Reklama

Pan Ignacy Lajkonik wyszedł sobie na cowieczorny spacer przed dom.

Pan Ignacy Lajkonik wyszedł sobie na cowieczorny spacer przed dom. Upały panujące w ciągu dnia sprawiały, że spacer stał się nie tylko przyjemnością, ale wręcz koniecznością – zwykłe wietrzenie przy temperaturze 33 stopni w cieniu niewiele dawało, a klimatyzacja leżała poza zasięgiem zainteresowań – i możliwości – pana Ignacego.

Reklama

Spacerował sobie więc pan Lajkonik zwykłą trasą – przez osiedle aż do topolowego szpaleru, koło ogródków działkowych, potem przez dwupasmową trasę, która właśnie przestała być niezwykle ważna od czasu, kiedy otwarto niedaleko jedną z autostrad. Ruch na trasie od razu zmalał, przez co w ciągu kilku tygodni zlikwidowały się: bar „Jak U Mamy”, myjnia i wulkanizatorska firma Kamiński, dawniej Stein i Synowie, ale z punktu widzenia przechodniów było łatwiej przedostać się na drugą stronę. Następnie trasa pana Ignacego wiodła deptakiem wzdłuż rzeczki Berbeluszki, zadziwiająco ładnie utrzymanym, jeżeli wziąć pod uwagę maniery koneserów wina Le Patique, tłumnie nawiedzających dolinę rzeczki w godzinach późnowieczornych. Po jakimś kilometrze trasa wraz z panem Lajkonikiem skręcała i razem przez duży plac zabaw dla dzieci ponownie kierowali się ku osiedlu.

Tego wieczoru, kiedy trawa żółkła na samo wspomnienie południowego żaru, lejącego się z nieba, Pan Ignacy dotarł do placu zabaw, orzeźwiony nieco chłodniejszym podmuchem niosącym się znad Berbeluszki wraz z rojami pań komarowych. Rytmiczne wymachiwanie gazetą, zabraną w tym celu, dodatkowo chłodziło pana Lajkonika. Ponieważ był to egzemplarz tzw. prasy kobiecej, panie komarowe zamiast wkłuciem w pana Ignacego interesowały się artykułem o zdrowym żywieniu zgodnym z grupą krwi lub o niebezpieczeństwach czyhających na osoby niezabezpieczające się przed chorobami wenerycznymi podczas wakacyjnych wyjazdów nad jezioro. I wtedy właśnie spadał na nie ostateczny cios. Połączenie wentylacji z dezorientacją, a ostatecznie z eksterminacją było własnym pomysłem pana Lajkonika – i działało w 100%.

Na placu zabaw siedziała sąsiadka pana Ignacego, pani Fredzia, mając baczenie na wnuka Tobiaszka, zwanego Misiem. Baczenie było ze wszech miar usprawiedliwione, bo Miś wydawał z siebie bojowe okrzyki i machał na wszystkie strony nogami i rękami. To zachowanie było obliczone na wywołanie zachwytu u rówieśniczki Misia, miłej z wyglądu blondyneczki z niebieskimi oczami, która siedziała na brzegu piaskownicy i urządzała herbatkę dla swoich pluszaków: zająca, gryzonia wyglądającego na susła i bliżej niezidentyfikowanej postaci w wielkim kapeluszu.

Pana Ignacego zainteresowało zachowanie młodego człowieka, podszedł więc do ławki i przywitał się grzecznie z panią Fredzią. Sąsiadka dobrze pamiętała, jak bardzo nie po jej myśli postąpił pan Lajkonik podczas incydentu z Chińczykami, więc z początku odpowiadała ozięble (co akurat tego dnia było panu Ignacemu na rękę), ale potem złagodniała.

– Pani Fredziu, co ten Tobiasz robi? – zapytał w końcu pan Lajkonik.
– A, pokazuje, czego się nauczył – odparła pani Fredzia, najwyraźniej dumna z wnusia.
– Taniec nowoczesny, znaczy? –
– Gdzie tam taniec, panie Ignacy, pana to się żarty trzymają – żachnęła się sąsiadka – Pan wie, jak teraz niebezpiecznie, to Mariola z Zygusiem uradzili, że poślą go na lekcje tego tam… karate –
– Aa, i to ma być to karate? A tej dziewczyneczce krzywdy on nie zrobi? –
– Nie, gdzie tam! – oburzyła się pani Fredzia – A to, to wcale nie żadne karate! –
– Jak to nie? – zdziwił się pan Lajkonik – Przecież go Mariola z Zygusiem posłali… –

Sąsiadka cmoknęła, zniecierpliwiona, i wyjaśniła z wyższością – Posłali, posłali, ale jak się po dwóch tygodniach siostra katechetka dowiedziała, że chodzi, to wezwała młodych do siebie i zaczęła ich straszyć, że to karate to obce kulturowo, że jak w czasie ćwiczeń się krzyczy, to te krzyki wzywają te ichnie demony, a w ogóle im dłużej człowiek siedzi na tych matach, to tym bardziej przesiąka tymi wierzeniami tych tam, skośnych! –
– Ooo! – wyraził zaskoczenie pan Lajkonik – I co, już nie ćwiczy? –
– E, no właściwie to ćwiczy… Ale nie karate! – zastrzegła się pani Fredzia.
– A co takiego? – zapytał pan Ignacy, patrząc na wojowniczo podskakującego Misia.
– No tę, krawmagę – rzuciła pani Fredzia, czujnie spoglądając w tymże kierunku.

Pan Lajkonik najwyższym wysiłkiem powstrzymał się od prychnięcia. – Pani Fredziu, i siostra nic nie miała przeciwko? –.
– Nie! Dlaczego miałaby mieć? – zdumiała się sąsiadka – A zresztą młodzi poszli do niej z instruktorem, się upewnić, że to może być… I on już siostrę przekonał –
– Jak?!?! –
– A normalnie. Powiedział, że te karate, judo i inne takie, to takie tam pykanie, a on uczy, jak załatwić kogoś na amen! –
 

______
Tekst chroniony prawem autorskim (wszystkie części cyklu o p. Lajkoniku) .Opublikowany na witrynie www.kontrowersje.net . Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i przedruk tylko za zgodą autora.

Reklama

52 KOMENTARZE

  1. Dobry wieczór Q,
    Nudna już jestem z ******, w pierwszym odruchu (potwór zielonooki mnie dźgnął) chciałam dać mnie z powodu niemania Berbeluszki, a tak bym chciała mieć chociaż tycią! Panu Ignacemu fajnie jest, że o Autorze nie wspomnę, któren nóżkę tylko przełoży i już z Bałtykiem się zaślubia.

    Siostrzyczka katechetyczka Misia nie odrobiła lekcji 🙂 Pała za brak czujności!

    Pozdrawiam, serdecznie wiejąc orzeźwiającym chłodkiem

  2. Dobry wieczór Q,
    Nudna już jestem z ******, w pierwszym odruchu (potwór zielonooki mnie dźgnął) chciałam dać mnie z powodu niemania Berbeluszki, a tak bym chciała mieć chociaż tycią! Panu Ignacemu fajnie jest, że o Autorze nie wspomnę, któren nóżkę tylko przełoży i już z Bałtykiem się zaślubia.

    Siostrzyczka katechetyczka Misia nie odrobiła lekcji 🙂 Pała za brak czujności!

    Pozdrawiam, serdecznie wiejąc orzeźwiającym chłodkiem

  3. Bardzo cenię sobie
    Bardzo cenię sobie przenikliwość pana Lajkonika, zwykle szukam w internecie i nie tylko, prostych przekazów, takich zawierających zwyczajną mądrość. Bardzo się ciesze z każdego kolejnego odcinka. Podobną historię związaną z jogą też mógłbym opowiedzieć i doprawdy nadziwić się nie mogę w jak dziwaczny sposób argumentuje się podobne zachowania.

    • I to jest pytanie
      ile takie aktywności jak karate, aikido, tai-chi, joga zawierają fizycznych ćwiczeń, a ile filozofii i idei rodem z Dalekiego Wschodu. Wydaje mi się, że na początkowym etapie więcej jest ćwiczeń i zabawy, filozofia pojawia się być może wtedy, kiedy ćwiczący jest zdolny do głębszej refleksji. Chyba że uznamy, że pod płaszczykiem ćwiczeń od początku kryje się ziarno “obcej” ideologii, jak hasło na makatce w nieznanym alfabecie ; )

  4. Bardzo cenię sobie
    Bardzo cenię sobie przenikliwość pana Lajkonika, zwykle szukam w internecie i nie tylko, prostych przekazów, takich zawierających zwyczajną mądrość. Bardzo się ciesze z każdego kolejnego odcinka. Podobną historię związaną z jogą też mógłbym opowiedzieć i doprawdy nadziwić się nie mogę w jak dziwaczny sposób argumentuje się podobne zachowania.

    • I to jest pytanie
      ile takie aktywności jak karate, aikido, tai-chi, joga zawierają fizycznych ćwiczeń, a ile filozofii i idei rodem z Dalekiego Wschodu. Wydaje mi się, że na początkowym etapie więcej jest ćwiczeń i zabawy, filozofia pojawia się być może wtedy, kiedy ćwiczący jest zdolny do głębszej refleksji. Chyba że uznamy, że pod płaszczykiem ćwiczeń od początku kryje się ziarno “obcej” ideologii, jak hasło na makatce w nieznanym alfabecie ; )

  5. Kontynuujesz wschodnie nuty w
    Kontynuujesz wschodnie nuty w Lajkonikowym cyklu, wciąż na nutę pogodnego pesymizmu.
    A może odwrotnie – ponury optymizm? Samo życie, jakkolwiek by nazwać:)
    Pozdrawiam, pozostając nieodmiennie wierną wielbicielką pana L.
    Ps. Powoli robi się cykl do druku. Myślisz o tym?

  6. Kontynuujesz wschodnie nuty w
    Kontynuujesz wschodnie nuty w Lajkonikowym cyklu, wciąż na nutę pogodnego pesymizmu.
    A może odwrotnie – ponury optymizm? Samo życie, jakkolwiek by nazwać:)
    Pozdrawiam, pozostając nieodmiennie wierną wielbicielką pana L.
    Ps. Powoli robi się cykl do druku. Myślisz o tym?

  7. No tę, krawmagę
    Coś frapującego trafiłem, Chabon Michael – Zwiazek żydowskich policjantow się nazywa, polecam.
    Media wspominają o niedługiej ekranizacji powieści, której mają dokonać Bracia Cohen[1].

    Edit: fragment
    Ostatnio faktycznie nic nie wiadomo. Na przedmieściu Poworotny kot sparzył się z królikiem, wskutek czego urodziły się urocze potworki, których zdjęcia zamieścił na pierwszej stronie dziennik „Sitka Tog”. W lutym pięć tysięcy świadków z różnych miejsc w Okręgu zeznało, że przez dwie noce z rzędu poświata zorzy polarnej układała się w zarys męskiej twarzy z brodą i pejsami. Tożsamość brodatego mędrca na niebie stała się przyczyną gwałtownych kłótni, spierano się też o to, czy twarz się uśmiechała (czy po prostu cierpiała na łagodne wzdęcie), jak również o znaczenie tego osobliwego zjawiska. A zaledwie przed tygodniem, pośród piór i zamętu koszernej rzeźni w alei Żydowskiego, kurczak zwrócił się do szojcheta, który wznosił nad nim rytualny nóż, i w płynnym języku aramejskim zapowiedział rychłe nadejście Mesjasza. Według relacji „Tog”, cudowny kurczak wygłosił szereg zdumiewających przepowiedni, nie wspomniał jednakże o zupie, w której zamilknąwszy wreszcie niczym Bóg Wszechmogący, zajął później poczesne miejsce.

  8. No tę, krawmagę
    Coś frapującego trafiłem, Chabon Michael – Zwiazek żydowskich policjantow się nazywa, polecam.
    Media wspominają o niedługiej ekranizacji powieści, której mają dokonać Bracia Cohen[1].

    Edit: fragment
    Ostatnio faktycznie nic nie wiadomo. Na przedmieściu Poworotny kot sparzył się z królikiem, wskutek czego urodziły się urocze potworki, których zdjęcia zamieścił na pierwszej stronie dziennik „Sitka Tog”. W lutym pięć tysięcy świadków z różnych miejsc w Okręgu zeznało, że przez dwie noce z rzędu poświata zorzy polarnej układała się w zarys męskiej twarzy z brodą i pejsami. Tożsamość brodatego mędrca na niebie stała się przyczyną gwałtownych kłótni, spierano się też o to, czy twarz się uśmiechała (czy po prostu cierpiała na łagodne wzdęcie), jak również o znaczenie tego osobliwego zjawiska. A zaledwie przed tygodniem, pośród piór i zamętu koszernej rzeźni w alei Żydowskiego, kurczak zwrócił się do szojcheta, który wznosił nad nim rytualny nóż, i w płynnym języku aramejskim zapowiedział rychłe nadejście Mesjasza. Według relacji „Tog”, cudowny kurczak wygłosił szereg zdumiewających przepowiedni, nie wspomniał jednakże o zupie, w której zamilknąwszy wreszcie niczym Bóg Wszechmogący, zajął później poczesne miejsce.