Reklama

Panu Ministrowi dr Jarosławowi Gowinowi dedykuję

 

Reklama

Projekt ustawy o szkolnictwie wyższym, zwany po nowoczesnemu Ustawą 2.0 (przeze mnie ustawą na 2.0) ma w założeniu wznieść polską naukę wysoko, wysoko, aż do, no może nie ekstraklasy, ale pierwszej ligi światowych uczelni. Wiele w projekcie wizji, czy bardziej dosadnie rzecz ujmując proroctw, bo Gowin chce „robić” naukę, ale bez pieniędzy. Za ten miliard  rzucony uczelniom, które przekształcą się w placówki naukowo-badawcze z dopuszczeniem edukacji, to Herr Minister może sobie doposażyć laboratoria w wybranej szkole wyżej w średnio nowoczesne urządzenia. Nie będę pastwił się nad kolejnymi pomysłami na „uświatowienie” polskiej nauki, bo jest faktem, że projekt nie jest do dupy un bloc. Parę pomysłów ma sens i nie o nich będę mówił, bo tym już się zajęli klakierzy Pana Ministra Wicepremiera.

Zacznijmy od kasy. Teza 1: nie ma rozwoju nauki bez pieniędzy. Teza 2: jakie pieniądze taki rozwój nauki. W Polsce na badania i rozwój przeznacza się 0,9% PKB (2014 r.). W Niemczech 2,8%. Do tego trzeba uwzględnić różnice w wielkości PKB obu krajów. [Tekst poprawiony – dziękuję komentatorowi za zwrócenie uwagi na babola, który walnęłem – przepraszam zainteresowanych]. Ale co tam Niemcy. Węgry – 1,4%, Czechy – 2%, Słowienia – 2,4%. Pan Wicepremier Gowin dorzucił 1 mld zł, za rok może ze 2 mld zł, co stanowi odpowiednio wzrost budżetu nauki o 6 i 12%. A tu panie dzieju trzeba wpompować 50, 100% więcej kasy.

Zasilanie uczelni przez sektor prywatny. Tu jest różnie w zależności od kraju. Zasad ogólna, im bardziej technologicznie rozwinięty kraj, tym więcej pieniędzy przeznacza sektor prywatny na badania. W Polsce i owszem też. Przez litość nie podam proporcji. I nie wiem jak chce Pan Gowin z Panem Morawieckim to zmienić.

Temat w Polsce wstydliwy, jesteśmy chyba ewenementem na świecie pod tym względem, wynagrodzenia. No to jedziemy: wykładowca (przyjmijmy odpowiednik naszego dr hab., co nie do końca odpowiada prawdzie, bo wykładowca na wielu zachodnich uczelniach to po prostu dr (adiunkt) (brutto):

Kanada: 28 500 zł;

Niemcy: 20 500 zł;

Czechy: 10 300 zł

Polska: 6 600 zł

Różnice w pozostałych stanowiskach i tytułach nie różnią się znacznie. Tymczasem jego Gowinowość rzecze: chcemy ściągnąć naszych doktorantów, adiunktów, którzy pracują za granicą do Polski. Tak? To ściągajcie. Gacie na plaży, pliki z pornolami, bo pracownicy naukowi się wypną. O ile w ramach wzrostu nakładów na naukę, wzrosną wynagrodzenia? 10%? czyli z 6,6 tys. zł do 7,2 tys. zł brutto A i tu nie wiadomo co będzie. Bo pracowników szkół wyższych, tak jak uczelnie podzieli się na badawczo-rozwojowyche, badawczo-dydaktycznych i dydaktycznch. Najwyższe wynagrodzenia przewidziano dla pracowników badawczo-rozwojowych (to standard światowy). Tyle, że jeżeli chce im się podwyższyć znacząco wynagrodzenia, to przy tych ochłapach, pozostali nie dostaną żadnej podwyżki. Mało tego, przewiduję nowe umowy o pracę dla pozostałych pracowników na gorszych warunkach płacowych, bo tę biedę trzeba jakoś podzielić. Oznacza to, że dydaktyk na uczelni wyższej, np. akademii medycznej lub politechnice dostanie tyle co Pani w świetlicy w podstawówce. Przez litość nie wspomnę o syfiastej atmosferze na uczelniach publicznych, wojnach między katedrami, w ramach katedr – magiel jak u Józefowej na Pradze.

Jest jeszcze drugi wątek zmian strukturalnych – kto będzie miał zrealizować zajęcia ze studentami? Wyobraźmy sobie 6 osobowy zespół realizujący pakiet zajęć (zapewniający studentom nie tylko wymagane punkty ECTS, ale i wiedzę potrzebną do zdobycia np. określonych uprawnień budowlanych).  Średnio każdy wykładowca ma powiedzmy 200 godzin w roku, co daje 800 godzin zajęć. Tymczasem dwóch staje się pracownikami naukowo-badawczymi i na nowych warunkach mają 40 godzin zajęć każdy. Kto poprowadzi pozostałe 320 godzin, które dotychczas realizowały te osoby?. Pewnie ich dotychczasowi koledzy (oczywiście w ramach dotychczasowego wynagrodzenia lub za symboliczny ich wzrost). Można też zatrudnić asystentów (czyli absolwentów zaraz po studiach) za psie pieniądze. Problem w tym, że ci którzy przeflancują się na pracowników naukowo-badawczych, to spece najwyższej klasy i to oni zapewniali, że student zaprojektuje most, który się nie zawali. Co to oznacza dla edukacji Panie Ministrze Gowin? Wzrost poziomu, czy jego obniżenie? I liczba studentów na wykładowcę nie ma tu nic do rzeczy.

Tertio. Będziemy dążyć do zwiększenia liczby wykładowców z zagranicy – grzmi dr Gowin. Pardon, skąd ich Pan ściągnie? Z afrykańskiej dżungli? Bo jeżeli z USA, Korei, Japonii, Szwecji, czy Niemiec, to ten miliard starczy akurat na wynagrodzenia dla nich.

„O awansie nie będzie już decydować pogoń za punktami” rzeczy MNiSW. A gówno jak mawiał Dyzma. Przez ostatnie kilka lat rzeczywiście dominował punktowy wyścig szczurów na uczelniach. Żeby uzyskać jak największą liczbę punktów, za którą katedry dostawały kasę, trzeba było publikować cokolwiek i gdzie się da. Teoretycznie każde czasopismo w listy MNISW było sprawdzane i miało określoną liczbę punktów. Ale nie obyło się bez skandali, niektórzy wydawcy zapewniali masową twórczość: 4-5 artykułów w wersji papierowej i do czasopisma dołączone 4 płytki CD z masową produkcją (400 artykułów). Nie muszę chyba mówić, że zrecenzowanie takiej liczby publikacji może polegać tylko na postawieniu podpisu przez recenzenta – opiniuję pozytywnie.

Jak więc zamienić Stachanowców publikujących bzdety na naukową elitę? Po niektórych uczelniach już rozeszły się wieści – uznajemy tylko publikacje o zasięgu międzynarodowym z tzw. listy filadelfijskiej (lista A MNiSW – ponad 11 tys. pozycji). Co bardziej radosne władze uczelni dodały do tego minimalną liczbę punktów jaką musi się charakteryzować wydawnictwo. Co się więc zmieniło? Labirynt szczurów został zawężony, ale bredzić można dalej tylko trzeba znać język obcy i wybrać znane z tzw. liberalnych poglądów czasopismo. Poniżej próbka.

„Współpracujący z prestiżowymi uczelniami włoscy naukowcy Alberto Giubilini i Francesca Minerva twierdzą, że lekarze powinni mieć prawo uśmiercania noworodków, których nie chcą rodzice. Swoje przerażające tezy opublikowali w piśmie zajmującym się etyką we współczesnej medycynie "Journal of Medical Ethic". Naukowcy twierdzą, że noworodek nie jest jeszcze świadomy swojego istnienia, więc nie ma takiego samego prawa do życia co świadoma osoba. Ich zdaniem większe prawo do realizacji swoich potrzeb mają rodzice, którzy mogą dziecka nie chcieć. Wychowanie niechcianego dziecka może być zbyt dużym brzemieniem dla rodziny i społeczeństwa. Nie możemy zakazać aborcji, tylko dlatego, że płód, a potem urodzone dziecko, mają jedynie potencjał, by stać się osobą – napisali etycy.” (Cyt. za niezależna pl).

Sprawdziłem, Journal of Medical Ethic jest na liście A. Można załapać się na 30 pkt.

I na koniec mój wkład w rozwój polskiej nauki 2.0., posiłkowany nowoczesnym podejściem Włochów.

Organizatorzy transportu publicznego powinni mieć prawo do eksterminacji pasażerów, którzy nabywają uprawnienia do przejazdów bezpłatnych. Dotyczy to zwłaszcza osób starych. Korzyści z takiego działania są wielorakie. Po pierwsze poprawa komfortu podróży – ludzie starzy zajmują najczęściej miejsca siedzące, a przy wchodzeniu i wychodzeniu do i z pojazdu niezdarnie się poruszają tworząc zatory, co w rezultacie przyczynia się do wydłużania czasu postoju pojazdu na przystankach. W konsekwencji podjętych działań, z jednej strony wyraźnie poprawi się wygoda podróży pozostałych pasażerów, a z drugiej punktualność transportu publicznego. Proponowana operacja ma także znaczący wymiar ekonomiczny. Transport publiczny jest dofinansowany ze środków publicznych. Gros z tych pieniędzy służy pokrywaniu kosztów przejazdów w/w osób. Ostateczne rozwiązanie kwestii ich podróży, przyniesie określone, wielomilionowe korzyści budżetowe. Te pieniądze zamiast wydawać na nieproduktywną rzeszę pasażerów, można efektywnie przeznaczyć na unowocześnienie taboru lub zwiększenie liczby kursów. Poprawi to wydatnie konkurencyjność transportu publicznego względem samochodów osobowych, przyczyniając się do wzrostu liczby pasażerów tego pierwszego. Wzrost liczby pasażerów oznaczać będzie wzrost przychodów z biletów, co w kolejnym cyklu produkcyjnym usług pozwoli na dalszą poprawę jego jakości. W ten sposób Polska ma szansę odwrócić opisane w 1971 przez Niemców tzw. „błędne koło komunikacji miejskiej”, polegające na ciągłej utracie pasażerów. Tę twórczą koncepcję można rozszerzyć także o inne ułomne  grupy pasażerów nadając jej nazwę T5- Aktion, co przyniesie znaczące korzyści makroekonomiczne.

Owe wynurzenia to tylko tzw. Abstract, który zamieszczę w czasopiśmie New Model of Public Transportaion

Że co, niesmaczne? To proszę sobie poczytać twórczość parki naszych wiodących etyków. Pana prof., który publikuje w Polityce i Panią prof., która publikuje gdzie się da.

I na koniec dwa zdania o twórcy Ustawy 2.0., bo tekst zamieszczam w dziale polityki, a Matka Kurka jest upierdliwy w sprawach przypisywania artykułu do danej tematyki. Nie lubię Gowina. Nie tak w ogóle, ale jako polityka. Kiedyś tacy gładcy, grzeczni, zawsze uśmiechnięci, lubiani przez wszystkich nawet przez opozycję, robili na mnie wrażenie, bo chciałem być europejski jak ten szczerbaty Verhofstadt. Dzisiaj od polityka oczekuję skuteczności. Nawet jeżeli musi kopnąć przeciwnika w jaja. Trudno niech to robi, byle nikt nie widział. Gowin, mam wrażenia mierzy wysoko – w stanowisko premiera. Stąd łaszenie się do PAD i stąd ustawa, która miała być trampoliną w górę: oto moja ustawa, tak potrafię naprawić nienaprawialne. Niestety Panie ministrze, przy tych środkach, którymi Pan dysponuje to różnica między Uniwersytetem Harvarda a Uniwersytetem Jagiellońskim będzie jak między Alma Mater a Kurwa Mać.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Za moich młodych lat wysoko

    Za moich młodych lat wysoko cenione były dowcipy o odkryciach uczonych radzieckich np „Wielkie odkrycie uczonych radzieckich : nie wszystek śnieg spada na ziemię, część zostaje na dachach”. Teraz je można z powodzeniem zastąpić dowcipami o odkryciach uczonych amerykańskich. Wielkie pieniądze ładowane w naukę powodują jednak ściąganie ludzi z całego świata. I siłą rzeczy jakiś jeden, czy dwu geniuszy w tej masie się znajdzie. Reszta publikuje piramidalne bzdury ( które obalają inni tej samej klasy uczeni) i tak zarabia na dobre życie. Ilość takich bzdur rośnie wraz z nakładami, ale co roku jakieś Noble świadczą, że się opłaci. Chyba, że Noble naukowe zrównają poziomem do nobli literackich, nie mówiąc już o pokojowych.

     

    Takich pieniędzy Polska nigdy mieć mieć będzie.

    Poniżej moja ulubiona piosenka profesora mniemanologii stosowanej.

  2. Za moich młodych lat wysoko

    Za moich młodych lat wysoko cenione były dowcipy o odkryciach uczonych radzieckich np „Wielkie odkrycie uczonych radzieckich : nie wszystek śnieg spada na ziemię, część zostaje na dachach”. Teraz je można z powodzeniem zastąpić dowcipami o odkryciach uczonych amerykańskich. Wielkie pieniądze ładowane w naukę powodują jednak ściąganie ludzi z całego świata. I siłą rzeczy jakiś jeden, czy dwu geniuszy w tej masie się znajdzie. Reszta publikuje piramidalne bzdury ( które obalają inni tej samej klasy uczeni) i tak zarabia na dobre życie. Ilość takich bzdur rośnie wraz z nakładami, ale co roku jakieś Noble świadczą, że się opłaci. Chyba, że Noble naukowe zrównają poziomem do nobli literackich, nie mówiąc już o pokojowych.

     

    Takich pieniędzy Polska nigdy mieć mieć będzie.

    Poniżej moja ulubiona piosenka profesora mniemanologii stosowanej.