Reklama

 Tydzień temu, kierując się panującą ostatnio modą, zebrałem do jednego, wspólnego wora wszystkie błędy i wypaczenia, jakie nam się nagromadziły w gospodarce i ometkowałem wór szyld

 Tydzień temu, kierując się panującą ostatnio modą, zebrałem do jednego, wspólnego wora wszystkie błędy i wypaczenia, jakie nam się nagromadziły w gospodarce i ometkowałem wór szyldem "neoliberalizmu". Dziś bym już takiego szyldu nie użył, z antyneoliberalizmu wyleczyła mnie bowiem również antyneoliberalna lewica. Nie, nie Napieralski z Olejniczakiem, mnie wyleczyła tzw. nowa, socjalna lewica, która zrywa z blairowską trzecią drogą i idzie własną, sprawdzoną już wiele lat temu, drogą do socjalizmu.

Wytłumaczę się może najpierw dlaczego neoliberalizm. Ano dlatego, że mainstreamowi politycy ostatnich lat, to jak okiem sięgnąć sami neoliberałowie i neokonserwatyści. Nie tylko politycy, bożyszcze światowej ekonomii i finansów, Grynszpan Alan, też realizował politykę neoliberalną. Realizował, albo mówił, że realizuje. Co za różnica? Bardzo istotna, nasi dzielni neolewicowcy pokazują nam bowiem, że do kryzysu doprowadziły działania neoliberalne. No bo – myśli sobie taki neolewicowiec i myślałem sobie tak ja – skoro oni wszyscy metkują się neoliberalnym szyldem i wprowadzili nas w guano, znaczy się neoliberalizm prowadzi do guana. Myślenie na pierwszy rzut oka rozsądne i logiczne, ale ponieważ mam manierę rzucania okiem dwa razy, gdy coś jest zbyt proste, to zrobiłem tak i w tym wypadku. Wniosek? Nasza nowa lewica, walcząca pod sztandarami OPZZ, czy "Krytyki Politycznej" z hydrą neoliberalizmu, jest do bólu neoliberalna. Do takiego wniosku musi dojść każdy, kto rozpakuje neoliberalny wór na czynniki pierwsze i zastanowi się które z tych czynników doprowadziły do kryzysu. Do kryzysu doprowadziła bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości napędzana przez życie na kredyt. A co proponuje nam neolewica spod znaku "sojuszu na rzecz Polski socjalnej"? Otóż proponuje nam ona życie na kredyt i to nie tylko kredyt inwestycyjny, ale również kredyt konsumpcyjny, który według polskosocjalnych mędrców powinien być powszechniej dostępny.

Reklama

Nie, moi drodzy mędrcy, powszechnie dostępny kredyt konsumpcyjny już przerabialiśmy i powszechne żarcie na kredyt skończyło się wtedy, gdy ktoś powiedział "sprawdzam". Nie wiem kto tak powiedział i kiedy, ale z tego sprawdzania wyszło tyle, że rynek nieruchomości jest przegrzany i nie opłaca się budować kolejnych biur, mieszkań, domów. To zachwiało bankami, które w ten rynek inwestowały. Nie chcąc ponieść zbyt wielkich strat, banki również powiedziały "sprawdzam" i postanowiły sprawdzić, czy biedacy, którym za przyzwoleniem Busha i Clintona udzieliły powszechnie dostępnych kredytów subprime, są wypłacalni. Okazało się, że niewiadomo czemu nie są. Bankierzy wpadli w panikę, kredytobiorcy wpadli w panikę, zamrożono nie tylko kredyt konsumpcyjny, ale także inwestycyjny i gospodarka zaczęła się sypać. Właśnie z powodu powszechnie dostępnego neoliberalnego kredytu. Zaraz, zaraz… Na pewno "neoliberalnego"? Przecież taki kredyt postuluje lewica i to ta skrajna, która walczy nie tylko z neoliberałami, ale nawet z umiarkowaną lewicą socjalliberalną. Tymczasem Balcerowicz, na 100% przebrzydły liberał, schładzał gospodarkę, nie pozwalając bankom na wpompowanie do niej taniego, kredytowego pieniądza. Takiego pieniądza, jaki pompował w nią np. Greenspan. O co więc chodzi? Czy Greenspan jest socjalistą, a neoliberalizm jest czysty, a zresztą tak naprawdę w ogóle go nie było? A może mieliśmy coś pomiędzy, jakąś trzecią drogę, słynny socjalliberalizm i to on jest winien? Nic z tych rzeczy. Winne są tylko głupota i chciwość.

Zapędziliśmy się bardzo obwiniając o kryzys gospodarczy ideologię. W tym zapędzie nie zwróciliśmy uwagi na pewne podstawowe rzeczy, np. na to, że w gospodarce decyzje podejmują nie idee, ale ludzie, a sama ekonomia nie jest ideologią, ale nauką. Ekonomia to nauka i to bez względu na to, co myśli o niej pan Sierakowski, narzekający na hegemonię neoliberalizmu i brak alternatywy w postaci ekonomii lewicowej. Nie może być żadnej alternatywy, bo ekonomia jest jedna i nie ma ekonomii lewicowej, ani prawicowej, tak samo jak nie ma prawicowej, czy lewicowej fizyki. Owszem, są pewne sprzeczne ze sobą teorie, które weryfikuje życie i jedną z takich teorii jest teoria o napędzaniu gospodarki kredytem, teoria skompromitowana do kwadratu i obalona przez ostatnie wydarzenia. Teoria, której nie głoszą neoliberałowie w stylu Balcerowicza, ale teoria, którą głoszą porozumienia polityków i związkowców na rzecz "Polski socjalnej" i którą głosi pańskie pismo, panie Sławomirze. Tak, tak, czy nie pisał pan przypadkiem o tym, że rząd w obliczu kryzysu powinien zwiększyć wydatki? A zastanawiał się pan nad tym, co to oznacza, poza tym, że rachunek mnożnikowy wszystko wyrówna i będzie git? Ja panu powiem co to znaczy, to znaczy, że rząd będzie musiał się zadłużyć. Ano tak, zadłużyć się, bo skąd inaczej weźmie pieniądze? Nie dodrukuje ich, bo to już przerabialiśmy i wiemy jak to się kończy. Będzie musiał wziąć kredyt, który trzeba będzie spłacić bez względu na rachunki mnożnikowe. Za ten kredyt będzie mógł budować drogi i szkoły, ale gdy przyjdzie pora zwrotu odsetek, będzie musiał albo zwiększyć podatki ( co sprawi, że w kieszeni przeciętnego Kowalskiego zostanie mniej kasy na benzynę, przez co nie pojeździ sobie po nowowybudowanych autostradach ), albo zmienić strukturę wydatków. I tak pieniądze wydawane na drogi i szkoły będą mniejsze, za to na obsługę zadłużenia będziemy wydawali jeszcze więcej niż teraz ( a 5 lat temu wydawaliśmy 13%, nie wiem ile wydajemy w tej chwili, ale podejrzewam, że nie mniej ).

W ekonomii nie ma złotych recept, nie będzie tak, że zamienimy zły neoliberalizm na dobry model szwedzki i problem zniknie. Model szwedzki też zresztą zawiera elementy neoliberalne, takie jak wolny handel, czy pewne udogodnienia dla przedsiębiorców ( którzy mają w Szwecji lepiej niż w Polsce ). Swoją drogą wymienić neoliberalizmu na coś innego się nie da, bo tak naprawdę ( i tu po namyśle przyznaję rację Cennobicie ) neoliberalizmu w Polsce nigdy nie mieliśmy. W USA było trochę inaczej, tam recepty neoliberalne były przez lata praktykowane, ale jedna z tych recept doprowadziła w konsekwencji do gierkowskiego życia na kredyt. Tą receptą była deregulacja, która sama w sobie nie jest zła, ale trzeba wiedzieć co deregulować. Wiadomo, że znoszenie biurokratycznych procedur ograniczających swobodę przedsiębiorczości jest bardzo korzystne dla gospodarki, ale już np. demontaż nadzoru bankowego korzystny nie jest. W Ameryce taki demontaż przeprowadzono i państwo pozwoliło bankom na wprowadzenie instytucji kredytu subprime, kopiowanej później przez Polaków w mniejszej skali jako "kredyt na dowód". To był błąd neoliberalizmu, który doprowadził w konsekwencji do powstania sytuacji podobnej do tej, jaka panowała w PRL, w socjalistycznych latach siedemdziesiątych. Dziś skrajna lewica, która sama siebie określa "lewicą bez kompleksów" piętnuje neoliberalizm, a zamiast niego proponuje jeden, wybrany fragment neoliberalizmu, fragment, który doprowadził do kryzysu. Co ciekawe całą rozsądną resztę odrzuca, dopatrując się w niej przyczyn recesji i pokazując na przykład neoliberalnej Irlandii, w której szaleje przecież poważny kryzys. Oczywiście z powodu liberalizmu. Czy napewno? A nie jest przypadkiem tak, że kryzys w Irlandii jest spowodowany przegrzaniem w sektorze budownictwa, z którego uczyniono "koło zamachowe gospodarki"? Właśnie tak jest, a z tego co sobie przypominam doktryna liberalna, ani w bliższej mi wersji "socjal", ani w dalszej mi wersji "neo", nie nakazuje budowania nowych domów w nieskończoność i bez sensu. Mało tego, w Polsce pomysły na zrobienie z budownictwa przemysłu narodowego miał Kaczyński i z tego co pamiętam chyba nawet Lepper ( choć w jego przypadku głowy nie dam ), którym bliżej ideowo do socjalizmu, niż do liberalizmu.

Wszelkie "lewice bez kompleksów" i "Polski socjalne" nie mają żadnej alternatywy dla tego, co było i co nazywają neoliberalizmem. One chcą jedynie kontynuacji, tyle, że poszerzonej o bonus w postaci pomostówek, trzynastek i silnych związków zawodowych. To nie jest żadna alternatywa, to powielanie starych błędów i pokazywanie ich jako jakiegoś novum. Co zatem robić? Zdecydować się na kontynuowanie neoliberalizmu i zaszczepienie go w Polsce? Nie, neoliberalizm miał poważną lukę w postaci rozregulowania nadzoru bankowego i prawa antymonopolowego. Mimo to nie jest on złem wcielonym, większość jego założeń jest dobra i nie warto się od nich odwracać. Wolny handel, mała biurokracja, swoboda przedsiębiorczości, własność prywatna i wolna konkurencja, to nie tylko puste i modne hasła, to konkretne rozwiązania, dla których nie ma alternatywy, nie dlatego, że nie wytworzyła jej jakaś ideologia, ale dlatego, że nie wytworzyło jej życie. Te zasady sprawdziły się w ekonomii i przez lata gwarantowały jej prawidłowe działanie. Jeśli uzupełnimy je o to, czego brakowało, czyli o nadzór bankowy i o ochronę przed monopolami ( która jest zresztą elementem wolnej konkurencji ), a także o wędkę dla wykluczonych ( ale dla prawdziwych wykluczonych, dla zdolnych-ubogich i niepełnosprawnych, nie dla nierobów i roszczeniowców, którym zwyczajnie nie chce się pracować i obwiniają o swą biedę "system" ), to otrzymamy system akuratny, który pozwoli nam przywrócić po jakimś czasie utraconą równowagę i zapewni nam dalszy rozwój. Do tego potrzebna jest jednak chwila zastanowienia i zastosowanie naukowych, ekonomicznych kryteriów, nie ideologiczne obrzucanie się błotem i metkami.

Reklama

105 KOMENTARZE

  1. dobrze gada
    Pięknie i jasno napisany kawałek.
    Nie dyskutuję, bo po 2 czytaniach nadal zgadzam się z autorem.
    Dałbym 6, ale ciągle nie wiem co i jak się nadusza w tym celu.
    Obawiam się że nie będzie tu zażartej polemiki, taki los posiadaczy słusznej racji.

  2. dobrze gada
    Pięknie i jasno napisany kawałek.
    Nie dyskutuję, bo po 2 czytaniach nadal zgadzam się z autorem.
    Dałbym 6, ale ciągle nie wiem co i jak się nadusza w tym celu.
    Obawiam się że nie będzie tu zażartej polemiki, taki los posiadaczy słusznej racji.

  3. dobrze gada
    Pięknie i jasno napisany kawałek.
    Nie dyskutuję, bo po 2 czytaniach nadal zgadzam się z autorem.
    Dałbym 6, ale ciągle nie wiem co i jak się nadusza w tym celu.
    Obawiam się że nie będzie tu zażartej polemiki, taki los posiadaczy słusznej racji.

  4. dobrze gada
    Pięknie i jasno napisany kawałek.
    Nie dyskutuję, bo po 2 czytaniach nadal zgadzam się z autorem.
    Dałbym 6, ale ciągle nie wiem co i jak się nadusza w tym celu.
    Obawiam się że nie będzie tu zażartej polemiki, taki los posiadaczy słusznej racji.

  5. dobrze gada
    Pięknie i jasno napisany kawałek.
    Nie dyskutuję, bo po 2 czytaniach nadal zgadzam się z autorem.
    Dałbym 6, ale ciągle nie wiem co i jak się nadusza w tym celu.
    Obawiam się że nie będzie tu zażartej polemiki, taki los posiadaczy słusznej racji.

  6. 🙂
    Tylko jedna, mała mielizna:

    “np. demontaż nadzoru bankowego korzystny nie jest. W Ameryce taki demontaż przeprowadzono i państwo pozwoliło bankom na wprowadzenie instytucji kredytu subprime, kopiowanej później przez Polaków w mniejszej skali jako “kredyt na dowód”. To był błąd neoliberalizmu,”

    Tak jak napisałeś wcześniej, to nie doktryny i ideologie rządzą tylko ludzie i to oni popełniają błędy.
    Często mają też ukryte i zaskakujące motywy i ich działanie może być całkiem świadome…
    Demontaż systemu nadzoru i inne decyzje umożliwiające niekontrolowany wypływ taniego pieniądza na rynek to nie błędy doktrynalne ośmieszające jakiś pogląd ekonomiczny.
    To szeroko pojęte błędy polityczne.
    To potrzeby gospodarki, która z rozmachem miała dźwigać wieloletnie działania wojenne w co najmniej dwóch punktach globu.
    “Jakoś” trzeba to było finansować…
    Wojna, Panie…
    Jakoś wszyscy o tym zapomnieli.
    Po prostu – przyszedł rachunek 😉

    • Wojna, ale też zwyczajna chciwość.
       Bankierzy chcieli zarobić, więc dawali kredyty jak popadnie, licząc na wysokie odsetki. Kredyty były przeważnie na kupno domów, a że banki inwestowały na rynku nieruchomości, to zysk byłby dwukrotny. Bańka jednak pękła. Odsetek nie było, bo nie było ich z czego zapłacić. Zapłacili podatnicy, ale to już raczej nie liberalizm, ani "neo", ani "socjal", ani "demo", ani żaden inny.

        •  Pieniądz był tani, bo łatwo
           Pieniądz był tani, bo łatwo dostępny. Przez Grynszpana, który do dzisiaj nie wie gdzie popełnił błąd ( ciekawe, czy z powodu megalomanii i zapatrzenia we własne recepty, czy po prostu ze strachu przed przyznaniem się do robienia głupot ) i przez Busha z Clintonem, którzy pozwolili Grynszpanowi z bankierami robić to, co robili. Nawet zachęcali ich do tego nowym prawem, liczyli, że dzięki kredytom będą mieli szybki wzrost. I mieli. Do czasu, gdy okazało się, że wzrost był napędzany sztucznie.

          • CMSSie !
            Wczoraj przeszedłaś mi tuż przed samochodem ! Na szczęście nie jechałem zbyt prędko ! Poznałem cię od razu, nawet pomachałem, ale skąd mogłeś się domyślić, że kierowca z kontrowersyjnych – zadarłeś tylko ogon i z właściwą sobie godnością poszedłwś na stronę .
            Pozdrawiam – Tetryk

  7. 🙂
    Tylko jedna, mała mielizna:

    “np. demontaż nadzoru bankowego korzystny nie jest. W Ameryce taki demontaż przeprowadzono i państwo pozwoliło bankom na wprowadzenie instytucji kredytu subprime, kopiowanej później przez Polaków w mniejszej skali jako “kredyt na dowód”. To był błąd neoliberalizmu,”

    Tak jak napisałeś wcześniej, to nie doktryny i ideologie rządzą tylko ludzie i to oni popełniają błędy.
    Często mają też ukryte i zaskakujące motywy i ich działanie może być całkiem świadome…
    Demontaż systemu nadzoru i inne decyzje umożliwiające niekontrolowany wypływ taniego pieniądza na rynek to nie błędy doktrynalne ośmieszające jakiś pogląd ekonomiczny.
    To szeroko pojęte błędy polityczne.
    To potrzeby gospodarki, która z rozmachem miała dźwigać wieloletnie działania wojenne w co najmniej dwóch punktach globu.
    “Jakoś” trzeba to było finansować…
    Wojna, Panie…
    Jakoś wszyscy o tym zapomnieli.
    Po prostu – przyszedł rachunek 😉

    • Wojna, ale też zwyczajna chciwość.
       Bankierzy chcieli zarobić, więc dawali kredyty jak popadnie, licząc na wysokie odsetki. Kredyty były przeważnie na kupno domów, a że banki inwestowały na rynku nieruchomości, to zysk byłby dwukrotny. Bańka jednak pękła. Odsetek nie było, bo nie było ich z czego zapłacić. Zapłacili podatnicy, ale to już raczej nie liberalizm, ani "neo", ani "socjal", ani "demo", ani żaden inny.

        •  Pieniądz był tani, bo łatwo
           Pieniądz był tani, bo łatwo dostępny. Przez Grynszpana, który do dzisiaj nie wie gdzie popełnił błąd ( ciekawe, czy z powodu megalomanii i zapatrzenia we własne recepty, czy po prostu ze strachu przed przyznaniem się do robienia głupot ) i przez Busha z Clintonem, którzy pozwolili Grynszpanowi z bankierami robić to, co robili. Nawet zachęcali ich do tego nowym prawem, liczyli, że dzięki kredytom będą mieli szybki wzrost. I mieli. Do czasu, gdy okazało się, że wzrost był napędzany sztucznie.

          • CMSSie !
            Wczoraj przeszedłaś mi tuż przed samochodem ! Na szczęście nie jechałem zbyt prędko ! Poznałem cię od razu, nawet pomachałem, ale skąd mogłeś się domyślić, że kierowca z kontrowersyjnych – zadarłeś tylko ogon i z właściwą sobie godnością poszedłwś na stronę .
            Pozdrawiam – Tetryk

  8. 🙂
    Tylko jedna, mała mielizna:

    “np. demontaż nadzoru bankowego korzystny nie jest. W Ameryce taki demontaż przeprowadzono i państwo pozwoliło bankom na wprowadzenie instytucji kredytu subprime, kopiowanej później przez Polaków w mniejszej skali jako “kredyt na dowód”. To był błąd neoliberalizmu,”

    Tak jak napisałeś wcześniej, to nie doktryny i ideologie rządzą tylko ludzie i to oni popełniają błędy.
    Często mają też ukryte i zaskakujące motywy i ich działanie może być całkiem świadome…
    Demontaż systemu nadzoru i inne decyzje umożliwiające niekontrolowany wypływ taniego pieniądza na rynek to nie błędy doktrynalne ośmieszające jakiś pogląd ekonomiczny.
    To szeroko pojęte błędy polityczne.
    To potrzeby gospodarki, która z rozmachem miała dźwigać wieloletnie działania wojenne w co najmniej dwóch punktach globu.
    “Jakoś” trzeba to było finansować…
    Wojna, Panie…
    Jakoś wszyscy o tym zapomnieli.
    Po prostu – przyszedł rachunek 😉

    • Wojna, ale też zwyczajna chciwość.
       Bankierzy chcieli zarobić, więc dawali kredyty jak popadnie, licząc na wysokie odsetki. Kredyty były przeważnie na kupno domów, a że banki inwestowały na rynku nieruchomości, to zysk byłby dwukrotny. Bańka jednak pękła. Odsetek nie było, bo nie było ich z czego zapłacić. Zapłacili podatnicy, ale to już raczej nie liberalizm, ani "neo", ani "socjal", ani "demo", ani żaden inny.

        •  Pieniądz był tani, bo łatwo
           Pieniądz był tani, bo łatwo dostępny. Przez Grynszpana, który do dzisiaj nie wie gdzie popełnił błąd ( ciekawe, czy z powodu megalomanii i zapatrzenia we własne recepty, czy po prostu ze strachu przed przyznaniem się do robienia głupot ) i przez Busha z Clintonem, którzy pozwolili Grynszpanowi z bankierami robić to, co robili. Nawet zachęcali ich do tego nowym prawem, liczyli, że dzięki kredytom będą mieli szybki wzrost. I mieli. Do czasu, gdy okazało się, że wzrost był napędzany sztucznie.

          • CMSSie !
            Wczoraj przeszedłaś mi tuż przed samochodem ! Na szczęście nie jechałem zbyt prędko ! Poznałem cię od razu, nawet pomachałem, ale skąd mogłeś się domyślić, że kierowca z kontrowersyjnych – zadarłeś tylko ogon i z właściwą sobie godnością poszedłwś na stronę .
            Pozdrawiam – Tetryk

  9. 🙂
    Tylko jedna, mała mielizna:

    “np. demontaż nadzoru bankowego korzystny nie jest. W Ameryce taki demontaż przeprowadzono i państwo pozwoliło bankom na wprowadzenie instytucji kredytu subprime, kopiowanej później przez Polaków w mniejszej skali jako “kredyt na dowód”. To był błąd neoliberalizmu,”

    Tak jak napisałeś wcześniej, to nie doktryny i ideologie rządzą tylko ludzie i to oni popełniają błędy.
    Często mają też ukryte i zaskakujące motywy i ich działanie może być całkiem świadome…
    Demontaż systemu nadzoru i inne decyzje umożliwiające niekontrolowany wypływ taniego pieniądza na rynek to nie błędy doktrynalne ośmieszające jakiś pogląd ekonomiczny.
    To szeroko pojęte błędy polityczne.
    To potrzeby gospodarki, która z rozmachem miała dźwigać wieloletnie działania wojenne w co najmniej dwóch punktach globu.
    “Jakoś” trzeba to było finansować…
    Wojna, Panie…
    Jakoś wszyscy o tym zapomnieli.
    Po prostu – przyszedł rachunek 😉

    • Wojna, ale też zwyczajna chciwość.
       Bankierzy chcieli zarobić, więc dawali kredyty jak popadnie, licząc na wysokie odsetki. Kredyty były przeważnie na kupno domów, a że banki inwestowały na rynku nieruchomości, to zysk byłby dwukrotny. Bańka jednak pękła. Odsetek nie było, bo nie było ich z czego zapłacić. Zapłacili podatnicy, ale to już raczej nie liberalizm, ani "neo", ani "socjal", ani "demo", ani żaden inny.

        •  Pieniądz był tani, bo łatwo
           Pieniądz był tani, bo łatwo dostępny. Przez Grynszpana, który do dzisiaj nie wie gdzie popełnił błąd ( ciekawe, czy z powodu megalomanii i zapatrzenia we własne recepty, czy po prostu ze strachu przed przyznaniem się do robienia głupot ) i przez Busha z Clintonem, którzy pozwolili Grynszpanowi z bankierami robić to, co robili. Nawet zachęcali ich do tego nowym prawem, liczyli, że dzięki kredytom będą mieli szybki wzrost. I mieli. Do czasu, gdy okazało się, że wzrost był napędzany sztucznie.

          • CMSSie !
            Wczoraj przeszedłaś mi tuż przed samochodem ! Na szczęście nie jechałem zbyt prędko ! Poznałem cię od razu, nawet pomachałem, ale skąd mogłeś się domyślić, że kierowca z kontrowersyjnych – zadarłeś tylko ogon i z właściwą sobie godnością poszedłwś na stronę .
            Pozdrawiam – Tetryk

  10. 🙂
    Tylko jedna, mała mielizna:

    “np. demontaż nadzoru bankowego korzystny nie jest. W Ameryce taki demontaż przeprowadzono i państwo pozwoliło bankom na wprowadzenie instytucji kredytu subprime, kopiowanej później przez Polaków w mniejszej skali jako “kredyt na dowód”. To był błąd neoliberalizmu,”

    Tak jak napisałeś wcześniej, to nie doktryny i ideologie rządzą tylko ludzie i to oni popełniają błędy.
    Często mają też ukryte i zaskakujące motywy i ich działanie może być całkiem świadome…
    Demontaż systemu nadzoru i inne decyzje umożliwiające niekontrolowany wypływ taniego pieniądza na rynek to nie błędy doktrynalne ośmieszające jakiś pogląd ekonomiczny.
    To szeroko pojęte błędy polityczne.
    To potrzeby gospodarki, która z rozmachem miała dźwigać wieloletnie działania wojenne w co najmniej dwóch punktach globu.
    “Jakoś” trzeba to było finansować…
    Wojna, Panie…
    Jakoś wszyscy o tym zapomnieli.
    Po prostu – przyszedł rachunek 😉

    • Wojna, ale też zwyczajna chciwość.
       Bankierzy chcieli zarobić, więc dawali kredyty jak popadnie, licząc na wysokie odsetki. Kredyty były przeważnie na kupno domów, a że banki inwestowały na rynku nieruchomości, to zysk byłby dwukrotny. Bańka jednak pękła. Odsetek nie było, bo nie było ich z czego zapłacić. Zapłacili podatnicy, ale to już raczej nie liberalizm, ani "neo", ani "socjal", ani "demo", ani żaden inny.

        •  Pieniądz był tani, bo łatwo
           Pieniądz był tani, bo łatwo dostępny. Przez Grynszpana, który do dzisiaj nie wie gdzie popełnił błąd ( ciekawe, czy z powodu megalomanii i zapatrzenia we własne recepty, czy po prostu ze strachu przed przyznaniem się do robienia głupot ) i przez Busha z Clintonem, którzy pozwolili Grynszpanowi z bankierami robić to, co robili. Nawet zachęcali ich do tego nowym prawem, liczyli, że dzięki kredytom będą mieli szybki wzrost. I mieli. Do czasu, gdy okazało się, że wzrost był napędzany sztucznie.

          • CMSSie !
            Wczoraj przeszedłaś mi tuż przed samochodem ! Na szczęście nie jechałem zbyt prędko ! Poznałem cię od razu, nawet pomachałem, ale skąd mogłeś się domyślić, że kierowca z kontrowersyjnych – zadarłeś tylko ogon i z właściwą sobie godnością poszedłwś na stronę .
            Pozdrawiam – Tetryk

  11.  Wspieranie konsumpcji to nic
     Wspieranie konsumpcji to nic złego, podobnie jak twierdzenie, że napędza ona produkcję. Do tego wsparcia trzeba jednak zabierać się z głową, np. obniżając VAT, czy akcyzę, a nie zadłużając się. Konsumpcję na kredyt już mieliśmy, raz za Gierka w PRL, drugi raz za Greenspana w USA, za każdym razem doprowadziło to do kryzysu. Jeśli chodzi o mniejsze podatki, to jestem za, trzeba tylko zastanowić się, czy jest to teraz możliwe.

    • Chciałeś czy nie – pojechałeś Keynesem…
      Niektórzy twierdzą, że konsumpcja wcale nie napędza gospodarki.

      “To nie konsumpcja jest głównym składnikiem PKB, lecz oszczędności i inwestycje. Pozorna dominacja konsumpcji bierze się ze sposobu liczenia PKB, który – w części dotyczącej udziału konsumpcji – uwzględnia wyłącznie finalne dobra i usługi konsumpcyjne, ignorując to, co gospodarka wytworzyła w stadiach pośrednich.”

      Warto przeczytać
      http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,59925,6319059,Nie_badzmy_echem_.html

        • trza więcej jeść
          Z zachęcaniem do konsumpcji nie ma w Polsce problemu, typowa pensja starcza tylko do następnej wypłaty, czyli większość konsumuje wszystko co tylko może.
          Mogła by więcej, gdyby obniżyć podatki, ale niestety tak się nie da. Są koszty stałe: ZUS, KRUS, Kościół, emerytury, państwowe “zakłady pracy”.
          Rząd chyba pójdzie w kierunku lekkiej obniżki podatków przedsiębiorcom, a ubytek w budżecie ściągnie z akcyzy, czyli oprze finansowanie o wątłe płuca palaczy. Niestety bractwa palaczy i pijusów ograniczą wtedy swe inne zakupy by móc kontynuować hobby. Czyli znów jakieś błędne koło.
          Sposób całkiem bezkonfliktowy, czyli generalne ułatwienie życia prywaciarzom raczej nie będzie zastosowany. Kompletnie nic na to nie wskazuje.

  12.  Wspieranie konsumpcji to nic
     Wspieranie konsumpcji to nic złego, podobnie jak twierdzenie, że napędza ona produkcję. Do tego wsparcia trzeba jednak zabierać się z głową, np. obniżając VAT, czy akcyzę, a nie zadłużając się. Konsumpcję na kredyt już mieliśmy, raz za Gierka w PRL, drugi raz za Greenspana w USA, za każdym razem doprowadziło to do kryzysu. Jeśli chodzi o mniejsze podatki, to jestem za, trzeba tylko zastanowić się, czy jest to teraz możliwe.

    • Chciałeś czy nie – pojechałeś Keynesem…
      Niektórzy twierdzą, że konsumpcja wcale nie napędza gospodarki.

      “To nie konsumpcja jest głównym składnikiem PKB, lecz oszczędności i inwestycje. Pozorna dominacja konsumpcji bierze się ze sposobu liczenia PKB, który – w części dotyczącej udziału konsumpcji – uwzględnia wyłącznie finalne dobra i usługi konsumpcyjne, ignorując to, co gospodarka wytworzyła w stadiach pośrednich.”

      Warto przeczytać
      http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,59925,6319059,Nie_badzmy_echem_.html

        • trza więcej jeść
          Z zachęcaniem do konsumpcji nie ma w Polsce problemu, typowa pensja starcza tylko do następnej wypłaty, czyli większość konsumuje wszystko co tylko może.
          Mogła by więcej, gdyby obniżyć podatki, ale niestety tak się nie da. Są koszty stałe: ZUS, KRUS, Kościół, emerytury, państwowe “zakłady pracy”.
          Rząd chyba pójdzie w kierunku lekkiej obniżki podatków przedsiębiorcom, a ubytek w budżecie ściągnie z akcyzy, czyli oprze finansowanie o wątłe płuca palaczy. Niestety bractwa palaczy i pijusów ograniczą wtedy swe inne zakupy by móc kontynuować hobby. Czyli znów jakieś błędne koło.
          Sposób całkiem bezkonfliktowy, czyli generalne ułatwienie życia prywaciarzom raczej nie będzie zastosowany. Kompletnie nic na to nie wskazuje.

  13.  Wspieranie konsumpcji to nic
     Wspieranie konsumpcji to nic złego, podobnie jak twierdzenie, że napędza ona produkcję. Do tego wsparcia trzeba jednak zabierać się z głową, np. obniżając VAT, czy akcyzę, a nie zadłużając się. Konsumpcję na kredyt już mieliśmy, raz za Gierka w PRL, drugi raz za Greenspana w USA, za każdym razem doprowadziło to do kryzysu. Jeśli chodzi o mniejsze podatki, to jestem za, trzeba tylko zastanowić się, czy jest to teraz możliwe.

    • Chciałeś czy nie – pojechałeś Keynesem…
      Niektórzy twierdzą, że konsumpcja wcale nie napędza gospodarki.

      “To nie konsumpcja jest głównym składnikiem PKB, lecz oszczędności i inwestycje. Pozorna dominacja konsumpcji bierze się ze sposobu liczenia PKB, który – w części dotyczącej udziału konsumpcji – uwzględnia wyłącznie finalne dobra i usługi konsumpcyjne, ignorując to, co gospodarka wytworzyła w stadiach pośrednich.”

      Warto przeczytać
      http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,59925,6319059,Nie_badzmy_echem_.html

        • trza więcej jeść
          Z zachęcaniem do konsumpcji nie ma w Polsce problemu, typowa pensja starcza tylko do następnej wypłaty, czyli większość konsumuje wszystko co tylko może.
          Mogła by więcej, gdyby obniżyć podatki, ale niestety tak się nie da. Są koszty stałe: ZUS, KRUS, Kościół, emerytury, państwowe “zakłady pracy”.
          Rząd chyba pójdzie w kierunku lekkiej obniżki podatków przedsiębiorcom, a ubytek w budżecie ściągnie z akcyzy, czyli oprze finansowanie o wątłe płuca palaczy. Niestety bractwa palaczy i pijusów ograniczą wtedy swe inne zakupy by móc kontynuować hobby. Czyli znów jakieś błędne koło.
          Sposób całkiem bezkonfliktowy, czyli generalne ułatwienie życia prywaciarzom raczej nie będzie zastosowany. Kompletnie nic na to nie wskazuje.

  14.  Wspieranie konsumpcji to nic
     Wspieranie konsumpcji to nic złego, podobnie jak twierdzenie, że napędza ona produkcję. Do tego wsparcia trzeba jednak zabierać się z głową, np. obniżając VAT, czy akcyzę, a nie zadłużając się. Konsumpcję na kredyt już mieliśmy, raz za Gierka w PRL, drugi raz za Greenspana w USA, za każdym razem doprowadziło to do kryzysu. Jeśli chodzi o mniejsze podatki, to jestem za, trzeba tylko zastanowić się, czy jest to teraz możliwe.

    • Chciałeś czy nie – pojechałeś Keynesem…
      Niektórzy twierdzą, że konsumpcja wcale nie napędza gospodarki.

      “To nie konsumpcja jest głównym składnikiem PKB, lecz oszczędności i inwestycje. Pozorna dominacja konsumpcji bierze się ze sposobu liczenia PKB, który – w części dotyczącej udziału konsumpcji – uwzględnia wyłącznie finalne dobra i usługi konsumpcyjne, ignorując to, co gospodarka wytworzyła w stadiach pośrednich.”

      Warto przeczytać
      http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,59925,6319059,Nie_badzmy_echem_.html

        • trza więcej jeść
          Z zachęcaniem do konsumpcji nie ma w Polsce problemu, typowa pensja starcza tylko do następnej wypłaty, czyli większość konsumuje wszystko co tylko może.
          Mogła by więcej, gdyby obniżyć podatki, ale niestety tak się nie da. Są koszty stałe: ZUS, KRUS, Kościół, emerytury, państwowe “zakłady pracy”.
          Rząd chyba pójdzie w kierunku lekkiej obniżki podatków przedsiębiorcom, a ubytek w budżecie ściągnie z akcyzy, czyli oprze finansowanie o wątłe płuca palaczy. Niestety bractwa palaczy i pijusów ograniczą wtedy swe inne zakupy by móc kontynuować hobby. Czyli znów jakieś błędne koło.
          Sposób całkiem bezkonfliktowy, czyli generalne ułatwienie życia prywaciarzom raczej nie będzie zastosowany. Kompletnie nic na to nie wskazuje.

  15.  Wspieranie konsumpcji to nic
     Wspieranie konsumpcji to nic złego, podobnie jak twierdzenie, że napędza ona produkcję. Do tego wsparcia trzeba jednak zabierać się z głową, np. obniżając VAT, czy akcyzę, a nie zadłużając się. Konsumpcję na kredyt już mieliśmy, raz za Gierka w PRL, drugi raz za Greenspana w USA, za każdym razem doprowadziło to do kryzysu. Jeśli chodzi o mniejsze podatki, to jestem za, trzeba tylko zastanowić się, czy jest to teraz możliwe.

    • Chciałeś czy nie – pojechałeś Keynesem…
      Niektórzy twierdzą, że konsumpcja wcale nie napędza gospodarki.

      “To nie konsumpcja jest głównym składnikiem PKB, lecz oszczędności i inwestycje. Pozorna dominacja konsumpcji bierze się ze sposobu liczenia PKB, który – w części dotyczącej udziału konsumpcji – uwzględnia wyłącznie finalne dobra i usługi konsumpcyjne, ignorując to, co gospodarka wytworzyła w stadiach pośrednich.”

      Warto przeczytać
      http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,59925,6319059,Nie_badzmy_echem_.html

        • trza więcej jeść
          Z zachęcaniem do konsumpcji nie ma w Polsce problemu, typowa pensja starcza tylko do następnej wypłaty, czyli większość konsumuje wszystko co tylko może.
          Mogła by więcej, gdyby obniżyć podatki, ale niestety tak się nie da. Są koszty stałe: ZUS, KRUS, Kościół, emerytury, państwowe “zakłady pracy”.
          Rząd chyba pójdzie w kierunku lekkiej obniżki podatków przedsiębiorcom, a ubytek w budżecie ściągnie z akcyzy, czyli oprze finansowanie o wątłe płuca palaczy. Niestety bractwa palaczy i pijusów ograniczą wtedy swe inne zakupy by móc kontynuować hobby. Czyli znów jakieś błędne koło.
          Sposób całkiem bezkonfliktowy, czyli generalne ułatwienie życia prywaciarzom raczej nie będzie zastosowany. Kompletnie nic na to nie wskazuje.

  16. tak sie nie da
    Chciałeś dobrze, ale kompletnie namieszałeś.Sztuczka z tworzeniem pieniędzy z powietrza już od dawna jest ćwiczona z beznadziejnym skutkiem. Wartość dodatkowa powstaje niestety wyłącznie z pracy. To smutne, ale to prawda.

  17. tak sie nie da
    Chciałeś dobrze, ale kompletnie namieszałeś.Sztuczka z tworzeniem pieniędzy z powietrza już od dawna jest ćwiczona z beznadziejnym skutkiem. Wartość dodatkowa powstaje niestety wyłącznie z pracy. To smutne, ale to prawda.

  18. tak sie nie da
    Chciałeś dobrze, ale kompletnie namieszałeś.Sztuczka z tworzeniem pieniędzy z powietrza już od dawna jest ćwiczona z beznadziejnym skutkiem. Wartość dodatkowa powstaje niestety wyłącznie z pracy. To smutne, ale to prawda.

  19. tak sie nie da
    Chciałeś dobrze, ale kompletnie namieszałeś.Sztuczka z tworzeniem pieniędzy z powietrza już od dawna jest ćwiczona z beznadziejnym skutkiem. Wartość dodatkowa powstaje niestety wyłącznie z pracy. To smutne, ale to prawda.

  20. tak sie nie da
    Chciałeś dobrze, ale kompletnie namieszałeś.Sztuczka z tworzeniem pieniędzy z powietrza już od dawna jest ćwiczona z beznadziejnym skutkiem. Wartość dodatkowa powstaje niestety wyłącznie z pracy. To smutne, ale to prawda.

  21. Zależność inflacja-bezrobocie
    opisje krzywa niejakiego Philipsa, którą bardzo lubi ekonomista Kołodko. W swojej uproszczonej wersji krzywa wydaje się być idealną receptą na czas kryzysu (wzrost inflacji powoduje spadek bezrobocia), ale niestety w czasie kryzysu chyba właśie nie działa, o czym przekonano się w latach 70 gdy poznano staglację.

  22. Zależność inflacja-bezrobocie
    opisje krzywa niejakiego Philipsa, którą bardzo lubi ekonomista Kołodko. W swojej uproszczonej wersji krzywa wydaje się być idealną receptą na czas kryzysu (wzrost inflacji powoduje spadek bezrobocia), ale niestety w czasie kryzysu chyba właśie nie działa, o czym przekonano się w latach 70 gdy poznano staglację.

  23. Zależność inflacja-bezrobocie
    opisje krzywa niejakiego Philipsa, którą bardzo lubi ekonomista Kołodko. W swojej uproszczonej wersji krzywa wydaje się być idealną receptą na czas kryzysu (wzrost inflacji powoduje spadek bezrobocia), ale niestety w czasie kryzysu chyba właśie nie działa, o czym przekonano się w latach 70 gdy poznano staglację.

  24. Zależność inflacja-bezrobocie
    opisje krzywa niejakiego Philipsa, którą bardzo lubi ekonomista Kołodko. W swojej uproszczonej wersji krzywa wydaje się być idealną receptą na czas kryzysu (wzrost inflacji powoduje spadek bezrobocia), ale niestety w czasie kryzysu chyba właśie nie działa, o czym przekonano się w latach 70 gdy poznano staglację.

  25. Zależność inflacja-bezrobocie
    opisje krzywa niejakiego Philipsa, którą bardzo lubi ekonomista Kołodko. W swojej uproszczonej wersji krzywa wydaje się być idealną receptą na czas kryzysu (wzrost inflacji powoduje spadek bezrobocia), ale niestety w czasie kryzysu chyba właśie nie działa, o czym przekonano się w latach 70 gdy poznano staglację.

  26.  Zgodnie z twoją teorią
     Zgodnie z twoją teorią najbardziej suwerenną politykę walutową państwo polskie prowadziło za PRL. Wtedy jak zabrakło pieniędzy w obiegu rząd dodrukował i byliśmy suwerenni jak cholera. Wprawdzie mieliśmy inflację 500% i pensja, za którą na początku miesiąca można było zrobić jakieś zakupy ( pod warunkiem, że coś rzucili ), po tygodniu, czy dwóch była warta tyle co papier, na którym wydrukowano banknoty, ale za to na wszelkie wydatki rządowe było. I "robotę" na państwowym każdy miał i bloki z wielkiej płyty się budowało… Wszyscy w UPR opowiadają się za taką suwerennością, czy tylko ty?

  27.  Zgodnie z twoją teorią
     Zgodnie z twoją teorią najbardziej suwerenną politykę walutową państwo polskie prowadziło za PRL. Wtedy jak zabrakło pieniędzy w obiegu rząd dodrukował i byliśmy suwerenni jak cholera. Wprawdzie mieliśmy inflację 500% i pensja, za którą na początku miesiąca można było zrobić jakieś zakupy ( pod warunkiem, że coś rzucili ), po tygodniu, czy dwóch była warta tyle co papier, na którym wydrukowano banknoty, ale za to na wszelkie wydatki rządowe było. I "robotę" na państwowym każdy miał i bloki z wielkiej płyty się budowało… Wszyscy w UPR opowiadają się za taką suwerennością, czy tylko ty?

  28.  Zgodnie z twoją teorią
     Zgodnie z twoją teorią najbardziej suwerenną politykę walutową państwo polskie prowadziło za PRL. Wtedy jak zabrakło pieniędzy w obiegu rząd dodrukował i byliśmy suwerenni jak cholera. Wprawdzie mieliśmy inflację 500% i pensja, za którą na początku miesiąca można było zrobić jakieś zakupy ( pod warunkiem, że coś rzucili ), po tygodniu, czy dwóch była warta tyle co papier, na którym wydrukowano banknoty, ale za to na wszelkie wydatki rządowe było. I "robotę" na państwowym każdy miał i bloki z wielkiej płyty się budowało… Wszyscy w UPR opowiadają się za taką suwerennością, czy tylko ty?

  29.  Zgodnie z twoją teorią
     Zgodnie z twoją teorią najbardziej suwerenną politykę walutową państwo polskie prowadziło za PRL. Wtedy jak zabrakło pieniędzy w obiegu rząd dodrukował i byliśmy suwerenni jak cholera. Wprawdzie mieliśmy inflację 500% i pensja, za którą na początku miesiąca można było zrobić jakieś zakupy ( pod warunkiem, że coś rzucili ), po tygodniu, czy dwóch była warta tyle co papier, na którym wydrukowano banknoty, ale za to na wszelkie wydatki rządowe było. I "robotę" na państwowym każdy miał i bloki z wielkiej płyty się budowało… Wszyscy w UPR opowiadają się za taką suwerennością, czy tylko ty?

  30.  Zgodnie z twoją teorią
     Zgodnie z twoją teorią najbardziej suwerenną politykę walutową państwo polskie prowadziło za PRL. Wtedy jak zabrakło pieniędzy w obiegu rząd dodrukował i byliśmy suwerenni jak cholera. Wprawdzie mieliśmy inflację 500% i pensja, za którą na początku miesiąca można było zrobić jakieś zakupy ( pod warunkiem, że coś rzucili ), po tygodniu, czy dwóch była warta tyle co papier, na którym wydrukowano banknoty, ale za to na wszelkie wydatki rządowe było. I "robotę" na państwowym każdy miał i bloki z wielkiej płyty się budowało… Wszyscy w UPR opowiadają się za taką suwerennością, czy tylko ty?

  31.  Ja wygaduję bzdury? A co ty
     Ja wygaduję bzdury? A co ty pleciesz? Nie jestem zwolennikiem zwiększania zadłużenia, co zresztą jasno napisałem w moim tekście i co było jednym z głównych tematów tekstu. Jednak dodrukowywanie pieniędzy to żadna alternatywa, to jeszcze większe "g". Piszesz, że gdyby za PRL zbudowano spalarnię banknotów, to można byłoby drukować je do woli, wystarczyłoby spalać te, które nie miałyby pokrycia w wartości pracy. A kto by wyceniał tę wartość? Czy nie przypadkiem urzędnicy naszej socjalistycznej, suwerennej monetarnie ojczyzny? Coś mi się zdaje, że chyba tak i coś mi się zdaje, że nie byłoby to rozwiązanie najlepsze. Zastanawiam się jak w ogóle ktoś, kto pisze o sobie, że jest "libertarianinem" może coś takiego wypisywać.

  32.  Ja wygaduję bzdury? A co ty
     Ja wygaduję bzdury? A co ty pleciesz? Nie jestem zwolennikiem zwiększania zadłużenia, co zresztą jasno napisałem w moim tekście i co było jednym z głównych tematów tekstu. Jednak dodrukowywanie pieniędzy to żadna alternatywa, to jeszcze większe "g". Piszesz, że gdyby za PRL zbudowano spalarnię banknotów, to można byłoby drukować je do woli, wystarczyłoby spalać te, które nie miałyby pokrycia w wartości pracy. A kto by wyceniał tę wartość? Czy nie przypadkiem urzędnicy naszej socjalistycznej, suwerennej monetarnie ojczyzny? Coś mi się zdaje, że chyba tak i coś mi się zdaje, że nie byłoby to rozwiązanie najlepsze. Zastanawiam się jak w ogóle ktoś, kto pisze o sobie, że jest "libertarianinem" może coś takiego wypisywać.

  33.  Ja wygaduję bzdury? A co ty
     Ja wygaduję bzdury? A co ty pleciesz? Nie jestem zwolennikiem zwiększania zadłużenia, co zresztą jasno napisałem w moim tekście i co było jednym z głównych tematów tekstu. Jednak dodrukowywanie pieniędzy to żadna alternatywa, to jeszcze większe "g". Piszesz, że gdyby za PRL zbudowano spalarnię banknotów, to można byłoby drukować je do woli, wystarczyłoby spalać te, które nie miałyby pokrycia w wartości pracy. A kto by wyceniał tę wartość? Czy nie przypadkiem urzędnicy naszej socjalistycznej, suwerennej monetarnie ojczyzny? Coś mi się zdaje, że chyba tak i coś mi się zdaje, że nie byłoby to rozwiązanie najlepsze. Zastanawiam się jak w ogóle ktoś, kto pisze o sobie, że jest "libertarianinem" może coś takiego wypisywać.

  34.  Ja wygaduję bzdury? A co ty
     Ja wygaduję bzdury? A co ty pleciesz? Nie jestem zwolennikiem zwiększania zadłużenia, co zresztą jasno napisałem w moim tekście i co było jednym z głównych tematów tekstu. Jednak dodrukowywanie pieniędzy to żadna alternatywa, to jeszcze większe "g". Piszesz, że gdyby za PRL zbudowano spalarnię banknotów, to można byłoby drukować je do woli, wystarczyłoby spalać te, które nie miałyby pokrycia w wartości pracy. A kto by wyceniał tę wartość? Czy nie przypadkiem urzędnicy naszej socjalistycznej, suwerennej monetarnie ojczyzny? Coś mi się zdaje, że chyba tak i coś mi się zdaje, że nie byłoby to rozwiązanie najlepsze. Zastanawiam się jak w ogóle ktoś, kto pisze o sobie, że jest "libertarianinem" może coś takiego wypisywać.

  35.  Ja wygaduję bzdury? A co ty
     Ja wygaduję bzdury? A co ty pleciesz? Nie jestem zwolennikiem zwiększania zadłużenia, co zresztą jasno napisałem w moim tekście i co było jednym z głównych tematów tekstu. Jednak dodrukowywanie pieniędzy to żadna alternatywa, to jeszcze większe "g". Piszesz, że gdyby za PRL zbudowano spalarnię banknotów, to można byłoby drukować je do woli, wystarczyłoby spalać te, które nie miałyby pokrycia w wartości pracy. A kto by wyceniał tę wartość? Czy nie przypadkiem urzędnicy naszej socjalistycznej, suwerennej monetarnie ojczyzny? Coś mi się zdaje, że chyba tak i coś mi się zdaje, że nie byłoby to rozwiązanie najlepsze. Zastanawiam się jak w ogóle ktoś, kto pisze o sobie, że jest "libertarianinem" może coś takiego wypisywać.