Reklama

Piorko sojki

Piorko sojki
Na lampie usiadla wrona. Z luboscia zaczela przeciagac sie w sloncu, uwazajac, aby nie pomylic wlasciwej kolejnosci i koordynacji skrzydel, lap i oczywiscie – najwazniejszego z waznych – potrzasania ogonem. Po ukonczeniu tej skomplikowanej gimnastyki ulozyla sie wygodnie, strzepnela dziobem niewidzialny pylek z pieknie polyskujacego garnituru, przymknela zadowolone oczy i zadrzemala.
Nie minelo nawet pol wibracji grawitonu, kiedy pojawila sie sojka. Ptasze owo bialo-blekitne usiadlo opodal spiacej wrony. Przybysz bardzo starannie odmierzyl bezpieczna odleglosc od kilkakrotnie wiekszej wrony (dlugosc dzioba + dlugosc szyi + zamach + 1-2 centymetry na wszelki wypadek) i huzia na Jozia !!! Gral jej na nosie, wystawial jezyk*, nasmiewal sie z nieco postrzepionych piorek na ogonie i z luboscia przedrzeznial wroni glos, (co bywalym przypominalo hymn Wolski ).
Zaspane wronisko przez kilka minut probowalo ignorowac natreta. Podskakujacy intruz byl nieznuzony, w dodatku nie mozna go bylo dziobnac, zwlaszcza, ze tak leniwie drzemalo sie w popoludniowym sloncu. Jazgot, halas i ogolne zamieszanie nie pozwalaly jednak zamknac ponownie oczu. Obrazona i zdegustowana wrona przeniosla sie na drzewo a sojka z wielkim upodobaniem zajela jej miejsce. Najpierw tryumfalnie obwiescila wszem i wobec zwyciestwo, drac sie jeszcze bardziej, a potem poprzeciagala sie w sloncu, pomachala ogonem, poprawila piorka (gubiac przy tym jedno) i zasnela z poczuciem dobrze spelnionego obowiazku.

* licencja poetycka, ale bardzo niewielka

Reklama
Reklama

4 KOMENTARZE