Reklama

Za nim odeślecie mnie do Tworek, Kocborowa lub na Srebrzysko (tu mam zdecydowanie najbliżej) pragnę nieśmiało zauważyć, że pomysł na jedną międzynarodową walutę ma już prawie sto lat.

Za nim odeślecie mnie do Tworek, Kocborowa lub na Srebrzysko (tu mam zdecydowanie najbliżej) pragnę nieśmiało zauważyć, że pomysł na jedną międzynarodową walutę ma już prawie sto lat. I nie jest on wytworem chorej wyobraźni pseudoekonomistów, ale luminarzy nauk pokroju Keynesa, Dextera Whita czy Mundella. Tego ostatniego ?na okoliczność? wspólnej waluty przepytał ostatnio red. Żakowski.

Zacznijmy od przypomnienia, że pieniądz jest pośrednikiem wymiany. Pojawił się, gdy wymiana barterowa (towar za towar) zaczęła być kłopotliwa. Nasi przodkowie wymieniali: skóry na ryby, narzędzia na mięcho, grzybki na maliny, kobitki na sfermentowany napój, et cetera. Z czasem okazało się, że w miejscu wymiany (pierwowzorze targowiska, albo jak kto woli giełdy) coraz trudniej wymienić towar na towar, bo akurat nie ma tego co nam byłoby potrzebne, albo na nasz towar chwilowo nie ma popytu. Poza tym powstał problem wartości jednostkowej. Bo wielokroć takoż się zdarzało, że i owszem wymienilibyśmy u handlarza kobitkę na sfermentowany napój, ale ostał mu się ino ostatni bukłak, a my za naszą niewiastę chcemy dwa bukłaki, na co on gotów przystać, ino towaru mu brakuje. Tedy trza by kobitkę przepołowić, a jednakowoż wiadomo, że z całej kobitki częstokroć pożytek niewielki, a cóż dopiero z połowy. Żeby zaradzić niedogodnościom wymiany barterowej wymyślono więc w wymianie towar?pośrednika. Towar?pośrednik musiał mieć dwie cechy: być towarem rzadkim na tyle, żeby zawsze było na niego zapotrzebowanie i trwałym, żeby nie ulegał szybko zepsuciu, zniszczeniu, zdematerializowaniu. Dobrze by było żeby jeszcze zaspokajał bieżące ludzkie potrzeby, np. próżność.
Przez jakiś czas takim pośrednikiem u niektórych ludów były muszle. Próżność ludzką ów towar zaspokajałbył całkiem nieźle. Wadą jednak muszli była ograniczona trwałość, a i rzadkość nie była jednakowa na szerokiem terytorium, gdyż im bliżej morza tym cecha ta bardziej w dupę brała.

Reklama

Trafił się jednakowoż pośrednik rzec by można wzorcowy. Złoto mianowicie. Towar rzadki, trwały, a błyskiem swojem nie jednemu rozum odebrał. No i rzecz najważniejsza ? bez problemu można go było wymienić na kobitki i na odwrót. Stało się tedy złoto pośrednikiem najpierw w swej naturalnej formie: grudek lub piasku złotego, z czasem przybrało kształt najdoskonalszy z możliwych ? koła znaczy się. Wzrastająca jednak liczba operacji wymiany (nazwijmy je już handlowymi) spowodowała, że złota brakować zaczęło (wszak to towar rzadki). Tedy władcy plemion (czy narodów jak kto woli) pomyśleli tak: wprowadzimy nowy pieniądz z mniej szlachetnego kruszcu – srebra, którego jest znacznie więcej. Srebrny pieniądz ów, będzie miał nasz parol (przyrzeczenie), że jak ktoś będzie chciał go wymienić na złoto, to się mu go wymieni w proporcji: dziesięć monet srebrnych na 1 złotą.

Latka leciały, liczba operacji handlowych wzrastała w takim tempie, że kruszcu brakować zaczęło. Z tego powodu, pieniądz bity zaczął być z coraz mniej szlachetnego kruszcu, aż wreszcie pojawił się pieniądz papierowy. Emitujące pieniądz papierowy banki, potwierdzały w ten sposób złożenie w banku depozytu z kruszcu. Kiedy powszechnie zaczęto posługiwać się pieniądzem papierowym zamiast monetami, bankierzy zaczęli udzielać kredytów, emitując banknoty nie mające już pokrycia w kruszcu. Z czasem ich emisja doprowadziła do bankructwa wielu banków, co skłoniło rządy do ograniczenia liczby banków upoważnionych do emisji banknotów i ustalono limity emisji ban-knotów (forma zapisu nie przypadkowa).
Ustalana początkowo wartość pieniądza papierowego w oparciu o parytet złota, obecnie w większości krajów nie ma ona już żadnego powiązania z tym kruszcem. Wymiana banknotów na złoto została całkowicie zlikwidowana w obrotach wewnętrznych wszystkich krajów świata na początku lat 30., a w obrotach międzynarodowych w 1971, kiedy Międzynarodowy Fundusz Walutowy zdecydował od odejścia od systemu w Bretton Woods. Zrezygnowano wówczas ze sztywnych kursów walut i ustanowiono system kursów płynnych. Do tego czasu podstawą wymiany był papierowy dolar, który mimo wszystko był przeliczalny na złoto, zaś kursy walut zmieniały się, gdy poszczególne rządy zmieniały ich wartość (dewaluowały lub rewaluowały waluty). Od tego czasu wszystko wzięło w dupę. W dupę w tym sensie, że pieniądz został potraktowany jako towar. Za radą między innymi Miltona Friedmana (strasznie dzisiaj flekowanego, zwłaszcza przez wczorajszych akolitów, ja bronić go będę jak nie przymierzając Castro socjalizmu) wprowadzono płynne kursy walut. Friedman po prostu wierzył, że rynek powinien wyceniać wszystko, a więc także kursy walut. Rezultat znamy. Oprócz rzeczywistego wzrostu liczby operacji handlowych i elastyczności transakcji, doprowadziło to po latach do potężnych, w swoim zakresie, a niewiele, bądź nic nie wnoszących do tzw. sfery realnej (produkcji i wytwarzania usług), działań spekulacyjnych (krótkoterminowych transakcji w waluty) i graniu (tak jak w zakładach bukmacherskich) na różnicy kursów. Wreszcie jak zdają się dowodzić także ostatnie wydarzenia, system płynnych walut zachęcił niektórych do podejmowania działań ustalających określone różnice w kursach w danym okresie czasu. Ponadnarodowy zakres tych działań zaczął realnie zagrażać stabilności finansów w wielu krajach świata. Ponadto sprowadził realizowanie działalności eksportowej, będącego wyrazem realnej stabilności i siły gospodarki danego kraju, do roli podrzędnego narzędzia, którego opłacalność może zmienić się z godzinny na godzinę w zależności od zmieniających się kursów. Trzeba przy tym pamiętać, że produkcja na eksport jest jedną z najtrudniejszych form działalności gospodarczej. Rynki zagraniczne zdobywa się latami. Tymczasem płynny kurs walutowy pozostający w rękach spekulantów może uczynić z wyspecjalizowanych i kosztownych narzędzi marketingowych zdobywania rynków nic nieznaczące działania.

Na czym opiera się krytyka płynnego kursu walut? Przywołam A. Mundella z rozmowy z Żakowskim.[1]: ?To była (upłynnienie kursów ? przyp. mój) najgłupsza i najbardziej szkodliwa idea ekonomiczna XX wieku. Pieniądz jest miarą wartości. Jak można było wymyślić gospodarkę opartą na płynności jednostki miary? Równie dobrze moglibyśmy mieć płynne, codziennie ustalane przez giełdę, przeliczniki kilometrów na mile albo galonów na litry.?

Że co? Że demagogicznie? Wróćmy do podstaw wymiany. Wyobraźmy sobie, że na placu targowym wymiany barterowej (towar za towar) handlujący ustalili, że wymieniają się: bukłak wina na trzy dzbany miodu. Już ma dojść do wymiany, ale oto zjawia się właściciel placu targowego i nakazuje wstrzymanie transakcji, bo właśnie ustalili, że od dzisiaj za jeden bukłak należą się cztery dzbany. Idiotyczne? Nie bardziej niż płynny kurs walutowy.

[1]?Zróbmy jedną światową walutę?. A Mundell w rozmowie z J. Żakowskim. Polityka nr 12/2009.

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. Dlaczego tak uparcie węszę
    Dlaczego tak uparcie węszę spiski i nazywam pewne działania doktrynerskim złodziejstwem? Ponieważ coś tak oczywistego jak stały kurs walutowy, wynikający z logiki, rachunku i przyzwoitości, dziś uznawany jest za szaleństwo, za sen wariata. Natomiast takie szaleństwo jak płynny kurs waluty zleżny od tego co powie Pawlak i czy Tusk nie przebije tego 5 złotymi nazywa się szczytowym osiągnięciem myśli ekonomicznej. Dziecko wie, że pieniądz powinien być odzwierciedleniem wartości materialnej (złoto na przykład), jak świt światem tak było. Dziś pieniądz jest fikcją, jeden pieniądz wyznacza wartość innego pieniądza, ba słowa i klawiatury traderów wyznaczają wartość. Na mój laicki łeb powrót do korzeni pieniądza jest oczywisty i niezbędny, ale ma jedną wadę, koniec z dymaniem frajerów i dlatego jeśli nie pieprznie coś bardziej niż pieprznęło, skończysz w Tworkach, ideolodzy o to zadbają, a ja obok Ciebie. Rezerwuje sobie Chrystusa i nie roszczę praw do Napoleona.

  2. Dlaczego tak uparcie węszę
    Dlaczego tak uparcie węszę spiski i nazywam pewne działania doktrynerskim złodziejstwem? Ponieważ coś tak oczywistego jak stały kurs walutowy, wynikający z logiki, rachunku i przyzwoitości, dziś uznawany jest za szaleństwo, za sen wariata. Natomiast takie szaleństwo jak płynny kurs waluty zleżny od tego co powie Pawlak i czy Tusk nie przebije tego 5 złotymi nazywa się szczytowym osiągnięciem myśli ekonomicznej. Dziecko wie, że pieniądz powinien być odzwierciedleniem wartości materialnej (złoto na przykład), jak świt światem tak było. Dziś pieniądz jest fikcją, jeden pieniądz wyznacza wartość innego pieniądza, ba słowa i klawiatury traderów wyznaczają wartość. Na mój laicki łeb powrót do korzeni pieniądza jest oczywisty i niezbędny, ale ma jedną wadę, koniec z dymaniem frajerów i dlatego jeśli nie pieprznie coś bardziej niż pieprznęło, skończysz w Tworkach, ideolodzy o to zadbają, a ja obok Ciebie. Rezerwuje sobie Chrystusa i nie roszczę praw do Napoleona.

    • Polecam artykuł, który przywołuję
      Można się z autorem nie zgadzać, ale dyskusja na zasadzie euro NIE i JUŻ, przypomina mi uwalanie odmiennego zdania przeciwników teorii globalnego ocieplenia. Jak donosi onet zwolennicy teorii globalnego ocieplenia spowodowanego emisją CO2 za chwilę mogą mieć kłopoty z przekonaniem społeczeństw. A jak wyjdzie, że znowu ktoś próbował wyciągnąć miliardy na fikcyjne działania, to ja już wieszczę wojnę, szubienice i takie tam.

    • Polecam artykuł, który przywołuję
      Można się z autorem nie zgadzać, ale dyskusja na zasadzie euro NIE i JUŻ, przypomina mi uwalanie odmiennego zdania przeciwników teorii globalnego ocieplenia. Jak donosi onet zwolennicy teorii globalnego ocieplenia spowodowanego emisją CO2 za chwilę mogą mieć kłopoty z przekonaniem społeczeństw. A jak wyjdzie, że znowu ktoś próbował wyciągnąć miliardy na fikcyjne działania, to ja już wieszczę wojnę, szubienice i takie tam.

  3. Cóż
    nad losem hazardzistów płakać nie będę. Ale w tę finansową wersję gry w trzy karty, wciągnięto także bogu ducha winnych ludzi, na ten przykład mających kredyt w frankach. Sam mając kredyt w złociszach mógłbym – wzorem niektórych onetowych komentatorów – ciągnać łacha z frankowych dusigroszów, tyle że to nie leży w mojej naturze a i zaraz inflacją mnie mogą załatwić (tfu, tfu) na cacy. Jakoś nie podoba mi się gra, w której gdy dwóch ryzykuje, jeden zyskuje a 50 traci, a czego 49 w ramach “solidarności” z przegrywającym hazardzistą.

  4. Cóż
    nad losem hazardzistów płakać nie będę. Ale w tę finansową wersję gry w trzy karty, wciągnięto także bogu ducha winnych ludzi, na ten przykład mających kredyt w frankach. Sam mając kredyt w złociszach mógłbym – wzorem niektórych onetowych komentatorów – ciągnać łacha z frankowych dusigroszów, tyle że to nie leży w mojej naturze a i zaraz inflacją mnie mogą załatwić (tfu, tfu) na cacy. Jakoś nie podoba mi się gra, w której gdy dwóch ryzykuje, jeden zyskuje a 50 traci, a czego 49 w ramach “solidarności” z przegrywającym hazardzistą.

  5. Ein volk, ein Reich, ein Pieniądz?
    OK, jeśli chodzi ci o to, by przywrócić standard złota lub srebra i utrzymywać sztywny kurs walut ( wielu walut ) wobec waluty kruszcowej ( np. 10 złotych "papierowych" za 1 zł. w srebrze, itp. ) to zgadzam się, nie byłby to pomysł głupi. Jeśli jednak masz na myśli jakiś globalny cetralizm, w którym jakaś instytucja będzie sobie radośnie drukowała pieniądz dla całego świata ( takie światowe NBP, albo Fed ), to za taki ein pieniądz dostaniesz ode mnie ein gwiazdkę. Ja w centralistyczne rozwiązania nie wierzę, nie wierzę też w rządy rozwiązujące problemy gospodarcze, rządy problemy tylko tworzą. Źródłem kryzysów gospodarczych zawsze było manipulowanie stopami procentowymi przez banki centralne, które chciały "pomóc" gospodarce przez pompowanie do niej kasy i zawsze w ten sposób gospodarkę pieprzyły. Później rolę pieprzyciela ratunkowego przejmowały rządy, które zwiększały deficyt ( co powinno być ustawowo zabronione ), by "pobudzić" gospodarkę. To prowadziło do inflacji, a ta, po krótkim okresie stabilizacji przeradzała się w stagflację lub hiperinflację i mieliśmy kolejny kryzys. Wracając do światowego pieniądza: zgadzam się, ale pod warunkiem, że tym pieniądzem ma być złoto lub srebro, nie w innym wypadku.

  6. Ein volk, ein Reich, ein Pieniądz?
    OK, jeśli chodzi ci o to, by przywrócić standard złota lub srebra i utrzymywać sztywny kurs walut ( wielu walut ) wobec waluty kruszcowej ( np. 10 złotych "papierowych" za 1 zł. w srebrze, itp. ) to zgadzam się, nie byłby to pomysł głupi. Jeśli jednak masz na myśli jakiś globalny cetralizm, w którym jakaś instytucja będzie sobie radośnie drukowała pieniądz dla całego świata ( takie światowe NBP, albo Fed ), to za taki ein pieniądz dostaniesz ode mnie ein gwiazdkę. Ja w centralistyczne rozwiązania nie wierzę, nie wierzę też w rządy rozwiązujące problemy gospodarcze, rządy problemy tylko tworzą. Źródłem kryzysów gospodarczych zawsze było manipulowanie stopami procentowymi przez banki centralne, które chciały "pomóc" gospodarce przez pompowanie do niej kasy i zawsze w ten sposób gospodarkę pieprzyły. Później rolę pieprzyciela ratunkowego przejmowały rządy, które zwiększały deficyt ( co powinno być ustawowo zabronione ), by "pobudzić" gospodarkę. To prowadziło do inflacji, a ta, po krótkim okresie stabilizacji przeradzała się w stagflację lub hiperinflację i mieliśmy kolejny kryzys. Wracając do światowego pieniądza: zgadzam się, ale pod warunkiem, że tym pieniądzem ma być złoto lub srebro, nie w innym wypadku.

  7. Fajne
    Ale konkludujący przykład jest niewłaściwy. To nie właściciel targowiska a liczba bukłaków ma być podstawą relacji pomiędzy winem a miodem na przykład.

    Poza tym przelicznik mil na kilometry, w sytuacji kiedy istnieją nienaruszalne wzorce też jest złym przykładem, którym się rozmówca Żakowskiego posłużył.

    Wartość, to nasza chęć. Raz nam się podoba wielki udziec barani, smakowicie upieczony a już za chwilę dzban z pysznie się pieniącym piwem. I za kolejny udziec nie jesteśmy skłonni dać złamanego szeląga. Dlatego płynny kurs walut, który także udźcowo piwne relacje uwzględnia, jest sensowny.

    Chociaż i sensowna jest wspólna waluta. Bo jeden ze względnych mierników wartości przestanie zakłócać i tak potężny strumień informacji potrzebnej do podjęcia decyzji, czy tylko rybka, czy aż śledź.

  8. Fajne
    Ale konkludujący przykład jest niewłaściwy. To nie właściciel targowiska a liczba bukłaków ma być podstawą relacji pomiędzy winem a miodem na przykład.

    Poza tym przelicznik mil na kilometry, w sytuacji kiedy istnieją nienaruszalne wzorce też jest złym przykładem, którym się rozmówca Żakowskiego posłużył.

    Wartość, to nasza chęć. Raz nam się podoba wielki udziec barani, smakowicie upieczony a już za chwilę dzban z pysznie się pieniącym piwem. I za kolejny udziec nie jesteśmy skłonni dać złamanego szeląga. Dlatego płynny kurs walut, który także udźcowo piwne relacje uwzględnia, jest sensowny.

    Chociaż i sensowna jest wspólna waluta. Bo jeden ze względnych mierników wartości przestanie zakłócać i tak potężny strumień informacji potrzebnej do podjęcia decyzji, czy tylko rybka, czy aż śledź.

  9. Widzę, że ten Mundell to jakiś lobbysta Chińczyków
    http://biznes.onet.pl/2,1939618,wiadomosci.html, ale chyba nie tędy droga. Poza problemami natury politycznej problemem by było ustalenie ilości pieniądza w obiegu. Natomiast muszę powiedzieć, że kategoryczne słowa Mundella o upłynnieniu kursu mocno mnie dziwią.Artykułu niestety nie czytałem, więc napiszę jedynie tylko tyle. Kursy są płynne w stosunku do siebie, gdyż różna jest sytuacja gospodarcza poszczególnych państw, a kursy te są naturalnym regulatorem i powinny niwelować te różnice. Sztywne kursy walut próbowały i próbują utrzymywać różne państwa, a efekty można zobaczy np. ostatnio w Rosji. Spekulanci byli i będą, nawet przy sztywnym kursie. U nas przed 1989 przy sztywnym, nierealnym kursie np. stali w zaułkach cinkciarze, a import był reglamentowany. Nie ma zmiłuj, jeżeli kurs nie odzwierciedla stanu równowagi to pojawiają się problemy i to zarówno, gdy kurs jest zbyt niski jak również, gdy jest zbyt wysoki.
    Co do pieniądza kruszcowego to chciałem wam powiedzieć, że po odkryciu Nowego Świata w Hiszpanii była duża inflację, gdyż złoto z Ameryki było tanie jak barszcz. Po prostu złoto też jest towarem, więc również nie nadaje się na wzorzec jednego SDR. Zważywszy na to, że nie każde państwo ma złoża złota, a kraje takie jak Afryki (17%), Stany Zjednoczone (13%), Australia (12%), Kanada (6%), Chiny (6,0%), Indonezja (6,0%), Rosja (5%) i Peru (5%) nie koniecznie rozdawałyby to złoto innym krajom za darmo, więc w chwili obecnej trudno jest ten kruszec przyjąć jako bazę dla waluty.
    http://www.nbportal.pl/pl/np/numizmatyka/waluty-swiata/od-zlotego-standardu-do-spekulacji
    PS
    Banknoty faktycznie zaczęły wystawiać banki, ale na początku funcjonowały one jako coś w rodzaju czeków podróżnych. Bankier wydawał banknot składającemu depozyt w złocie, aby ten w innym mieście mógł odebrać tę samą ilość złota, nie ryzykując przewożenia po niebezpiecznym trakcie.
    PS2
    Śledźcie informacje z Chin. Coś jednak wisi w powietrzu.

  10. Widzę, że ten Mundell to jakiś lobbysta Chińczyków
    http://biznes.onet.pl/2,1939618,wiadomosci.html, ale chyba nie tędy droga. Poza problemami natury politycznej problemem by było ustalenie ilości pieniądza w obiegu. Natomiast muszę powiedzieć, że kategoryczne słowa Mundella o upłynnieniu kursu mocno mnie dziwią.Artykułu niestety nie czytałem, więc napiszę jedynie tylko tyle. Kursy są płynne w stosunku do siebie, gdyż różna jest sytuacja gospodarcza poszczególnych państw, a kursy te są naturalnym regulatorem i powinny niwelować te różnice. Sztywne kursy walut próbowały i próbują utrzymywać różne państwa, a efekty można zobaczy np. ostatnio w Rosji. Spekulanci byli i będą, nawet przy sztywnym kursie. U nas przed 1989 przy sztywnym, nierealnym kursie np. stali w zaułkach cinkciarze, a import był reglamentowany. Nie ma zmiłuj, jeżeli kurs nie odzwierciedla stanu równowagi to pojawiają się problemy i to zarówno, gdy kurs jest zbyt niski jak również, gdy jest zbyt wysoki.
    Co do pieniądza kruszcowego to chciałem wam powiedzieć, że po odkryciu Nowego Świata w Hiszpanii była duża inflację, gdyż złoto z Ameryki było tanie jak barszcz. Po prostu złoto też jest towarem, więc również nie nadaje się na wzorzec jednego SDR. Zważywszy na to, że nie każde państwo ma złoża złota, a kraje takie jak Afryki (17%), Stany Zjednoczone (13%), Australia (12%), Kanada (6%), Chiny (6,0%), Indonezja (6,0%), Rosja (5%) i Peru (5%) nie koniecznie rozdawałyby to złoto innym krajom za darmo, więc w chwili obecnej trudno jest ten kruszec przyjąć jako bazę dla waluty.
    http://www.nbportal.pl/pl/np/numizmatyka/waluty-swiata/od-zlotego-standardu-do-spekulacji
    PS
    Banknoty faktycznie zaczęły wystawiać banki, ale na początku funcjonowały one jako coś w rodzaju czeków podróżnych. Bankier wydawał banknot składającemu depozyt w złocie, aby ten w innym mieście mógł odebrać tę samą ilość złota, nie ryzykując przewożenia po niebezpiecznym trakcie.
    PS2
    Śledźcie informacje z Chin. Coś jednak wisi w powietrzu.