Reklama

    Niewiadomo kto wymyślił, że kosmos to pustka, a przecież tłoczno jak na autostradach w XXI wieku. Pełna czujność przez całą drogę, od Układu Słonecznego po Pas Oriona – okruchy z asteroidów tłuką po powierzchni statku, czerń skrywa niebezpieczeństwa większe niźli w Mgławicy Ptaka, podejrzana cisza na zewnątrz zapowiada kłopoty, wybuch supernowej z resztek starej, skurcz Wszechświata, nagłe beknięcie mijanego karła, prądy grawitacyjne i… i statki obcych. Tak filozofował kapitan Respub, weteran gwiezdnych podróży, zdobywca, cierpiętnik i smakosz kawy z bobków jeleniomyszy, złapanych w okolicach urządzeń emitujących ciepło. Odwrócił się do Pierwszego Oficera, zarzucił jęzorem na górną szczękę i palnął: “Ty… gdzie my jesteśmy?” Indagowany zerknął dyskretnie na Nawigatora, a tamten pewnie: “W, w, w, w czarnej głębi, czy, czy… czyli jak od zawsze, sy, sy… sytuacja pod kontrolą.” Kapitan zamyślił się chwilę, podumał, pogmerał pod brodą: “Dobrze, lecz coś mi tu śmierdzi.” Ledwo co wypowiedział owe słowa, zatrzęsło statkiem, a na ekranie transmitera pojawiła się nieprzyjemna gęba: “Wasz statek został zaatakowany przez krążownik Rozpruwacz, pokojową jednostkę na straży wojny. Macie godzinę na poddanie się” – powiedziała w dziwnym akcencie.

    Rzeczywiście, obok, niespodzianie, jedynie paręset kilometrów od kadłuba pojawił się potężny okręt kosmiczny. “Co robimy do diaska?” – zapytał się zaufanych ludzi. Pierwszy Oficer dyskretnie zerkał na Nawigatora, a ten, zasłaniając ręką odczyty, zdziwiony powiedział: “S, s, s… skąd się wzięli? E, nie ma problemu. T, t, t… to statek pokojowo nastawiony, kumple, m, m… można rzec.” Na tak postawioną sprawę, dotychczas cicho siedzący, marszczący brwi i nerwowo ściskający dłonie o poręcz fotela lub miętolący palec w nosie, Drugi Oficer, weteran, smakosz bobków bawolotygrysich (zwierząt hodowanych w rezerwatach w niższej części pokładu statku) warknął: “Nigdy w życiu, do…(tutaj dobitnie podkreślił wypowiedź). W opozycji do tego stanowczego stanowiska Nawigator, dalej zasłaniając dane – już dwoma rękoma – powiedział: “B, b… by się bronić, potrzebujemy pełnej mocy, k, k, k… kapitanie”. Dowódca, połechtany tytularnym zwrotem, sięgnął żwawo po wewnętrzny komunikator i krzyknął: “Pełna moc, Tichy”

Reklama

    Przy układzie napędowym, zazwyczaj śpiąc, wartę pełnił inżynier-amator, Ijon Tichy, wysokiej klasy specjalista od spraw wszelakich i żadnych. Ożywił się niezmiernie na zawołanie kapitana, bowiem rzadko taka komenda padała, nie tylko podczas jego kadencji. Wykonał skomplikowaną czynność wyciągając członki i całe ciało przy tym, zapierając się z niespożytą siłą o wajchę i zaciągając ją do końca. Zadowolony z ciężkiej pracy obserwował poziom mocy silnika – wzrastało prędko do 30%, zwolniło przy 38%, zahamowało przy 42%. Co jest do pięciu jeleniomyszy i jednego bawolotygrysa? “Kapitanie, za chwilkę…”. Pobiegł budzić bardziej doświadczonych operatorów silnika, znawców na polu mechaniki, termodynamiki, ruchu gwiazd i konstelacji, fizyki kwantowej i parzenia kawy z bobków.

    Najbliżej zakwaterowany był Wajcharz Rozsądny, znany z leworęczności i lewo nożności, ogólnie lewy ze wszystkiego. Zapytany o niepokojący stan rzeczy silnika, ślamazarnie wytłumaczył: „Widzisz, no, tak jest. Napęd silnika bierze się z energii, ale, tu uważaj, jak podtrzymasz układy życia, tlen, wodę na kawę, gdy wykorzystasz pełną moc? Jak wytłumaczysz tym biednym ludziom, że światło im zgaśnie i będzie zimno lub gdy telewizor się wyłączy? Idź no, powiedz to im. Jest jak jest, lecimy, i z tego się ciesz.” Następnie Ijon, nie wyzbywszy się konsternacji, pobiegł do inżyniera, Gadona Mądrego, popularnego ze stonowanych wypowiedzi: „Problem jest i co z tego? Mogło być gorzej, może być 10%, a nawet 5%, więc 40%, czy ileś to niezły wynik. Część energii zlazło niedawno, jak grupka przy Kolumnie V, poziom Zero, zabrała, aby puszczać filmy i drukować ciekawe książki. Kultura, panie, do trzech machów przestrzennych. Dawno ktoś zużył energię na obronę, jak z dwóch stron nas wzięli, i dupa, zamiast 95% mamy ileś tam, więc po co się bronić, lepiej się dogadać i kumulować”. Trzeci (imienia nie pamiętał), w czystej i schludnej (odmiennie do poprzednich) kajucie, ledwo zagadnięty smagnął zdaniem jak biczem: „Przewidziało ci się kochasiu, mamy XXX wiek, luz blues, zajmij się życiem, dziewczynkami lub chłopcami, ha”. Za to spokojniej dodał: „To z braku miłości. Nikt nie rozumie, że bez niej nie ma po co żyć. Dajcie nam żyć, budować”. Ostatnie słowa powiedział prawie płaczliwe, zwiesił głowę i rzucił jakimś zmiętym papierkiem w kąt. Wracając do silnika Ijon Tichy zachodził w myślach, dlaczego nie można mieć energii na silnik i na resztę naraz?

    „Co tam, inżynierze?” zapytał kapitan Respub – z komunikatora odpowiedziało tylko westchnięcie. „Trudno, nie ma to nie ma.”- dokończył dowódca, a do zaufanych ludzi: „Zostały jeszcze jakieś flagi?” Pierwszy Oficer dyskretnie zerknął na Nawigatora, a ten płynnie – „ B, b, b… białe wszystkie wykorzystane. Ostatnia oderwana z biało-czerwonej, w, w, w… więc została czerwona. P, p, p… proponuje wywiesić”.

Reklama