Reklama

Pan Ignacy Lajkonik dopił poranną kawę i spojrzał przez okno. Spojrzał, dodajmy, z dużą satysfakcją, ponieważ krajobraz po drugiej stronie uległ znaczącej zmianie.

Pan Ignacy Lajkonik dopił poranną kawę i spojrzał przez okno. Spojrzał, dodajmy, z dużą satysfakcją, ponieważ krajobraz po drugiej stronie uległ znaczącej zmianie. Zamiast szaroburo, było teraz jasno i lśniąco. Spadł pierwszy śnieg, który wbrew zwyczajowi nie stopniał, tylko urósł w siłę i białym fartuchem przykrył całkiem sporo rzeczy, które składały się na szarości i burości – w tym śmieci, gołe gałęzie drzew oraz psie pozostałości, których dziwnym trafem nie sprzątnęli właściciele, zajęci zapewne dyskusją na temat idei Kanta lub koncepcji teatru Kantora. Samopoczucie pana Lajkonika – i zresztą nie tylko jego – znacznie się poprawiło, mimo świadomości, że wszystko to, co było przedtem w polu widzenia, nadal jest tam, gdzie było, tyle że przykryte. Słońce odbijało się przepięknie od białych płaszczyzn i krzywizn, rozjaśniając widok i ludzkie nastroje.

Ale i tak każdy zareagował na obecność śniegu po swojemu. Starsi ludzie ostrożnie wychodzili z mieszkań i bloków, a potem dreptali małymi kroczkami po alejkach, klnąc pod nosem w miejscach wyślizganych przez młodzież i koła samochodów – oczywiście ze strachu przed upadkiem. Kierowcy samochodów etap przekleństw przechodzili rano, podczas odśnieżania samochodów, zapalania silników (na mrozie nie każdy odpalał bez problemu), a potem w korkach, kiedy dojeżdżali do pracy. Czekał ich jeszcze etap pyskówek, kiedy po powrocie do domu okazywało się, że pracowicie odśnieżone rano miejsce na parkingu wykorzystał sąsiad.

Reklama

Najlepszą zabawę miały oczywiście dzieci. W drodze do szkoły i ze szkoły nie omieszkały wykorzystać śniegu do improwizowanych pospiesznie bitew na śnieżki. Po południu zaś, kiedy już mogły wyjść na dwór, a mróz nieco zelżał – i łatwiej było z niego lepić kulki, kule i całe zamki – wpadły w szał lepienia bałwanów. Dzieci dysponowały doświadczeniami z zeszłego roku, kiedy to ich nieco starsi koledzy zabawiali się rozjeżdżaniem bałwanów postawionych na boisku swoim samochodem – przynajmniej do chwili, kiedy trafili na bałwana zbudowanego na bazie hydrantu. Dlatego też bałwany strategicznie stawiane były w załomach bloków, przy murkach i innych podwórkowych obiektach tzw. małej architektury.

Całe dziesiątki bałwanów! Zależnie od możliwości autorów były duże – z trzech, a jeden nawet z czterech kul, i małe – z jednej lub dwóch; proste i rzeźbione w guziki, płaszcze i inne wzorki, naśladujące ludzkie ubrania i części ciała. Jedne proste, drugie pokrzywione, bo przecież mama już woła, więc trzeba w pośpiechu kończyć. Całe ze śniegu i takie z dodatkowymi elementami, tradycyjnymi marchewkami w miejscu, gdzie powinien być nos (i nie tylko tam), oczami z kapsli od butelek, dzierżące stare miotły, połamane gałęzie, wyciągnięte spod śmietnika trzepaczki i nawet jedną popsutą rurę od odkurzacza!

A kiedy zapadł zmierzch, zaczęło się: bałwany, zachęcone jakże licznymi przykładami ze świata ludzi, ożyły i zaczęły rozrabiać. Zaczęło się niewinnie – po prostu włączyły się do kolejnej bitwy na śnieżki, prowadzonej przez dzieci. Ale kiedy dzieci zostały skutecznie przegnane z podwórka i przyczaiły się po klatkach schodowych, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie, bałwany rozzuchwaliły się. W pierwszej kolejności zaczęły wywlekać śmieci z kubłów i rozrzucać je po całym podwórku. Nikt nie zareagował, więc zgromadziły się po kilka przy rachitycznych drzewkach, posadzonych na wiosnę i wzięły się za ich łamanie, co z kolei skomentował zgryźliwy staruszek z ostatniego piętra, spędzający całe dnie w oknie. – Słabo! – krzyczał – W piątek wieczór nie takie balangi tu odchodzą!!!

Niestety bałwany zgodnie ze swoją nazwą wzięły to za doping i zabrały się za urywanie lusterek, wybijanie szyb i wgniatanie blach w samochodach. Samochody zareagowały pełnym protestu wyciem alarmów, a na to hasło wyskoczyli z mieszkań ich właściciele, nie tak czuli na wywlekanie śmieci i łamanie drzewek, jak na niszczenie swojej prywatnej własności. Napotkawszy przeciwuderzenie bałwanów, cofnęli się w nieładzie, ale zaraz powrócili, zaopatrzywszy się w pospiesznie wyciągnięte z piwnic łopaty, miotły i szufle do odgarniania śniegu. Zwłaszcza te ostatnie ze względu na swoje przeznaczenie budziły popłoch wśród śniegowego wojska. Ale kiedy bitwa przemieściła się w pobliże śmietnika, niedobrze zaczęło się dziać!

Otóż bałwany poczęły obłamywać z dachu śmietnika długie sople, które zdążyły się tam utworzyć po południowej odwilży i wieczornym ochłodzeniu. I tu sprawa zaczęła być groźna dla mieszkańców – sople, którymi bałwany dźgały w bitewnym szale i których używały do rzucania niczym oszczepów, poczyniły znaczne wyłomy w szeregach lokatorów! Na odsiecz rzuciła się mężczyznom pani Fredzia z koleżankami, chlustające wrzątkiem z elektrycznych czajników. Aliści nieroztropny był to wybór broni, a poczuli to mieszkańcy wkrótce, kiedy wrzątek, poczyniwszy pewne szkody wśród zimnokrwistych napastników, zaczął był zamarzać w wielkich taflach. Ludzie jęli się na nich ślizgać, podczas gdy bałwany, z natury rzeczy środek ciężkości mające sporo niżej, doskonale sobie radziły.

I znów zaczęła się podnosić śnieżna fala, już bałwany ruszyły do natarcia, podczas gdy mieszkańcy skupili się wokół samotnej farelki, wyciągniętej na ogrodowym przedłużaczu przez sąsiada z parteru – ale cóż mogła zmienić jedna farelka, choćby i dwukilowatowa! – kiedy cny pan Ignacy Lajkonik, którego braku autor, porwany batalistycznym szałem, dotąd nie zauważył, a który ruszył był wcześniej do ataku w pierwszej linii, pojął, że nie w sile leży szansa na wiktorię, lecz w sposobie! Ruszył tedy z kopyta do swojego mieszkania, a nie w odwrocie, jak zarzucali mu podówczas niektórzy, ale w poszukiwaniu nowej broni. Zaraz też otworzyło się z trzaskiem panalajkonikowe okno, a z niego dobiegł obie walczące strony – znieruchomiałe z nagła na ten dźwięk – głos, zapowiadający pogodę na najbliższe godziny: „W naszym kierunku zmierza ciepły, niżowy front, który spowoduje opady deszczu i nagłą odwilż. Temperatury od plus dwóch do plus ośmiu, ciśnienie będzie raptownie spadać…”.

Na te słowa załamała się bałwania falanga. Paniczny odwrót, podczas którego kilka powolniejszych śnieżnych pałub zostało stratowanych przez swoich kolegów, zakończył się na parkingu za osiedlem. Bałwany porwały stamtąd TIRa-chłodnię na litewskich tablicach i dzięki układowi z Schengen przejechały nim nie niepokojone prosto w Alpy Bawarskie, gdzie na lodowcu Schneeferner założyły własne państwo Snowenię… ale to już całkiem inna historia.

I wtedy w oknie ukazał się nie kto inny, jak pan Ignacy Lajkonik, w dłoni trzymający mikrofon, podłączony do niedużego wzmacniacza oraz zestawu kolumn! Mieszkańcy runęli ławą, wynieśli pana Ignacego na rękach przed blok i zgotowali mu huczną owację, chwaląc przytomność umysłu i kreatywność na polu walki. Byli mu wdzięczni do tego stopnia, że nie oponowali nawet wtedy, gdy zaproponował im grzecznie posprzątanie pobojowiska. W pobitewnym uniesieniu wszyscy, włącznie z panem Lajkonikiem, zabrali się do pracy. I wtedy zaczął znowu padać śnieg, co pozwoliło kilku mniej entuzjastycznie nastawionym sąsiadom zgarnąć część śmieci na kupę i przykryć zwałem białego puchu… A z kolei sam pan Ignacy, schylony nad miotłą, usłyszał, jak jedno z dzieci państwa Młodzieżyńskich (tak, tak, to tenże sam eks-Krzyżak z żoną!), mówi do drugiego, wyraźnie ubawione – Ty, ale beka była, co nie? I popa, znowu pada. Jutro lepimy te bałwany od nowa, co nie?

Pan Lajkonik westchnął. Zapowiadała się raczej ciężka zima.
___________

Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku). Opublikowany w witrynie www.kontrowersje.net oraz na blogu www.madagaskar08.blog.onet.pl . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

32 KOMENTARZE

  1. Dobry, dobry i tu
    Pan Lajkonik jest superowym facetem, nawet zimną wojnę w pojedynkę wygra. Podejrzewam jednak, że w kwestii bałwanów ma trochę lepiej od Szanownego Autora. Panu Ignacemu grożą dwa rodzaje tych stworków: dwunożne i śniegowe, Autor ma do kompletu jeszcze morskie, ot, trojka bałwańska taka. Chyba że Pan Lajkonik też z Hanzy.

    Pozdrówka

    PS. Autor się nie pogniewa za drobną prywatę? Bardzo proszę :))
    PANI HRABINI WIELMOŻNA! Proszę przeczytać pocztę wewnętrzną.

  2. Dobry, dobry i tu
    Pan Lajkonik jest superowym facetem, nawet zimną wojnę w pojedynkę wygra. Podejrzewam jednak, że w kwestii bałwanów ma trochę lepiej od Szanownego Autora. Panu Ignacemu grożą dwa rodzaje tych stworków: dwunożne i śniegowe, Autor ma do kompletu jeszcze morskie, ot, trojka bałwańska taka. Chyba że Pan Lajkonik też z Hanzy.

    Pozdrówka

    PS. Autor się nie pogniewa za drobną prywatę? Bardzo proszę :))
    PANI HRABINI WIELMOŻNA! Proszę przeczytać pocztę wewnętrzną.

  3. Kto ogrzeje ulepiaczy?
    Oto jest pytanie, kluczowe dla całego tekstu. Powiedziałbym, że piękne kobiety, ale małżonka (moja) może podejrzliwie potraktować taką deklarację. Poza tym akurat ulepiaczy, których bałwany rozrabiają, wolałbym zesłać kędyś na lodowiec, może być w Alpach Bawarskich.

    Oddaję uściski gorąco, z nadzieją, że nie zaszkodzi to głowie chłodniejszej od mojej. Nie od dziś wiadomo wszakże, że najszybsze komputery potrzebują wydajnego chłodzenia, więc się powtórzę – z chłodniejszą głową wróżę Panu sukces.

    I czekam na kolejny odcinek Autobiografii, tylko żebym się doczekał przed wyjazdem!

  4. Kto ogrzeje ulepiaczy?
    Oto jest pytanie, kluczowe dla całego tekstu. Powiedziałbym, że piękne kobiety, ale małżonka (moja) może podejrzliwie potraktować taką deklarację. Poza tym akurat ulepiaczy, których bałwany rozrabiają, wolałbym zesłać kędyś na lodowiec, może być w Alpach Bawarskich.

    Oddaję uściski gorąco, z nadzieją, że nie zaszkodzi to głowie chłodniejszej od mojej. Nie od dziś wiadomo wszakże, że najszybsze komputery potrzebują wydajnego chłodzenia, więc się powtórzę – z chłodniejszą głową wróżę Panu sukces.

    I czekam na kolejny odcinek Autobiografii, tylko żebym się doczekał przed wyjazdem!

  5. Nic to, wiosna będzie nasza
    Chociaż i tak najgorsze są te bałwany, co się nauczyły izolować do wyższych temperatur. Można je poznać po tym, że w lecie chodzą okutane w długie dżinsy, glany i bawełniane bluzy z kapturem. Zasymilowały się i teraz trudno czasem odróżnić czy człowiek, czy bałwan.

  6. Nic to, wiosna będzie nasza
    Chociaż i tak najgorsze są te bałwany, co się nauczyły izolować do wyższych temperatur. Można je poznać po tym, że w lecie chodzą okutane w długie dżinsy, glany i bawełniane bluzy z kapturem. Zasymilowały się i teraz trudno czasem odróżnić czy człowiek, czy bałwan.