Reklama

Dyskusje polityczne wygrywa albo ten, kto ma dosyć ignorancji czy bezczelności aby wypowiadać oczywiste nieprawdy, w które wierzy niezbyt rozgarnięte audytorium albo ktoś potrafiący krótko wyjaśnić pr

Dyskusje polityczne wygrywa albo ten, kto ma dosyć ignorancji czy bezczelności aby wypowiadać oczywiste nieprawdy, w które wierzy niezbyt rozgarnięte audytorium albo ktoś potrafiący krótko wyjaśnić problem. Dlatego by się wydawało, że nowe oblicze PiSu, merytoryczne, pozbawi partię podstawowego atutu, jakim dotychczas dysponowała. Niewiedza i arogancja jej eksponentów miałyby być zastąpione? nie wiadomo czym?

Wczoraj mieliśmy w TV dwie próbki nowego otwarcia PiSu. W starciu Julii Pitery z Beatą Kempą w TVN24 i zespołowej rozgrywce pomiędzy Hanną Gronkiewicz Waltz ze Zbigniewem Chlebowskim u boku a Aleksandrą Natalii Świat wspieraną przez Krzysztofa Putrę w programie Tomasza Lisa. Okazało się, że to nowe, to też stara? lipa. Inne tylko twarze. Pani Aleksandra właściwie. Reszta jak dawniej. Łącznie z kolejkową polszczyzną pisowskich eksponentów.

Reklama

Obejrzeliśmy więc z jednej strony niezmienną bezczelność i z drugiej? zupełny bezwład kontrargumentacji. Pani Pitera dysponuje wszystkimi atrybutami pisowskiego agitatora. U nich przecież zaczynała polityczną karierę. I wykorzystując właściwą sobie swobodę wypowiadania wielu słów w krótkim czasie krzyczy o niczym. Stwarza tym wrażenie, że wierzy w prawdziwość bzdur swojego politycznego odpowiednika z przeciwnego obozu. Oto na proste, wyrażone przy użyciu drewnianej gramatyki pytanie pani Kempy, cytuję: ?co dla Kowalskiego da rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości? odpowiada szybką serią nierejestrowalnych, bo wielce zawiłych okrzyków.

Podobnie pani Waltz i pan Chlebowski. Nie zadając sobie trudu dla wyjaśnienia jednym zdaniem zupełnie absurdalnych ale jasno wyrażonych oskarżeń, wypowiadają niepewnym głosem zawiłe twierdzenia, wymagające od widza ekonomicznego przygotowania. Stwarzając tym wrażenie, że unikają odpowiedzi. Konkretne stwierdzenie, że ?dziuratuska? w MONie powstała wskutek indolencji rządu można zbić łatwo tym, że grudniowe dostawy muszą być opłacone dopiero w styczniu, jeżeli mają być dochowane formalne warunki ich odbioru. I tak się dzieje co roku. Jeżeli się jednak na dowód przytacza zawiłe filipiki, to się przegrywa.

I już poseł Gowin, wiecznie sprawiający wrażenie, że się za chwilę rozpłacze, przeciwko demagogom wypada lepiej, bo ma umiejętność syntetyzowania wypowiadanej kwestii. Nowe otwarcie PiSu polega na tym, że jego eksponenci powtarzają stare, nietrafne i łatwe do zbicia zarzuty przygotowanymi z góry zdaniami. Międlonymi w kółko. I wypadają przekonywająco wobec zdenerwowanych i układnych adwersarzy.

Pamiętam Elizę Michalik w starciu z Januszem Maksymiukiem. Ten ideał pisowskiej, propagandowej hucpy został jednym zdaniem dziewczyny sprowadzony do poziomu zastrachanego ignoranta. Zdaniem wypowiedzianym krótko, bez retorycznych figur, bez podnoszenia głosu, za to idealnie trafiającym w sedno.

Platformie koniecznie potrzeba nowych twarzy.

Reklama

54 KOMENTARZE

  1. Eee tam
    Platformie nie potrzeba nowych twarzy, lecz unikania występowania w głupich programach.
    Realizator dźwięku u Lisa nagłośnił dużo lepiej PISowczyków, a sam Lis nie umie prowadzić programu i tyle.
    Julia może by wreszcie co znalazła, bo retoryką korupcji nie zwojuje.

    Co racja to racja, tytuły profesorów dają za proste tłumaczenie trudnych spraw. Pierwsze twarze powinny być profesorami na katedrze polityki, a profesorom nie wypada wdawać się w pyskówki.

    • Griszo
      Polityk, to nie profesor. Czyli profesor idący do polityki ma odpowiadać na pytania. I umieć jednym słowem, najwyżej zdaniem, zgasić bezczelnego demagoga. Jeżeli się zapętli w inteligenckich zawiłościach, to podobnie jak Ćwiąkalski będzie zwlekał z dymisjonowaniem niedołężnych podwładnych do czasu, kiedy sam nie wyleci.

      I zwracam Ci uwagę na fakt, że stosujesz pisowską modę tłumaczenia niepowodzeń – winne są media.

      • Trochę nie na temat, ale w celach wyjaśnienia
        Na 2 semestrze studiów miałem mieć jeden z przedmiotów wykładany przez znanego profesora. Wykłady istotnie miał znakomite. Notatki robiło się świetne, a ich zrozumienie przy czytaniu trwało dłużej niż jedna godzina. Niestety chyba w listopadzie musiał wyjechać na miesiąc i w zastępstwo przysłał jakąś doktorantkę. Zaczęło się szaleństwo. Nic nie rozumieliśmy, jak cały rok liczny. Pani wykładała językiem koturnowym i tak wydumanym jakby chciała udowodnić, że mówi już tak naukowo, że na tego doktora zasługuje zupełnie. Po miesiącu profesor wrócił i zajrzał nam do notatek. Wykrzyknął parę razy “o mój Boże!, przecież mówiełm jej, żeby tego nie wykładała, co ona zrobiła!” A na koniec skonkludował, że nie będzie tego fragmentu na egzaminie i żebyśmy sobie poczytali rodział taki a taki z jego skryptu, bo tam będzie to minimum konieczne do zrozumienia całości przedmiotu.

        O takie porównanie polityka do profesora mi chodziło. Umiejętność mówienia prosto i ten brak jakiegokolwiek kompleksu, że jak będzie tak mówił, to nie będzie odebrany jako wystarczająco mądry i ministerialny. Ale może takich profesorów już nie ma i dlatego nie załapałeś o co mi chodzi.

        A co do mediów, pisane było na kontrowersjach o spsuciu się środowiska wiele. Ja teraz podkreślam tylko nieadekwatną różnicę nagłośnienia dyskutantów w tym programie Lisa. Co innego zwalać winę, a co innego przejść do porządku dziennego nad taką prostacką manipulacją.

        • Griszo
          Chyba o tym samym mówimy. Jeżeli by Twoja doktorantka się zetknęła z arogantem po zaocznym technikum mechanicznym, którego w domu nie przyuczono do szacunku dla wiedzy a dodatkowo on sam ma kompleksy typowe dla beneficjanta społecznego awansu i usłyszała by od niego, że nie ma pojęcia o tym co mówi, zaperzywszy się utonęłaby w powodzi własnych słów. Równie niezrozumiałych co do istoty rzeczy nieadekwatnych.

          Profesor zaś odpowiedziałby mu prostym, jasnym i dla prostaka bolesnym – pan to wie lepiej, jako niedawny koalicjant Łyżwińskiego. Pozornie niezwiązane z dyskutowanym tematem ale właśnie adekwatne do postawionej przez gbura kwestii. I odpowiadające tą samą bronią. I tak samo.

          Bo ten profesor, o którym piszesz, nie tylko przedmiot wykładu ale i duszę słuchaczy znał doskonale. I mógłby być eksponentem polityki. Odkładając na ten czas profesorską togę.

          Bo polityka, to skuteczność. A skuteczność się mierzy liczbą zwolenników. I sztuczkami nagłośnieniowymi niczego się tu nie dokona. Trzeba przeciwnika zmusić do merytorycznej dyskusji nawet za cenę sięgania do jego własnej broni.

          Potem można przecież umyć ręce.

          • Zgoda
            Może taka uwaga, żeby spokojnie, prosto i merytorycznie rozmawiać, to trzeba się znać na tyle, żeby nie tylko wiedzieć o materii rozmowy, ale i wychwycić bredzenie interlokutora i celnie wypunktować. Okrągłe gadki są rozmamłanym ciamciaramcia, cytując klasyka.

  2. Eee tam
    Platformie nie potrzeba nowych twarzy, lecz unikania występowania w głupich programach.
    Realizator dźwięku u Lisa nagłośnił dużo lepiej PISowczyków, a sam Lis nie umie prowadzić programu i tyle.
    Julia może by wreszcie co znalazła, bo retoryką korupcji nie zwojuje.

    Co racja to racja, tytuły profesorów dają za proste tłumaczenie trudnych spraw. Pierwsze twarze powinny być profesorami na katedrze polityki, a profesorom nie wypada wdawać się w pyskówki.

    • Griszo
      Polityk, to nie profesor. Czyli profesor idący do polityki ma odpowiadać na pytania. I umieć jednym słowem, najwyżej zdaniem, zgasić bezczelnego demagoga. Jeżeli się zapętli w inteligenckich zawiłościach, to podobnie jak Ćwiąkalski będzie zwlekał z dymisjonowaniem niedołężnych podwładnych do czasu, kiedy sam nie wyleci.

      I zwracam Ci uwagę na fakt, że stosujesz pisowską modę tłumaczenia niepowodzeń – winne są media.

      • Trochę nie na temat, ale w celach wyjaśnienia
        Na 2 semestrze studiów miałem mieć jeden z przedmiotów wykładany przez znanego profesora. Wykłady istotnie miał znakomite. Notatki robiło się świetne, a ich zrozumienie przy czytaniu trwało dłużej niż jedna godzina. Niestety chyba w listopadzie musiał wyjechać na miesiąc i w zastępstwo przysłał jakąś doktorantkę. Zaczęło się szaleństwo. Nic nie rozumieliśmy, jak cały rok liczny. Pani wykładała językiem koturnowym i tak wydumanym jakby chciała udowodnić, że mówi już tak naukowo, że na tego doktora zasługuje zupełnie. Po miesiącu profesor wrócił i zajrzał nam do notatek. Wykrzyknął parę razy “o mój Boże!, przecież mówiełm jej, żeby tego nie wykładała, co ona zrobiła!” A na koniec skonkludował, że nie będzie tego fragmentu na egzaminie i żebyśmy sobie poczytali rodział taki a taki z jego skryptu, bo tam będzie to minimum konieczne do zrozumienia całości przedmiotu.

        O takie porównanie polityka do profesora mi chodziło. Umiejętność mówienia prosto i ten brak jakiegokolwiek kompleksu, że jak będzie tak mówił, to nie będzie odebrany jako wystarczająco mądry i ministerialny. Ale może takich profesorów już nie ma i dlatego nie załapałeś o co mi chodzi.

        A co do mediów, pisane było na kontrowersjach o spsuciu się środowiska wiele. Ja teraz podkreślam tylko nieadekwatną różnicę nagłośnienia dyskutantów w tym programie Lisa. Co innego zwalać winę, a co innego przejść do porządku dziennego nad taką prostacką manipulacją.

        • Griszo
          Chyba o tym samym mówimy. Jeżeli by Twoja doktorantka się zetknęła z arogantem po zaocznym technikum mechanicznym, którego w domu nie przyuczono do szacunku dla wiedzy a dodatkowo on sam ma kompleksy typowe dla beneficjanta społecznego awansu i usłyszała by od niego, że nie ma pojęcia o tym co mówi, zaperzywszy się utonęłaby w powodzi własnych słów. Równie niezrozumiałych co do istoty rzeczy nieadekwatnych.

          Profesor zaś odpowiedziałby mu prostym, jasnym i dla prostaka bolesnym – pan to wie lepiej, jako niedawny koalicjant Łyżwińskiego. Pozornie niezwiązane z dyskutowanym tematem ale właśnie adekwatne do postawionej przez gbura kwestii. I odpowiadające tą samą bronią. I tak samo.

          Bo ten profesor, o którym piszesz, nie tylko przedmiot wykładu ale i duszę słuchaczy znał doskonale. I mógłby być eksponentem polityki. Odkładając na ten czas profesorską togę.

          Bo polityka, to skuteczność. A skuteczność się mierzy liczbą zwolenników. I sztuczkami nagłośnieniowymi niczego się tu nie dokona. Trzeba przeciwnika zmusić do merytorycznej dyskusji nawet za cenę sięgania do jego własnej broni.

          Potem można przecież umyć ręce.

          • Zgoda
            Może taka uwaga, żeby spokojnie, prosto i merytorycznie rozmawiać, to trzeba się znać na tyle, żeby nie tylko wiedzieć o materii rozmowy, ale i wychwycić bredzenie interlokutora i celnie wypunktować. Okrągłe gadki są rozmamłanym ciamciaramcia, cytując klasyka.

  3. Eee tam
    Platformie nie potrzeba nowych twarzy, lecz unikania występowania w głupich programach.
    Realizator dźwięku u Lisa nagłośnił dużo lepiej PISowczyków, a sam Lis nie umie prowadzić programu i tyle.
    Julia może by wreszcie co znalazła, bo retoryką korupcji nie zwojuje.

    Co racja to racja, tytuły profesorów dają za proste tłumaczenie trudnych spraw. Pierwsze twarze powinny być profesorami na katedrze polityki, a profesorom nie wypada wdawać się w pyskówki.

    • Griszo
      Polityk, to nie profesor. Czyli profesor idący do polityki ma odpowiadać na pytania. I umieć jednym słowem, najwyżej zdaniem, zgasić bezczelnego demagoga. Jeżeli się zapętli w inteligenckich zawiłościach, to podobnie jak Ćwiąkalski będzie zwlekał z dymisjonowaniem niedołężnych podwładnych do czasu, kiedy sam nie wyleci.

      I zwracam Ci uwagę na fakt, że stosujesz pisowską modę tłumaczenia niepowodzeń – winne są media.

      • Trochę nie na temat, ale w celach wyjaśnienia
        Na 2 semestrze studiów miałem mieć jeden z przedmiotów wykładany przez znanego profesora. Wykłady istotnie miał znakomite. Notatki robiło się świetne, a ich zrozumienie przy czytaniu trwało dłużej niż jedna godzina. Niestety chyba w listopadzie musiał wyjechać na miesiąc i w zastępstwo przysłał jakąś doktorantkę. Zaczęło się szaleństwo. Nic nie rozumieliśmy, jak cały rok liczny. Pani wykładała językiem koturnowym i tak wydumanym jakby chciała udowodnić, że mówi już tak naukowo, że na tego doktora zasługuje zupełnie. Po miesiącu profesor wrócił i zajrzał nam do notatek. Wykrzyknął parę razy “o mój Boże!, przecież mówiełm jej, żeby tego nie wykładała, co ona zrobiła!” A na koniec skonkludował, że nie będzie tego fragmentu na egzaminie i żebyśmy sobie poczytali rodział taki a taki z jego skryptu, bo tam będzie to minimum konieczne do zrozumienia całości przedmiotu.

        O takie porównanie polityka do profesora mi chodziło. Umiejętność mówienia prosto i ten brak jakiegokolwiek kompleksu, że jak będzie tak mówił, to nie będzie odebrany jako wystarczająco mądry i ministerialny. Ale może takich profesorów już nie ma i dlatego nie załapałeś o co mi chodzi.

        A co do mediów, pisane było na kontrowersjach o spsuciu się środowiska wiele. Ja teraz podkreślam tylko nieadekwatną różnicę nagłośnienia dyskutantów w tym programie Lisa. Co innego zwalać winę, a co innego przejść do porządku dziennego nad taką prostacką manipulacją.

        • Griszo
          Chyba o tym samym mówimy. Jeżeli by Twoja doktorantka się zetknęła z arogantem po zaocznym technikum mechanicznym, którego w domu nie przyuczono do szacunku dla wiedzy a dodatkowo on sam ma kompleksy typowe dla beneficjanta społecznego awansu i usłyszała by od niego, że nie ma pojęcia o tym co mówi, zaperzywszy się utonęłaby w powodzi własnych słów. Równie niezrozumiałych co do istoty rzeczy nieadekwatnych.

          Profesor zaś odpowiedziałby mu prostym, jasnym i dla prostaka bolesnym – pan to wie lepiej, jako niedawny koalicjant Łyżwińskiego. Pozornie niezwiązane z dyskutowanym tematem ale właśnie adekwatne do postawionej przez gbura kwestii. I odpowiadające tą samą bronią. I tak samo.

          Bo ten profesor, o którym piszesz, nie tylko przedmiot wykładu ale i duszę słuchaczy znał doskonale. I mógłby być eksponentem polityki. Odkładając na ten czas profesorską togę.

          Bo polityka, to skuteczność. A skuteczność się mierzy liczbą zwolenników. I sztuczkami nagłośnieniowymi niczego się tu nie dokona. Trzeba przeciwnika zmusić do merytorycznej dyskusji nawet za cenę sięgania do jego własnej broni.

          Potem można przecież umyć ręce.

          • Zgoda
            Może taka uwaga, żeby spokojnie, prosto i merytorycznie rozmawiać, to trzeba się znać na tyle, żeby nie tylko wiedzieć o materii rozmowy, ale i wychwycić bredzenie interlokutora i celnie wypunktować. Okrągłe gadki są rozmamłanym ciamciaramcia, cytując klasyka.

  4. Eee tam
    Platformie nie potrzeba nowych twarzy, lecz unikania występowania w głupich programach.
    Realizator dźwięku u Lisa nagłośnił dużo lepiej PISowczyków, a sam Lis nie umie prowadzić programu i tyle.
    Julia może by wreszcie co znalazła, bo retoryką korupcji nie zwojuje.

    Co racja to racja, tytuły profesorów dają za proste tłumaczenie trudnych spraw. Pierwsze twarze powinny być profesorami na katedrze polityki, a profesorom nie wypada wdawać się w pyskówki.

    • Griszo
      Polityk, to nie profesor. Czyli profesor idący do polityki ma odpowiadać na pytania. I umieć jednym słowem, najwyżej zdaniem, zgasić bezczelnego demagoga. Jeżeli się zapętli w inteligenckich zawiłościach, to podobnie jak Ćwiąkalski będzie zwlekał z dymisjonowaniem niedołężnych podwładnych do czasu, kiedy sam nie wyleci.

      I zwracam Ci uwagę na fakt, że stosujesz pisowską modę tłumaczenia niepowodzeń – winne są media.

      • Trochę nie na temat, ale w celach wyjaśnienia
        Na 2 semestrze studiów miałem mieć jeden z przedmiotów wykładany przez znanego profesora. Wykłady istotnie miał znakomite. Notatki robiło się świetne, a ich zrozumienie przy czytaniu trwało dłużej niż jedna godzina. Niestety chyba w listopadzie musiał wyjechać na miesiąc i w zastępstwo przysłał jakąś doktorantkę. Zaczęło się szaleństwo. Nic nie rozumieliśmy, jak cały rok liczny. Pani wykładała językiem koturnowym i tak wydumanym jakby chciała udowodnić, że mówi już tak naukowo, że na tego doktora zasługuje zupełnie. Po miesiącu profesor wrócił i zajrzał nam do notatek. Wykrzyknął parę razy “o mój Boże!, przecież mówiełm jej, żeby tego nie wykładała, co ona zrobiła!” A na koniec skonkludował, że nie będzie tego fragmentu na egzaminie i żebyśmy sobie poczytali rodział taki a taki z jego skryptu, bo tam będzie to minimum konieczne do zrozumienia całości przedmiotu.

        O takie porównanie polityka do profesora mi chodziło. Umiejętność mówienia prosto i ten brak jakiegokolwiek kompleksu, że jak będzie tak mówił, to nie będzie odebrany jako wystarczająco mądry i ministerialny. Ale może takich profesorów już nie ma i dlatego nie załapałeś o co mi chodzi.

        A co do mediów, pisane było na kontrowersjach o spsuciu się środowiska wiele. Ja teraz podkreślam tylko nieadekwatną różnicę nagłośnienia dyskutantów w tym programie Lisa. Co innego zwalać winę, a co innego przejść do porządku dziennego nad taką prostacką manipulacją.

        • Griszo
          Chyba o tym samym mówimy. Jeżeli by Twoja doktorantka się zetknęła z arogantem po zaocznym technikum mechanicznym, którego w domu nie przyuczono do szacunku dla wiedzy a dodatkowo on sam ma kompleksy typowe dla beneficjanta społecznego awansu i usłyszała by od niego, że nie ma pojęcia o tym co mówi, zaperzywszy się utonęłaby w powodzi własnych słów. Równie niezrozumiałych co do istoty rzeczy nieadekwatnych.

          Profesor zaś odpowiedziałby mu prostym, jasnym i dla prostaka bolesnym – pan to wie lepiej, jako niedawny koalicjant Łyżwińskiego. Pozornie niezwiązane z dyskutowanym tematem ale właśnie adekwatne do postawionej przez gbura kwestii. I odpowiadające tą samą bronią. I tak samo.

          Bo ten profesor, o którym piszesz, nie tylko przedmiot wykładu ale i duszę słuchaczy znał doskonale. I mógłby być eksponentem polityki. Odkładając na ten czas profesorską togę.

          Bo polityka, to skuteczność. A skuteczność się mierzy liczbą zwolenników. I sztuczkami nagłośnieniowymi niczego się tu nie dokona. Trzeba przeciwnika zmusić do merytorycznej dyskusji nawet za cenę sięgania do jego własnej broni.

          Potem można przecież umyć ręce.

          • Zgoda
            Może taka uwaga, żeby spokojnie, prosto i merytorycznie rozmawiać, to trzeba się znać na tyle, żeby nie tylko wiedzieć o materii rozmowy, ale i wychwycić bredzenie interlokutora i celnie wypunktować. Okrągłe gadki są rozmamłanym ciamciaramcia, cytując klasyka.

  5. Eee tam
    Platformie nie potrzeba nowych twarzy, lecz unikania występowania w głupich programach.
    Realizator dźwięku u Lisa nagłośnił dużo lepiej PISowczyków, a sam Lis nie umie prowadzić programu i tyle.
    Julia może by wreszcie co znalazła, bo retoryką korupcji nie zwojuje.

    Co racja to racja, tytuły profesorów dają za proste tłumaczenie trudnych spraw. Pierwsze twarze powinny być profesorami na katedrze polityki, a profesorom nie wypada wdawać się w pyskówki.

    • Griszo
      Polityk, to nie profesor. Czyli profesor idący do polityki ma odpowiadać na pytania. I umieć jednym słowem, najwyżej zdaniem, zgasić bezczelnego demagoga. Jeżeli się zapętli w inteligenckich zawiłościach, to podobnie jak Ćwiąkalski będzie zwlekał z dymisjonowaniem niedołężnych podwładnych do czasu, kiedy sam nie wyleci.

      I zwracam Ci uwagę na fakt, że stosujesz pisowską modę tłumaczenia niepowodzeń – winne są media.

      • Trochę nie na temat, ale w celach wyjaśnienia
        Na 2 semestrze studiów miałem mieć jeden z przedmiotów wykładany przez znanego profesora. Wykłady istotnie miał znakomite. Notatki robiło się świetne, a ich zrozumienie przy czytaniu trwało dłużej niż jedna godzina. Niestety chyba w listopadzie musiał wyjechać na miesiąc i w zastępstwo przysłał jakąś doktorantkę. Zaczęło się szaleństwo. Nic nie rozumieliśmy, jak cały rok liczny. Pani wykładała językiem koturnowym i tak wydumanym jakby chciała udowodnić, że mówi już tak naukowo, że na tego doktora zasługuje zupełnie. Po miesiącu profesor wrócił i zajrzał nam do notatek. Wykrzyknął parę razy “o mój Boże!, przecież mówiełm jej, żeby tego nie wykładała, co ona zrobiła!” A na koniec skonkludował, że nie będzie tego fragmentu na egzaminie i żebyśmy sobie poczytali rodział taki a taki z jego skryptu, bo tam będzie to minimum konieczne do zrozumienia całości przedmiotu.

        O takie porównanie polityka do profesora mi chodziło. Umiejętność mówienia prosto i ten brak jakiegokolwiek kompleksu, że jak będzie tak mówił, to nie będzie odebrany jako wystarczająco mądry i ministerialny. Ale może takich profesorów już nie ma i dlatego nie załapałeś o co mi chodzi.

        A co do mediów, pisane było na kontrowersjach o spsuciu się środowiska wiele. Ja teraz podkreślam tylko nieadekwatną różnicę nagłośnienia dyskutantów w tym programie Lisa. Co innego zwalać winę, a co innego przejść do porządku dziennego nad taką prostacką manipulacją.

        • Griszo
          Chyba o tym samym mówimy. Jeżeli by Twoja doktorantka się zetknęła z arogantem po zaocznym technikum mechanicznym, którego w domu nie przyuczono do szacunku dla wiedzy a dodatkowo on sam ma kompleksy typowe dla beneficjanta społecznego awansu i usłyszała by od niego, że nie ma pojęcia o tym co mówi, zaperzywszy się utonęłaby w powodzi własnych słów. Równie niezrozumiałych co do istoty rzeczy nieadekwatnych.

          Profesor zaś odpowiedziałby mu prostym, jasnym i dla prostaka bolesnym – pan to wie lepiej, jako niedawny koalicjant Łyżwińskiego. Pozornie niezwiązane z dyskutowanym tematem ale właśnie adekwatne do postawionej przez gbura kwestii. I odpowiadające tą samą bronią. I tak samo.

          Bo ten profesor, o którym piszesz, nie tylko przedmiot wykładu ale i duszę słuchaczy znał doskonale. I mógłby być eksponentem polityki. Odkładając na ten czas profesorską togę.

          Bo polityka, to skuteczność. A skuteczność się mierzy liczbą zwolenników. I sztuczkami nagłośnieniowymi niczego się tu nie dokona. Trzeba przeciwnika zmusić do merytorycznej dyskusji nawet za cenę sięgania do jego własnej broni.

          Potem można przecież umyć ręce.

          • Zgoda
            Może taka uwaga, żeby spokojnie, prosto i merytorycznie rozmawiać, to trzeba się znać na tyle, żeby nie tylko wiedzieć o materii rozmowy, ale i wychwycić bredzenie interlokutora i celnie wypunktować. Okrągłe gadki są rozmamłanym ciamciaramcia, cytując klasyka.

  6. Eee tam
    Platformie nie potrzeba nowych twarzy, lecz unikania występowania w głupich programach.
    Realizator dźwięku u Lisa nagłośnił dużo lepiej PISowczyków, a sam Lis nie umie prowadzić programu i tyle.
    Julia może by wreszcie co znalazła, bo retoryką korupcji nie zwojuje.

    Co racja to racja, tytuły profesorów dają za proste tłumaczenie trudnych spraw. Pierwsze twarze powinny być profesorami na katedrze polityki, a profesorom nie wypada wdawać się w pyskówki.

    • Griszo
      Polityk, to nie profesor. Czyli profesor idący do polityki ma odpowiadać na pytania. I umieć jednym słowem, najwyżej zdaniem, zgasić bezczelnego demagoga. Jeżeli się zapętli w inteligenckich zawiłościach, to podobnie jak Ćwiąkalski będzie zwlekał z dymisjonowaniem niedołężnych podwładnych do czasu, kiedy sam nie wyleci.

      I zwracam Ci uwagę na fakt, że stosujesz pisowską modę tłumaczenia niepowodzeń – winne są media.

      • Trochę nie na temat, ale w celach wyjaśnienia
        Na 2 semestrze studiów miałem mieć jeden z przedmiotów wykładany przez znanego profesora. Wykłady istotnie miał znakomite. Notatki robiło się świetne, a ich zrozumienie przy czytaniu trwało dłużej niż jedna godzina. Niestety chyba w listopadzie musiał wyjechać na miesiąc i w zastępstwo przysłał jakąś doktorantkę. Zaczęło się szaleństwo. Nic nie rozumieliśmy, jak cały rok liczny. Pani wykładała językiem koturnowym i tak wydumanym jakby chciała udowodnić, że mówi już tak naukowo, że na tego doktora zasługuje zupełnie. Po miesiącu profesor wrócił i zajrzał nam do notatek. Wykrzyknął parę razy “o mój Boże!, przecież mówiełm jej, żeby tego nie wykładała, co ona zrobiła!” A na koniec skonkludował, że nie będzie tego fragmentu na egzaminie i żebyśmy sobie poczytali rodział taki a taki z jego skryptu, bo tam będzie to minimum konieczne do zrozumienia całości przedmiotu.

        O takie porównanie polityka do profesora mi chodziło. Umiejętność mówienia prosto i ten brak jakiegokolwiek kompleksu, że jak będzie tak mówił, to nie będzie odebrany jako wystarczająco mądry i ministerialny. Ale może takich profesorów już nie ma i dlatego nie załapałeś o co mi chodzi.

        A co do mediów, pisane było na kontrowersjach o spsuciu się środowiska wiele. Ja teraz podkreślam tylko nieadekwatną różnicę nagłośnienia dyskutantów w tym programie Lisa. Co innego zwalać winę, a co innego przejść do porządku dziennego nad taką prostacką manipulacją.

        • Griszo
          Chyba o tym samym mówimy. Jeżeli by Twoja doktorantka się zetknęła z arogantem po zaocznym technikum mechanicznym, którego w domu nie przyuczono do szacunku dla wiedzy a dodatkowo on sam ma kompleksy typowe dla beneficjanta społecznego awansu i usłyszała by od niego, że nie ma pojęcia o tym co mówi, zaperzywszy się utonęłaby w powodzi własnych słów. Równie niezrozumiałych co do istoty rzeczy nieadekwatnych.

          Profesor zaś odpowiedziałby mu prostym, jasnym i dla prostaka bolesnym – pan to wie lepiej, jako niedawny koalicjant Łyżwińskiego. Pozornie niezwiązane z dyskutowanym tematem ale właśnie adekwatne do postawionej przez gbura kwestii. I odpowiadające tą samą bronią. I tak samo.

          Bo ten profesor, o którym piszesz, nie tylko przedmiot wykładu ale i duszę słuchaczy znał doskonale. I mógłby być eksponentem polityki. Odkładając na ten czas profesorską togę.

          Bo polityka, to skuteczność. A skuteczność się mierzy liczbą zwolenników. I sztuczkami nagłośnieniowymi niczego się tu nie dokona. Trzeba przeciwnika zmusić do merytorycznej dyskusji nawet za cenę sięgania do jego własnej broni.

          Potem można przecież umyć ręce.

          • Zgoda
            Może taka uwaga, żeby spokojnie, prosto i merytorycznie rozmawiać, to trzeba się znać na tyle, żeby nie tylko wiedzieć o materii rozmowy, ale i wychwycić bredzenie interlokutora i celnie wypunktować. Okrągłe gadki są rozmamłanym ciamciaramcia, cytując klasyka.

  7. miki
    Jest drobna różnica pomiędzy tym co powinno, a co jest, jeśli chodzi o nabór polityków. Wydawałoby się, że PO ma tę odległość pomiędzy sacrum ideału, a profanum sytuacji realnej zminimalizowaną. Jak się okazuje mimo, że to może i minimum, to jednak doskonale przez zwykłego Kowalskiego widoczne.
    Prawdę mówiąc po faflunieniu się z obu stron i bezradności Lisa aby umerytorycznić rozmowę, z przyjemnością przełączyłem się na pojedynek Blake versus T’Songa. Ostatecznie pierwszy to były model, a drugi jest niezłym aktorem. Show był znacznie lepszy, a i reżyseria niczego sobie.

  8. miki
    Jest drobna różnica pomiędzy tym co powinno, a co jest, jeśli chodzi o nabór polityków. Wydawałoby się, że PO ma tę odległość pomiędzy sacrum ideału, a profanum sytuacji realnej zminimalizowaną. Jak się okazuje mimo, że to może i minimum, to jednak doskonale przez zwykłego Kowalskiego widoczne.
    Prawdę mówiąc po faflunieniu się z obu stron i bezradności Lisa aby umerytorycznić rozmowę, z przyjemnością przełączyłem się na pojedynek Blake versus T’Songa. Ostatecznie pierwszy to były model, a drugi jest niezłym aktorem. Show był znacznie lepszy, a i reżyseria niczego sobie.

  9. miki
    Jest drobna różnica pomiędzy tym co powinno, a co jest, jeśli chodzi o nabór polityków. Wydawałoby się, że PO ma tę odległość pomiędzy sacrum ideału, a profanum sytuacji realnej zminimalizowaną. Jak się okazuje mimo, że to może i minimum, to jednak doskonale przez zwykłego Kowalskiego widoczne.
    Prawdę mówiąc po faflunieniu się z obu stron i bezradności Lisa aby umerytorycznić rozmowę, z przyjemnością przełączyłem się na pojedynek Blake versus T’Songa. Ostatecznie pierwszy to były model, a drugi jest niezłym aktorem. Show był znacznie lepszy, a i reżyseria niczego sobie.

  10. miki
    Jest drobna różnica pomiędzy tym co powinno, a co jest, jeśli chodzi o nabór polityków. Wydawałoby się, że PO ma tę odległość pomiędzy sacrum ideału, a profanum sytuacji realnej zminimalizowaną. Jak się okazuje mimo, że to może i minimum, to jednak doskonale przez zwykłego Kowalskiego widoczne.
    Prawdę mówiąc po faflunieniu się z obu stron i bezradności Lisa aby umerytorycznić rozmowę, z przyjemnością przełączyłem się na pojedynek Blake versus T’Songa. Ostatecznie pierwszy to były model, a drugi jest niezłym aktorem. Show był znacznie lepszy, a i reżyseria niczego sobie.

  11. miki
    Jest drobna różnica pomiędzy tym co powinno, a co jest, jeśli chodzi o nabór polityków. Wydawałoby się, że PO ma tę odległość pomiędzy sacrum ideału, a profanum sytuacji realnej zminimalizowaną. Jak się okazuje mimo, że to może i minimum, to jednak doskonale przez zwykłego Kowalskiego widoczne.
    Prawdę mówiąc po faflunieniu się z obu stron i bezradności Lisa aby umerytorycznić rozmowę, z przyjemnością przełączyłem się na pojedynek Blake versus T’Songa. Ostatecznie pierwszy to były model, a drugi jest niezłym aktorem. Show był znacznie lepszy, a i reżyseria niczego sobie.

  12. miki
    Jest drobna różnica pomiędzy tym co powinno, a co jest, jeśli chodzi o nabór polityków. Wydawałoby się, że PO ma tę odległość pomiędzy sacrum ideału, a profanum sytuacji realnej zminimalizowaną. Jak się okazuje mimo, że to może i minimum, to jednak doskonale przez zwykłego Kowalskiego widoczne.
    Prawdę mówiąc po faflunieniu się z obu stron i bezradności Lisa aby umerytorycznić rozmowę, z przyjemnością przełączyłem się na pojedynek Blake versus T’Songa. Ostatecznie pierwszy to były model, a drugi jest niezłym aktorem. Show był znacznie lepszy, a i reżyseria niczego sobie.

  13. Polityka
    daje szanse na duże pieniądze bez specjalnej odpowiedzialności. Dlatego idą tam też specjalnie motywowani ludzie. A potem zaczyna się już gra. Głównie o to co “głupi polski naród kupi”. Jak się ma giętki kręgosłup i wybierze dobrą partię, to się można stosunkowo długo tak bawić.

  14. Polityka
    daje szanse na duże pieniądze bez specjalnej odpowiedzialności. Dlatego idą tam też specjalnie motywowani ludzie. A potem zaczyna się już gra. Głównie o to co “głupi polski naród kupi”. Jak się ma giętki kręgosłup i wybierze dobrą partię, to się można stosunkowo długo tak bawić.

  15. Polityka
    daje szanse na duże pieniądze bez specjalnej odpowiedzialności. Dlatego idą tam też specjalnie motywowani ludzie. A potem zaczyna się już gra. Głównie o to co “głupi polski naród kupi”. Jak się ma giętki kręgosłup i wybierze dobrą partię, to się można stosunkowo długo tak bawić.

  16. Polityka
    daje szanse na duże pieniądze bez specjalnej odpowiedzialności. Dlatego idą tam też specjalnie motywowani ludzie. A potem zaczyna się już gra. Głównie o to co “głupi polski naród kupi”. Jak się ma giętki kręgosłup i wybierze dobrą partię, to się można stosunkowo długo tak bawić.

  17. Polityka
    daje szanse na duże pieniądze bez specjalnej odpowiedzialności. Dlatego idą tam też specjalnie motywowani ludzie. A potem zaczyna się już gra. Głównie o to co “głupi polski naród kupi”. Jak się ma giętki kręgosłup i wybierze dobrą partię, to się można stosunkowo długo tak bawić.

  18. Polityka
    daje szanse na duże pieniądze bez specjalnej odpowiedzialności. Dlatego idą tam też specjalnie motywowani ludzie. A potem zaczyna się już gra. Głównie o to co “głupi polski naród kupi”. Jak się ma giętki kręgosłup i wybierze dobrą partię, to się można stosunkowo długo tak bawić.