Reklama

Inspiracja.

Nie chodzi nawet o alarmistyczny ton publikacji. Chodzi o niedopowiedzenia.

Reklama


Inspiracja.

Nie chodzi nawet o alarmistyczny ton publikacji. Chodzi o niedopowiedzenia.

Faktycznie, nasza galaktyka jest na kursie zderzeniowym z Andromedą. Pomijając na razie kiedy to nastąpi, zderzenie nie będzie wyglądało jak kolizja protonu z jego antycząstką… Gęstość galaktyki jest, co pewne niektórych zdziwi, dosyć mała – nie licze tutaj czarnej materii bo nie wiadomo za bardzo co to, jak to, po co to i na komu to. Głównym sposobem oddziaływania w trakcie zderzenia (trwającego spore miliony lat) będzie to grawitacja (jak już mówiłem z ciemnej materii jestem ciemny). Oddziaływanie to ma niezłe opóźnienie, mimo że rozchodzi się z prędkością światła (i jak dotąd nic nie wskazuje by było inaczej). W związku z tym gwiazdy z pogranicza galaktyki (tak jaknasze słonko) bedą na siebie bardzo słabo oddziaływać i najwyżej trochę rozchwieją, ale raczej nie zostaną wyrzucone w przestrzeń międzygalaktyczną. Zderzenia gwiazd to będą, jeśli już, to sporadyczne (w skali miliardów gwazd).

Inna sprawa dotyczy jądra galaktyki. Każda większa galaktyka ma w swoim centrum supermasywną czarną dziurę. Takie małe fajne cuś może rozbić niezły mętlik jeżeli przejdzie przez ramię galaktyki. Naturalnie w takim wypadku prawdopodobieństwo zajścia zdarzenia (nie zderzenia) będzie o wiele większe. Gwiazdy na drodze takiego ewenementu matematyki mają spore szanse być bezpowrotnie wyrzucone w szeroko(!!!) rozumiany kosmos. Coś jak wystrzeliwanie satelitów na Jowisza z grawitacyjnej procy.

To jak będzie przebiegało zderzenie i jak będzie wyglądał jego rezultat to niestety jest problem wielo(OSTRE niedopowiedzenie)-ciałowy z jakim nie poradzą sobie w tej chwili nawet najlepsze superkomputery. A jak jeszcze dodamy gęstość oddziaływania ciemnej materii, to już jest w ogóle KAPLICA. Jak zderzenie galaktyk będzie centralne, czyli za przeproszeniem ‘jajo o jajo’, a do tego pod małym kątem to jest inna, ale łatwiejsza do wyobrażenia bajka. Jaja się wtedy zbiją w jedno super-hiper-jajo, galaktyki się trochę POWYBRZUSZAJĄ aż w końcu utworzą jedną nową fajną galaktykę (proponowana nazwa Milkomeda). Andromeda sama w sobie prawdopodobnie jedno już takie zderzenie przeżyła.

Wniosek: to nie będzie bynajmniej KONIEC ŚWIATA. Tym bardziej że dla Ziemi koniec świata przyjdzie znacznie, znacznie wcześniej. Skończy się ciąg główny: nasze słonko wypije cały wodór i się roztyje czerwieniąc się przy tym niemiłosiernie jakby chciało załatwić naturalną potrzebę a nie mogło. Po krótkiej (z pewnego puntu widzenia nawet długiej) chwili na kosmicznym sraczu, przejdziemy do “błysku helowego”. Czy skała będąca niegdyś Ziemią to zobaczy? Spore prawdopodobieństwo że tak, ale będzie już wtedy tylko martwą geoidą. Natomiast słonko w momencie aktualnego zderzenia galaktyk zdązy już dawno zrzucić trochę kilo i przestać chodzić do, hehehe, solarium stając się białym karłem. O Ziemi żal wspominać. Na pewno nie pozostaną wtedy żadne dowody na istnienie tego słowa ani jakiegoś idiotycznego artykułu na bazie którego powstał.

……..No dobra, jeżeli weźmiemy pod uwagę informację zawartą w świetle, to dowód zawsze pozostanie. Jednak entropia zrobi swoje i informacja nie będzie czytelna.

Wracając do clu programu. Cytuję:
Przed jakimś czasem komputerowe modele astrofizyczne wykazały, że zagłada naszej galaktyki, w tym Systemu Słonecznego i Ziemi, nastąpi w wyniku bezprecedensowej katastrofy, kiedy zderzy się ona z większą galaktyką, znaną jako Andromeda.
Odpowiadam: ktoś w dziale ‘nauka’ Onetu pieprzy.

PS. Tytuł jest oczywiście zmyłą mającą na celu zwabienie jak największej liczby czytelników, a podyktowany toczącą się w okolicy ‘dyskusją’.

Polecam poszukać w internecie zdjęcia zderzających się galaktyk. Robi wrażenie.

— === — === — === — === — === — === — === —
Those, who live by The Sword get shot by those, who don’t.
— === — === — === — === — === — === — === —

Reklama

24 KOMENTARZE

  1. Zanim nas słoneczko połknie. Aldiss, Cieplarnia
    Wykonane z dziwnych materiałów, metali i plastyków wnętrzności żółtego ptaka stanowiły cud dla oka. Znajdowały się tam małe szpule, rząd gałek, obwody wzmacniające lśniły jak labirynt cudownych jelit. Opanowana ciekawością dwójka ludzi nachyliła się, ręce same im się wyciągnęły. Przepełnieni zdumieniem pozwolili swoim palcom, owym czterem palcom z przeciwstawnym kciukiem, które tak daleko zawiodły ich przodków, nacieszyć się rozkoszą dotykania wyłączników. Gałki strojenia dały się obracać, wyłączniki zaskakiwały. Prawie bez szmeru Piękność oderwała się od ziemi, zawisła na poziomie ich oczu, uniosła nad głowy. Krzyknęli w osłupieniu i odskoczyli do tyłu, łamiąc po drodze żółty pojemnik. Piękności było wszystko jedno. W glorii silnikowego napędu krążyła nad nimi, błyszcząc bogato w słońcu. Osiągnąwszy dostateczną wysokość, przemówiła.

        – Oczyścić świat dla demokracji! – zawołała. Głos nie był donośny, ale przenikliwy.

       – Ach, to mówi! – krzyknęła Yattmur, z zachwytem spoglądając na połyskujące skrzydła. Podniecone brzunio – brzuchy pojawiły się, wybiegając na spotkanie Piękności, padały na wznak ze strachu, kiedy przelatywała nad nimi, zatrzymywały się zbite z tropu, gdy krążyła wokół nich.

       – Któż zmontował katastrofalny strajk portowców w trzydziestym pierwszym?! –pytała retorycznie Piękność. – Ci sami ludzie, którzy was dzisiaj z przyjemnością zakolczykują. Pomyślcie o sobie, przyjaciele, i głosujcie na naszą partię. Głosujcie za wolnością!
       – O… czym to mówi, grzybie? – zapytał Gren.
       – Mówi o zakładaniu ludziom kółek w nosy – odparł smardz, równie jak Gren zbity z tropu. – To właśnie nosili ludzie, kiedy byli cywilizowani. Słuchaj i spróbuj się czegoś nauczyć.

       Piękność latała wokoło jednego z wysokich szczudłaków i z lekkim buczeniem emitowała okolicznościowe slogany Uczucie, że zdobyła sojusznika, ogromnie podniosło ludzi na duchu; przez długie chwile stali z zadartymi głowami, zapatrzeni i zasłuchani. Brzunio – brzuchy poklepywały się po brzuchach zachwycone błazeństwami Piękności.

       – Wracajmy i spróbujmy wykopać drugą zabawkę – zaproponowała Yattmur.
       – Grzyb mówi nie – odparł Gren po krótkim milczeniu. On chce, abyśmy schodzili na dół, kiedy my nie chcemy; kiedy chcemy pójść, on nie chce. Nie wiem, o co mu chodzi.

    – Toś głupi – odburknął smardz. – Ta kołująca Piękność nie zabierze nas na brzeg. Chcę się zastanowić. Musimy sobie sami poradzić, chciałbym się przypatrzyć tym krzewom szczudłaków. Cicho bądź i nic przeszkadzaj mi.

       Nie kontaktował się z Grenem przez dłuższy czas. Gren i Yattmur mogli znowu swobodnie kąpać się w sadzawce i zmyć podziemny brud z ciał i włosów, podczas gdy brzunio – brzuchy rozłożyli się w pobliżu prawie bez narzekań, urzeczeni niezmordowanie krążącym nad nimi żółtym ptakiem.

       Potem polowali za szczytem wysepki, z dala od kamiennych ruin. W górze Piękność kołowała w ślad za nimi, wykrzykując od czasu do czasu:
        – Nasza partia i dwudniowy tydzień pracy!
    ——————————————-
    Tylko Wiara, Nadzieja i Miłość są wieczne, czego i Wam życzę. I Ciekawość, oczywiście.

  2. Zanim nas słoneczko połknie. Aldiss, Cieplarnia
    Wykonane z dziwnych materiałów, metali i plastyków wnętrzności żółtego ptaka stanowiły cud dla oka. Znajdowały się tam małe szpule, rząd gałek, obwody wzmacniające lśniły jak labirynt cudownych jelit. Opanowana ciekawością dwójka ludzi nachyliła się, ręce same im się wyciągnęły. Przepełnieni zdumieniem pozwolili swoim palcom, owym czterem palcom z przeciwstawnym kciukiem, które tak daleko zawiodły ich przodków, nacieszyć się rozkoszą dotykania wyłączników. Gałki strojenia dały się obracać, wyłączniki zaskakiwały. Prawie bez szmeru Piękność oderwała się od ziemi, zawisła na poziomie ich oczu, uniosła nad głowy. Krzyknęli w osłupieniu i odskoczyli do tyłu, łamiąc po drodze żółty pojemnik. Piękności było wszystko jedno. W glorii silnikowego napędu krążyła nad nimi, błyszcząc bogato w słońcu. Osiągnąwszy dostateczną wysokość, przemówiła.

        – Oczyścić świat dla demokracji! – zawołała. Głos nie był donośny, ale przenikliwy.

       – Ach, to mówi! – krzyknęła Yattmur, z zachwytem spoglądając na połyskujące skrzydła. Podniecone brzunio – brzuchy pojawiły się, wybiegając na spotkanie Piękności, padały na wznak ze strachu, kiedy przelatywała nad nimi, zatrzymywały się zbite z tropu, gdy krążyła wokół nich.

       – Któż zmontował katastrofalny strajk portowców w trzydziestym pierwszym?! –pytała retorycznie Piękność. – Ci sami ludzie, którzy was dzisiaj z przyjemnością zakolczykują. Pomyślcie o sobie, przyjaciele, i głosujcie na naszą partię. Głosujcie za wolnością!
       – O… czym to mówi, grzybie? – zapytał Gren.
       – Mówi o zakładaniu ludziom kółek w nosy – odparł smardz, równie jak Gren zbity z tropu. – To właśnie nosili ludzie, kiedy byli cywilizowani. Słuchaj i spróbuj się czegoś nauczyć.

       Piękność latała wokoło jednego z wysokich szczudłaków i z lekkim buczeniem emitowała okolicznościowe slogany Uczucie, że zdobyła sojusznika, ogromnie podniosło ludzi na duchu; przez długie chwile stali z zadartymi głowami, zapatrzeni i zasłuchani. Brzunio – brzuchy poklepywały się po brzuchach zachwycone błazeństwami Piękności.

       – Wracajmy i spróbujmy wykopać drugą zabawkę – zaproponowała Yattmur.
       – Grzyb mówi nie – odparł Gren po krótkim milczeniu. On chce, abyśmy schodzili na dół, kiedy my nie chcemy; kiedy chcemy pójść, on nie chce. Nie wiem, o co mu chodzi.

    – Toś głupi – odburknął smardz. – Ta kołująca Piękność nie zabierze nas na brzeg. Chcę się zastanowić. Musimy sobie sami poradzić, chciałbym się przypatrzyć tym krzewom szczudłaków. Cicho bądź i nic przeszkadzaj mi.

       Nie kontaktował się z Grenem przez dłuższy czas. Gren i Yattmur mogli znowu swobodnie kąpać się w sadzawce i zmyć podziemny brud z ciał i włosów, podczas gdy brzunio – brzuchy rozłożyli się w pobliżu prawie bez narzekań, urzeczeni niezmordowanie krążącym nad nimi żółtym ptakiem.

       Potem polowali za szczytem wysepki, z dala od kamiennych ruin. W górze Piękność kołowała w ślad za nimi, wykrzykując od czasu do czasu:
        – Nasza partia i dwudniowy tydzień pracy!
    ——————————————-
    Tylko Wiara, Nadzieja i Miłość są wieczne, czego i Wam życzę. I Ciekawość, oczywiście.

  3. Zanim nas słoneczko połknie. Aldiss, Cieplarnia
    Wykonane z dziwnych materiałów, metali i plastyków wnętrzności żółtego ptaka stanowiły cud dla oka. Znajdowały się tam małe szpule, rząd gałek, obwody wzmacniające lśniły jak labirynt cudownych jelit. Opanowana ciekawością dwójka ludzi nachyliła się, ręce same im się wyciągnęły. Przepełnieni zdumieniem pozwolili swoim palcom, owym czterem palcom z przeciwstawnym kciukiem, które tak daleko zawiodły ich przodków, nacieszyć się rozkoszą dotykania wyłączników. Gałki strojenia dały się obracać, wyłączniki zaskakiwały. Prawie bez szmeru Piękność oderwała się od ziemi, zawisła na poziomie ich oczu, uniosła nad głowy. Krzyknęli w osłupieniu i odskoczyli do tyłu, łamiąc po drodze żółty pojemnik. Piękności było wszystko jedno. W glorii silnikowego napędu krążyła nad nimi, błyszcząc bogato w słońcu. Osiągnąwszy dostateczną wysokość, przemówiła.

        – Oczyścić świat dla demokracji! – zawołała. Głos nie był donośny, ale przenikliwy.

       – Ach, to mówi! – krzyknęła Yattmur, z zachwytem spoglądając na połyskujące skrzydła. Podniecone brzunio – brzuchy pojawiły się, wybiegając na spotkanie Piękności, padały na wznak ze strachu, kiedy przelatywała nad nimi, zatrzymywały się zbite z tropu, gdy krążyła wokół nich.

       – Któż zmontował katastrofalny strajk portowców w trzydziestym pierwszym?! –pytała retorycznie Piękność. – Ci sami ludzie, którzy was dzisiaj z przyjemnością zakolczykują. Pomyślcie o sobie, przyjaciele, i głosujcie na naszą partię. Głosujcie za wolnością!
       – O… czym to mówi, grzybie? – zapytał Gren.
       – Mówi o zakładaniu ludziom kółek w nosy – odparł smardz, równie jak Gren zbity z tropu. – To właśnie nosili ludzie, kiedy byli cywilizowani. Słuchaj i spróbuj się czegoś nauczyć.

       Piękność latała wokoło jednego z wysokich szczudłaków i z lekkim buczeniem emitowała okolicznościowe slogany Uczucie, że zdobyła sojusznika, ogromnie podniosło ludzi na duchu; przez długie chwile stali z zadartymi głowami, zapatrzeni i zasłuchani. Brzunio – brzuchy poklepywały się po brzuchach zachwycone błazeństwami Piękności.

       – Wracajmy i spróbujmy wykopać drugą zabawkę – zaproponowała Yattmur.
       – Grzyb mówi nie – odparł Gren po krótkim milczeniu. On chce, abyśmy schodzili na dół, kiedy my nie chcemy; kiedy chcemy pójść, on nie chce. Nie wiem, o co mu chodzi.

    – Toś głupi – odburknął smardz. – Ta kołująca Piękność nie zabierze nas na brzeg. Chcę się zastanowić. Musimy sobie sami poradzić, chciałbym się przypatrzyć tym krzewom szczudłaków. Cicho bądź i nic przeszkadzaj mi.

       Nie kontaktował się z Grenem przez dłuższy czas. Gren i Yattmur mogli znowu swobodnie kąpać się w sadzawce i zmyć podziemny brud z ciał i włosów, podczas gdy brzunio – brzuchy rozłożyli się w pobliżu prawie bez narzekań, urzeczeni niezmordowanie krążącym nad nimi żółtym ptakiem.

       Potem polowali za szczytem wysepki, z dala od kamiennych ruin. W górze Piękność kołowała w ślad za nimi, wykrzykując od czasu do czasu:
        – Nasza partia i dwudniowy tydzień pracy!
    ——————————————-
    Tylko Wiara, Nadzieja i Miłość są wieczne, czego i Wam życzę. I Ciekawość, oczywiście.

  4. Zanim nas słoneczko połknie. Aldiss, Cieplarnia
    Wykonane z dziwnych materiałów, metali i plastyków wnętrzności żółtego ptaka stanowiły cud dla oka. Znajdowały się tam małe szpule, rząd gałek, obwody wzmacniające lśniły jak labirynt cudownych jelit. Opanowana ciekawością dwójka ludzi nachyliła się, ręce same im się wyciągnęły. Przepełnieni zdumieniem pozwolili swoim palcom, owym czterem palcom z przeciwstawnym kciukiem, które tak daleko zawiodły ich przodków, nacieszyć się rozkoszą dotykania wyłączników. Gałki strojenia dały się obracać, wyłączniki zaskakiwały. Prawie bez szmeru Piękność oderwała się od ziemi, zawisła na poziomie ich oczu, uniosła nad głowy. Krzyknęli w osłupieniu i odskoczyli do tyłu, łamiąc po drodze żółty pojemnik. Piękności było wszystko jedno. W glorii silnikowego napędu krążyła nad nimi, błyszcząc bogato w słońcu. Osiągnąwszy dostateczną wysokość, przemówiła.

        – Oczyścić świat dla demokracji! – zawołała. Głos nie był donośny, ale przenikliwy.

       – Ach, to mówi! – krzyknęła Yattmur, z zachwytem spoglądając na połyskujące skrzydła. Podniecone brzunio – brzuchy pojawiły się, wybiegając na spotkanie Piękności, padały na wznak ze strachu, kiedy przelatywała nad nimi, zatrzymywały się zbite z tropu, gdy krążyła wokół nich.

       – Któż zmontował katastrofalny strajk portowców w trzydziestym pierwszym?! –pytała retorycznie Piękność. – Ci sami ludzie, którzy was dzisiaj z przyjemnością zakolczykują. Pomyślcie o sobie, przyjaciele, i głosujcie na naszą partię. Głosujcie za wolnością!
       – O… czym to mówi, grzybie? – zapytał Gren.
       – Mówi o zakładaniu ludziom kółek w nosy – odparł smardz, równie jak Gren zbity z tropu. – To właśnie nosili ludzie, kiedy byli cywilizowani. Słuchaj i spróbuj się czegoś nauczyć.

       Piękność latała wokoło jednego z wysokich szczudłaków i z lekkim buczeniem emitowała okolicznościowe slogany Uczucie, że zdobyła sojusznika, ogromnie podniosło ludzi na duchu; przez długie chwile stali z zadartymi głowami, zapatrzeni i zasłuchani. Brzunio – brzuchy poklepywały się po brzuchach zachwycone błazeństwami Piękności.

       – Wracajmy i spróbujmy wykopać drugą zabawkę – zaproponowała Yattmur.
       – Grzyb mówi nie – odparł Gren po krótkim milczeniu. On chce, abyśmy schodzili na dół, kiedy my nie chcemy; kiedy chcemy pójść, on nie chce. Nie wiem, o co mu chodzi.

    – Toś głupi – odburknął smardz. – Ta kołująca Piękność nie zabierze nas na brzeg. Chcę się zastanowić. Musimy sobie sami poradzić, chciałbym się przypatrzyć tym krzewom szczudłaków. Cicho bądź i nic przeszkadzaj mi.

       Nie kontaktował się z Grenem przez dłuższy czas. Gren i Yattmur mogli znowu swobodnie kąpać się w sadzawce i zmyć podziemny brud z ciał i włosów, podczas gdy brzunio – brzuchy rozłożyli się w pobliżu prawie bez narzekań, urzeczeni niezmordowanie krążącym nad nimi żółtym ptakiem.

       Potem polowali za szczytem wysepki, z dala od kamiennych ruin. W górze Piękność kołowała w ślad za nimi, wykrzykując od czasu do czasu:
        – Nasza partia i dwudniowy tydzień pracy!
    ——————————————-
    Tylko Wiara, Nadzieja i Miłość są wieczne, czego i Wam życzę. I Ciekawość, oczywiście.

  5. Zanim nas słoneczko połknie. Aldiss, Cieplarnia
    Wykonane z dziwnych materiałów, metali i plastyków wnętrzności żółtego ptaka stanowiły cud dla oka. Znajdowały się tam małe szpule, rząd gałek, obwody wzmacniające lśniły jak labirynt cudownych jelit. Opanowana ciekawością dwójka ludzi nachyliła się, ręce same im się wyciągnęły. Przepełnieni zdumieniem pozwolili swoim palcom, owym czterem palcom z przeciwstawnym kciukiem, które tak daleko zawiodły ich przodków, nacieszyć się rozkoszą dotykania wyłączników. Gałki strojenia dały się obracać, wyłączniki zaskakiwały. Prawie bez szmeru Piękność oderwała się od ziemi, zawisła na poziomie ich oczu, uniosła nad głowy. Krzyknęli w osłupieniu i odskoczyli do tyłu, łamiąc po drodze żółty pojemnik. Piękności było wszystko jedno. W glorii silnikowego napędu krążyła nad nimi, błyszcząc bogato w słońcu. Osiągnąwszy dostateczną wysokość, przemówiła.

        – Oczyścić świat dla demokracji! – zawołała. Głos nie był donośny, ale przenikliwy.

       – Ach, to mówi! – krzyknęła Yattmur, z zachwytem spoglądając na połyskujące skrzydła. Podniecone brzunio – brzuchy pojawiły się, wybiegając na spotkanie Piękności, padały na wznak ze strachu, kiedy przelatywała nad nimi, zatrzymywały się zbite z tropu, gdy krążyła wokół nich.

       – Któż zmontował katastrofalny strajk portowców w trzydziestym pierwszym?! –pytała retorycznie Piękność. – Ci sami ludzie, którzy was dzisiaj z przyjemnością zakolczykują. Pomyślcie o sobie, przyjaciele, i głosujcie na naszą partię. Głosujcie za wolnością!
       – O… czym to mówi, grzybie? – zapytał Gren.
       – Mówi o zakładaniu ludziom kółek w nosy – odparł smardz, równie jak Gren zbity z tropu. – To właśnie nosili ludzie, kiedy byli cywilizowani. Słuchaj i spróbuj się czegoś nauczyć.

       Piękność latała wokoło jednego z wysokich szczudłaków i z lekkim buczeniem emitowała okolicznościowe slogany Uczucie, że zdobyła sojusznika, ogromnie podniosło ludzi na duchu; przez długie chwile stali z zadartymi głowami, zapatrzeni i zasłuchani. Brzunio – brzuchy poklepywały się po brzuchach zachwycone błazeństwami Piękności.

       – Wracajmy i spróbujmy wykopać drugą zabawkę – zaproponowała Yattmur.
       – Grzyb mówi nie – odparł Gren po krótkim milczeniu. On chce, abyśmy schodzili na dół, kiedy my nie chcemy; kiedy chcemy pójść, on nie chce. Nie wiem, o co mu chodzi.

    – Toś głupi – odburknął smardz. – Ta kołująca Piękność nie zabierze nas na brzeg. Chcę się zastanowić. Musimy sobie sami poradzić, chciałbym się przypatrzyć tym krzewom szczudłaków. Cicho bądź i nic przeszkadzaj mi.

       Nie kontaktował się z Grenem przez dłuższy czas. Gren i Yattmur mogli znowu swobodnie kąpać się w sadzawce i zmyć podziemny brud z ciał i włosów, podczas gdy brzunio – brzuchy rozłożyli się w pobliżu prawie bez narzekań, urzeczeni niezmordowanie krążącym nad nimi żółtym ptakiem.

       Potem polowali za szczytem wysepki, z dala od kamiennych ruin. W górze Piękność kołowała w ślad za nimi, wykrzykując od czasu do czasu:
        – Nasza partia i dwudniowy tydzień pracy!
    ——————————————-
    Tylko Wiara, Nadzieja i Miłość są wieczne, czego i Wam życzę. I Ciekawość, oczywiście.

  6. Zanim nas słoneczko połknie. Aldiss, Cieplarnia
    Wykonane z dziwnych materiałów, metali i plastyków wnętrzności żółtego ptaka stanowiły cud dla oka. Znajdowały się tam małe szpule, rząd gałek, obwody wzmacniające lśniły jak labirynt cudownych jelit. Opanowana ciekawością dwójka ludzi nachyliła się, ręce same im się wyciągnęły. Przepełnieni zdumieniem pozwolili swoim palcom, owym czterem palcom z przeciwstawnym kciukiem, które tak daleko zawiodły ich przodków, nacieszyć się rozkoszą dotykania wyłączników. Gałki strojenia dały się obracać, wyłączniki zaskakiwały. Prawie bez szmeru Piękność oderwała się od ziemi, zawisła na poziomie ich oczu, uniosła nad głowy. Krzyknęli w osłupieniu i odskoczyli do tyłu, łamiąc po drodze żółty pojemnik. Piękności było wszystko jedno. W glorii silnikowego napędu krążyła nad nimi, błyszcząc bogato w słońcu. Osiągnąwszy dostateczną wysokość, przemówiła.

        – Oczyścić świat dla demokracji! – zawołała. Głos nie był donośny, ale przenikliwy.

       – Ach, to mówi! – krzyknęła Yattmur, z zachwytem spoglądając na połyskujące skrzydła. Podniecone brzunio – brzuchy pojawiły się, wybiegając na spotkanie Piękności, padały na wznak ze strachu, kiedy przelatywała nad nimi, zatrzymywały się zbite z tropu, gdy krążyła wokół nich.

       – Któż zmontował katastrofalny strajk portowców w trzydziestym pierwszym?! –pytała retorycznie Piękność. – Ci sami ludzie, którzy was dzisiaj z przyjemnością zakolczykują. Pomyślcie o sobie, przyjaciele, i głosujcie na naszą partię. Głosujcie za wolnością!
       – O… czym to mówi, grzybie? – zapytał Gren.
       – Mówi o zakładaniu ludziom kółek w nosy – odparł smardz, równie jak Gren zbity z tropu. – To właśnie nosili ludzie, kiedy byli cywilizowani. Słuchaj i spróbuj się czegoś nauczyć.

       Piękność latała wokoło jednego z wysokich szczudłaków i z lekkim buczeniem emitowała okolicznościowe slogany Uczucie, że zdobyła sojusznika, ogromnie podniosło ludzi na duchu; przez długie chwile stali z zadartymi głowami, zapatrzeni i zasłuchani. Brzunio – brzuchy poklepywały się po brzuchach zachwycone błazeństwami Piękności.

       – Wracajmy i spróbujmy wykopać drugą zabawkę – zaproponowała Yattmur.
       – Grzyb mówi nie – odparł Gren po krótkim milczeniu. On chce, abyśmy schodzili na dół, kiedy my nie chcemy; kiedy chcemy pójść, on nie chce. Nie wiem, o co mu chodzi.

    – Toś głupi – odburknął smardz. – Ta kołująca Piękność nie zabierze nas na brzeg. Chcę się zastanowić. Musimy sobie sami poradzić, chciałbym się przypatrzyć tym krzewom szczudłaków. Cicho bądź i nic przeszkadzaj mi.

       Nie kontaktował się z Grenem przez dłuższy czas. Gren i Yattmur mogli znowu swobodnie kąpać się w sadzawce i zmyć podziemny brud z ciał i włosów, podczas gdy brzunio – brzuchy rozłożyli się w pobliżu prawie bez narzekań, urzeczeni niezmordowanie krążącym nad nimi żółtym ptakiem.

       Potem polowali za szczytem wysepki, z dala od kamiennych ruin. W górze Piękność kołowała w ślad za nimi, wykrzykując od czasu do czasu:
        – Nasza partia i dwudniowy tydzień pracy!
    ——————————————-
    Tylko Wiara, Nadzieja i Miłość są wieczne, czego i Wam życzę. I Ciekawość, oczywiście.