najgorsze w tym wszystkim miejsca dla ludzi, którzy starają się widzieć sprawy mędrca szkiełkiem i okiem, chłodną analizą, nie ma. Jeśli się potakuje absurdalnym analizom pasującym do głównej „zamachowej” tezy zostaje się patriotą. Jeśli się w czambuł podważa niemal pewne zaniedbania, skandale i przekręty władzy, dostaje się paszport do Europy. Nie wiem komu się tym razem narażę, ale powtórzę, że powielanie absurdalnych analiz, służy nie sprawie, ale ośmieszaniu sprawy i daje żelazne alibi rządowym macherom od socjotechnicznych gierek.

Reklama

26 KOMENTARZE

  1. Lis ma wgląd w 57 tomów akt .Wagon dokumentów.

    Oficerowie monitorujący lot Tu-154: „Witebsk jest na Białorusi?”

    2010-11-02 08:03
    W 57 tomach akt śledztwa smoleńskiego, do których dotarł „Wprost”, znajdują się stenogramy rozmów polskich oficerów dyżurnych monitorujących lot tupolewa. Wynika z nich, że nawet kilkanaście minut po zderzeniu samolotu z ziemią w Warszawie szukano jeszcze na mapie lotnisk zapasowych.

  2. Lis ma wgląd w 57 tomów akt .Wagon dokumentów.

    Oficerowie monitorujący lot Tu-154: „Witebsk jest na Białorusi?”

    2010-11-02 08:03
    W 57 tomach akt śledztwa smoleńskiego, do których dotarł „Wprost”, znajdują się stenogramy rozmów polskich oficerów dyżurnych monitorujących lot tupolewa. Wynika z nich, że nawet kilkanaście minut po zderzeniu samolotu z ziemią w Warszawie szukano jeszcze na mapie lotnisk zapasowych.

    • Zakłócają, nie zakłócają,
      a zaraz po 10.04 w paru źródłach, na oko nawet pochodzących SPRZED 10.04, stało jak byk, że ze względu na rządowe przeznaczenie Tupolew miał układy, które pozwalały mu startować, lądować i latać niezależnie od tego, czy na pokładzie były włączone i używane telefony komórkowe, w tym również i satelitarny, prezydencki. Sam już nie wiem, czego się trzymać w tym względzie.

    • Zakłócają, nie zakłócają,
      a zaraz po 10.04 w paru źródłach, na oko nawet pochodzących SPRZED 10.04, stało jak byk, że ze względu na rządowe przeznaczenie Tupolew miał układy, które pozwalały mu startować, lądować i latać niezależnie od tego, czy na pokładzie były włączone i używane telefony komórkowe, w tym również i satelitarny, prezydencki. Sam już nie wiem, czego się trzymać w tym względzie.

  3. Ścięte czubki drzew pokazywały lot do góry.
    Piloci w ostatniej fazie lotu skierowali samolot do góry.
    Wykazała to analiza linii wytyczonej przez ścięte czubki drzew.
    Mając jedno skrzydło oderwane samolot wznosząc się wykonał
    obrót, bo nie miał równej siły parcia powietrza na oba skrzydła,
    a potem, już z nieco większej wysokości niż czubki drzew
    spadł na grzbiet kadłuba (“na plecy”).

  4. Ścięte czubki drzew pokazywały lot do góry.
    Piloci w ostatniej fazie lotu skierowali samolot do góry.
    Wykazała to analiza linii wytyczonej przez ścięte czubki drzew.
    Mając jedno skrzydło oderwane samolot wznosząc się wykonał
    obrót, bo nie miał równej siły parcia powietrza na oba skrzydła,
    a potem, już z nieco większej wysokości niż czubki drzew
    spadł na grzbiet kadłuba (“na plecy”).

  5. Konsekwentnie unikam analiz
    Konsekwentnie unikam analiz trajektorii i systemów naprowadzających, ale jedno jest dla mnie pewne. Ruscy, a zwłaszcza Tusk i jego kumple, którzy dali dupy na całej linii przy organizacji i obsłudze tego lotu, kręcą, łżą, mataczą i dalej będę to robić. W tej katastrofie jest zawarta cała nędza polskiego państwa i polskiej polityki. Poczynając od “taboru”, poprzez szkolenia pilotów, organizację, kontrwywiad, na polityce zagranicznej kończąc. Teza czysto komunistyczna, że zawiniła załoga została wygłoszona parę minut po katastrofie, ponieważ była NAJWYGODNIEJSZA dla Ruskich i Tuska z nierobami. W międzyczasie dołożono “incydent gruziński” i inne presje, co jeszcze bardziej leżało politycznie i tak toczy się “śledztwo”, przykrywające wszelkie cudowne obroty, brzozy i ten barak pełen pijanych sołdatów, co robił za “wieżę kontroli lotów”. Gdyby to był zamach Ruskich, czy Tuska można było potraktować samolot czymkolwiek, po prostu rozsypał się w powietrzu i tyle, a to był jeden wielki burdel sowiecko-peerelowski, który się teraz przykrywa kontrolowanymi przeciekami i politycznymi zagrywkami na poziomie junty, nie demokracji.

  6. Konsekwentnie unikam analiz
    Konsekwentnie unikam analiz trajektorii i systemów naprowadzających, ale jedno jest dla mnie pewne. Ruscy, a zwłaszcza Tusk i jego kumple, którzy dali dupy na całej linii przy organizacji i obsłudze tego lotu, kręcą, łżą, mataczą i dalej będę to robić. W tej katastrofie jest zawarta cała nędza polskiego państwa i polskiej polityki. Poczynając od “taboru”, poprzez szkolenia pilotów, organizację, kontrwywiad, na polityce zagranicznej kończąc. Teza czysto komunistyczna, że zawiniła załoga została wygłoszona parę minut po katastrofie, ponieważ była NAJWYGODNIEJSZA dla Ruskich i Tuska z nierobami. W międzyczasie dołożono “incydent gruziński” i inne presje, co jeszcze bardziej leżało politycznie i tak toczy się “śledztwo”, przykrywające wszelkie cudowne obroty, brzozy i ten barak pełen pijanych sołdatów, co robił za “wieżę kontroli lotów”. Gdyby to był zamach Ruskich, czy Tuska można było potraktować samolot czymkolwiek, po prostu rozsypał się w powietrzu i tyle, a to był jeden wielki burdel sowiecko-peerelowski, który się teraz przykrywa kontrolowanymi przeciekami i politycznymi zagrywkami na poziomie junty, nie demokracji.

  7. Po uderzeniu w ziemię przednia część oderwała się.
    Po oderwaniu przedniej części samolotu na wskutek
    uderzenia o ziemię, mniejsza część uzyskała
    większą mobilność, a w tym większą podatność
    na turlanie. Myślę, że kabina mogła nawet
    koziołkować, a przyczyną mogły być nierówności
    ziemi. W takiej sytuacji przednia część samolotu
    mogła się zatrzymać w niemal dowolnie dziwnej
    pozycji.

  8. Po uderzeniu w ziemię przednia część oderwała się.
    Po oderwaniu przedniej części samolotu na wskutek
    uderzenia o ziemię, mniejsza część uzyskała
    większą mobilność, a w tym większą podatność
    na turlanie. Myślę, że kabina mogła nawet
    koziołkować, a przyczyną mogły być nierówności
    ziemi. W takiej sytuacji przednia część samolotu
    mogła się zatrzymać w niemal dowolnie dziwnej
    pozycji.

  9. Po okresie dezinformacji i ogłupiania przyszedł czas
    na show medialny. Teraz prawda już mało kogo obchodzi,więc można ją podawać małymi dawkami. Dzisiaj dowiadujemy się,że oficerowie BOR w Katyniu i Smoleńsku uzbrojeni byli w KBKB – Krótkie Bojowe Kije Bambusowe oraz proce bojowe.
    C.d.n.

  10. Po okresie dezinformacji i ogłupiania przyszedł czas
    na show medialny. Teraz prawda już mało kogo obchodzi,więc można ją podawać małymi dawkami. Dzisiaj dowiadujemy się,że oficerowie BOR w Katyniu i Smoleńsku uzbrojeni byli w KBKB – Krótkie Bojowe Kije Bambusowe oraz proce bojowe.
    C.d.n.

  11. Smoleńsk to tylko element……… jeden z wielu
    Zgadzam się z poglądem, że to co było pomyślane tylko jako zabawa mająca na celu ośmieszenie i upokorzenie LK przypadkowo skończyło się tragicznie. Ten pogląd sugeruje także od dłuższego czasu Michalkiewicz określając to lakonicznie, że “wyszło za dobrze”, a i ja również tę hipotezę uznaję za wielce prawdopodobną.
    Ale nie to jest, moim zdaniem, już obecnie najistotniejsze.
    Z perspektywy czasu widocznym się staje, że Smoleńsk to tylko jeden z elementów mozaiki, zaś w miarę jej układania zaczyna się wyłaniać obrazek. A układana jest, bo ten kto dotychczas tego bronił – obecnie powiedział pas i przyzwolił na jej układanie. Kwestią jest teraz tylko czy układających będzie dwóch czy jeden? I odpowiednio kondominium czy dominium?
    Jeżeli wziąć pod uwagę Smoleńsk, stan i wyniki pertraktacji w sprawie gazu, wypowiedziane zdanie, że nie ma takich ofiar jakich nie można byłoby złożyć dla utrzymania dobrych relacji z Rosją i inne pomniejsze fakty – to można dojść do wniosku, że jednak dominium.
    Są wszakże i inne pojawiające się fakty, które świadczą, że upierający się przy kondominium nie składają broni. Jaka opcja zwycięży oto jest pytanie?
    Ostatnio bowiem, ni stąd ni zowąd, pojawiła się wiadomość, że ma być dokonane na szczeblu organu UE przesłuchanie w sprawie katastrofy.
    Znający historię skonstatują przy tym bez trudu, że to co wyżej to możliwe, bo historia się często powtarza, bo nihil novi sub sole.

  12. Smoleńsk to tylko element……… jeden z wielu
    Zgadzam się z poglądem, że to co było pomyślane tylko jako zabawa mająca na celu ośmieszenie i upokorzenie LK przypadkowo skończyło się tragicznie. Ten pogląd sugeruje także od dłuższego czasu Michalkiewicz określając to lakonicznie, że “wyszło za dobrze”, a i ja również tę hipotezę uznaję za wielce prawdopodobną.
    Ale nie to jest, moim zdaniem, już obecnie najistotniejsze.
    Z perspektywy czasu widocznym się staje, że Smoleńsk to tylko jeden z elementów mozaiki, zaś w miarę jej układania zaczyna się wyłaniać obrazek. A układana jest, bo ten kto dotychczas tego bronił – obecnie powiedział pas i przyzwolił na jej układanie. Kwestią jest teraz tylko czy układających będzie dwóch czy jeden? I odpowiednio kondominium czy dominium?
    Jeżeli wziąć pod uwagę Smoleńsk, stan i wyniki pertraktacji w sprawie gazu, wypowiedziane zdanie, że nie ma takich ofiar jakich nie można byłoby złożyć dla utrzymania dobrych relacji z Rosją i inne pomniejsze fakty – to można dojść do wniosku, że jednak dominium.
    Są wszakże i inne pojawiające się fakty, które świadczą, że upierający się przy kondominium nie składają broni. Jaka opcja zwycięży oto jest pytanie?
    Ostatnio bowiem, ni stąd ni zowąd, pojawiła się wiadomość, że ma być dokonane na szczeblu organu UE przesłuchanie w sprawie katastrofy.
    Znający historię skonstatują przy tym bez trudu, że to co wyżej to możliwe, bo historia się często powtarza, bo nihil novi sub sole.