Reklama

Można się pocieszać tylko tym, że inni są jeszc

Można się pocieszać tylko tym, że inni są jeszcze głupsi, na przykład Norwegowie. Po wszystkich sensacjach jakie dotarły w sprawie dramatu na wyspie Utoya, ostatnia „rewelacja” jest taka, że pan terrorysta zadzwonił na policję i stwierdził, że ma dość, w związku z tym czeka na aresztowanie. Czekał i czekał, w międzyczasie sobie odpoczął i dokończył „robotę”. Ichniejszy minister od policji i sprawiedliwości, wręczył komendom kwiaty, a tępy tłum ruszył na fackelzugi w obronie Norwegii, takiej, jaką jest i musi pozostać, tylko jeszcze bardziej norweska. Na tym przykładzie widać, że taki Grabarczyk z kwiatkami, czy brak borowców w Smoleńsku, to są śmieszne pretensje. Kolorowe obrazki, infantylne analizy, medialne puddingi sprawiły, że z narodu Wikingów, wyrosła mniejszość seksualna. Do tego jeszcze jedno pocieszenie, 90% Norwegów opowiadało się za „więcej Norwegii w Norwegii”. Przy takiej skali głupoty, przy takiej masie ignorancji, naiwności, indoktrynacji, w ogóle się nie dziwię, że jednemu Norwegowi zupełnie odbiło w drugą stronę, dziwię się, że tylko jednemu. No, ale temat już wybrzmiał, wszystkie lukrowane marsze milczenia i inne łańcuszki pokoju przeleciały przez poważne stacje i zostały skomentowane, przez odpowiednich macherów, którzy tępemu tłumowi wytłumaczyli, co widzą na ekranie. O stanie administracji państwowej tego wyjątkowego kraju, stacje już się nie zająknęły, czasem jakaś ciekawostka na koniec serwisów. Zahaczyłem o te stare dzieje, bo jak wspomniałem chciałem się trochę pocieszyć, ale też uznałem, że to doskonały wstęp do tematu właściwego. Oto na razie niezwykle ostrożnie przesyła się receptę na kryzys. Przebąkuje się lawendowymi bączkami o europejskim rządzie, o ministerstwie finansów w ramach UE. Pierwsze skojarzenie jakie się samo wali na łeb nazywa się „spiskowo” NWO. Szarpanie się w detalu ze skubaniem poszczególnych frajerów, przyjmowanie każdego z osobna, klepanie po ramionku, buzi za uszkiem, fotka na krajową kampanię, to wszystko kosztuje i nie daje poczucia siły. Jeśli spiąć procedurę pod jednym szyldem, zamiast 17 razy powtarzać to samo, można raz załatwić wszystkich klientów. Czy w tych warunkach, mając na uwadze, że co poniektórzy mimo wszystko zaczęli myśleć, uda się tak niebagatelnego kalibru numer? A czemuż miałby się nie udać. Technika jest zawsze ta sama. Przecież na początku pierwszych kryzysów, ratunek był tylko jeden – wspólna waluta i cała strefa walutowa. Dziś już wprawdzie wiemy, że ten patent jest czymś wręcz przeciwnym i wiemy nawet dlaczego dwa państwa dążące najsilniej do euro, spadły na cztery łapki. Z całej masy kryzysowej dwa państwa radzą sobie wyśmienicie i co więcej w każdej chwili mogą powrócić do swojej narodowej waluty. Jak nikt i nigdy niczego nie może powiedzieć na pewno, tak wszyscy mówią zgodnie, że powrót do marki niemieckiej oznacza, że frank przestaje być najsilniejszą walutą. Dlaczego o tym wspominam? Dla schematu, który jest tak powtarzalny, tak prostacki i tak NACJONALISTYCZNY, że aż dziwi bierze, że ciągle hurtem sprzedaje się jako „wartości europejskie”.

Reklama

Znów dogadują się dwa giganty, czyli Niemcy z Francją i znów oczywiście robią to po to, żeby ratować biedne państwa. Ponownie sprzeda się nadludzki wysiłek niemieckiego podatnika, aby ratować rozwydrzonych Greków. Pięknie, łzy ciekną po policzkach, tylko ja się pytam, kto wciągnął Grecję na chama do euro, fałszując statystyki i inne ratingi, w czyjej kieszeni siedzi Grecja i kto apelował, żeby sprzedała wyspy? Na czym skończyła się „kwestia grecka”? Spadł jeden włos francuskim i niemieckim bankierom? No, to teraz frajerstwo zostanie urobione pod kolejne zaciskanie pętli. Na pytanie jaka unijna idea? Odpowiedź jest prosta. Żadna! Nie ma żadnej unii, są Niemcy i Francja, które rżną frajerów, a dla siebie mają po trzy plany B. Jest aksamitne przejmowanie suwerenności poślednich ludów, ku radości prostaczków, ku wspólnocie i kolorowej defiladzie, broń boże nie z pochodniami, tylko z lampionami. Do tej zwyczajowej aranżacji dołączy się trochę chleba. Ot choćby dla frajerów frankowych, po wstępnych decyzjach na temat wspólnego europejskiego rządu, pojawi się nagły spadek franka. Jak się frajer będzie cieszył, dopóki ten „rząd” nie wróci do normy, okaże się to, co się musi okazać, bo do złodziejskiego systemu usiłuje się właśnie dołożyć kolejnego hurtownika. Dzisiaj szczęśliwy ten kraj, który u władzy ma „wariata”, ksenofoba, faszystę, czy innego zacofańca. Problem w tym, że w Europie jest tylko jeden taki kraj i nie wiadomo jak długo się utrzyma. Póki co spokojnie mogą spać Węgry, z jednym otwartym okiem Czechy, cała reszta będzie się przyglądać jak stada maszerują w milczeniu, przytulają małego Murzynka, całują za uszkiem geja i żują polędwicę sopocką.

Reklama

6 KOMENTARZE