Reklama

W sierpniu 2008 roku wojnę w Gruzji widziałem jako rosyjski test użycia militarnego argumentu w polityce zagranicznej.

W sierpniu 2008 roku wojnę w Gruzji widziałem jako rosyjski test użycia militarnego argumentu w polityce zagranicznej. Test całkowicie oblany przez społeczność międzynarodową, którego wynik daje zielone światło do agresywnych działań także w innych regionach globu. Po dwóch latach ocena impotencji wielkich organizacji międzynarodowych się nie zmieniła, natomiast analiza interesów może dawać inny ciekawy obraz regionu euroazjatyckiego. Trudno jest zrozumieć to, co się dzieje także w Polsce bez zrozumienia jak widzą swoje interesy poszczególni aktorzy geopolitycznej sceny. Pozwólmy sobie zatem na chwilę relaksu i pofantazjujmy trochę na temat interesów dwóch naszych największych sąsiadów.

1) Rosja się rozpada.

Reklama

Postępująca degeneracja rosyjskiego organizmu państwowego jest dość szeroko znanym faktem. Od lat nieremontowana infrastruktura rozpada się na naszych oczach skutkując coraz poważniejszymi awariami, z których dowiadujemy się tylko o największych w rodzaju katastrofy w Sajano-Szuszeńskiej Elektrowni Wodnej na syberyjskim Jeniseju. Brak jest jakichkolwiek większych inwestycji poza budowaniem surowcowych linii przesyłowych oraz poszukiwaniem nowych złóż. Polityka personalna sprawia, że nikt z namaszczonych przez Kreml wielkich oligarchów nie myśli o poważniejszych inwestycjach i remontach, bo przykład Chodorkowskiego jest nadto wymowny. Skorumpowane społeczeństwo jest coraz bardziej zatomizowane. Dziennikarze ujawniający niewygodne fakty są likwidowani, co nie działa korzystnie na obywatelską odwagę. Służbom bezpieczeństwa nadaje się większe uprawnienia niż miało KGB, a milicja nie jest w stanie zrobić nic innego niż brać łapówki i haracze. Zdesperowani Rosjanie biorą sprawiedliwość we własne ręce i z bronią idą do lasu. Piją także na potęgę, co odbija się zarówno w długości życia jak i w katastrofalnie ujemnym przyroście naturalnym.

Co ciekawe, obecne rosyjskie władze wydają się w dalszym ciągu stosować politykę Stalina, który nie liczył się zupełnie z materiałem ludzkim, podporządkowując wszystko realizacji imperialnych celów politycznych. W przeciwieństwie do Stalina jednak, Putin nie uruchamia żadnych nowych “sztandarowych budów socjalizmu”. Zamiast tego mamy propagandowe pokazówki w rodzaju osobistego sprawdzania w batyskafie, że na dnie Bajkału nie stwierdzono żadnych zanieczyszczeń, czy ratowania dziennikarzy przed szalonym tygrysem. Troska o ekologię nie idzie jednak w parze z troską o wyjaśnianie przyczyn różnych katastrof w celu ich neutralizacji w przyszłości. Przyczyny katastrofy Kurska pozostaną nieznane, podobnie jak przyczyny zaskakująco wielu katastrof samolotowych na terenie Rosji. Wszak jednakowe we wszystkich przypadkach wytłumaczenie, że zawinił pilot, mechanik, kucharz jest wygodne dla umarzających sprawę organów ścigania, ale pozostaje mało wiarygodne nawet dla przeciętnie inteligentnego obserwatora. Przygoda dzieci z biesłańskiej szkoły także nie pomaga w budowaniu zaufania do rosyjskich służb bezpieczeństwa, a liczne akty terrorystyczne, jak atak na Dubrowce, czy wysadzenie bloków na moskiewskim osiedlu podtrzymuje atmosferę zagrożenia uzasadniając milicyjne restrykcje i włączając Rosję do grona państw „walczących z terroryzmem”.

Rosyjscy politycy najwyższego szczebla nie myślą o modernizacji kraju, powtarzając znaną także u nas mantrę, że rosyjskie społeczeństwo potrzebuje silnej władzy, zaś zachodnie demokratyczne standardy są mu po prostu obce. Różnice kulturowe mają uzasadniać obcokrajowcom unikalne zjawisko homo sovieticus. Zatomizowane, nie ufające nikomu społeczeństwo jest w stanie zintegrować jedynie wizja powszechnego zewnętrznego zagrożenia oraz odziedziczony w spadku po ZSRR i czasach carskich mit Wielkiej Rosji. Rosyjski imperializm jest ostatnim powodem do dumy dla Rosjan, których patriotyzm każe wiernie czekać na czasy, gdy odpowiedni ludzie znajdą się wreszcie na odpowiednich miejscach. Jak w czasach socjalizmu: idea jest dobra, tylko ludzie nie dorośli. Wódz nieustannie myśli o swoich dzieciach, tylko ci cholerni urzędnicy ciągle nawalają. Dlatego rezygnując z technologicznej modernizacji rosyjskie władze nie mogą pozwolić sobie na rezygnację z wojennej retoryki. Poczucie zagrożenia przez zewnętrznych i wewnętrznych wrogów oprócz integracji społecznej jest także świetnym wytłumaczeniem dla katastrofalnego stanu gospodarki. Jak można cokolwiek zrobić, jak ciągle atakują naszych? Ale my im pokażemy gdzie ich miejsce. Dlatego wybuchają moskiewskie bloki mieszkalne i dlatego trzeba było upokorzyć Gruzję.

2. Niemiecka hegemonia.

Analitycy coraz częściej zauważają niemieckie dążenie do europejskiej hegemonii. Złośliwi pozwalają sobie nawet na daleko idące żarty, że Unia Europejska to faktyczna realizacja hitlerowskiego planu Europy zjednoczonej wokół Wielkich Niemiec. Traktat lizboński otwarcie nazywany jest absolutnym majstersztykiem niemieckiej polityki – przyznaje on bowiem z mocy prawa najważniejszą rolę w Unii Niemcom. Warto z tej perspektywy spojrzeć na poczynania tego kraju w ostatnich latach.

Z bardzo wielu różnych powodów Rosja jest strategicznym partnerem Niemiec. Rosja stanowi potężny rynek zbytu dla niemieckich technologii oraz jest niewyczerpanym źródłem surowców nie tylko energetycznych. W interesie Niemiec leży jednak słaba Rosja, której rola sprowadza się do surowcowego zaplecza. Rosja zmodernizowana byłaby niebezpiecznym konkurentem, co w połączeniu z imperialnymi ambicjami tworzyłoby bardzo niebezpieczną mieszankę. Rosja natomiast potrzebuje sojusznika w Europie, zwłaszcza w sytuacji gdy na dalekim wschodzie Chiny podniosły zdecydowanie głowę, a w Azji Centralnej byłe sowieckie republiki wykorzystują wojnę w Afganistanie do żonglowania sojuszami. Ukraina pomimo olbrzymiej “mniejszości” rosyjskiej stara się prowadzić własną niezależną politykę, bowiem ukraińscy Rosjanie doskonale rozumieją, że ich interesy będą lepiej zabezpieczone w ramach państwa ukraińskiego niż w dręczonej patologiami Rosji. Natomiast Republika Federalna traktowana jest jako najważniejszy sojusznik zarówno w Waszyngtonie, Paryżu, Warszawie jak i przede wszystkim w Moskwie. Jak zauważa Rokita, Premier Putin nawet nie stara się ukryć swoich marzeń o tym, aby „dwa wielkie historyczne narody” – Rosjanie i Niemcy – stworzyły polityczne fundamenty nowego europejskiego porządku.

Niemcy są jednak mocno obciążone wizerunkowo i nie mogą sobie pozwolić na otwarte i jawne działania hegemona. Jak zatem ma wyglądać sprawowanie przez Berlin tej „subtelnej europejskiej hegemonii”? Niemcy będą po prostu umiejętnie wykorzystywali traktat lizboński, którego są głównymi inicjatorami. – Mniej więcej do roku 2020 nastąpi przekazanie spraw zagranicznych i obronności pod wspólną europejską kuratelę. Dzięki umiejętnemu wykorzystywaniu swojej pozycji największego unijnego płatnika i obsadzeniu swoimi ludźmi kluczowych unijnych stanowisk będą miały decydujący wpływ na poczynania UE – analizuje Gunther Hellmann, badacz przyszłości niemieckiej polityki zagranicznej na Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie nad Menem. Oczywiście berliński hegemon nikomu nie będzie niczego otwarcie narzucać. – Niemcy zdają sobie sprawę, że otwarte dążenie do dominacji doprowadziło do wybuchu obu wojen światowych. Z kolei okres powojennego zaangażowania w integrację europejską i powściągliwość przyniosły krajowi dobrobyt i polityczną wiarygodność. Sprawdzonych sposobów nie zmienia się przecież bez potrzeby – uważa berliński publicysta Michael Stuermer. Powyższe fragmenty przytoczone za Dziennikiem pokazują, że mimo wszystko wypuszczane są co jakiś czas kontrolne baloniki sprawdzające poziom społecznej wrażliwości na zarysowane zjawisko. Pomimo wojennego doświadczenia pierwszej połowy XX w. mam wrażenie, że hegemoniczna rola Niemiec przyjmowana jest raczej jako pewien rodzaj naturalnej kolei rzeczy niż sytuacja zagrożenia.

Mimo wszystko Berlin musi za wszelką cenę odwracać uwagę od głównego celu i kierować ją w inną stronę. Dlatego nieustannie podtrzymywane jest poczucie rosyjskiego zagrożenia. Zarówno w celu tworzenia pretekstów do wewnątrzeuropejskich sojuszy, jak i przede wszystkim w celu odwrócenia uwagi od budowania hegemonicznej roli Niemiec w Zjednoczonej Europie. Europa przedstawiając Rosję jako nieobliczalny kraj zdolny do każdej niegodziwości, wycina konkurencyjne integracyjne narracje oraz zacieśnia więzy, budując z kolei w samej Rosji wrażenie, iż tylko Niemcy, ze swoim historycznym bagażem i racjonalnym podejściem są w stanie zrozumieć rosyjskie stanowisko. Jak relacjonuje Staniszkis, “Niemcy z fundacji Adenauera mówili mi: – Tusk, może w sposób kosztowny dla was, dla waszej godności, realizuje pewną linię Merkel, która równocześnie skonsolidowała udziały państwa w tych firmach, które współpracują z Rosją, ale nie chce, żeby coraz bardziej zatomizowane społeczeństwo rosyjskie reanimować. Każdy konflikt mógłby na nowo skonsolidować Putina z Miedwiediewem, którzy walczą na noże o przyszłą prezydenturę. A chodzi o coś odwrotnego. Usypianie i otoczenie Rosji, przyspieszanie jej rozmontowania. Rosja jest pojęciowo, technicznie, instytucjonalnie w stanie rozpadu. Oczywiście to ma poważne konsekwencje także dlatego, że np. Ukraina nie jest integrowana, bo Zachód, widząc nieuchronny konflikt z Rosją w jakiejś fazie, spodziewając się, że tam dojdzie w niedalekiej przyszłości do rządów wojskowych, żeby tę sytuację opanować, mówi: nie integrujemy Ukrainy, bo nie będziemy w stanie jej obronić. Taka jest normalna dyskusja fachowców o Rosji.” Aby zapewnić skuteczność tej narracji rosyjskiego zagrożenia, musi być ona prowadzona na zewnątrz Niemiec, by ci mogli grać rolę rzeczowego rozjemcy i mediatora.

W tym ujęciu niechęć do ukraińskiej integracji z Europą ma bardzo racjonalne podstawy, ale czynnik opisywany przez Staniszkis nie jest jedyny. Ukraina w strukturach europejskich niechybnie zawiązałaby sojusz z Polską, bo mamy bardzo zbieżne cele i interesy. Samo w sobie byłoby to już dużym zagrożeniem dla planów zarówno hegemonicznych Niemiec jak i imperialnej Rosji. Przeciwdziałanie powstaniu takiego “jagiellońskiego” sojuszu jest wspólnym strategicznym celem opisywanych partnerów. Stąd doprowadzanie do kuriozalnych kryzysów gazowych z jednej i punktowanie prawnych i politycznych niedociągnięć Ukrainy z drugiej strony.

3. Otaczanie Rosji – czy konflikt jest nieunikniony?

Niemiecka frustracja po I wojnie światowej była jednym z czynników, które w wyniku skomplikowanych procesów doprowadziły do wybuchu II wojny światowej. Staniszkis zauważa, że “USA i Unia prowadzą bardzo systematyczną politykę okrążania Rosji. To, co się dzieje na centralnym Kaukazie, nowa sytuacja Gruzji, nowa sytuacja Grupy Szanghajskiej mogącej ewentualnie zastąpić NATO w Afganistanie i ostre negocjowanie z Rosją przez podmioty gospodarcze, np. o współwłasność złóż, jest tego wyrazem. Na Ukrainie głównym aktorem UE jest konsorcjum gazowe, widać więc, że UE już rezygnuje z całej dekoracji politycznej.” W tym ujęciu także Turcja jawi się jako pośrednik i łącznik z tureckojęzycznymi krajami Azji Centralnej, które z kolei cały czas szukają swojej drogi i sposobu wyjścia z gospodarczego uzależnienia od rosyjskich kanałów transportowych dla surowców energetycznych. Chiny także nie zasypiają gruszek w popiele kolonizując wyludniające się syberyjskie miasta i lasy. To z kolei jest potwierdzeniem dla rosyjskich fobii i w gruncie rzeczy nie da się już rozpoznać, czy otaczanie Rosji bardziej jest efektem wrogich intencji sąsiadów, czy też jest bardziej zasłoną dymną putinowskiej propagandy mającej ukryć realne słabości tego kolosa na glinianych nogach. Ciągle żywa jest także frustracja spowodowana rozpadem ZSRR i upadkiem imperialnej roli Rosji jako opozycyjnego wobec USA bieguna podzielonego świata. Dlatego nie należy bagatelizować militarnych incydentów, które teraz i w przyszłości oprócz dyscyplinowania krnąbrnych sąsiadów będą potwierdzaniem mocarstwowych ambicji Rosjan.

Pytanie, które po Gruzji wisi ciągle w powietrzu, czyli “kto następny?”, jest cały czas otwarte. Wobec całkowitej bierności Zachodu, Rosja nie ma żadnych powodów, żeby zrezygnować ze stosowania tego instrumentu w polityce zagranicznej. W zasadzie pytanie nie brzmi czy, ale kiedy i kogo zaatakuje Rosja. Polityczne, militarne i gospodarcze otaczanie Rosji jest faktem. Chiny wybudowały i cały czas budują dalsze rurociągi z Kazachstanu omijające Rosję. W ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy Rosja dostała przy okazji gruzińskiego konfliktu delikatny policzek, gdy żadne z państw należących do Grupy nie uznało niepodległości Osetii i Abchazji. Ujawnione podczas tego konfliktu słabości militarne rosyjskiej armii spowodowały w końcu aktywne działania modernizacyjne. Jasne jest bowiem, że Zachód nie zareaguje, ale jasne także się stało, że Rosja nie musi poradzić sobie z poważniejszym przeciwnikiem, dlatego myśląc poważnie o instrumencie siłowym, trzeba go dość pilnie unowocześnić.

Jak otwarcie przyznają cytowani przez Staniszkis niemieccy eksperci, polityka otaczania i osaczania Rosji, w oczekiwaniu na spowodowany gospodarczą degeneracją rozpad, jest nieoficjalną, ale niespecjalnie ukrywaną doktryną w podejściu do tego kraju. Nic dziwnego, że Rosja czuje się zagrożona. Wielkie państwo z wymierającym społeczeństwem i sypiącą się gospodarką leży między kowadłem mocarstwowych ambicji a młotem fatalnego międzynarodowego PR-u. Zdaje sobie sprawę, że tylko uległość jest w stanie ten wizerunek ocieplić, ale na uległość nie może i nie chce sobie pozwolić. Pozostaje jej zatem granie roli narzuconej przez historię i światową opinię publiczną.

Dla Niemców w Europie to idealna sytuacja. Rosyjskie zagrożenie barbarzyństwem oraz obrona zachodniej cywilizacji pod kulturowym przewodnictwem Niemiec jest starą śpiewką, odgrzewanym kotletem, na który “światła” Europa ciągle daje się nabierać. Niemiecki protekcjonizm naruszający idee solidarności unijnej, ujawnił się podczas kryzysu, gdy bez żenady przyznawano kolosalną pomoc niemieckim zakładom przemysłowym. Bałtycka rura podobnie narusza zasadę solidarności energetycznej, a były kanclerz również bez żenady zostaje członkiem rady nadzorczej NordStream-u. Nikomu to jednak nie przeszkadza, bo przecież zagrożeniem dla Europy jest dzika Rosja, a nie leżące w centrum kulturalne Niemcy. Dezinformacja, manipulacja, propaganda i odwracanie uwagi to kolejna płaszczyzna niemiecko-rosyjskiego sojuszu interesów. Istniejąca od czasów Zimnej Wojny siatka rosyjskich agentów wpływu, rozsiana po całej Europie nie próżnuje. Pytanie jednak czy w dalszym ciągu są to agenci rosyjscy? Mimo wszystko lekcja została odrobiona i dlatego udaje się kierować uwagę opinii publicznej na żonę Sarko, czy proszki Kaczyńskiego, zamiast na analizę interesów poszczególnych krajów.

4. Reasumując te pobieżne i powierzchowne political-fiction.

Rosja politycznie broni się przed okrążeniem, rozbijając wszelkie możliwe koalicje typu Partnerstwo Wschodnie itp. Wszelkie akcje militarne mają na celu utrzymanie armii w stanie gotowości, podtrzymanie mitu Wielkiej Rosji, integrację wewnętrzną poprzez wytwarzanie poczucia konieczności silnej władzy w warunkach politycznego kryzysu. Stan gospodarczy jest w takiej sytuacji przedstawiany własnemu społeczeństwu jako efekt zewnętrznego osaczenia, a nie wewnętrznej indolencji.

Niemcy także realizują politykę imperialną. Podtrzymując mit rosyjskiego zagrożenia odwracają uwagę od procesu realizacji idei Wielkich Niemiec. W przeciwieństwie do Rosjan jednak, strefy wpływów budowane są nie na jawnej płaszczyźnie politycznej tylko poprzez sieci biznesowe. Podobnie jak w przypadku Rosji starają się neutralizować wszelkie możliwe koalicje, w których nie mają znaczącego głosu i które mogłyby prowadzić własną, niezależną od niemieckich interesów politykę.

Sojusz niemiecko-rosyjski – Rosja stanowi gigantyczny rynek zbytu dla niemieckiej technologii oraz źródło surowców. W interesie Niemiec leży słaba Rosja. Rosja broni się przez atak, w ten sposób dodatkowo integrując się wewnętrznie. Cele Niemiec to osłabianie sąsiadów, by nie mieć przeszkód dla niemieckiego protekcjonizmu oraz zabezpieczanie rynków zbytu poprzez niszczenie konkurencji = ekspansja. Cele Rosji to walka z wewnętrznym rozkładem oraz wewnętrzna integracja poprzez imperialną politykę zagraniczną = Rosja.

Można, a nawet trzeba wziąć pod uwagę możliwość, że w tym geopolitycznym uścisku to Niemcy są faktycznym, choć cichym agresorem, podczas gdy Rosja miota się bezsilnie, jak topielec w gęstym bagnie. W tym ujęciu słowa Karaganowa nie muszą brzmieć jak próba politycznego przejęcia Europy, ale jak rozpaczliwe wołanie o pomoc.

Reklama