Początkowo chciałem się dopisać do któregoś z wątków już istniejących, ale zdecydowałem inaczej, z lenistwa wyłącznie – nie chce mi się przedzierać przez komentarze, niewygodne to od strony techniczne
Początkowo chciałem się dopisać do któregoś z wątków już istniejących, ale zdecydowałem inaczej, z lenistwa wyłącznie – nie chce mi się przedzierać przez komentarze, niewygodne to od strony technicznej.
W 1981 byłem w wieku jednocyfrowym, więc wprowadzenie stanu wojennego pamiętam raczej od strony przysłowiowego braku Teleranka. Ale pamiętam też SKOTy na ważnym strategicznie skrzyżowaniu, przerażenie rodziców i babci, która jechała do nas na święta.
Ad rem: przeczytałem podlinkowany artykuł Chwina i szczególnie ważne wydaje mi się zakończenie, cytuję:
“Taki to był system.
Dostajesz kartę powołania, jesteś członkiem “Solidarności”, masz zimowy mundur, hełm, wojskowe buty i pistolet maszynowy, po czym wprowadzasz stan wojenny w Polsce.
Co myślisz o “komuchach” prywatnie, nie ma żadnego znaczenia. Ty własnym czołgiem osobiście rozbijasz bramę zakładu strajkującego. Jasne, że starasz się, żeby ofiar było jak najmniej, bo jesteś katolikiem, nie cierpisz “sowietów”, kochasz polskiego papieża i nawet lubisz Lecha Wałęsę. Ale zgodnie z rozkazem rewidujesz ludzi na ulicach, aresztujesz ich, jeśli mają przy sobie ulotki, przetrząsasz bagażniki samochodów w poszukiwaniu antysocjalistycznej bibuły, osoby zaś podejrzane odprowadzasz na komisariat, gdzie niektóre z nich są bite pałkami do nieprzytomności.”
To przecież jest doskonały przykład praktycznych efektów “dwójmyślenia“, obiegu oficjalnego i prywatnego, sprawiającego, że co innego się mówi publicznie na rocznicowym zebraniu egzekutywy, a co innego – prywatnie w domu do szwagra przy wódce. Ale w iluż domach takie myślenie przetrwało do dzisiaj? Ilu jest oficjalnie gorliwych katolików, którzy prywatnie cudzołożą i oszukują? Ilu ludzi oficjalnie występujących przeciw rasizmowi prywatnie rechocze z dowcipów o Żydach uciekających z Oświęcimia przez komin?
Dlatego zgadzam się z Chwinem, że stan wojenny wprowadzali wszyscy. Oficjalnie, bo prywatnie się z nim nie zgadzali. Natomiast – widząc, ile tego dwójmyślenia w narodzie przetrwało – nie mogę się powstrzymać przed pytaniem: gdyby dzisiaj ktoś (prezydent?) chciał w dowolnym celu i okolicznościach wprowadzić stan wojenny – ilu z nas, pracujących w służbach, wojsku, policji – oficjalnie by go poparło, prywatnie będąc przeciw?