Reklama

Przed ukończeniem podstawówki Piotr zachorował zakaźnie.

Przed ukończeniem podstawówki Piotr zachorował zakaźnie. Miała więc miejsce wizyta kogoś z sanepidu w domu, nasypano chloru do muszli klozetowej, dwukrotne odwiedzali ich lekarze, którzy niewiadomo czy jego czy jego ładną matkę chcieli obejrzeć. I w rezultacie wywieziono go do wielkiego miasta, do zakaźnego szpitala na kurację albo raczej na kwarantannę, bo organizm sam miał zwalczyć chorobę. Podróż do szpitala nie obyła się bez perypetii. Ambulans zepsuł się w trasie i dotarli do szpitala dopiero z wieczora. Przyjęcia do szpitali zakaźnych zazwyczaj odbywały się na pierwszej zmianie i matka musiała odbyć długą dyskusję z personelem, aby wytłumaczyć, że przybyła z daleka i nie można odłożyć przyjęcia do jutra. Marudził personel, że salowe już poszły, że nie ma komu pacjenta wykąpać, łóżka nowego przygotować, itp. Ale matka postawiła na swoim. Wolnych, w dyspozycji izby przyjęć salowych rzeczywiście nie było. Mama zagadała młodą, sympatyczną pielęgniarkę i ta zgodziła się zająć nowym pacjentem. Piotr siedział w kącie i nie był świadom szczegółów tych negocjacji.

Gdy się zakończyły, matka podeszła, wręczyła mu tobołek z rzeczami, powiedziała, że będzie go z ojcem odwiedzać w szpitalu i pożegnała się. Młoda pielęgniarka stała z tyłu i przyglądała się od niechcenia, miała wytartą z emocji twarz, może zmęczoną całym dniem pracy.

Reklama

– Chodź ze mną – powiedziała, gdy matka pokazała już plecy i ruszyła do wyjścia. Tobołek z rzeczami mu zaraz zabrała do odkażenia. Książki dostał do ręki dopiero po kilku dniach.

Poszli do szpitalnej umywalni. Było to pomieszczenie wielkości małego boiska, stało tam kilka wanien, wokół których można było rozwiesić zasłony. Podłoga wyłożona była białymi, matowymi płytkami, niektóre w gęstej pajęczynie strzaskań.

Czekał biernie, patrząc jak dziewczyna krząta się przy jednej z wanien. Kiedy pochyliła nad nią górną połowę ciała, bierność go opuściła i zbliżył się jak zahipnotyzowany o mały krok, wpatrując w wypięty pod fartuchem tyłek. Miał na to długą chwilę, prawie wieczność, korzystając z jej zaabsorbowania. To był taki moment idealny, kiedy wydaje się, że spadają zasłony. Fartuch dziewczyny był mocno przejrzysty, majtki opięte, i choć Piotr nigdy nie widział nagiej kobiety, nawet na zdjęciu, to nagle wszystko sobie dobrze wyobraził, przeczuwając jak naprawdę wygląda ciało dziewczyny pod bielizną. Poczuł, że w dole brzucha robi się ciepło i przyjemnie.

– Jak masz na imię? – zapytała pielęgniarka, sprawdzając temperaturę wody w wannie.

– Piotrek – odpowiedział, i nagle uświadomił sobie, że ta wanna szykowana jest dla niego, i zaraz będzie musiał do niej wejść. I jak to ma być, przecież nie wejdzie w ubraniu, zbliżała się chwila zawstydzająca.

– Rozbierz się, muszę cię umyć – zabrzmiało jak sentencja kary.

– Nie wstydź się, jestem pielęgniarką – powiedziała sucho, jakby to wszystko załatwiało, jakby tego nie wiedział.

Było czego się wstydzić, bo właśnie wyrosły mu bujne włosy na podbrzuszu i ci nieowłosieni jeszcze koledzy mocno się z niego nabijali. Ale z drugiej strony coś go korciło, aby się rozebrać przed tą dziewczyną. Zrobił to szybko, ocierając ukradkiem zawstydzającą wilgoć , choć to pomogło tylko na chwilę.

Nastała chwila zaskoczenia, gdy dziewczyna na moment taktownie odwrócona, zobaczyła go nagiego i dumnie salutującego. Jakby się zawahała.

– Właż do wanny, woda stygnie – powiedziała. Poczerwieniała jak piwonia , z tych najdojrzalszych i najbardziej intensywnie kolorowych. I chyba zawstydziła się tego rumieńca. Bo w końcu profesjonalnej pielęgniarce nie wypada rumienić się na widok młodego chłopca z dumnie sterczącą chłopieńcością . I nitką czegoś ciągnącego się do kolana.

Wlazłszy do wanny, Piotr nie zdążył się zanurzyć, gdy potrąciła , czy to niechcący czy to z ciekawości, jego chłopieńcość i to wystarczyło, by wytrysnął, z następującymi po sobie uczuciami rozkoszy, potem zdziwienia, i w końcu zawstydzenia.

Takie młodzieńcze wytryski potrafią być imponujące. Piotr nieźle się popisał. Pierwsza i druga, a może i trzecia zmieściły się poza wanną. A jeszcze biały ślad torpedy przez całą toń. I jakieś krople spadające rozkosznie na zakończenie tej cudownej kanonady.

– No… ładnie, ja już ci wody zmieniać nie będę, musisz się zadowolić taką – powiedziała pielęgniarka, i widząc jego ogłupiałą i niepewną minę , uśmiechnęła się nagle, odzyskując przewagę w tej dwuosobowej scence. Zupełnie tak jak kiedyś jedna z dziewczynek, z którymi bawił się w doktora w przedszkolu. I intuicyjnie zrozumiał, że nie zrobił nic złego, a raczej coś dobrego. Że ona go nie potępia.

Potem, w trakcie pobytu w szpitalu, miał nadzieję na powtórzenie kąpieli. Wielką nadzieję. Ale kąpiele odbywały się w sposób planowy, na pierwszej zmianie. I kąpała go stara, znudzona, szorstka salowa. Żadna przyjemność. No ale to nie był starogrecki pałac a on nie był gościem w pałacu, by go młode dziewczęta witały i myły co chwila. Swoją drogą, co to za pomysł, żeby myć kilkunastoletniego byka, jakby sam się umyć nie potrafił.

Pielęgniarki stały się od tamtych czasów dla Piotra symbolem i kwintesencją kobiecej seksualności.

cdn

Reklama

22 KOMENTARZE