Reklama

Hasła: "niech rząd coś zrobi", "rachunek, nie zaklęcia", "euro nas uratuje".


Hasła: "niech rząd coś zrobi", "rachunek, nie zaklęcia", "euro nas uratuje".

Reklama

Nudzi mnie już trochę pisanie o kryzysie, ale napiszę raz jeszcze, by wyjaśnić pewne rzeczy. Wyjaśniać trzeba, zwłaszcza wtedy, gdy ludzie zaczynają myśleć hasłami, dogmatami, które sami sobie tworzą, wtłaczają sobie do głowy i próbują wtłoczyć innym. Dogamatyczne hasła powtarza każdy, bo z takim hasłem można daleko zajść – powiesz swoją ulubioną formułkę i od razu widać, że znasz się na rzeczy. Zaraz znajdzie się paru takich, którzy się z tobą zgodzą; tacy, którzy skrytykują ( zazwyczaj w imię innych haseł ) też się trafią, zawsze jednak wywiąże się w ten sposób poważna dyskusja, w której wychodzisz jeśli nie na eksperta, to przynajmniej na rozsądnego gościa, co swoje wie. Niestety powtarzanie haseł to jeszcze nie wiedza, to tylko powtarzanie haseł.

Z haseł to największą popularność zdobywa ostatnio "niech rząd coś zrobi". Chwytliwy slogan, w dodatku z jasnym przesłaniem. Ale zaraz, chwileczkę… Czy na pewno wszystko jest jasne? Nie, przynajmniej nie dla mnie, być może jestem ciemnym ludem, ale według mnie formułka wzywająca Słońce Peru z podwładnymi do podjęcia "jakichś" działań jest wręcz idiotyczna. Ja nie widzę w tym haśle ani przesłania, ani sensu, widzę tylko jakąś desperację, jakieś wołanie "Donaldu zrób byle co, ale zrób, żeby wyglądało, że działasz". Propozycje konkretnych działań też są, Kurak zaproponował wczoraj, by Donald zrezygnował z kandydowania do pałacu, sam Donald wespół z naszym drogim panem Prezydentem licytowali się kto pierwszy zaproponował front jedności narodu, sugerując, że taki front mógłby powstać, parę kontrowersyjnych osób twierdzi, że tak naprawdę to Donald może robić to, co dotychczas, byle PIS nie wrócił, a PIS chce, by rząd zwiększał deficyt. Wszystkie te propozycje mają pomóc nam w wyjściu z kryzysu, a teraz zadam podchwytliwe pytanie: co w sytuacji gospodarczej Polski zmieni fakt, że Donald zrezygnuje z kandydowania? W czym pomoże nam wielka koalicja "Polski liberalnej" z "solidarną"? W jaki sposób zwiększanie deficytu wpłynie na lepszy rozwój? Odpowiem po kolei: nic, w niczym, w beznadziejny.

To czy Donald nic nie robi na stanowisku premiera, czy na stanowisku prezydenta nie ma znaczenia i nawet jeśli zrezygnuje z kandydowania, to i tak nie wpłynie to w żaden sposób na zwalczanie skutków światowego kryzysu gospodarczego. W zwalczaniu tych skutków nie pomoże też Popis i proszę mi nawet nie mówić, że współpraca dwóch partii, z czego w jednej nikt nie ma pojęcia o gospodarce, a w drugiej pojęciem mogą się wykazać z dwie osoby na krzyż złagodzi skutki kryzysu, bo nie złagodzi i trzeba być albo ciężkim frajerem, albo politykiem szukającym frajerów, by takie brednie wygłaszać. Żaden Popis, ani żadna inna konfiguracja polityczna nie pomogą, tu trzeba fachowców. Oczywiście nie ekonomistów, ja w fachowość tych speców od gospodarki wierzę coraz mniej i wcale nie dlatego, że nie wierzę w praktyczne umiejętności naukowców, ale dlatego, że ekonomia za bardzo mi nauki nie przypomina. W końcu trudno o drugą taką dziedzinę, w której istnieje kilka szkół zaciekle się zwalczających i głoszących wykluczające się wzajemnie teorie. Teorie praktycznie niesprawdzalne, bo nie udowodniono jeszcze nieomylności żadnej z nich i nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się udowodnić. Kogo więc się radzić? Bingo, ludzi, którzy rozkręcili własne interesy, którzy zarządzali jakimiś firmami, którzy mają doświadczenie w konstruowaniu budżetu i którzy nie wierzą święcie w żadną ideologię. Takim ludziom warto zaufać i warto na nich postawić w trudnych czasach, warto postawić na rozsądek i doświadczenie, nie na akademickie spory, czy na polityczną pyskówkę. W ten sposób zostanie zrealizowane drugie hasło, rzucone wczoraj przez Kurkę, pod tytułem "rachunek, nie zaklęcia".

Zgadzam się w pełni z tym hasłem, w finansach trzeba przede wszystkim umieć liczyć i szacować zyski i straty. Przede wszystkim trzeba trzymać sztywno budżet i nie zadłużać się. Kiedyś na "Kontrowersjach" rozpętała się dyskusja na temat długu, długiem chce kryzys leczyć parę partii, szkoda tylko, że nikt nie pamięta od czego zaczął się kryzys. Kryzys zaczął się od tego, że Ameryka żyła na kredyt, podobnie jak wiele państw Europy. Dostępność kredytu była sposobem na rozpędzenie gospodarki, wierzono, że jeśli każdy będzie mógł łatwo dostać do ręki duże pieniądze, to gospodarka popędzi. I popędziła, niestety okazało się, że kredyt trzeba spłacać, a ludzie nie mają z czego. Tu właśnie wyszła na jaw największa głupota neoliberalizmu: w dążeniu do uwalniania rynku zniesiono wszelkie mechanizmy kontrolne i pozwolono bankom, jak i kredytobiorcom, praktycznie na wszystko. Skończyło się krachem, którego skutki dotarły również do Polski i który odczuwamy łagodniej niż wiele innych państw właśnie dlatego, że Balcerowicz schładzał nam gospodarkę i nie pozwolił na radosne pożyczanie po trupach i ile wlezie. Dziś niektórzy chcą to zmienić uzasadniając to tym, że jest kryzys i że obowiązują inne reguły, a ja wam mówię, że nie ma innych reguł. Gdy zadłużamy się będąc w tarapatach to tak samo, jakbyśmy zadłużali się w czasie prosperity, nie ma żadnej różnicy. Jeśli ktoś liczy, że zadłużać będzie się można w nieskończoność i że banki będą dla państwowego dłużnika łagodne i wyrozumiałe, to znaczy, że jest oderwany od rzeczywistości. Wystarczy spojrzeć na to ile obecnie wydajemy na obsługę naszego zadłużenia, a wydajemy zdaje się dużo więcej niż np. na drogi.

By przejść przez kryzys trzeba rozsądnych i zrównoważonych działań. Żadne "zróbcie coś", żadne "musimy mieć euro za trzy lata". Po pierwsze trzeba pilnować budżetu i szukać w nim oszczędności, ale niech to będą oszczędności poważne, nie znajdowanie 20 miliardów w dwa dni w funduszach na remonty komisariatów. Oszczędności powinny być systemowe, powinny opierać się na ograniczaniu biurokracji, likwidacji zbędnych rządowych agencji ( rząd Tuska jest już trzecim, który się do tej likwidacji zabiera i zabrać nie może ), usuwaniu durnych i kosztownych procedur. Zaoszczędzone pieniądze nie mogą oczywiście leżeć w budżecie dla samego leżenia, jest kryzys i trzeba je wykorzystać. Oszczędności z jednego miejsca można przenosić w drugie, choćby na budowę dróg. Na ich budowę można przeznaczać też fundusze z Unii, te miliardy, których wykorzystania w praktyce jakoś nie widać. Oczywiście samo to nie wystarczy, rząd powinien też uprościć procedury przetargowe, to co mamy teraz to koszmar, na takich uproszczeniach można zaoszczędzić dużo forsy i czasu. Oprócz budowy dróg można skupić się na wspieraniu przedsiębiorczości, czego rząd nie robi, bo choć uchwalił "jedno okienko" to już teraz mówi się, że będzie ono przepisem martwym, bo… urzędnicy nie potrafią go wprowadzić w życie. Jeżeli urzędnicy nie potrafią działać zgodnie z prostszymi i uczciwszymi niż dotychczas procedurami, to mamy do czynienia z patologią i właśnie tu należy coś zrobić, tu rząd ma pole do popisu i do podjęcia konkretnych działań, nie w pustych debatach o euro, z których i tak nic nie wyniknie, bo doskonale wiesz, Donaldu, że na euro i tak póki co nie mamy większych szans.

Reklama

56 KOMENTARZE

  1. Jak zwykle zgadzam się z autorem, tym razem mam jedno ale
    Uderzanie w ekonomię i podważanie jej naukowości do niczego nie prowadzi. Jak w każdej nauce humanistycznej, której przedmiotem badań są zachowania ludzkie, w ekonomii nie można powiedzieć nic “na pewno”. Nasze zachowania są po prostu nie do końca przewydywalne, a liczba determinat ludzkich zachowań zbyt duża, by zbudować trafny model teoretyczny. Na tej samej zasadzie można pozbawić cech naukowości historię czy socjologię. Niestety ekonomii nie da się wyhodować w laboratorium (pominąwszy niektóre wąsko wyspecjalizowane badania marketingowe) i poddać eksperymentom w warunkach laboratoryjnych, na zasadzie “co by było gdyby”. W tym względzie “wyższość” nauk ścisłych jest niezaprzeczalna, choć trzeba też pamiętać, że wykorzystywanie modeli matematycznych czy jak kto woli ekonometrycznych do przewidywania zdarzeń rynkowych jest obarczone dużym błędem, z tych samych powodów o których wspomniałem na początku.

    Zaklinanie rządu: zróbcie coś”, w tej sytuacji odniesie taki sam skutek jak zaklinanie lekarza, w sytuacji gdy stan pacjenta jest bardzo ciężki, ale na razie stabilny. Podano leki, ale w każdej chwili organizm może zareagować w nieprzewidywalny sposób. Doświadczamy sokratesowskiego dylematu: wiem że nic nie wiem, co potwierdzają luminarze ekonomii.

    • Ekonomia jest
      Ekonomia jest oczywiście nauką i nie twierdzę, że jest inaczej. Problem w tym, że to nauka ze sporą domieszką ideologii, a ideologia, jeśli jest traktowana dogmatycznie, a w przypadku niektórych ekonomistów niestety tak bywa, nie sprzyja naukowości.

  2. Jak zwykle zgadzam się z autorem, tym razem mam jedno ale
    Uderzanie w ekonomię i podważanie jej naukowości do niczego nie prowadzi. Jak w każdej nauce humanistycznej, której przedmiotem badań są zachowania ludzkie, w ekonomii nie można powiedzieć nic “na pewno”. Nasze zachowania są po prostu nie do końca przewydywalne, a liczba determinat ludzkich zachowań zbyt duża, by zbudować trafny model teoretyczny. Na tej samej zasadzie można pozbawić cech naukowości historię czy socjologię. Niestety ekonomii nie da się wyhodować w laboratorium (pominąwszy niektóre wąsko wyspecjalizowane badania marketingowe) i poddać eksperymentom w warunkach laboratoryjnych, na zasadzie “co by było gdyby”. W tym względzie “wyższość” nauk ścisłych jest niezaprzeczalna, choć trzeba też pamiętać, że wykorzystywanie modeli matematycznych czy jak kto woli ekonometrycznych do przewidywania zdarzeń rynkowych jest obarczone dużym błędem, z tych samych powodów o których wspomniałem na początku.

    Zaklinanie rządu: zróbcie coś”, w tej sytuacji odniesie taki sam skutek jak zaklinanie lekarza, w sytuacji gdy stan pacjenta jest bardzo ciężki, ale na razie stabilny. Podano leki, ale w każdej chwili organizm może zareagować w nieprzewidywalny sposób. Doświadczamy sokratesowskiego dylematu: wiem że nic nie wiem, co potwierdzają luminarze ekonomii.

    • Ekonomia jest
      Ekonomia jest oczywiście nauką i nie twierdzę, że jest inaczej. Problem w tym, że to nauka ze sporą domieszką ideologii, a ideologia, jeśli jest traktowana dogmatycznie, a w przypadku niektórych ekonomistów niestety tak bywa, nie sprzyja naukowości.

  3. Jak zwykle zgadzam się z autorem, tym razem mam jedno ale
    Uderzanie w ekonomię i podważanie jej naukowości do niczego nie prowadzi. Jak w każdej nauce humanistycznej, której przedmiotem badań są zachowania ludzkie, w ekonomii nie można powiedzieć nic “na pewno”. Nasze zachowania są po prostu nie do końca przewydywalne, a liczba determinat ludzkich zachowań zbyt duża, by zbudować trafny model teoretyczny. Na tej samej zasadzie można pozbawić cech naukowości historię czy socjologię. Niestety ekonomii nie da się wyhodować w laboratorium (pominąwszy niektóre wąsko wyspecjalizowane badania marketingowe) i poddać eksperymentom w warunkach laboratoryjnych, na zasadzie “co by było gdyby”. W tym względzie “wyższość” nauk ścisłych jest niezaprzeczalna, choć trzeba też pamiętać, że wykorzystywanie modeli matematycznych czy jak kto woli ekonometrycznych do przewidywania zdarzeń rynkowych jest obarczone dużym błędem, z tych samych powodów o których wspomniałem na początku.

    Zaklinanie rządu: zróbcie coś”, w tej sytuacji odniesie taki sam skutek jak zaklinanie lekarza, w sytuacji gdy stan pacjenta jest bardzo ciężki, ale na razie stabilny. Podano leki, ale w każdej chwili organizm może zareagować w nieprzewidywalny sposób. Doświadczamy sokratesowskiego dylematu: wiem że nic nie wiem, co potwierdzają luminarze ekonomii.

    • Ekonomia jest
      Ekonomia jest oczywiście nauką i nie twierdzę, że jest inaczej. Problem w tym, że to nauka ze sporą domieszką ideologii, a ideologia, jeśli jest traktowana dogmatycznie, a w przypadku niektórych ekonomistów niestety tak bywa, nie sprzyja naukowości.

  4. Jak zwykle zgadzam się z autorem, tym razem mam jedno ale
    Uderzanie w ekonomię i podważanie jej naukowości do niczego nie prowadzi. Jak w każdej nauce humanistycznej, której przedmiotem badań są zachowania ludzkie, w ekonomii nie można powiedzieć nic “na pewno”. Nasze zachowania są po prostu nie do końca przewydywalne, a liczba determinat ludzkich zachowań zbyt duża, by zbudować trafny model teoretyczny. Na tej samej zasadzie można pozbawić cech naukowości historię czy socjologię. Niestety ekonomii nie da się wyhodować w laboratorium (pominąwszy niektóre wąsko wyspecjalizowane badania marketingowe) i poddać eksperymentom w warunkach laboratoryjnych, na zasadzie “co by było gdyby”. W tym względzie “wyższość” nauk ścisłych jest niezaprzeczalna, choć trzeba też pamiętać, że wykorzystywanie modeli matematycznych czy jak kto woli ekonometrycznych do przewidywania zdarzeń rynkowych jest obarczone dużym błędem, z tych samych powodów o których wspomniałem na początku.

    Zaklinanie rządu: zróbcie coś”, w tej sytuacji odniesie taki sam skutek jak zaklinanie lekarza, w sytuacji gdy stan pacjenta jest bardzo ciężki, ale na razie stabilny. Podano leki, ale w każdej chwili organizm może zareagować w nieprzewidywalny sposób. Doświadczamy sokratesowskiego dylematu: wiem że nic nie wiem, co potwierdzają luminarze ekonomii.

    • Ekonomia jest
      Ekonomia jest oczywiście nauką i nie twierdzę, że jest inaczej. Problem w tym, że to nauka ze sporą domieszką ideologii, a ideologia, jeśli jest traktowana dogmatycznie, a w przypadku niektórych ekonomistów niestety tak bywa, nie sprzyja naukowości.

  5. Jak zwykle zgadzam się z autorem, tym razem mam jedno ale
    Uderzanie w ekonomię i podważanie jej naukowości do niczego nie prowadzi. Jak w każdej nauce humanistycznej, której przedmiotem badań są zachowania ludzkie, w ekonomii nie można powiedzieć nic “na pewno”. Nasze zachowania są po prostu nie do końca przewydywalne, a liczba determinat ludzkich zachowań zbyt duża, by zbudować trafny model teoretyczny. Na tej samej zasadzie można pozbawić cech naukowości historię czy socjologię. Niestety ekonomii nie da się wyhodować w laboratorium (pominąwszy niektóre wąsko wyspecjalizowane badania marketingowe) i poddać eksperymentom w warunkach laboratoryjnych, na zasadzie “co by było gdyby”. W tym względzie “wyższość” nauk ścisłych jest niezaprzeczalna, choć trzeba też pamiętać, że wykorzystywanie modeli matematycznych czy jak kto woli ekonometrycznych do przewidywania zdarzeń rynkowych jest obarczone dużym błędem, z tych samych powodów o których wspomniałem na początku.

    Zaklinanie rządu: zróbcie coś”, w tej sytuacji odniesie taki sam skutek jak zaklinanie lekarza, w sytuacji gdy stan pacjenta jest bardzo ciężki, ale na razie stabilny. Podano leki, ale w każdej chwili organizm może zareagować w nieprzewidywalny sposób. Doświadczamy sokratesowskiego dylematu: wiem że nic nie wiem, co potwierdzają luminarze ekonomii.

    • Ekonomia jest
      Ekonomia jest oczywiście nauką i nie twierdzę, że jest inaczej. Problem w tym, że to nauka ze sporą domieszką ideologii, a ideologia, jeśli jest traktowana dogmatycznie, a w przypadku niektórych ekonomistów niestety tak bywa, nie sprzyja naukowości.

  6. Jak zwykle zgadzam się z autorem, tym razem mam jedno ale
    Uderzanie w ekonomię i podważanie jej naukowości do niczego nie prowadzi. Jak w każdej nauce humanistycznej, której przedmiotem badań są zachowania ludzkie, w ekonomii nie można powiedzieć nic “na pewno”. Nasze zachowania są po prostu nie do końca przewydywalne, a liczba determinat ludzkich zachowań zbyt duża, by zbudować trafny model teoretyczny. Na tej samej zasadzie można pozbawić cech naukowości historię czy socjologię. Niestety ekonomii nie da się wyhodować w laboratorium (pominąwszy niektóre wąsko wyspecjalizowane badania marketingowe) i poddać eksperymentom w warunkach laboratoryjnych, na zasadzie “co by było gdyby”. W tym względzie “wyższość” nauk ścisłych jest niezaprzeczalna, choć trzeba też pamiętać, że wykorzystywanie modeli matematycznych czy jak kto woli ekonometrycznych do przewidywania zdarzeń rynkowych jest obarczone dużym błędem, z tych samych powodów o których wspomniałem na początku.

    Zaklinanie rządu: zróbcie coś”, w tej sytuacji odniesie taki sam skutek jak zaklinanie lekarza, w sytuacji gdy stan pacjenta jest bardzo ciężki, ale na razie stabilny. Podano leki, ale w każdej chwili organizm może zareagować w nieprzewidywalny sposób. Doświadczamy sokratesowskiego dylematu: wiem że nic nie wiem, co potwierdzają luminarze ekonomii.

    • Ekonomia jest
      Ekonomia jest oczywiście nauką i nie twierdzę, że jest inaczej. Problem w tym, że to nauka ze sporą domieszką ideologii, a ideologia, jeśli jest traktowana dogmatycznie, a w przypadku niektórych ekonomistów niestety tak bywa, nie sprzyja naukowości.

  7. Jak zwykle zgadzam się z autorem, tym razem mam jedno ale
    Uderzanie w ekonomię i podważanie jej naukowości do niczego nie prowadzi. Jak w każdej nauce humanistycznej, której przedmiotem badań są zachowania ludzkie, w ekonomii nie można powiedzieć nic “na pewno”. Nasze zachowania są po prostu nie do końca przewydywalne, a liczba determinat ludzkich zachowań zbyt duża, by zbudować trafny model teoretyczny. Na tej samej zasadzie można pozbawić cech naukowości historię czy socjologię. Niestety ekonomii nie da się wyhodować w laboratorium (pominąwszy niektóre wąsko wyspecjalizowane badania marketingowe) i poddać eksperymentom w warunkach laboratoryjnych, na zasadzie “co by było gdyby”. W tym względzie “wyższość” nauk ścisłych jest niezaprzeczalna, choć trzeba też pamiętać, że wykorzystywanie modeli matematycznych czy jak kto woli ekonometrycznych do przewidywania zdarzeń rynkowych jest obarczone dużym błędem, z tych samych powodów o których wspomniałem na początku.

    Zaklinanie rządu: zróbcie coś”, w tej sytuacji odniesie taki sam skutek jak zaklinanie lekarza, w sytuacji gdy stan pacjenta jest bardzo ciężki, ale na razie stabilny. Podano leki, ale w każdej chwili organizm może zareagować w nieprzewidywalny sposób. Doświadczamy sokratesowskiego dylematu: wiem że nic nie wiem, co potwierdzają luminarze ekonomii.

    • Ekonomia jest
      Ekonomia jest oczywiście nauką i nie twierdzę, że jest inaczej. Problem w tym, że to nauka ze sporą domieszką ideologii, a ideologia, jeśli jest traktowana dogmatycznie, a w przypadku niektórych ekonomistów niestety tak bywa, nie sprzyja naukowości.

  8. PRL dodrukowała forsy i można
    PRL dodrukowała forsy i można było za forsę kupić chleb, czy kawę inkę. Fakt, że kosztowały po parę tysięcy. A dlaczego? Ano dlatego, że radośnie drukowane pieniądze były praktycznie bezwartościowe. Nadmierna kreacja pieniądza przez zbyt duże kredytowanie też wzmacnia inflację, czyli osłabia wartość waluty. Oczywiście jeśli kredyt zostaje spłacony to pół biedy, jeśli nie, to dramat, bo oprócz inflacji mamy falę upadłości i bankructw.

  9. PRL dodrukowała forsy i można
    PRL dodrukowała forsy i można było za forsę kupić chleb, czy kawę inkę. Fakt, że kosztowały po parę tysięcy. A dlaczego? Ano dlatego, że radośnie drukowane pieniądze były praktycznie bezwartościowe. Nadmierna kreacja pieniądza przez zbyt duże kredytowanie też wzmacnia inflację, czyli osłabia wartość waluty. Oczywiście jeśli kredyt zostaje spłacony to pół biedy, jeśli nie, to dramat, bo oprócz inflacji mamy falę upadłości i bankructw.

  10. PRL dodrukowała forsy i można
    PRL dodrukowała forsy i można było za forsę kupić chleb, czy kawę inkę. Fakt, że kosztowały po parę tysięcy. A dlaczego? Ano dlatego, że radośnie drukowane pieniądze były praktycznie bezwartościowe. Nadmierna kreacja pieniądza przez zbyt duże kredytowanie też wzmacnia inflację, czyli osłabia wartość waluty. Oczywiście jeśli kredyt zostaje spłacony to pół biedy, jeśli nie, to dramat, bo oprócz inflacji mamy falę upadłości i bankructw.

  11. PRL dodrukowała forsy i można
    PRL dodrukowała forsy i można było za forsę kupić chleb, czy kawę inkę. Fakt, że kosztowały po parę tysięcy. A dlaczego? Ano dlatego, że radośnie drukowane pieniądze były praktycznie bezwartościowe. Nadmierna kreacja pieniądza przez zbyt duże kredytowanie też wzmacnia inflację, czyli osłabia wartość waluty. Oczywiście jeśli kredyt zostaje spłacony to pół biedy, jeśli nie, to dramat, bo oprócz inflacji mamy falę upadłości i bankructw.

  12. PRL dodrukowała forsy i można
    PRL dodrukowała forsy i można było za forsę kupić chleb, czy kawę inkę. Fakt, że kosztowały po parę tysięcy. A dlaczego? Ano dlatego, że radośnie drukowane pieniądze były praktycznie bezwartościowe. Nadmierna kreacja pieniądza przez zbyt duże kredytowanie też wzmacnia inflację, czyli osłabia wartość waluty. Oczywiście jeśli kredyt zostaje spłacony to pół biedy, jeśli nie, to dramat, bo oprócz inflacji mamy falę upadłości i bankructw.

  13. PRL dodrukowała forsy i można
    PRL dodrukowała forsy i można było za forsę kupić chleb, czy kawę inkę. Fakt, że kosztowały po parę tysięcy. A dlaczego? Ano dlatego, że radośnie drukowane pieniądze były praktycznie bezwartościowe. Nadmierna kreacja pieniądza przez zbyt duże kredytowanie też wzmacnia inflację, czyli osłabia wartość waluty. Oczywiście jeśli kredyt zostaje spłacony to pół biedy, jeśli nie, to dramat, bo oprócz inflacji mamy falę upadłości i bankructw.

  14. PRL dodrukowała forsy i można
    PRL dodrukowała forsy i można było za forsę kupić chleb, czy kawę inkę. Fakt, że kosztowały po parę tysięcy. A dlaczego? Ano dlatego, że radośnie drukowane pieniądze były praktycznie bezwartościowe. Nadmierna kreacja pieniądza przez zbyt duże kredytowanie też wzmacnia inflację, czyli osłabia wartość waluty. Oczywiście jeśli kredyt zostaje spłacony to pół biedy, jeśli nie, to dramat, bo oprócz inflacji mamy falę upadłości i bankructw.


  15. Prezes właśnie wystraszył się debaty z Tuskiem i oddał pole walkowerem. Nie chcesz referendum to ja z tobą se nie pogadam.
    Diabli wzięli nowe otwarcie, cały ten kongres PiS w Krakowie i “nową strategię”. Co mógłby Kaczyński powiedzieć? Że należy zadłużyć się po uszy? Na początek madame Gęsicka i madame Natalii leciutko podniosły poprzeczkę – 7 mld większy deficyt. Kaczyński dziś podbił stawkę i uznał lekkośmieszną prośbę Węgrów jako rzecz wartą rozważenia – porachujmy: 190 mld euro, po dzisiejszym kursie to ponad 900 mld złotych. Dajmy na to, że z tego tortu ze 100 mld zł dla Polski choć oczywiście nie w jednym roku. Czy prezesowi ktoś wytłumaczył, że to nie byłyby żadne nowe fundusze strukturalne lecz kasa do oddania? Tu 7, tam 100 dużych baniek, a co, nie wolno?
    W kwestii zadłużania to na razie na przykładzie USA wiemy tyle, że 1,5 bln dolców poszło, już zapowiedziano podwyżkę podatków, a czy cokolwiek z planów Paulsona i Geithnera wyjdzie to się zobaczy – może tak, może nie…


  16. Prezes właśnie wystraszył się debaty z Tuskiem i oddał pole walkowerem. Nie chcesz referendum to ja z tobą se nie pogadam.
    Diabli wzięli nowe otwarcie, cały ten kongres PiS w Krakowie i “nową strategię”. Co mógłby Kaczyński powiedzieć? Że należy zadłużyć się po uszy? Na początek madame Gęsicka i madame Natalii leciutko podniosły poprzeczkę – 7 mld większy deficyt. Kaczyński dziś podbił stawkę i uznał lekkośmieszną prośbę Węgrów jako rzecz wartą rozważenia – porachujmy: 190 mld euro, po dzisiejszym kursie to ponad 900 mld złotych. Dajmy na to, że z tego tortu ze 100 mld zł dla Polski choć oczywiście nie w jednym roku. Czy prezesowi ktoś wytłumaczył, że to nie byłyby żadne nowe fundusze strukturalne lecz kasa do oddania? Tu 7, tam 100 dużych baniek, a co, nie wolno?
    W kwestii zadłużania to na razie na przykładzie USA wiemy tyle, że 1,5 bln dolców poszło, już zapowiedziano podwyżkę podatków, a czy cokolwiek z planów Paulsona i Geithnera wyjdzie to się zobaczy – może tak, może nie…


  17. Prezes właśnie wystraszył się debaty z Tuskiem i oddał pole walkowerem. Nie chcesz referendum to ja z tobą se nie pogadam.
    Diabli wzięli nowe otwarcie, cały ten kongres PiS w Krakowie i “nową strategię”. Co mógłby Kaczyński powiedzieć? Że należy zadłużyć się po uszy? Na początek madame Gęsicka i madame Natalii leciutko podniosły poprzeczkę – 7 mld większy deficyt. Kaczyński dziś podbił stawkę i uznał lekkośmieszną prośbę Węgrów jako rzecz wartą rozważenia – porachujmy: 190 mld euro, po dzisiejszym kursie to ponad 900 mld złotych. Dajmy na to, że z tego tortu ze 100 mld zł dla Polski choć oczywiście nie w jednym roku. Czy prezesowi ktoś wytłumaczył, że to nie byłyby żadne nowe fundusze strukturalne lecz kasa do oddania? Tu 7, tam 100 dużych baniek, a co, nie wolno?
    W kwestii zadłużania to na razie na przykładzie USA wiemy tyle, że 1,5 bln dolców poszło, już zapowiedziano podwyżkę podatków, a czy cokolwiek z planów Paulsona i Geithnera wyjdzie to się zobaczy – może tak, może nie…


  18. Prezes właśnie wystraszył się debaty z Tuskiem i oddał pole walkowerem. Nie chcesz referendum to ja z tobą se nie pogadam.
    Diabli wzięli nowe otwarcie, cały ten kongres PiS w Krakowie i “nową strategię”. Co mógłby Kaczyński powiedzieć? Że należy zadłużyć się po uszy? Na początek madame Gęsicka i madame Natalii leciutko podniosły poprzeczkę – 7 mld większy deficyt. Kaczyński dziś podbił stawkę i uznał lekkośmieszną prośbę Węgrów jako rzecz wartą rozważenia – porachujmy: 190 mld euro, po dzisiejszym kursie to ponad 900 mld złotych. Dajmy na to, że z tego tortu ze 100 mld zł dla Polski choć oczywiście nie w jednym roku. Czy prezesowi ktoś wytłumaczył, że to nie byłyby żadne nowe fundusze strukturalne lecz kasa do oddania? Tu 7, tam 100 dużych baniek, a co, nie wolno?
    W kwestii zadłużania to na razie na przykładzie USA wiemy tyle, że 1,5 bln dolców poszło, już zapowiedziano podwyżkę podatków, a czy cokolwiek z planów Paulsona i Geithnera wyjdzie to się zobaczy – może tak, może nie…


  19. Prezes właśnie wystraszył się debaty z Tuskiem i oddał pole walkowerem. Nie chcesz referendum to ja z tobą se nie pogadam.
    Diabli wzięli nowe otwarcie, cały ten kongres PiS w Krakowie i “nową strategię”. Co mógłby Kaczyński powiedzieć? Że należy zadłużyć się po uszy? Na początek madame Gęsicka i madame Natalii leciutko podniosły poprzeczkę – 7 mld większy deficyt. Kaczyński dziś podbił stawkę i uznał lekkośmieszną prośbę Węgrów jako rzecz wartą rozważenia – porachujmy: 190 mld euro, po dzisiejszym kursie to ponad 900 mld złotych. Dajmy na to, że z tego tortu ze 100 mld zł dla Polski choć oczywiście nie w jednym roku. Czy prezesowi ktoś wytłumaczył, że to nie byłyby żadne nowe fundusze strukturalne lecz kasa do oddania? Tu 7, tam 100 dużych baniek, a co, nie wolno?
    W kwestii zadłużania to na razie na przykładzie USA wiemy tyle, że 1,5 bln dolców poszło, już zapowiedziano podwyżkę podatków, a czy cokolwiek z planów Paulsona i Geithnera wyjdzie to się zobaczy – może tak, może nie…


  20. Prezes właśnie wystraszył się debaty z Tuskiem i oddał pole walkowerem. Nie chcesz referendum to ja z tobą se nie pogadam.
    Diabli wzięli nowe otwarcie, cały ten kongres PiS w Krakowie i “nową strategię”. Co mógłby Kaczyński powiedzieć? Że należy zadłużyć się po uszy? Na początek madame Gęsicka i madame Natalii leciutko podniosły poprzeczkę – 7 mld większy deficyt. Kaczyński dziś podbił stawkę i uznał lekkośmieszną prośbę Węgrów jako rzecz wartą rozważenia – porachujmy: 190 mld euro, po dzisiejszym kursie to ponad 900 mld złotych. Dajmy na to, że z tego tortu ze 100 mld zł dla Polski choć oczywiście nie w jednym roku. Czy prezesowi ktoś wytłumaczył, że to nie byłyby żadne nowe fundusze strukturalne lecz kasa do oddania? Tu 7, tam 100 dużych baniek, a co, nie wolno?
    W kwestii zadłużania to na razie na przykładzie USA wiemy tyle, że 1,5 bln dolców poszło, już zapowiedziano podwyżkę podatków, a czy cokolwiek z planów Paulsona i Geithnera wyjdzie to się zobaczy – może tak, może nie…


  21. Prezes właśnie wystraszył się debaty z Tuskiem i oddał pole walkowerem. Nie chcesz referendum to ja z tobą se nie pogadam.
    Diabli wzięli nowe otwarcie, cały ten kongres PiS w Krakowie i “nową strategię”. Co mógłby Kaczyński powiedzieć? Że należy zadłużyć się po uszy? Na początek madame Gęsicka i madame Natalii leciutko podniosły poprzeczkę – 7 mld większy deficyt. Kaczyński dziś podbił stawkę i uznał lekkośmieszną prośbę Węgrów jako rzecz wartą rozważenia – porachujmy: 190 mld euro, po dzisiejszym kursie to ponad 900 mld złotych. Dajmy na to, że z tego tortu ze 100 mld zł dla Polski choć oczywiście nie w jednym roku. Czy prezesowi ktoś wytłumaczył, że to nie byłyby żadne nowe fundusze strukturalne lecz kasa do oddania? Tu 7, tam 100 dużych baniek, a co, nie wolno?
    W kwestii zadłużania to na razie na przykładzie USA wiemy tyle, że 1,5 bln dolców poszło, już zapowiedziano podwyżkę podatków, a czy cokolwiek z planów Paulsona i Geithnera wyjdzie to się zobaczy – może tak, może nie…

  22. Obecny kryzys nie zaczął się
    Obecny kryzys nie zaczął się od byle jakiej produkcji, ale od nadmiernej konsumpcji. Amerykanie konsumowali dwa razy więcej, niż ich kraj był w stanie wyprodukować, wydawali więcej, niż zarabiali, zadłużali się i wywołali w ten sposób kryzys, zresztą taki system musiał się prędzej, czy później zawalić.

  23. Obecny kryzys nie zaczął się
    Obecny kryzys nie zaczął się od byle jakiej produkcji, ale od nadmiernej konsumpcji. Amerykanie konsumowali dwa razy więcej, niż ich kraj był w stanie wyprodukować, wydawali więcej, niż zarabiali, zadłużali się i wywołali w ten sposób kryzys, zresztą taki system musiał się prędzej, czy później zawalić.

  24. Obecny kryzys nie zaczął się
    Obecny kryzys nie zaczął się od byle jakiej produkcji, ale od nadmiernej konsumpcji. Amerykanie konsumowali dwa razy więcej, niż ich kraj był w stanie wyprodukować, wydawali więcej, niż zarabiali, zadłużali się i wywołali w ten sposób kryzys, zresztą taki system musiał się prędzej, czy później zawalić.

  25. Obecny kryzys nie zaczął się
    Obecny kryzys nie zaczął się od byle jakiej produkcji, ale od nadmiernej konsumpcji. Amerykanie konsumowali dwa razy więcej, niż ich kraj był w stanie wyprodukować, wydawali więcej, niż zarabiali, zadłużali się i wywołali w ten sposób kryzys, zresztą taki system musiał się prędzej, czy później zawalić.

  26. Obecny kryzys nie zaczął się
    Obecny kryzys nie zaczął się od byle jakiej produkcji, ale od nadmiernej konsumpcji. Amerykanie konsumowali dwa razy więcej, niż ich kraj był w stanie wyprodukować, wydawali więcej, niż zarabiali, zadłużali się i wywołali w ten sposób kryzys, zresztą taki system musiał się prędzej, czy później zawalić.

  27. Obecny kryzys nie zaczął się
    Obecny kryzys nie zaczął się od byle jakiej produkcji, ale od nadmiernej konsumpcji. Amerykanie konsumowali dwa razy więcej, niż ich kraj był w stanie wyprodukować, wydawali więcej, niż zarabiali, zadłużali się i wywołali w ten sposób kryzys, zresztą taki system musiał się prędzej, czy później zawalić.

  28. Obecny kryzys nie zaczął się
    Obecny kryzys nie zaczął się od byle jakiej produkcji, ale od nadmiernej konsumpcji. Amerykanie konsumowali dwa razy więcej, niż ich kraj był w stanie wyprodukować, wydawali więcej, niż zarabiali, zadłużali się i wywołali w ten sposób kryzys, zresztą taki system musiał się prędzej, czy później zawalić.