Reklama

Z muzą się pląsam, między drzewami, w dzikich kniejach
Radośnie i nieradośnie tańce – łamańce uprawiam
Niegdyś to oberkiem, indziej krakowiak z walcem wymieniam,

Z muzą się pląsam, między drzewami, w dzikich kniejach
Radośnie i nieradośnie tańce – łamańce uprawiam
Niegdyś to oberkiem, indziej krakowiak z walcem wymieniam,
Partnerką rzucam, wywijam we wsze strony, lub samą zostawiam;
Dąsa się wtedy panienka ładna, co ja piszę – cudna,
Grymasi, prycha, udaje focha- mówi, że trące kiczem
Więc biorę za pas, kibić przygarniam – praca to wesoła, nie żmudna
Chcę w tany wejść, już z kopyta strzelam biczem;
Trzeszczy gałąź, słowa słyszę: “Cienka to ci farandola”.
“Przecież kujawiakiem okręcić się chciałem” – odpowiadam.
“Obserwuje – tak to mówi – i widzę, że szlachetna jest twoja dola,
Byś tylko oberkiem lub quickstepem lasu cześć składał”-
Stanowczym tonem została rzecz wyłożona,
Oczy przetarłem, a indagator patrzy spokojnie. Teraz ja pytam:
“Mam ci wątpliwości wielkie, takie androna
Płyną, kiedy folklorem lecę, a farandoli nie tykam,
Co tańcem jest dla więcej nie dwóch osób, mnie i muzy mojej,
Skąd więc do diaska złoża pewności tkwią? a warunek konieczny,
By do sprawy zaprząc szczypty wiedzy podwoje…”
“Tak jest, i basta” – prawie sylabizuje – “A jam jest nie-ta-ne-czny”.
Nim skończył meritum, kimś jeszcze przestrzeń się wypełniła:
“Witam, panowie, i ty jedyna Terpsychoro, co w Euterpę zamienię,
Lecz nasamprzód wypowiedź miła.
Dawniej, w górach Harzu, że to w noc Walpurgi – tylko nadmienię,
O Proktofantasmicie powiedziałem:
< Jego zawsze pełno wszędzie,
Gdzie tańczą, tam on musi wzorki zbierać,
A jeśli dosyć nie może nagderać
Nad jakim krokiem, w zapale przygany
Ma on krok taki za niedokonany
Najbardziej go zaś obrusza
To, kiedy kto naprzód rusza
Gdybyśmy chcieli ciągle w kółku gonić,
Kręcić się jak on w swym starym deptaku,
Toby mu jeszcze przypadło do smaku
Zwłaszcza, gdyby mu za to się pokłonić>“
“Przywiało gawędziarza z którejś strony, co zacz za morały?!” –
Mój obserwator tak zbulwersowany. “Ślepy? To jest Mefisto –
Rzekę – czart nad czorty, kuglarz, bajkarz, orator wybujały,
Żonglerkę półprawd i podszeptów. Ale kłamstw nie użyje czysto,
Ani prawdy…” , “ Ha. A to feles. Widziałeś? – diabeł do mnie – Prysnął”
Nim na uciekające plecy spojrzałem, za biodro inną muzę trzymałem,
Piękną – co ja piszę – wspaniałą. “Jęzor już ci zwisnął? –
Chichocze podstępny pan czeluści – kiedyś też oniemiałem
Nad jedną, wtedy dziesiątą – Wiedza się nazywa,
Niesłusznie Atena przybrała to miano,
Odkąd opuściłem Niebo, już nie w Bogu się odzywa,
Lecz w ludziach szukam jej oblicza i jej wiano.
Jak obiecałem, tak zamieniłem, bo taniec dla tęczy
Miłośników, zaś liryka to matka, świadek języka przetwórstwa
Więc niech Mefisto nauczycieli wyręczy:
Dam autorowi i czytelnikom lekcję lirycznego słowotwórstwa."
———————————
Ale, halo, ej, ty tam, autorze… autorze,
Już czytelnik chrapie przy monitorze,
Długi to poemat – rozsądek podpowiada,
Że na części go podzielić wypada.

(Fragment o Proktofantasmiście z "Fausta" Goethego w przekładzie Józefa Paszkowskiego)

Reklama
Reklama