Reklama

Maks od jakiegoś czasu czuł się nieswojo, z niedowierzaniem i zainteresowaniem zerkał na swoje odbicie w lustrze i w podobny sposób przyglądał się napotykanym i widzianym na co dzień osobom.

Maks od jakiegoś czasu czuł się nieswojo, z niedowierzaniem i zainteresowaniem zerkał na swoje odbicie w lustrze i w podobny sposób przyglądał się napotykanym i widzianym na co dzień osobom.
Mruczał pod nosem, kiedy ich spotykał i nie przestawał, kiedy oglądał w telewizji – nie to nie jest możliwe, to musi być jakaś pomyłka.

Maksa wielce zadziwiało wszystko, co go otaczało, czego był świadkiem i z czego korzystał on, i jemu podobni. Czuł, jakby był w nieswojej skórze, i za wszelką cenę starał się odnaleźć klucz do dręczących go pytań, które od jakiegoś czasu spędzały sen z jego powiek.

Reklama

W sumie nie wiedział dlaczego tego dnia wychodząc rano z mieszkania udał się wprost na przystanek, po drodze nieopodal kupił bilet.
Pani z kiosku skryta za szklaną szybą witryny obstawionej rozmaitymi pismami zapytała:
– Normalny ?
– Jeśli tak źle wyglądam, to poproszę raz nienormalny – odrzekł mechanicznie z nutką ironii w głośnie.
– Dwa czterdzieści – rzekła kobieta. W rytmie jej słów zza chmury dymu siedem razy podskoczył papieros przyklejony do dolnej wargi; zupełnie tak jakby chciał policzyć ilość sylab w tej niezwykłej konwersacji sprzedającej z kupującym.
Z plastikowej podstawki z nadrukiem pepsi zabrał bilet i resztę – sześćdziesiąt groszy.
Odwrócił się i podszedł do nadjeżdżającego tramwaju. Wsiadł.

Dopiero teraz uświadomił sobie, że działa mechanicznie gdyż nie miał w planie wychodzenia z domu, kupowania biletu i jazdy tramwajem. Na domiar tego wszystkiego nawet nie wie jaki to numer i dokąd jedzie. Jednak nie zraził się tym wcale. Burknął pod nosem ni to siebie ni do kasownika: nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.

Rozejrzał się. Wagon świecił pustkami, ale nie zaryzykował siadania. Tapicerowane krzesełka nosiły liczne ślady wojaży nocnej zmiany.

Maks wlepił wzrok w szybę i patrzył na zmieniające się widoki za oknem hałaśliwego tramwaju, którym rzucało, niczym przysłowiowym ubogim żydem po pustym sklepie, na kolejnych rozjazdach i zakrętach.

Po kwadransie jazdy postanowił wysiąść. Kiedy postawił obie stopy na asfalcie jezdni naprzeciwko niego widniał wielki napis ZOO. Nie zastanawiał się wcale, ruszył w kierunku kasy i nabył bilet.
Szedł wolno i przyglądał się z wielką uwagą wszystkim zwierzętom: ssakom, gadom, płazom i ptakom.
Jego największe zainteresowanie wzbudziły wszelkiego rodzaju małpy. Uważnie patrzył jak się zachowują, co robią i jak reagują na zaczepki zwiedzających.

Było już dobrze po południu, kiedy opuszczał ogród. Podchodząc do przystanku tramwajowego zauważył swoje odbicie w witrynie pobliskiego sklepu. Uśmiechnął się tylko. Wszedł do środka i poprosił bilet.
Normalny raz, poproszę.- Szczególny nacisk położył na słowo „normalny”.

Tą samą trasą i tym samym, tak się jemu wydało, tramwajem wracał do centrum.
W jego głowie tłukły się rozmaite myśli, którym towarzyszyło zadowolenie i zdziwienie.

Skoro – najbardziej podobne do ludzi – małpy nie potrafią mówić, nie używają telefonów, nie golą się i nie ubierają, nie mieszkają w kamienicach, blokach, willach, nie jeżdżą samochodami, nie latają samolotami, a też nie zajmują się pochówkiem zmarłych członków stada, to znaczy się, że stado, do którego przynależy Maks musi należeć do gatunku ssaków rodzaju ludzkiego.

Tylko, dlaczego zachowanie jemu podobnych często jest bardziej niż zwierzęce?
Dlaczego – ci jemu podobni – nie wiadomo z jakich przyczyn i jakich powodów znęcają się nad bliskimi. Dlaczego się modlą, a potem zabijają, albo nie modlą się wcale do momentu, kiedy zabiją?

Kiedy wrócił do mieszkania włączył telewizor i radio, uruchomił komputer, z lodówki wyjął zimny napój i przyglądał się, słuchał i czytał o rożnych zdarzeniach będących dziełem człowieka.

I wie, i jest pewien tego, że jeden „dobry” uczynek złego człowieka nie może zatrzeć wszystkich jego przewin.
I wie, że ten świat, w którym piękne bywają chwile, wciąż dziwny jest, i nie jest to żaden błąd, ani pomyłka.
Po prostu tacy jesteśmy, kiedy nie potrafimy być inni.

Podniósł słuchawkę telefonu, który akurat dzwonił, rzekł:
– Przepraszam, jestem tylko człowiekiem – a ty?

Copyright © 2010 MarekPl

Reklama