Reklama

W tytule parafrazuję nowe wydanie czerwonej książeczki, ale problematyka ma znacznie szerszy zakres. Rozpaczliwe poszukiwanie tożsamości przez kolejne pokolenie idiotyzmu ma swoje tragiczne, zabawne i co najbardziej pocieszające – marginalne znaczenie. Nic poważnego i w żadnej wersji idiotyzmu już się nie udaje. Dawniej o ludzką twarz idiotyzmu walczyły dwie grupy, z których jedna została nazwana opozycją. Puławianie ścierali się z Natolinem o pryncypia: żydokomuna, czy internacjonalizm? Przytomny człowiek zauważy, że przecież to spór o synonimy, z czym się oczywiście zgodzę, ale to już nie do mnie podobne uwagi, adresatów wymieniłem. Współcześnie dawny układ sił został zachowany, naturalnie można dokonać korekty nazw i miejscowości pozamieniać ulicami, ale czy to będzie żydokomuna z Czerskiej, czy internacjonalizm do niedawna obżerający się kawiorem na Rozbrat, to „pryncypia” pozostaną te same. Po jeden stronie mamy idiotyzm popierany przez naród wybrany, po drugiej, idiotyzm sowiecki, oba trendy się wzajemnie przenikają i ośmieszają. 1 maja przedstawiciel internacjonalistów potrzebował suflera, żeby wygłosić „Partię z narodem, naród z partią”. 2 maja żydokomuna zaprzęgła kilka helikopterów, parę tysięcy balonów, tonę margaryny i cukru, a i tak nie potrafiła zdjąć z Orła korony. Porażka za porażką i końca nie widać. W tych dniach internacjonaliści sowieccy wydali niezbędnik idioty, za parę dni żydokomuna na Pałacu Kultury będzie wieszać „metkę Polaka”. Idiotyzm w treści niezbędnej dla każdego idioty bije się o formę, która będzie bardziej atrakcyjna. Próba pozyskania zwolenników poprzez formę zidiocenia nie jest czymś szczególnie nowym, ale widać, że kompletnie traci werwę.

Ojcowie tych, którzy za grzechy ojców nie odpowiadają byli prawdziwymi mistrzami w wykuwaniu nowego człowieka, ale nic się nie zrobi samo. Jak mawiał klasyk idiotyzmu – najważniejsze są kadry. PRL budowali spece w swoim fachu: Gałczyński, Tuwim, Brzechwa, Słonimski, Iwaszkiewicz, Mrożek, Holubek, Łapicki, Zin, Przybora, Suzin, itd. PRLII budował Michnik, Kwaśniewski, Frasyniuk, Mazowiecki. Miller, Masłowska, Pochanke itd. Kadry! Towarzysze spójrzcie na kadry! Z takimi kadrami to wy republiki ludowej nie wybudujecie, a przecież wymienieni są rezerwatem, w nowym pokoleniu jest jeszcze gorzej. Niezbędnik idioty pisze nie Gałczyński i nawet nie Masłowska, ale jakiś Jajec, o ile dobrze usłyszałem Kalita. Czyta to „dzieło” nie Holubek, ale sufler za plecami nie towarzysza Gierka, ale towarzysza Millera. Niezbędnik idioty w telewizji pokazuje nie Suzin, ale Pochanke i wreszcie nie mężni junacy budują tę Nową Hutę pod Krakowem, ale pionierzy z przyprawionymi cyckami na „Fejsie”. W takich okolicznościach trudno się nie powtarzać, dlatego powtórzę raz jeszcze – zmierzch epoki. Nie chcę zapeszać, niemniej na każdym kroku widać zmierzch epoki. Niezbędnik idioty tak gdzieś do 2000 roku, gdy żyło jeszcze grubo ponad dwa miliony sekretarzy, esbeków i synalków z córuniami, które się pchało na ciekawsze odcinki, byłby biblią. Nowoczesna, kolorowa symbolika, w czasach gdy żył towarzysz Geremek, a szefem UD był towarzysz Tadeusz Mazowiecki, robiłaby furorę.

Reklama

Gdzieś tak od 2011 roku zaczął się zaskakujący proces, który zaskoczył również mnie, a ponieważ nie zwykłem polemizować z procesami tylko dlatego, że mnie zaskakują odnotowuję radosny fakt. W wyniku procesu Polska staje się modna, Polska z orłem, honorem i ciągle z Bogiem. Polska biało-czerwona, nie różowa, Polska normalna i prawdziwa. Przed powrotem do normalności, którą Polacy znają od tysiąca lat jedyną bronią idiotyzmu stał się strach i radosne słowotwórstwo. Nieco zużył się idiotyczny synonim patriotyzmu i tym sposobem lęk przed faszyzmem zastąpił idiotyzm we wszelkiej radosnej postaci. Czerska i Rozbrat prześciga się w produkcji radosnego idiotyzmu. Długi czas ta strawa smakowała i była łykana natychmiast, wprost z gara. Ale i tutaj się coś nieoczekiwanego porobiło, spożywającym zaczęło się odbijać, poszły wiatry, pod gardłem stanęła zgaga, wreszcie na sam widok strawy tylko nielicznym nie zbiera się na przysłowiowy „rzyg”. Kadry nie są w stanie zagwarantować masom atrakcji, a w takim przypadku idiotyzm zdycha, bez względu na wersję, treść i formę. Nie ma kim, czym i dla kogo robić. Pozostaje drukowanie i suflowanie idiotyzmu dla wybranych, ostatnich idiotów, co na 7% i pożegnalną kadencję powinno wystarczyć. Oczywiście 7% do spółki: Puławy plus Natolin, żydokomuna plus internacjonalizm i oby spółka poszła w bój jej ostatni pod dwoma szyldami.

Reklama

6 KOMENTARZE

  1. porozumienie ponad podziałami
    Zmierzch natolińczyków – na pewno.
    Ich zawsze było mniej, wywodzili się z rdzennie polskiego chłopstwa, ścislej z najdurniejszej jego części, i z  niedouczonej przedwojennej lewackiej  ćwierć inteligencji jak Gomułka.
    Nieliczni z nich zrobili piękne ubeckie kariery (Kiszczak), stale wypierani przez element nacjonalistyczny (początkowo nacjonalistami nazywano ateistycznych zwolenników Talmudu).
    Wspolcześnie są tylko bladym cieniem dawnych komsomolców.  Zeszli na psy, rozpili sie i rozłajdaczyli.
    Inna sprawa, że od lat siedemdziesiątych zakopali topór wojenny i jeli się zajadle i powielokroć parzyć z puławianami.
    Do tego stopnia, że obecna kasta rządząca, to praktycznie mieszańce pulawsko-natolińskie. Nie idzie rozrożnic, ile procent jednego czy drugiego.
    Czyści puławianie siedzą w MSZ, instytucjach międzynarodowych, mediach, i w bankach.
    Czyli akurat tam, gdzie ich działalnosc jest wyjatkowo niebezpieczna dla nas.
    Chyba odpuscili już sobie "ubecję" i wojsko.

  2. porozumienie ponad podziałami
    Zmierzch natolińczyków – na pewno.
    Ich zawsze było mniej, wywodzili się z rdzennie polskiego chłopstwa, ścislej z najdurniejszej jego części, i z  niedouczonej przedwojennej lewackiej  ćwierć inteligencji jak Gomułka.
    Nieliczni z nich zrobili piękne ubeckie kariery (Kiszczak), stale wypierani przez element nacjonalistyczny (początkowo nacjonalistami nazywano ateistycznych zwolenników Talmudu).
    Wspolcześnie są tylko bladym cieniem dawnych komsomolców.  Zeszli na psy, rozpili sie i rozłajdaczyli.
    Inna sprawa, że od lat siedemdziesiątych zakopali topór wojenny i jeli się zajadle i powielokroć parzyć z puławianami.
    Do tego stopnia, że obecna kasta rządząca, to praktycznie mieszańce pulawsko-natolińskie. Nie idzie rozrożnic, ile procent jednego czy drugiego.
    Czyści puławianie siedzą w MSZ, instytucjach międzynarodowych, mediach, i w bankach.
    Czyli akurat tam, gdzie ich działalnosc jest wyjatkowo niebezpieczna dla nas.
    Chyba odpuscili już sobie "ubecję" i wojsko.