Reklama

Ponieważ pan premier był łaskaw powtórzyć, dzisiaj w Gdańsku, numer ,,z wiechą” na Stadionie Narodowym z Warszawy – taka sama sceneria, w tym konkretnym wypadku – scenografia pol

Ponieważ pan premier był łaskaw powtórzyć, dzisiaj w Gdańsku, numer ,,z wiechą” na Stadionie Narodowym z Warszawy – taka sama sceneria, w tym konkretnym wypadku – scenografia politycznego, lub jak ktoś chce partyjnego, wystąpienia. Najciekawsze, że pan premier nie poczekał na zakończenie procesu budowy i wolał lawirować pośród rusztowań, dźwigów i narzędzi – skutecznie dezorganizując budowlane prace. Ponieważ partyjne wiece, o czym młodsi Czytelnicy zapewne nie wiedzą, rządzą się swoimi prawami. Praca na budowie zamiera, znaczne siły zostają zaangażowane w budowę dekoracji, albo tylko trybuny, ludzie ciężkiej pracy zostają wykorzystani jako tło, jako niemi statyści partyjnego wiecu. Propagandowej hucpy.
Powtarzany do obrzydzenia numer, rodem z komedii reżysera Barei, skłonił mnie do przypomnienia takiej oto, autentycznej, historyjki, związanej z budową narodowego stadionu.
Znajomy przedsiębiorca budowlany, prowadzący budowy w całej Europie ,,załapał” drobny kontrakt na budowie Stadionu Narodowego. Mianowicie, jego dźwigi brały udział w zawieszeniu owej słynnej iglicy nad płytą stadionu. Ponieważ skomplikowana konstrukcja zawieszenia jest produktem włosko- szwajcarskim (liny, zawiesia i Bóg wie co jeszcze) więc w operacji podwieszania i wyciągania 100-tonowej iglicy brali udział doświadczeni operatorzy ze wspomnianej, polskiej, firmy. W trakcie tej skomplikowanej i długotrwałej operacji pojawiły się także inne, oprócz czysto technicznych, problemy.
Mówi właściciel wspomnianej firmy:
-Słuchaj, ja prowadzę budowy w Niemczech, Austrii, Szwajcarii – więc tam angażuję do pracy ludzi z elementarną chociaż znajomością języka niemieckiego, a kierownik budowy musi znać język perfekt. Na budowach w Holandii, Danii i Szwecji pracownicy współpracujący z ,,miejscowymi” muszą znać język angielski, i wielokroć zdarzało się, że musiałem zdjąć z budowy starego dobrego majstra, z powodu nieznajomości języka.
A dzisiaj, wyobraź sobie, bo wiesz, że trzy moje dźwigi stoją na płycie Narodowego, dzwoni do mnie jakiś facet, żebym natychmiast podmienił dwóch operatorów na takich ze znajomością niemieckiego, angielskiego lub włoskiego, albo wyjeżdżał z moim sprzętem z budowy.Dzwonię do operatorów zapytać czy to nie jakieś głupie żarty, okazuje się, że nie, bo w montażu biorą udział Szwajcarzy i Włosi i nie mogą się dogadać z operatorami, bo Szwajcar kierujący montażem po polsku ani słowa. No powiedz, kurwa, czy to nie jest pojebany kraj? Ja – u nich muszę wszystko a oni tutaj – nic. To gdzie my żyjemy?


……..

Reklama
Reklama

21 KOMENTARZE

  1. wystarcza angielski, plus znać się na zegarku
    Rzecz głównie w tym, iż żyjemy w kraju używającym niszowego języka.
    Takich krajów jest mnóstwo, można powiedzieć że jedyne nie niszowe języki to angielski i częściowo niemiecki.
    Dodatkowo angielski nie jest językiem etnicznym ściśle związanym z jakimś krajem i dlatego Mongoł wkuwa angielski żeby się dogadać z Arabem.
    Gorsza sprawa że ostatnio język polski staje się niszowy i obciachowy nawet na terenie Polski, w kontaktach między polakami i tutejszymi instytucjami czy firmami, a to już kiepsko rokuje.

    • Można spojrzeć na to dwojako
      elementarna znajomość języków tego świata to dzisiaj standard. Angielski to żaden ,,obcy” język. Ale jesteśmy w Polsce. Póki co.
      Więc KAŻDY przybysz musi się dostosować, a biznesowy szczególnie.
      Podstawowe pytanie brzmi: co będziemy oglądać na tych stadionach, bo chyba nie koński łeb i taki uśmiech prezesa Laty? To będzie impreza dla Niemców, Hiszpanów lub Włochów na polskim terytorium. Nawet polskiego sędziego nie będzie na boiskach. Ani jednego.
      Koszt tej hucpy, to znaczy stadionów – 5 mld złotych. A jak dojechać?

  2. wystarcza angielski, plus znać się na zegarku
    Rzecz głównie w tym, iż żyjemy w kraju używającym niszowego języka.
    Takich krajów jest mnóstwo, można powiedzieć że jedyne nie niszowe języki to angielski i częściowo niemiecki.
    Dodatkowo angielski nie jest językiem etnicznym ściśle związanym z jakimś krajem i dlatego Mongoł wkuwa angielski żeby się dogadać z Arabem.
    Gorsza sprawa że ostatnio język polski staje się niszowy i obciachowy nawet na terenie Polski, w kontaktach między polakami i tutejszymi instytucjami czy firmami, a to już kiepsko rokuje.

    • Można spojrzeć na to dwojako
      elementarna znajomość języków tego świata to dzisiaj standard. Angielski to żaden ,,obcy” język. Ale jesteśmy w Polsce. Póki co.
      Więc KAŻDY przybysz musi się dostosować, a biznesowy szczególnie.
      Podstawowe pytanie brzmi: co będziemy oglądać na tych stadionach, bo chyba nie koński łeb i taki uśmiech prezesa Laty? To będzie impreza dla Niemców, Hiszpanów lub Włochów na polskim terytorium. Nawet polskiego sędziego nie będzie na boiskach. Ani jednego.
      Koszt tej hucpy, to znaczy stadionów – 5 mld złotych. A jak dojechać?

  3. wystarcza angielski, plus znać się na zegarku
    Rzecz głównie w tym, iż żyjemy w kraju używającym niszowego języka.
    Takich krajów jest mnóstwo, można powiedzieć że jedyne nie niszowe języki to angielski i częściowo niemiecki.
    Dodatkowo angielski nie jest językiem etnicznym ściśle związanym z jakimś krajem i dlatego Mongoł wkuwa angielski żeby się dogadać z Arabem.
    Gorsza sprawa że ostatnio język polski staje się niszowy i obciachowy nawet na terenie Polski, w kontaktach między polakami i tutejszymi instytucjami czy firmami, a to już kiepsko rokuje.

    • Można spojrzeć na to dwojako
      elementarna znajomość języków tego świata to dzisiaj standard. Angielski to żaden ,,obcy” język. Ale jesteśmy w Polsce. Póki co.
      Więc KAŻDY przybysz musi się dostosować, a biznesowy szczególnie.
      Podstawowe pytanie brzmi: co będziemy oglądać na tych stadionach, bo chyba nie koński łeb i taki uśmiech prezesa Laty? To będzie impreza dla Niemców, Hiszpanów lub Włochów na polskim terytorium. Nawet polskiego sędziego nie będzie na boiskach. Ani jednego.
      Koszt tej hucpy, to znaczy stadionów – 5 mld złotych. A jak dojechać?

  4. Uczyć dzieci języków!
    O ile wiem, dzieci do 12 roku życia absorbują język obcy jako naturalny, niezależnie od zdolności umysłowych. Uczą się obcego języka tak, jak się uczą mówić w ogóle (“od matki”), nieskrępowanie powtarzają dźwięki, eksperymentują ze słowami i składnią, bez uprzedzeń.

    Po 12 roku życia nie ma już naturalności przyswajania, język “matki” ma swój twardy dysk w mózgu, trzeba nowy dysk “zainstalować” na nowy język. I nie wszyscy są potem zdolni do skutecznej nauki.

    Za późno w Polsce uczy się dzieci języka obcego.
    Jak bylam na saksach w Holandii w latach wczesnych 80-tych, to dzieci zdumiewały naturalnym angielskim i matczynym holenderskim. Starsi ludzie znali niemiecki, ale wsród tych w średnim wieku i młodszym, angielski był czymś normalnym..

    Holenderski, jak polski – język niszowy.

    • Solano – poziom nauczania języków obcych jest
      w Polsce (dokładnie – w polskich szkołach publicznych) KATASTROFALNY.
      Wiem co mówię a Ty wiesz dlaczego:-)
      Następnie weź nasze, polskie, elity – debil w debila kretyn w kretyna. W całym rządzie po angielsku mówi JEDEN minister. Prezydent z premierem do spółki złożą jedno zdanie w Present Simple.
      Wszystko.

  5. Uczyć dzieci języków!
    O ile wiem, dzieci do 12 roku życia absorbują język obcy jako naturalny, niezależnie od zdolności umysłowych. Uczą się obcego języka tak, jak się uczą mówić w ogóle (“od matki”), nieskrępowanie powtarzają dźwięki, eksperymentują ze słowami i składnią, bez uprzedzeń.

    Po 12 roku życia nie ma już naturalności przyswajania, język “matki” ma swój twardy dysk w mózgu, trzeba nowy dysk “zainstalować” na nowy język. I nie wszyscy są potem zdolni do skutecznej nauki.

    Za późno w Polsce uczy się dzieci języka obcego.
    Jak bylam na saksach w Holandii w latach wczesnych 80-tych, to dzieci zdumiewały naturalnym angielskim i matczynym holenderskim. Starsi ludzie znali niemiecki, ale wsród tych w średnim wieku i młodszym, angielski był czymś normalnym..

    Holenderski, jak polski – język niszowy.

    • Solano – poziom nauczania języków obcych jest
      w Polsce (dokładnie – w polskich szkołach publicznych) KATASTROFALNY.
      Wiem co mówię a Ty wiesz dlaczego:-)
      Następnie weź nasze, polskie, elity – debil w debila kretyn w kretyna. W całym rządzie po angielsku mówi JEDEN minister. Prezydent z premierem do spółki złożą jedno zdanie w Present Simple.
      Wszystko.

  6. Uczyć dzieci języków!
    O ile wiem, dzieci do 12 roku życia absorbują język obcy jako naturalny, niezależnie od zdolności umysłowych. Uczą się obcego języka tak, jak się uczą mówić w ogóle (“od matki”), nieskrępowanie powtarzają dźwięki, eksperymentują ze słowami i składnią, bez uprzedzeń.

    Po 12 roku życia nie ma już naturalności przyswajania, język “matki” ma swój twardy dysk w mózgu, trzeba nowy dysk “zainstalować” na nowy język. I nie wszyscy są potem zdolni do skutecznej nauki.

    Za późno w Polsce uczy się dzieci języka obcego.
    Jak bylam na saksach w Holandii w latach wczesnych 80-tych, to dzieci zdumiewały naturalnym angielskim i matczynym holenderskim. Starsi ludzie znali niemiecki, ale wsród tych w średnim wieku i młodszym, angielski był czymś normalnym..

    Holenderski, jak polski – język niszowy.

    • Solano – poziom nauczania języków obcych jest
      w Polsce (dokładnie – w polskich szkołach publicznych) KATASTROFALNY.
      Wiem co mówię a Ty wiesz dlaczego:-)
      Następnie weź nasze, polskie, elity – debil w debila kretyn w kretyna. W całym rządzie po angielsku mówi JEDEN minister. Prezydent z premierem do spółki złożą jedno zdanie w Present Simple.
      Wszystko.

  7. Dziwi mnie to zdumienie. Od
    Dziwi mnie to zdumienie. Od kiedy to Pan uczy się języka niewolnika? To raczej niewolnik musi się przystosować. Jak chcesz, aby inni Ciebie szanowali, to szanuj się sam. Niestety nasze elity i większość Polaków nie zna, może zapomniała tej zasady.

  8. Dziwi mnie to zdumienie. Od
    Dziwi mnie to zdumienie. Od kiedy to Pan uczy się języka niewolnika? To raczej niewolnik musi się przystosować. Jak chcesz, aby inni Ciebie szanowali, to szanuj się sam. Niestety nasze elity i większość Polaków nie zna, może zapomniała tej zasady.

  9. Dziwi mnie to zdumienie. Od
    Dziwi mnie to zdumienie. Od kiedy to Pan uczy się języka niewolnika? To raczej niewolnik musi się przystosować. Jak chcesz, aby inni Ciebie szanowali, to szanuj się sam. Niestety nasze elity i większość Polaków nie zna, może zapomniała tej zasady.

  10. Już dawno pozbyłem się
    Już dawno pozbyłem się kompleksów z powodu tego, że ktoś jest Niemcem, Francuzem lub pochodzi z innej nacji. Jeśli czasami napada mnie pewnego rodzaju podziw, to tylko dlatego, że mam do czynienia z kimś inteligentnym, który ma coś ciekawego do powiedzenia, ma jakieś swoje pasje, itp. Niestety stykam się jeszcze z ludźmi, dla których opalony w solarium Niemiec, w dobrej furze na kredyt, jest niemal Bogiem. Na szczęście nas też na coraz więcej stać, może nie na tyle, co ich, ale jadąc za granicę nie muszę już wozić torby jedzenia ze sobą, a stać mnie na to, aby jedzenie kupić. Ostatnio czytałem wywiad z Polką, która przepracowała wiele lat w Niemczech, jako sprzątaczka i napisała o tym książkę. Książka podobno staje się hitem w Niemczech, choć baaaaaardzo tych porządnych Niemców odbrązawia. Poza tym inne nacje często nas za wiele rzeczy chwalą, choć my sami tego nie możemy dostrzec, że mamy swoje pozytywne strony 🙂 Natomiast załamuje mnie, jak my sami odreagowujemy swoje kompleksy, poniżając innych. Wyśmiewamy ich, zapominając, jak sami ciągneliśmy torby ze szmelcem pod operę w Berlinie Zachodnim lub na Mexico Platz w Wiedniu. No cóż, daleka jeszcze droga przed nami:)

  11. Już dawno pozbyłem się
    Już dawno pozbyłem się kompleksów z powodu tego, że ktoś jest Niemcem, Francuzem lub pochodzi z innej nacji. Jeśli czasami napada mnie pewnego rodzaju podziw, to tylko dlatego, że mam do czynienia z kimś inteligentnym, który ma coś ciekawego do powiedzenia, ma jakieś swoje pasje, itp. Niestety stykam się jeszcze z ludźmi, dla których opalony w solarium Niemiec, w dobrej furze na kredyt, jest niemal Bogiem. Na szczęście nas też na coraz więcej stać, może nie na tyle, co ich, ale jadąc za granicę nie muszę już wozić torby jedzenia ze sobą, a stać mnie na to, aby jedzenie kupić. Ostatnio czytałem wywiad z Polką, która przepracowała wiele lat w Niemczech, jako sprzątaczka i napisała o tym książkę. Książka podobno staje się hitem w Niemczech, choć baaaaaardzo tych porządnych Niemców odbrązawia. Poza tym inne nacje często nas za wiele rzeczy chwalą, choć my sami tego nie możemy dostrzec, że mamy swoje pozytywne strony 🙂 Natomiast załamuje mnie, jak my sami odreagowujemy swoje kompleksy, poniżając innych. Wyśmiewamy ich, zapominając, jak sami ciągneliśmy torby ze szmelcem pod operę w Berlinie Zachodnim lub na Mexico Platz w Wiedniu. No cóż, daleka jeszcze droga przed nami:)

  12. Już dawno pozbyłem się
    Już dawno pozbyłem się kompleksów z powodu tego, że ktoś jest Niemcem, Francuzem lub pochodzi z innej nacji. Jeśli czasami napada mnie pewnego rodzaju podziw, to tylko dlatego, że mam do czynienia z kimś inteligentnym, który ma coś ciekawego do powiedzenia, ma jakieś swoje pasje, itp. Niestety stykam się jeszcze z ludźmi, dla których opalony w solarium Niemiec, w dobrej furze na kredyt, jest niemal Bogiem. Na szczęście nas też na coraz więcej stać, może nie na tyle, co ich, ale jadąc za granicę nie muszę już wozić torby jedzenia ze sobą, a stać mnie na to, aby jedzenie kupić. Ostatnio czytałem wywiad z Polką, która przepracowała wiele lat w Niemczech, jako sprzątaczka i napisała o tym książkę. Książka podobno staje się hitem w Niemczech, choć baaaaaardzo tych porządnych Niemców odbrązawia. Poza tym inne nacje często nas za wiele rzeczy chwalą, choć my sami tego nie możemy dostrzec, że mamy swoje pozytywne strony 🙂 Natomiast załamuje mnie, jak my sami odreagowujemy swoje kompleksy, poniżając innych. Wyśmiewamy ich, zapominając, jak sami ciągneliśmy torby ze szmelcem pod operę w Berlinie Zachodnim lub na Mexico Platz w Wiedniu. No cóż, daleka jeszcze droga przed nami:)