Reklama

 

Kilka lat temu życie wpadło w spokojniejszy nurt choć na chwilę. Trwał nowy, z tych spokojniejszych, romans. W profesjonalnym życiu nastąpił  znaczący progres, który lekko wystudził objawy wypalenia zawodowego. Zdrowie dopisywało nadzwyczajnie i w końcu po roku treningów zaczynał pojmować na czym polega tenisowe pierwsze podanie. Oczywiście od pojmowania do egzekucji droga jeszcze była daleka ale nie tracił nadzieji na osiągnięcie podwórkowego mistrzostwa.

Reklama

Jedyny cień na egzystencję rzucał proces rozwodowy wspaniale rozpoczęty (po kilku latach separacji i odwlekania)  lecz żałośnie kontynuowany już rok trzeci. Przed każdą kolejną rozprawą, czyli raz na sześć miesięcy lub kwartał, przybierał opisowe imię na wzór indiańskich ulubieńców i prosił wszystkie (bardzo liczne) netowe znajome o trzymanie kciuków. I te trzymanie kciuków się gremialnie odbywało. Za co zawsze grzecznie i serdecznie, hehe, dziękował, nieodmiennie komentując z dobitnym akcentem  „Kurwa, jeszcze nie tym razem.”

Jako, że romans był z tych przyziemnych, praktycznych, pozbawionych intelektualnych treści, co nie znaczy, że wyprany z głębi uczuć – miał uczucie lekkiego niedosytu. Aby uzupełnić sobie niedobór poezji i wariactwa zaczął szukać jakiejś dodatkowej podniety.

Czasami potrzebujesz wolności na maksa. I chcesz odrzucić, w cudzysłowie, wszystkie uświadomione  ograniczenia. Zdarza się tak na przykład, gdy za kilka dni ma się dziać coś ważnego, co o twoim życiu zdecydować może. Szukasz rozmówczyni inteligentnej, której nie potrafisz do żadnej szufladki przypisać.  Tak to właśnie wtedy było.

Spotkał w necie profil ciekawy, opatrzony kilkoma zdjęciami. O nie, nie, nie. Zdjęcia były z gatunku abstrakcyjnej symboliki i ostrzegały, że osoba chadza własnymi ścieżkami a stopy – jedyny ujawniony detal anatomiczny nie wyróżniały się niczym szczególnym, może poza wzorem pończochy czy rajstopy. Takie profile, wiedział z doświadczenia, mogły należeć do ciekawych, wrażliwych osób, a ta dziewczyna prowadziła bardzo niezwykłego, literackiego bloga w którym odbijała się fascynacja rosyjską literaturą i duszą. Postanowił ową osobę zaczepić choć z nikłą nadzieją, że uzyska odpowiedź, bo różnica wieku była dramatyczna.

[Trzymać kciuki 12 listopada]:

 Na białych pośladkach pieczęcie odciśnięte lśnią tłustym czarnym tuszem, adres właściciela wytatuowany i tu i tam, koperta należy do adresata i to co jest w środku. Ale co jest w środku? Przez tyle rąk przechodzi zamknięta koperta, ktoś skusi się i otworzy!.
A co będzie gdy adresat nieznany?
Gdy pomyłka w adresie. Gdy beztrosko pominięto nadawcę?

Bażant lepszy jest od koguta. Wrzeszczy mi pod oknami. Tylko skurwiel nie jest punktualny!
Ale nie jest kiczowaty – jeszcze mi tu studni, malw pod płotem i dziurawych garnków…

Kto na tych klawiszach gra? Czy to kość słoniowa i stara robota?  Nie, to sztampowy wyrób produkcji wielkoseryjnej.

Bez odbioru.

[Tylko koperta]:

Tam w kącie gra forte-piano. Ty nie wiesz, że ja wiem. Pan o trzech dłoniach rzuca "och" z nad pianina i milczy.
Kopertę zjedzą bez wątpliwości. Wszystko, co wysyłam zostaje zjedzone. Nie, nie jest mi przykro. Nawet nie jest mi żal. Nie żałuje się czegoś, czego nie ma. W ten sposób nic się nie traci. A na pośladkach nuty widziałam, ale to było dawno i nieprawda, więc nie wierz w żadne moje słowo.
Ty wiesz, że ja nie wiem.

Tam, gdzie z budek telefonicznych widać padający śnieg, można znaleźć szczęście…………….

No i tak to się zaczęło. Dialog stawał się coraz bardziej abstrakcyjny i pozbawiony definiowalnych zasad.  Każde zdanie, czy nawet słowo rozmówczyni było w stanie wywołać skojarzenie lub ciąg skojarzeń,  przekuwane w odpowiedzi w całą frazę. Z częstotliwością średnio tygodniową wymieniali ten abstrakcyjny, zaskakujący chaos myśli. I trwało to dobrze ponad rok.  

– Jesteście całkiem popierdoleni, Ty i ta małolata – mówiła czasem jego kobieta zaglądając mu przez ramię i kręciła z niedowierzaniem głową. Dla niej , prostej dziewczyny ze wsi, ten typ komunikacji był z innej bajki. Nie umiała dla tego znaleźć żadnego wytłumaczenia. Być może w pierwszym okresie mogła być nawet zaniepokojona czy zazdrosna ale wkrótce przeszła nad tym do porządku dziennego. Ich życie układało się pogodnie i optymistycznie, nie było miejsca na lęki, poczucie zagrożenia.

 

Jego list N-ty.

[Trzymajcie znowu kciuki 14 grudnia]:

Dyskografia ptactwa znanego nauce nie pozwoliła na zlokalizowanie ptaka pfiiit – dźwięk wydającego. Nagrania sonarów tudzież innych urządzeń radzieckich i amerykańskich łodzi podwodnych również nie zawierają takowego dźwięku. Ani nagrania z gigantycznych stacji nasłuchowych przeszukujących całe widmo dźwięków w poszukiwaniu życia we Wszechświecie. A więc to pfiiit jest bardzo osobistym, bardzo własnym dźwiękiem, który wydajesz Ty. Nie wiem czy semantyka jakaś w tym pfiiit jest ukryta. Nie wiem, nie znam się, zarobiony… To taka łatwizna przykleić znaczek do koperty z eksponatem hobbystycznym w środku.
Kochanie? Darling I am home – cóż za miły kontekst. Wraca darling zrzuca z nóżek buciki, boso podbieg podając buzię do ucałowania. No i często bara-bara spontaniczne – któż się oprze bosemu darling-zjawisku.

 

Empty? Na miły bó… odpieprzcie się z tymi insynuacjami!!!! Empty? – kolejna zagadka. Bez treści? Bez uczuć? Wypalona. Tworząca, stająca się, nieukształtowana? Dająca jakiś znak? Umówiony sygnał? Symbol zbliżającego się rozstania. Początek czegoś. Puzzle? WYMUSZENIE ZASTANOWIENIA?

 

I na dodatek niewdzięczna. W jakimś znaczeniu tego słowa. Nie oczekuję żadnej wdzięczności w tym oschłym, egoistycznym, spaczonym świecie. Żadnej. Czysty handel wymienny. I też nie ma, co liczyć na ekwiwalentność wymiany. Nadwyżki chętnie darowuję. Ale nie biednym. O nie. Biednym nic nie dam. Nigdy. Dam tylko mądrym, którym dar umożliwi rozwój i podbój nawet, jeśli będzie to podbój z małej litery.

 

Koło zamiarów wybrukowane piekło i miara sił naszych romantyczna. Ale kiczowate never say never jest matematycznie do udowodnienia tak samo jak never say always, forever, etc.

 

Wiem z poczwarki w motyla etap masz za sobą , intelektualny głód leniwie napędza Cię, wiatr pcha to wte to we wte , prądy historii , pływy wywołane przez Księżyc, plamy na słońcu, wiatr kosmiczny, bo zupa była za słona, whatever.

 

Rozkładam płótno , szkicuję, z nicości sylwetka, sala koncertowa, bez dyrygenta, bez orkiestry, bez akustyki, bez okien, ciemna szarość, błysk kości słoniowej ekskluzywnego instrumentu… o to obija się wyobraźnia malarza. Ślepota jego. Jego ograniczenia emocjonalne i mentalne.

 

Kwiaty na ołtarz. Nie niszczyć przyrody. Nie scinąć świątecznych choinek. Nie napinać muskułów, nie pozwolić lecieć drzazgom. A królewna i tak jabłko ugryzie i w kryształowym łożu czekać będzie aż ją ktoś ze snu obudzi. Kobiecość się nie chce zbudzić. Brak bezpieczeństwo wkoło? Może trauma dziecięca, może…? A roześmiane maluchy na chuśtawkach, w piaskownicach na trawie w parkach biegają, rozbryzgują wodę w miskach i wannach, zarzygują poduszki i ojcowskie koszule, wymienia się pampersy i śpioszki.

 

Czy to apatia , zagubienie, ostentacja, arogancja, harde butne spojrzenie w którym wołanie o pomoc się chowa?

 

Może nauczę się piec chleb. Chleb Ci upiekę pachnący i czarny. Bez ulepszaczy. Tylko najpierw piec chlebowy muszę zbudować fachowo. Z gliny i pięknych kafli. Ozdoba domu. Serce kuchni. Wokół niego się życie toczy zazwyczaj. W jego cieple przyjaznym , w jego aurze i symbolice. Czy to będzie dostateczny przyczynek? Zaczyn nastawię. Piękne kafle podziwiać będę. Nawet podpłomyk na blasze, nawet grzyby świeże schnąć mogą, kwiaty się zasuszać do zielnika czy pamiętnika. Oj śmieją się moje oczy do pieca i Ciebie piec kochającej i przy piecu się krzątającej…

Czy piec, czy chleb w darze Twą kobiecość z Twego człowieczeństwa wywabią ciekawą?

 

Zachwyt mój masz kontrolowany i niekontrolowany. Nie wiem czy to źle czy dobrze. Nie zastanawiam się nad tym. A jeszcze a propos. Uwielbiam pończochy. Wiem kłopot. Wiem niepraktyczne. Uwielbiam pończochy, pasy, paseczki, gładkości, koronki, intymność, wyobraźnię nie popartą empiryzmem dojrzenia dokładnego cóż tam takiego się ukryło, koloryt, słoneczny czy kwarcowy polor na owym gładkim mgnieniu, fakturę, połysk tych mgiełek, pajęczynę kabaretek…miękką linię szwu czy brak szwu, stopy bezbronnie spowite kiedy zrzucasz buciki po przekroczeniu drzwi azylu naszej intymności. Waszej. Ich. Nikomu nie odmawiam uniesień.

 

Agaty są małe czarne. Agaty są też smukłe, wysokie, dzikie, ponure i czarne. Agaty są wesołe. Agaty są psychicznie zwichnięte po gwałtach, które ich dotknęły. Agaty lubią seks analny. Agaty przerażone są rankiem, gdy na ich łóżko spada grad mokrych od rosy konwalii. Agaty myślą, że kochają małych, poczciwych grubasków. Agaty kochają komplementy. Agaty rozrzucają uprane, spryskane dezodorantem intymnym majtki po całym domu i pyskują Ci że je ukradłeś by napawać się ich zapachem w samotności…Umiałyby pewnie upiec piec w piecu chlebowym. Są nieokiełznane. Aż trafią na dobrego ujeżdżacza. Lub gdy wiek przytłumi ich dzikość i niezależność.

 

Dzięki, kochanie.

Już się w Tobie zakochałem przeczystą miłością. Nie znam Cię. Nie poznam Cię. Nie chcę Cię poznać. To poza. Ale znałem Cię kiedyś. Bawiłem się z Tobą w doktora w swoich snach. Uprawiałem pedofilski seks. Uprawiałem inne, nietolerowane sztuki. Koniec.”

 

cdn.

 

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Bo ja… nie wiem czy
    Bo ja… nie wiem czy dziękować, czy żałować, ze właśnie dziś przeczytałam, bo to takie moje, osobiste…smutne, dające i odbierające nadzieję zarazem…
    To jest piękne Panie Niebiański Poeto. Z Niecierpliwością czekać będę na ciągi dalsze…

    Że zbyt osobisty komentarz? I co z tego…Cała jestem osobista, przefiltrowana przez siebie samą.

  2. Bo ja… nie wiem czy
    Bo ja… nie wiem czy dziękować, czy żałować, ze właśnie dziś przeczytałam, bo to takie moje, osobiste…smutne, dające i odbierające nadzieję zarazem…
    To jest piękne Panie Niebiański Poeto. Z Niecierpliwością czekać będę na ciągi dalsze…

    Że zbyt osobisty komentarz? I co z tego…Cała jestem osobista, przefiltrowana przez siebie samą.